sobota, 24 sierpnia 2013

1. Blada Opowieść. (S/Y)

Przeraźliwy pisk wypełnił mój umysł. Był tak głośny, że z moich oczu wypłynęły łzy. Nie mogłem tego znieść. Nic nie pomagało. Przed oczami zrobiło się ciemno. Spokojnie ChanYeollie.. Musisz to wytrzymać. Powtarzałem w myślach słowa. To tylko na chwilę. Zaraz przestanie. Za moment ktoś tu będzie. I tak się stało. Ale oczywiście - było już za późno. Większość przypadków była podobna do tego. Zawsze jest za późno. Ale nigdy nie ma winnego. Czy to medycyna? Bo w szpitalach jest mało miejsc. Bo są długie kolejki. Bo pacjenci zgłaszają się, kiedy choroba jest już rozwinięta... Czy może powinniśmy obwiniać lekarzy? "Robiliśmy co w naszej mocy". Ile razy te słowa były kłamstwem? Widocznie nadal zrobiliście za mało. A może wypowiadacie te słowa, by uzasadnić swoją bezsilność, w której zatracacie się z każdym dniem coraz bardziej? Albo to wina ludzi. Bo za często chorują. Bo nie walczą. Bo jest im wszystko jedno... Gdy dowiadujesz się o nowotworze, zawsze tak jest. Szok. Nie wiesz co z nim zrobić. Przyzwyczaić się? Przezwyciężyć? Zostajesz z nim sam. Tchórzliwi ludzie uciekają od ciebie. Zupełnie jakby to było zaraźliwe drogą kropelkową. Nie odwiedzają cię. Odcinają się od ciebie. Czujesz się jak samotna roślina kwitnąca na środku pustyni. A ja istnieję po to, by wyrosnąć obok ciebie. Wolontariusze są nazywani aniołami. Jednak nasze życie nie jest usłane puchem i czerwonym dywanem. Cierpimy razem z osobą, którą się opiekujemy. Czujemy stratę po jej śmierci... Ale mimo to dostajemy wciąż kolejnych podopiecznych. Ponieważ życie toczy się dalej i nic nie da się z tym zrobić...
 Pani Byun odeszła zeszłej nocy. Ile to..? Miesiąc? Dwa? W każdym razie, opuszczałem lekcje, żeby móc się z nią spotkać. Nie wiedziałem kiedy nadejdzie ten dzień. Postanowiłem widywać się z nią codziennie. Akurat kiedy musiałem załatwić coś na mieście... Przyszedłem godzinę później. A kiedy wszedłem do sali... Było już za późno...
 Pewnym siebie krokiem zmierzałem do gabinetu ordynatora Parka. Rzuciłem tylko okiem na karty kolejnej osoby i wysłuchałem co ojciec miał mi do powiedzenia, ponieważ to był dopiero mój drugi raz. Nie jestem przyzwyczajony do tematu śmierci. Myślę, że minie sporo czasu, zanim się przyzwyczaję. Ale mimo wszystko obiecałem, że pomogę w szpitalu. I jestem...
 Stanąłem przed błękitnymi drzwiami. Długo zastanawiałem się co powiedzieć... W końcu chłopak był w moim wieku. Nie wiedziałem jak zacząć rozmowę, żeby go od siebie nie zrazić już na wstępie. Wziąłem kilka głębokich wdechów i zastanowiłem się.. Ale skończyło się na myśli "co ma być, to będzie". Nacisnąłem klamkę. Nie było już wyjścia. Otworzyłem powoli drzwi i dostrzegłem pochyloną postać ciemnowłosego chłopaka. Zrobiłem kilka kroków, aby dało się zamknąć drzwi.
- Przepraszam... - zmieszałem się nieco. Nawet nie zwrócił na mnie uwagi. - Nazywam się Park ChanYeol. Jestem wolontariuszem i opiekuję się pacjentami. Wygląda na to, że spędzimy razem sporo czasu, Byun BaekHyun. - lekko się uśmiechnąłem, kiedy w końcu raczył na mnie spojrzeć.
- Po co tu jesteś? Zamierzasz robić za jedyne źródło rozrywki? - prychnął.
- Nie. Wyobraź sobie, że masz podejrzenie nowotworu, jeśli jeszcze o tym nie wiesz. Mam nadzieję, że tak się nie stanie, ale w szpitalach trzeba brać pod uwagę najgorsze scenariusze, więc jeśli wykryją coś w twoim organizmie, to niestety, ale zaczniesz słabnąć. Po pewnym czasie nawet chodzenie będzie problemem. Będziesz wiecznie zmęczony i ospały, a wszystko za sprawą choroby. Możesz nie poradzić sobie sam, a ja nie poświęcam swoich wakacji tylko dlatego, żebyś miał rozrywkę. Jestem tu, żeby cię wesprzeć i pchnąć we właściwym kierunku, zatem proszę, nie zachowuj się jak dzieciak i przebierz się w piżamę, dobrze? - spojrzał na mnie z niemałym zaskoczeniem. Nie musiałem mówić nic więcej. Chłopak wziął wspomniane ubranie i wyszedł do łazienki. Byłem z siebie dumny, że udało mi się tak płynnie i szybko wytłumaczyć mu swoją rolę.
- Widzę, że już mnie znasz... - zaczął, wychodząc z łazienki. Podszedłem do niego i wziąłem ubrania, by złożyć je i schować do szafki.
- Tak. Niech cię to nie dziwi. Zazwyczaj gdy dostaje się podopiecznego, zna się jego tożsamość i dolegliwości. Jak wspomniano w kartotece, jesteś blady. Od czasu do czasu bolą cię kości, prawda? A krew nie krzepnie tak szybko, jak powinna. I również.. Każde drobne uderzenie kończy się siniakiem. To jedne z pierwszych objaw. Choć może to być zwykłe niedokrwienie lub spadek czerwonych krwinek w twoim organizmie. - westchnąłem. - Wiem, że jest niewiele osób, które będą mogły cię odwiedzać, ale skoro zaczęły się wakacje, możesz na mnie liczyć. Mój dom jest niedaleko, więc sam będziesz tylko nocą. Oprowadzić cię po szpitalu?
- Dlaczego to robisz? - zachowywał się, jakby ignorował moje słowa. - Dlaczego zajmujesz się ludźmi takimi jak ja? Użerasz się z nimi.. Nie męczy cię to?
- Jeszcze nie spotkałem się z uciążliwym pacjentem. - uśmiechnąłem się szeroko. - Mam nadzieję, że nie zamierzasz być pierwszy w tej dziedzinie. A jeśli chodzi o to... Robię to z kilku powodów. Przede wszystkim ojciec mnie o to poprosił. Inne powody są zbyt długie, by je tłumaczyć. - stanąłem obok niego. - Powinniśmy iść? Pokażę ci gdzie jest kawiarnia, stołówka i sklep. Więcej chyba nie przyda ci się do szczęścia. Do ogrodu trafisz z łatwością. Widać go przez okno. Wystarczy zejść na sam dół. Wtedy dotrzesz do drzwi wejściowych. Idziesz?

