środa, 30 października 2013

3. Blada Opowieść. (S/Y)

Objąłem go i lekko przytuliłem.
- Nie martw się. Nie ważne jak to będzie wyglądać, powinniśmy być pełni zapału. Inaczej nic nie wyjdzie. - westchnąłem cicho. Powiedzieć czy nie? Męczył mnie ten temat i czym dłużej zwlekałem, tym większe poczucie winy rosło w moim sercu.
- Na pewno..? - spojrzał na mnie z nadzieją. Pewnie myślał, że się z tego wyliże. Że wszystko będzie dobrze...
- Tak! Pomogę ci. Obiecuję. - uśmiechnąłem się.
- Mówisz, jakbym ja... - zamarł. Dotarło do niego..? - Czy... Czy ja..? - wyraźnie widziałem łzy napływające do jego oczu. - ChanYeol..!
- Spokojnie! Tylko spokojnie. - przytuliłem go do siebie. Nie tak miało to wyglądać... - Jeśli będziesz silny, zwalczysz tę chorobę. Wierzę w ciebie, BaekHyun!
- Przestań! - krzyknął. - Dlaczego kłamiesz?! Dlaczego próbujesz mi wmówić, że mam raka?! Nienawidzę cię!! - wrzeszczał w moje ramię. Mocno go trzymałem. Czekałem aż wyleje łzy.
- Staraj się głębiej oddychać. Spokojnie. - starałem się sprawiać wrażenie opanowanego. - Wszystko będzie dobrze. Dostaniesz w szpitalu odpowiednie leki. Tylko się nie poddawaj, dobrze? Szkoda by było kogoś takiego jak ty.
- Nawet mnie nie znasz. - burknął. - Co ty możesz wiedzieć? Nic nie wiesz!
- Wiem więcej niż ci się wydaje. - złapałem go za ramiona i lekko od siebie odsunąłem. - Wiem. Dlatego nie musisz nic mówić. Po prostu walcz. Pokaż ludziom na co cię stać. Pokaż, że możesz wygrać. - widocznie nabrał trochę odwagi. O to mi chodziło. Bez tego, byłby wrakiem człowieka. - Dasz radę. - wytarłem łzy z jego polików i poklepałem po ramieniu. Bez słowa poszedł przodem w kierunku szpitala.
 Położył się na łóżku, nawet nie zdejmując butów. Nie zwracał na mnie uwagi. Ja też nie zamierzałem zawracać mu głowy. Pewnie chciał to przemyśleć. Zostawiłem po sobie kilka piaszczystych śladów i zniknąłem.

Nie odzywał się. Byłem, czy nie... Cały czas był taki sam. Taki apatyczny. Bez wyrazu... Chciałbym coś zrobić, ale nie wiem co. Nie kupię mu lekarstw, a jego ulubione potrawy nie robią na nim wrażenia. Nic nie je. Dostaje pokarm dożylni. Chciałem tego uniknąć. Właśnie przed tym chciałem nas uchronić. Jestem idiotą... Przeze mnie był taki przez kilkanaście dni... A może miesiąc?

Później nastąpił przełom. Zjadł posiłek. Co prawda nieduży, ale to już był krok w kierunku wyzdrowienia.
- Czujesz się lepiej? - usiadłem obok i uśmiechnąłem się szeroko. Oparłem głowę o łóżko. Mimo wakacji, czułem zmęczenie. Może dlatego, że dzień w dzień bywałem w szpitalu? To poniekąd męczące... Oczywiście nie otrzymałem odpowiedzi na pytanie. Ale po jego wyglądzie widziałem, że jest lepiej.
- Trochę. - usłyszałem po dłuższej chwili zachrypnięty głos. Przemówił? Do mnie?! Zerknąłem na niego.
- Naprawdę musisz lepiej się czuć. - cieszyłem się. - Długo myślałeś.
- To prawda. Myślałem. I przemyślałem. - przerwał na chwilę. Wziął głęboki wdech, po czym kontynuował. - Nie mam nikogo. I w sumie nie mam dla kogo żyć. Ta choroba daje mi to ułatwienie, że nie będę musiał za długo być sam.
- Nie wygaduj głupot!
- Jeszcze nie skończyłem. - warknął. - W takim razie muszę mieć dla kogo żyć, prawda? A tą osobą będziesz ty. Już od początku pomyślałem, że jesteś w porządku. Z biegiem czasu i jak codziennie cię widziałem, zrozumiałem. Dlatego trwało to tak długo. Ja... - zaniemówiłem. Że co? Że ja? Że z nim? Co? - Kocham cię. - widziałem to wyraźnie. Widziałem po jego oczach, że to wyznanie było szczere do bólu. Cholera... Nigdy nie myślałem o sobie w ten sposób. Czy ja w ogóle wyglądam na homoseksualistę? Halo!! Lubię dziewczyny! I co teraz?