wtorek, 20 sierpnia 2013

16. Molla. (S/Y)

Leżałem zdyszany, wpatrując się w jego spokojną twarz. Gdyby nie kilka kropelek potu na jego czole, nie byłbym w stanie się domyślić, że przed chwilą odbył stosunek. Teraz wyglądało jakby... Jakby się ode mnie odcinał. Zostawił mnie samego. Zamknął się w swoim własnym świecie i pozostawił samego sobie... Chciałem go przytulić. Wyszeptać, że go kocham. Pocałować... A on po prostu siedział... Nachylił się nad moim brzuchem i zlizał z niego białą ciecz. Położyłem dłoń na jego poliku. Lekko pociągnąłem go do swojej twarzy.
- Sehunnie... - wyszeptałem.
- Co? - odparł chłodno. Szeroko otworzyłem zdziwione oczy i usiadłem na łódce.
- Co się z tobą dzieje? Dlaczego jesteś taki?
- Jaki jestem? Coś ci nie pasuje?
- Sehunnie... - załkałem. Wysiliłem się na resztki łez... Nie rozumiałem jego zachowania. Dlaczego był dla mnie taki oschły? Bez słowa wciągnąłem na siebie spodnie i zacząłem wiosłować w stronę domu. Bo niby co miałem robić? Chciałem znaleźć się na kilka chwil w miejscu z dala od niego. Nie wyglądało na to, żeby chłopak zamierzał mi pomóc. Sam, ostatkiem sił ledwo dopłynąłem do brzegu. Kiedy wstałem, poczułem okropny ból. Zachwiałem się na nogach jak z waty i spektakularnie zaryłem twarzą w trawnik. Mój towarzysz wyszedł za mną i spojrzał na moją leżącą postać.
- A ty co? Byłem zbyt ostry? - nie wiedziałem, co powinienem odpowiedzieć. Ból rozprzestrzeniał się powoli po całym ciele, które i tak było wykończone.
Przewróciłem się na plecy i spojrzałem w niebo. Białe chmury, zupełnie jak w dniu śmierci Lay'a... Pomyślałem o nim pierwszy raz od dłuższego czasu. Moje myśli rozwiał dopiero delikatny deszcz... Zamknąłem oczy i oddałem się mu w całości. Nie słyszałem nic poza kroplami. Wsłuchiwałem się w ich szept. Kojąca melodia postanowiła rozpieszczać moją duszę, koić głód spokoju i zatrzymać na chwilę biegnące myśli. Nagle poczułem jak ktoś mnie podnosi. Od razu otworzyłem oczy i spojrzałem na twarz Sehun'a.
 - Wiem, że trochę przesadziłem... Zazwyczaj taki nie jestem. Przepraszam... Za bardzo się wczułem... - przytulił mnie do siebie. - Nie chcę, żebyś zachorował. Idziemy do środka. - zarządził i zaniósł mnie prosto do łazienki. Weszliśmy razem do wanny. Zawstydzony zasłoniłem się wysoką pianą, co rozbawiło mojego chłopaka. - Nie martw się. Wszystko widziałem, skarbie. - zadrżałem. Zsunąłem się niżej. Teraz znad wody wystawała tylko moja głowa.
- Wszystko mnie boli... - mruknąłem niezadowolony.
- Nie martw się. Będzie dobrze. Po prostu musisz się przyzwyczaić. - objął mnie. - Następnym razem zrobimy to, jak będziesz chciał.
- Masz na myśli, że...
- Że zamierzam czekać, aż sam się na mnie nie rzucisz, rozpalony do granic możliwości. - posłał mi szeroki uśmiech, a ja ponownie poczułem zażenowanie...
- To będziesz musiał naprawdę dłuuuugo, dłuuuuuuuugo czekać. - wziąłem trochę piany i zostawiłem biały ślad na jego nosie.
- Ahh hyung... Dzięki tobie dzisiejszy dzień był naprawdę wspaniały. - wepchnął nos między kosmyki moich włosów. - Chciałbym częściej tak odlatywać. Teraz będę zabierał cię do mojego świata. Wybacz mi ten wybryk. Zapomniałem co się dzieje. Ta przyjemność... Tak rozkosznie mnie wypełniła... - zamruczał. A ja... Chyba miałem mu za złe. Bo to w końcu był nasz pierwszy raz. A on go jednym słowem spierdolił i tyle. Pokręciłem głową i oparłem się o zagłówek.
- Po prostu jesteś jeszcze dzieciakiem. - uśmiechnąłem się podstępnie i spojrzałem na niego, oczekując reakcji.
- Masz rację. Jestem głupim dzieciakiem, który psuje najwspanialsze chwile swojemu hyungowi przez jego egoizm. Jestem najgorszą osobą, na jaką mogłeś w życiu trafić. Ale mimo że wiem jak cię to zraniło, nadal zamierzam trwać przy twoim boku i sprawić, że będziesz szczęśliwy do końca swoich dni.
- Hmmm wieczne szczęście? Może to dobra opcja dla nas obu...

Kilka dni później...

Siedzieliśmy przed domem i bawiliśmy się ze szczeniakami, kiedy do domu wrócił wuj. Przywitaliśmy go ciepło i wypiliśmy z nim herbatę na tarasie. Opowiadał o gościnności indyjskich gospodyń, u których bywał. No tak.. Mogłem się domyślić, że to nie będzie jakiś tam zwykły wypoczynek, polegający na wylegiwaniu się pod palmą.. W pewnym momencie naszej rozmowy Sehun poszedł znów zająć się młodymi psami, a ja zamieniłem z krewnym jeszcze kilka słów. 
- Długo już z nim jesteś? - zapytał bezwstydnie. 
- Serio, mógłbyś sobie odpuścić takie pytania... - burknąłem.
- No co? Muszę wiedzieć wszystko na temat mojego pacjenta! To może odbić się na twoim zdrowiu! 
- Na razie odbija się tylko pozytywnie! 
- Więc jak długo? - westchnąłem. 
- Sam nie wiem... Jakiś czas.. Dłuższy czas... - spojrzałem na chłopaka.
- No tak. Zaczyna robić się zimno. - podkreślił. - Sam sweter ci już nie wystarczy. Pomyśl nad czymś cieplejszym. - pokiwałem głową.
- Nie martw się. On na pewno nie da mi zachorować. Dobrze się mną zajmuje, mimo że jest młodszy. - uśmiechnąłem się. 
- Akurat tobie każda opieka jest na rękę. - zaśmiał się. - Widzę, że pasują mu te psiaki. Jeśli chcesz, mogę wam jednego dać. 
- Tylko jednego? Skąpy jesteś. - zaczęliśmy się śmiać. - Którego konkretnie chcesz się pozbyć? 
- Sami wybierzcie. Pójdę już do środka. Mam kilka rzeczy do załatwienia. - wstał od stołu. 
- Dobrze. Do zobaczenia następnym razem. - pokiwałem mu i podskoczyłem do Sehuna. - Sehunnieeee..! - kucnąłem tuż obok. - Wuj zgodził się, żebyśmy wzięli jednego! Co ty na to? Powinniśmy wziąć psa? - spojrzałem na niego. 
- Możemy? 
- Tak! Który ci się podoba? - rozejrzałem się po małych zwierzętach. 
- Sam nie wiem... Może ten? - wskazał na brązowego psa. - Już nawet mam dla niego imię. - uśmiechnął się. 
- Imię? Niby jakie? 
- Lulu. 
- Lulu?! 
- Lulu. 
- Dlaczego akurat Lulu?! Czy to imię dla psa?! - oburzyłem się. - Nie powinieneś dawać zwierzętom ludzkich imion! 
- Pasuje to do niego. Jest tak samo uroczy jak ty. - momentalnie się zarumieniłem. Sehun, ty zły człowieku. Jak śmiesz wywoływać u mnie tyle emocji? Nienawidzę cię!

piątek, 16 sierpnia 2013

14. Black Prince. (S/Y)

Z głębokiego snu wyrwał mnie przeraźliwie głośny huk. Zaraz później w moim  pokoju zjawił się SungYeol. Chwilę po nim dostrzegłem SungJong'a. Wszystko zdawało mi się dziać w spowolnionym tempie. Niby był środek nocy, ale widziałem migocące światło dookoła nas.. Usiadłem na łóżku.
- Co się dzieje? - mruknąłem zaspany i przeciągnąłem się z szerokim ziewnięciem.
- Nie czas na głupie pytania! - krzyknął młodszy i pociągnął mnie za rękę. Nie rozumiałem co się dzieje... W korytarzu natknęliśmy się na HoWon'a. Wszyscy w przerażeniu biegli w nieznanym mi kierunku. Byłem tak śpiący, że nie byłem w stanie stwierdzić co się ze mną dzieje.
 Dotarliśmy na otwartą przestrzeń. Czułem, że jest mi zimno. SungYeol przykrył mnie kocem. Nie wiedziałem skąd go ma. Ale nie miałem ochoty go o to pytać. Usadzono mnie na koniu. Pozostała trójka zrobiła to samo. Jechało za nami trzydziestu żołnierzy.
- Ktoś mi to w końcu wytłumaczy? - burknąłem niezadowolony niczym małe dziecko.
- Chińskie siły natarły na królewską posiadłość. - tłumaczył najmłodszy. - Japonia uderzyła w nas od południowej strony. Może to głupie, ale jedyną drogą ucieczki jest droga przez północ. - co róż ponaglano konie. - Nie martw się o swojego brata. Wszyscy z królewskiej rodziny zostali ewakuowani. Po prostu rozdzieliliśmy się, żeby nie było tak łatwo nas złapać. - spojrzał na mnie i delikatnie się uśmiechnął. To naprawdę nie była odpowiednia chwila... Ale miałem chęć znów przeprosić mojego ukochanego..
- SungJongie.. Źle zrobiłem..
- Nie mówmy teraz o tym. - odwrócił wzrok. - Porozmawiamy, kiedy będę wiedział, że jesteś bezpieczny. Na razie moje serce szaleje, bo wie, że jego druga połówka jest w niebezpieczeństwie. - czułem na sobie oczy całej kampanii. Niewątpliwie to uczucie było niekomfortowe, jednak postanowiłem zostawić to same sobie. Niech się patrzą.
 Zaczynało świtać. Kilkadziesiąt rumaków zatrzymało się przy leśnym strumieniu. Odgłosy strzał wystrzeliwanych z łuków zostały ju daleko za nami. Konie wydawały się być naprawdę zmęczone.. Spojrzałem na Hoyę, który cały czas mnie obserwował. Podszedł do mnie i ukląkł na jedno kolano.
- Ja wiem. Doskonale wiem, że mnie nienawidzisz. Wiem, że mi tego nie wybaczysz. Wiem, że źle zrobiłem.. Jednak pozwól mi jako karę, narażać za ciebie swoje życie. Pragnę być tarczą dla twojego ciała. Zrobię wszystko, czego będziesz chciał. Nie będę spał, jadł ani pił, aby móc godnie wypełniać służbę.
- Jedzenia jest wystarczająco dużo. - podszedł do nas SungJong. - Wody też nie braknie. Nasz oddział jest dość duży, by każdy mógł się wyspać. Jedynym problemem pozostaje nastawienie mojego księcia.. - złapał mnie pod ramię. Pokręciłem tylko głową i bez słowa podszedłem do wody. - Coś nie tak, Kim MyungSoo?
- Niepokoi mnie to wszystko, SungJong... Boję się o wszystkich. Wiem, że to ich praca, i twoja też, ale nie wybaczę sobie, jeśli komukolwiek stanie się krzywda...
- Zrobiłeś się strasznie sentymentalny, wiesz? - przytulił się do mnie. - Nie przejmuj się. Zdążymy uciec. - zacząłem napawać się jego przyjemnym, kojącym zapachem...
- Jongie... - mruknąłem przyjemnie i nachyliłem się nad nim, by spojrzeć mu w oczy. - Taki piękny Jongie.. - pogładziłem jego policzek. Młodszy wspiął się na moich ramionach i zostawił krótki ślad pocałunku na moich ustach.
- Nie tak piękny jak ty. - uśmiechnął się szeroko. Niestety nie mogłem długo nacieszyć się widokiem tego pięknego uśmiechu, gdyż z dalszej części obozowiska dobiegły nas wrzaski i szczęk mieczy. Młodszy z przerażeniem spojrzał na mnie.
- Czy nikt nie poszedł na wartę?! - słyszałem rozwścieczonego Hoyę. - Nie ma czasu na ucieczkę. Łapcie broń. Będziemy chronić naszego księcia do samego końca. - stanął na czele oddziału. Wsiedliśmy z SungJong'iem na konia i pognaliśmy, byle jak najdalej stąd. Krzyki umierających ludzi... Czułem jakby rozrywały moje serce... Młodszy mocno objął mnie w pasie i przytulił polik do moich pleców.
 Po godzinie dzikiego galopu, mój koń nie wytrzymał. Jak stał, tak się położył. Przerażony rozejrzałem się dookoła. Nie było nic.. Żadnych drzew ani krzewów... Na domiar złego, gonili nas. Nie zauważyłem tego wcześniej; byli daleko. Ale teraz nas doganiali. Złapałem SungJong'a za rękę i zacząłem biec. Nawet nie wiem gdzie. Nogi same mnie niosły. Swoją drogą czułem, jakbym ich nie miał. Każdy mięsień mojego ciała był niesamowicie napięty.
- MyungSoo! Nie dam dalej rady! - dyszał. Widziałem, że omdlewa..
- Musimy dotrzeć do zbocza góry. Dasz radę, Jongie! Nie poddawaj się! - dopingowałem go. Myślałem, że nam się uda. Wierzyłem w to. Byłem na tyle naiwny, żeby narazić życie młodszego... Zatrzymaliśmy się. Było niewiele czasu. Złapałem go za ramiona i spojrzałem w jego oczy. - Kocham cię, rozumiesz? - czułem piekące łzy. Chciałem go widzieć. SungJong! Nie znikaj z moich oczu! - Kocham najbardziej na świecie! Dziękuję! Dziękuję za wszystko! Że byłeś przy mnie! Że darzyłeś mnie uczuciem, którego pewnie z początku nie chciałeś! SungJongie!! - mocno go przytuliłem.
- Nie masz za co dziękować. - jego ton, jak zwykle spokojny... Jak możesz się tak zachowywać?! Jak możesz koić mój strach?! - Bo ja też... Bardzo cię kocham. Nie boję się śmierci. Zróbmy to razem. Spotkajmy się na nowo.
- Nie chcę! - pokręciłem głową. - Chcę zostać tutaj! Razem z tobą!
- Nie utrudniaj tego, mój książę... - byli już przy nas... Rozdzielili nas.. Chciałem mocno trzymać go za rękę, a oni tak po prostu mi go odebrali.. Chciałem go tulić. Dotykać... By przed śmiercią pamiętał moje ciepło. - Kocham cię.. - uśmiechnął się. Z jego oczu wypłynęły łzy.
- Nie! - kręciłem głową, gdy przyłożyli ostrze miecza do jego gardła. - Nie chcę żyć nawet sekundy bez ciebie! Zróbmy to razem! - upadłem na kolana. Ktoś szarpnął mnie za włosy i zmusił, bym wstał. To oczywiste, że szarpałem się jak głupi. A on? A on czekał... Cierpliwie...
- Patrz. Przyglądaj się Koreańska suko, jak on ginie. Szkoda takiej pięknej twarzyczki, nieprawdaż psie? - syknął prosto do mojego ucha.
- Jongie... - nie chciałem. Tak cholernie się bałem.. Ale nie było nawet jak się bronić.. Nie zdążyliśmy nic ze sobą zabrać.
- Książę.. - załkał żałośnie.
- Dobra, dosyć tych ceregieli. Nie wyglądają najgorzej. Dajmy im tę satysfakcję. Niech znają łaskę Chińskiego cesarstwa. - bez zawahania wbił długi miecz w mój brzuch. W tym samym czasie poderżnięto gardło SungJong'a. W jednej sekundzie uciekło z niego życie. A ja konałem. Konałem długo. Długo i boleśnie. Sam. Tuż obok trupa. Obok zwłok osoby, której serce w połowie stało się moje...

_______
Ponieważ SungJong  też choć raz musi dostać po mordzie xD

środa, 14 sierpnia 2013

15. Molla. (S/Y)

 To 69 - ty post xD

- Woooah... - zatrzymaliśmy się przed ogromnym domem. - Nie wspominałeś, że twój wujek jest bogaty...
- Bo nie pytałeś. - zaśmiałem się i otworzyłem przed nim furtkę. - Co więcej, cała posiadłość jest tylko i wyłącznie do naszej dyspozycji. Jesteśmy zwolnieni ze szkoły na tydzień. 
- Tydzień? Ale jak to? - zdziwił się. 
- No tak. Mój wujek jest lekarzem. To on kazał ci mnie przypilnować, żebym jadł. Ten lekarz ze szpitala, w którym jest twoja mama. Dlatego jeśli coś będzie się działo, masz mi natychmiast mówić, wtedy załatwię to z wujem. - pokiwał głową, przekraczając próg domu. - Okej. U góry jest dwuosobowe łóżko. Będziemy tam spać, ale swoje rzeczy możemy zostawić tutaj. Większa łazienka jest na dole, więc myślę, że będziemy z niej korzystać. I kuchnia, to co lubisz najbardziej, jest w prawym skrzydle, razem z tarasem. Będzie nam się miło jadło obiady. - słuchał moich słów, podziwiając salon z rozdziawionymi ustami. - Ah i jeszcze jedno. - podszedłem do dużego okna. - Tam jest jezioro. Z prawej strony wypływa zakole połączone z rzeką. Jutro możemy przepłynąć się kajakami. Możemy zrobić okrążenie, płynąc tym zakolem. Później odcinek rzeką i następnie z powrotem do jeziora, drugim wlotem. Co o tym sądzisz? - spojrzał na mnie nadal nie wierząc w to, co się dzieje. 
- Hyung... To najpiękniejszy dzień w moim życiu. - przytulił się do mnie. - Mówiłem już jak bardzo cię kocham? - zaśmiałem się.
- Taaak i to wiele razy. - zawisłem na jego ramionach. 
- Hyung... A ty mnie kochasz? - spojrzał na mnie. 
- Oczywiście, że cię kocham głuptasie! Co to w ogóle za pytanie, hmm? Muszę ci to jeszcze udowadniać? - uśmiechnąłem się i smyrnąłem nosem jego skroń. 
- Nie musisz. - czułem na karku jego ciepły oddech. Przyjemne uczucie ogarnęło moje ciało. Czułem jakbym mógł zamknąć oczy i zasnąć w jego ramionach.. - Hyung, nie jesteś głodny? - wzmocniłem uścisk na jego szyi. 
- Czy ty zawsze musisz przerywać takie fajne momenty? - niechcący nadepnąłem na jego stopę; byłem tak blisko.. 
- Hyung jak blisko zamierzasz jeszcze podejść? Jesteś duchem i próbujesz wniknąć w moje ciało? - prychnąłem na niego. 
- Pabo. - odsunąłem się i chciałem wziąć swoje kosmetyki do łazienki, kiedy młodszy złapał mnie za ramiona i splótł swoje dłonie na moim brzuchu. 
- Kto tu jest głupi, co? Mam ci pokazać kto tu rządzi, Lulu? - zadrżałem na te słowa. Niby jak on chciał mi pokazać... NIE! - Chodź hyung. - szepnął i pociągnął mnie w stronę kanapy. - Chcę coś sprawdzić... - złapał mnie jedną ręką na wysokości lędźwi, a drugą na karku i ułożył mnie w pozycji leżącej. 
- Sehun... - nie podobało mi się to. 
- Ciiii Lulu... Daj mi się pobawić. - klęknął tak, że byłem między jego nogami. Delikatnie usiadł na mojej miednicy. 
- Przestań Sehun. - jęknąłem wystraszony. 
- Zaufaj mi Lulu. Przecież wiesz, że nic złego ci nie zrobię. - nachylił się nade mną. - Nie bój się. Jak nie chcesz na to patrzeć, to po prostu zamknij oczy. - uśmiechnął się lekko. Posłuchałem jego rady. Nie minęło kilka sekund, kiedy poczułem jego usta. Ale bynajmniej nie tam, gdzie zawsze, bowiem obrał sobie teraz za cel moją szyję. Kilka razy zdarzyło mi się syknąć. Ssał moją skórę bardzo mocno... Pewnie zostaną ślady. Ehh... - Hyung... - szepnął, podwijając moją koszulkę do góry. - Dlaczego ukrywasz takie piękne ciało? - czułem jego palec wędrujący od mostka, aż do podbrzusza. Drżałem pod jego dotykiem. 
- Se... Sehunnie... - stęknąłem, automatycznie wypychając biodra do przodu. Co się ze mną dzieje? Pozwoliłem, by dokładnie zbadał rękoma mój tors. I tylko tors! 
- Naprawdę cię nie rozumiem... Jesteś idealny pod każdym względem, hyung. - jego język... Na moim brzuchu... To za wiele! Moje bokserki i tak są już opięte! Złapałem między palce jego włosy i lekko odsunąłem. 
- Wystarczy, błagam... Zaraz nie wytrzymam... 
- Właśnie o to mi chodziło. Nie wytrzymuj. Przyznaj, że cię to podnieca. - lekko otworzyłem oczy i z powrotem naciągnąłem na siebie koszulkę. 
- To oczywiste, że mnie podniecasz, pabo. - usiadłem i złapałem go za rękę. - Jeszcze nie chcę... Daj mi kilka dni, proszę... 
- W porządku hyung. - uśmiechnął się szeroko. - Ale pod jednym warunkiem. - spojrzałem na niego zdezorientowany. - Od dziś kąpiemy się razem. Chcę zobaczyć to ciało w całości. - wyszczerzył się. Szybko uderzyłem pięścią w jego ramię. 
- Naprawdę jesteś głupi. - burknąłem i poszedłem do kuchni. 
- Hyuuuuuuung~! Nie gniewaj się na mnie! - poszedł w krok za mną. - Jesteś głodny? Dlaczego idziemy do kuchni? 
- Myślałeś, że ściągnięto nas tu za darmo? - zaśmiałem się. - Musimy nakarmić psy. 
- Ah. Rozumiem. - pokiwał głową i pomógł mi napełnić dwie duże miski. - To muszą być jakieś masywne psy, że aż tyle im sypiemy? 
- Powiedzmy. - zaśmiałem się i zaprowadziłem go na podwórko. Usiadłem na werandzie i zawołałem Sandy i Rockie'go. Były to dwa mieszańce ras największych psów świata. 
- O mój Boże... Nie ugryzą nas? - spojrzał na nie niepewnie. 
- Spokojnie. Myślę, że cię polubią, jeśli dasz im jedzenie. - oboje zaczęliśmy się śmiać. 
Kiedy psy zjadły, wybraliśmy się na spacer do pobliskiego parku. Nie wracaliśmy do domu, dopóki nie zrobiło się ciemno. Zjedliśmy nawet kolację przy świecach, co z początku wydawało mi się dziwne. Związek z chłopakiem... Niby od zawsze była to dla mnie norma, ze względu na Yixing'a, ale mimo to czułem się dziwnie chodząc z Sehun'em za rękę, zwłaszcza w publicznych miejscach, tuląc go tak mocno, całując... Czy to dlatego, że z Lay'em nie zdążyliśmy zrobić tych rzeczy? Chciałbym móc znów go spotkać. Porozmawiać. Zapytać, co u niego... Z każdym dniem czułem coraz większą tęsknotę, ale jednocześnie pustka w moim sercu była zapełniana przez Sehun'a, który całe szczęście odpuścił mi dziś wspólną kąpiel. Odetchnąłem z ulgą, kiedy leżeliśmy w swoich objęciach i obserwowaliśmy gwiazdy. 
- Piękne co nie? - mruknąłem z lekka zaspanym głosem. 
- Na pewno nie tak piękne jak ty. - położył dłoń na moim brzuchu. 
- Przesadzasz Sehunnie. Nie jestem aż tak wspaniały, jak mogłoby się wydawać... Mam więcej wad, niż myślisz. 
- Kocham twoje wady nawet bardziej niż zalety. - przejechał nosem po moim poliku. Uśmiechnąłem się lekko, pozwalając mu na trochę pieszczot. - Kocham cię. - szepnął cicho, po czym zaczął przygryzać płatek mojego ucha. 
- Co ty robisz..? - westchnąłem, czując jak jego dłoń wędruje pod moją koszulkę. - Nie Sehun... Proszę, daj mi spać. - co za upierdliwy dzieciak.. 
- Przecież jeszcze nie śpimy. Czy nie patrzyliśmy przed chwilą na gwiazdy? - zarzucił nogę do przodu i położył się na mnie. 
- Złaź! Ile ty ważysz, człowieku! - zacząłem się rzucać. Sehunnie był naprawdę ciężki. 
- Nie zejdę. - śmiał się, widząc moje wysiłki 
- A idź ty. Śpię, nie przeszkadzaj mi. - zamknąłem oczy. 
- Pabo. Daj mi przynajmniej położyć głowę na twoim ramieniu, a nie chamsko położyłeś się na boku, egoisto. - burknął. Naprawdę  rozbawił mnie tym tekstem. Przeturlał się na miejsce obok mnie, a ja położyłem się na plecach. Moje ramię szybko zostało przez niego zajęte. 
- Dzieciak. 
- Staruch. 

Kolejny dzień nadszedł szybko. Praktycznie cały czas spędziliśmy na wodzie. Jezioro wbrew pozorom było dość ciężkie do przepłynięcia. Wieczorem usiedliśmy na werandzie. Sehun zajął miejsce naprzeciwko mnie z zacieszem na twarzy. 
- Co się tak cieszysz wariacie? - mruknąłem w jego stronę. 
- Bo mam coś fajnego. - odparł i wyciągnął zza pleców bańki mydlane. - Kocham bańki~! - zaczął wydmuchiwać tęczowe kule. 
- Wooo... - spojrzałem na pomarańczowy zachód słońca komponujący się z dziecinną zabawą mojego chłopaka. - Weź... Jakie to ładne. - wyciągnąłem z kieszeni telefon i zacząłem robić zdjęcia. - Trzeba to uwiecznić! 
- Hyung! - odwrócił się tyłem, kiedy skierowałem obiektyw w jego stronę. 
- No co? Lubię fotografować ładne widoki. - wzruszyłem ramionami i od razu zmieniłem tapetę na telefonie. 
- Pabo. Chodźmy już lepiej do środka, bo zaczyna się robić chłodno. - złapał mnie za rękę. 
- Jak wolisz.. 

Następnego dnia, od razu po śniadaniu, wypłynęliśmy łódką na sam środek jeziora. Położyłem się wygodnie na plecach, podkładając pod głowę ramiona. Sehun spojrzał na mnie znacząco. 
- Co? Śpiący jestem. Strasznie wiercisz się w nocy. - mruknąłem i zamknąłem oczy. 
- Hyung. Czy wiesz, jak ty wyglądasz? 
- Co? Mam coś na twarzy? Czy źle się ubrałem? 
- Nie to mam na myśli. - poczułem jego dłoń na swoim kolanie. - Ta łódź jest wystarczająco szeroka i dosyć długa, nie sądzisz? 
- Co masz na myśli? - cały zdrętwiałem. 
- Nie udawaj głupka, hyung. - nachylił się nade mną. Spoglądaliśmy prosto w swoje oczy. - Dobrze, że wzięliśmy krem do opalania. Przynajmniej na coś się przyda. 
- Nawet tak nie mów! - przeraziłem się. - Sehun. Jest dzień! Co jak ktoś nas zobaczy? 
- To teren prywatny. Nikt nas nie zobaczy, co najwyżej usłyszy, ale to nie szkodzi. - uśmiechnął się szeroko i przyssał się do mojej skóry w zagłębieniu między obojczykami. - Daj mi się, hyung... Pragnę cię tak bardzo, że ledwo się powstrzymuję. - wyszeptał, rozrywając mój t-shirt. Miał szczęście, że nie lubiłem go aż tak bardzo.. Jego dłonie szybko znalazły właściwe miejsce mojego ciała. - Hyung. Chcesz, żebym cię porządnie rozgrzał, czy mam to zrobić szybko? 
- A nie jest ci wystarczająco ciepło, kretynie? - sapnąłem. - Rób co do ciebie należy, puki się jeszcze nie rozmyśliłem. - nie musiałem mu tłumaczyć. W jednej chwili pozbył się moich spodni. Chwycił za krem, nalał trochę na środkowy palec i... I poczułem, jakby ktoś rozdzierał ranę po postrzale... Wygiąłem się w pół z głośnym krzykiem. To niby tylko palec, ale za to jak cholernie bolało... Całe szczęście pozwolił mi się przyzwyczaić. Kiedy mógł już swobodnie nim poruszać w moim wnętrzu, dołożył drugi palec, a ja nawet o tym nie wiedziałem. Dopiero jego napięte przyrodzenie sprawiło mi podobny, a może nawet większy ból. Piszczałem na całe gardło, mimo iż on nic nie robił. Dobrze, że nie był aż taki gruby, ale sam fakt... AISH. Zaczął się ruszać. Sehun musiał być naprawdę zniecierpliwiony, gdyż jego tempo było dość szybkie. Moje gardło było kompletnie zdarte, nie miałem już nawet siły, żeby się drzeć. Uspokoiłem się dopiero, kiedy oboje doszliśmy... Geez zapamiętam ten dzień i tę łódkę do końca życia...

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

14. Molla (S/Y)

Mimo że Sehun położył mnie do snu i zapewniał kilkukrotnie, że jego podłoga jest wygodna, poczucie winy nie chciało mnie opuścić. Długo nie mogłem zasnąć. Spoglądałem za okno i obserwowałem liczne gwiazdy. Nie było tu żadnych ulicznych lamp; jedynym źródłem światła było kilka ledwie świecących żarówek na następnej ulicy. Nie lubiłem spać w kompletnych ciemnościach. Usiadłem na łóżku i starałem się dostrzec coś w nicości. Nawet kanty szafek były niewidoczne. Białe półki gdzieś zniknęły... Dotknąłem dłonią ściany i wstałem. Zacząłem niepewnie stąpać w kierunku dużego pokoju, w zupełności poruszając się według pamięci, niekiedy pomagając sobie dłońmi.
- Sehunnie... - jęknąłem przerażony idąc w kierunku, gdzie powinien być mój chłopak. Nagle usłyszałem przeraźliwe buczenie. Zdezorientowany rozejrzałem się dookoła. Nic nie widziałem. - Sehun.. - kontynuowałem nawoływanie, jednak znów bez odzewu... Nagle coś złapało mnie za nogę. Wydarłem się na całe gardło i zacząłem się szarpać.
- Ładnie to tak budzić ludzi w środku nocy? - usłyszałem zamulony głos młodszego.
- Oszalałeś?! Chcesz, żebym zszedł na zawał?!! - łkałem. Po polikach spłynęły nieopanowane łzy. - Nawet nie wiesz jak bardzo się wystraszyłem, głupku! - usiadłem na podłodze.
- Dlaczego nie śpisz? Miałeś zły sen?
- Nie. Po prostu nie mogę spać. - wyciągnąłem rękę przed siebie.
- Ała! Mój nos!
- Przepraszam. - położyłem się obok niego. - Nie chcę spać sam, więc zostanę tutaj.
- Nie płacz, mój skarbie. - poczułem jego dłoń na swoich polikach.
- Skąd wiedziałeś, że płaczę? - zdziwiłem się.
- ... Bo słyszę i widzę? Twoje łzy są najgorszą rzeczą, jaką człowiek może zobaczyć, wiesz? Jesteś potworem, skarbie. - czułem na nosie jego oddech.
- Serio widzisz w takich ciemnościach? Ja czuję się jakbym nawet nie otworzył oczu. To strasznie dziwne uczucie..
- Widzę. Patrzysz prosto na mnie. - coś miękkiego dotknęło moich ust. Czy to jego palec..?
- Co ty robisz?
- Hyung masz takie śliczne usta... - drugą dłonią przejechał wzdłuż mojej talii. Zadrżałem czując jego ciepły dotyk. - Nawet nie wiesz na co mam teraz ochotę. I chyba lepiej, żebyś nie wiedział. - zaśmiał się.
- Bardzo zabawne. - mruknąłem i położyłem ręce na jego policzkach. - Pocałujesz mnie w końcu czy muszę o to błagać?
- Hmm.. Błaganie to całkiem ciekawa opcja, ale chyba dłużej już się nie powstrzymam. - poczułem jak wsuwa swoją wargę między moje usta. Nic nie musiał robić. Wystarczyło mi, że czułem ich smak. Mogłem poznać ich miękkość i kształt. Pogładziłem kciukiem delikatną skórę na jego twarzy i przybliżyłem się jeszcze bardziej. Moja górna warga znalazła się głębiej, by po chwili mógł zasmakować jej swoim wilgotnym językiem. Odruchowo się odsunąłem i spojrzałem na niego. O dziwo byłem w stanie dostrzec rysy jego twarzy.
- Co ty wyprawiasz?
- Przed chwilą pytałeś mnie o pocałunek.
- Ale nie z językiem. - schowałem nos w jego kołdrze. Usłyszałem rechot tego głupka. - Co cię tak niby bawi?!
- Nawet nie wiesz ile znam technik.
- Yah!!! Zamknij się i śpij już!! - oburzyłem się jak mały dzieciak.
- Hyung mówiłem ci już, że jesteś uroczy? Zwłaszcza, kiedy się tak bulwersujesz.
- Przestań... - chłopak zaczął troskliwie głaskać mnie po głowie.
- Już dobrze, Lulu. Chodźmy spać, skoro tak nalegasz ~.

Byliśmy przed budynkiem szpitala już około godziny dziesiątej. Bez wahania poszedłem do wujka, a młody w tym czasie odwiedził matkę. Lekarz był bardzo zadowolony z mojej wagi i z tego, że nie muszę brać nawet tabletek.
- Hmm.. Wuju... Ostatnio męczy mnie jedna rzecz. Kiedy moja mama zobaczyła Sehuna, natychmiast wyprowadziła go z domu i spanikowała. Zupełnie nie rozumiem jej zachowania... Dlaczego tak postąpiła? Nigdy nie zdarzyło jej się wyrzucić z domu mojego gościa... A teraz zachowała się w ten sposób. Nie wiesz jaki był powód? - wujek odchrząknął i spojrzał na mnie z powagą.
- Nie wiesz tego, prawda? Nie wiesz o matce wszystkiego...
- Co masz na myśli? Wiem na tyle, że jej nienawidzę..
- Twoja matka miała nieślubną córkę. Sehun był jej chłopakiem w gimnazjum. - moje oczy zrobiły się ogromne.
- Że co? Co ta suka zrobiła?! Ojciec o tym wie?! Dlaczego to przede mną ukrywaliście?! Czemu nic o tym nie wiedziałem?!
- To wyszło na jaw, kiedy ty byłeś w Londynie... Nikt o tym nie wie, poza nami. Wiele razy próbowałem powiedzieć twojemu ojcu, ale nie miałem jak... Nie potrafiłem mu tego powiedzieć. Może teraz ty dasz sobie z tym radę, hm? - spojrzał na mnie z nadzieją. - Ah i przy okazji, mam do ciebie prośbę. Dostałem urlop i zamierzam wyjechać na trochę. Mógłbyś pomieszkać przez tydzień w moim domu i zaopiekować się psami? Wszystko masz do swojej dyspozycji, włącznie z kajakami i łódką. - uśmiechnął się.
- Um.. Mogę wziąć ze sobą Sehuna? I oczywiście dasz nam zwolnienie ze szkoły. - zaśmiałem się. Mężczyzna westchnął i z niechęcią pokiwał głową.
 - Bądźcie u mnie jutro. - pożegnaliśmy się i wyszedłem z gabinetu. Udałem się prosto do matki Sehuna. Chłopak siedział zgarbiony na krześle. Podszedłem do niego, zamykając za sobą drzwi. Nic nie mówiłem. Wiem, że to rani, gdy pytasz się o stan chorego, wiedząc jak beznadziejny on jest. Położyłem dłoń na jego ramieniu i zacząłem delikatnie masować.
- Hyung... Mama powinna się już obudzić... Dlaczego taka jest? Dlaczego nie wstaje? - nie ruszał się, kiedy mówił. Ale słyszałem w jego głosie, że zaraz zacznie płakać, o ile jeszcze tak nie jest... - Lulu...
- Może to nie jest odpowiedni moment... Wuj poprosił mnie, żebym wyjechał na tydzień. Jeśli chcesz, możesz jechać ze mną. To nie aż tak daleko. Pewnie będziemy mieć do dyspozycji samochód. Wyjazd jest jutro... - podniósł na mnie wzrok.
- To nam się przyda hyung. Odpoczniemy porządnie. - wstał i przyległ do mnie. - Kocham cię, hyung.

13. Molla (S/Y)

Usiedliśmy na ławce, tuż obok strumyka. Spoglądałem na twarz młodszego.
- Sehunnie. Jesteś taki piękny... - przejechałem palcem wzdłuż jego kości policzkowej.
- Skąd ci się wzięło na takie czułości? - spojrzał na mnie i głośno się zaśmiał. - Hyung czyżby dotarło do ciebie jak bardzo mnie kochasz? - poczułem jak znów zaczynam się rumienić. - Aigooo.. Uroczy jesteś. - pogłaskał mnie po głowie. Postanowiłem wpakować mu się na kolana. - Lulu co ty dziś wyprawiasz, hmm? - nie krył zdziwienia.
- W końcu tobie też się należy. Nie było łatwo mnie do siebie przekonać, co nie? - zawiesiłem ramiona na jego szyi. - Ja też powinienem się trochę postarać. - Cmoknąłem go w policzek. Poczułem jak mój rozum każe mi przestać. Każe wstać i usiąść obok niego. Ale ufałem Sehunowi i słuchałem swojego serca oraz pragnień, a nie rozsądku. Chciałem zadać mu trochę przyjemności. Zacząłem więc wyznaczać ścieżkę z pocałunków przez jego skroń, w stronę szyi i później coraz niżej, aż do obojczyka. Słyszałem pojedyncze sapnięcia pochodzące z jego ust. Cieszyło mnie, że tak dobrze mi idzie. Zsunąłem koszulkę z jego ramienia. Nie mam pojęcia co się ze mną stało. Dlaczego to zrobiłem? Przecież nigdy w życiu nawet nie spróbowałbym go obnażyć, a teraz..? Poczułem, że chłopak delikatnie mnie odsuwa, ciężko przy tym dysząc.
- Hyung, lepiej już przestań... Już mi się robi ciasno, a nie chciałbym, żeby doszło do tego tak wcześnie... - mruknął. Kiwnąłem tylko głową, nie czując wielkiego żalu. Po prostu się z nim zgodziłem, jednak nie zmieniałem pozycji. Nadal ugniatałem sobie miejsce na jego udach.
- Sehunnie. Dlaczego całujesz mnie wtedy, kiedy nie chcę, a kiedy bardzo tego chcę, udajesz nieświadomego i zostawiasz moje usta same? - jęknąłem.
- Hyung. Naprawdę nie chcę zrobić ci czegoś złego... Uwierz, że ledwo nad sobą panuję. Czuję twoje pośladki na... nim. Już samo to jest nie do wytrzymania.
- Mam zejść?
- Nie to, że nie chcę, żebyś tak siedział, ale...
- W porządku. Rozumiem. - uśmiechnąłem się i usiadłem obok niego. - Nie sądziłem, że jesteś taki.
- Taki? Co masz na myśli?
- Aż tak bardzo cię podniecam? - wyszczerzyłem się i położyłem głowę na jego kolanach. - Co jest we mnie takiego fajnego? Nie dość, że musiałeś się namęczyć, żeby mnie do siebie przekonać, to jeszcze teraz musisz się powstrzymywać. Czuję się przez ciebie złym człowiekiem. - oboje się zaśmialiśmy.
- Spokojnie. Zdążymy jeszcze zrobić to i owo. - zapewniał mnie. Wyprostowałem nogi na ławce i złapałem go za rękę.
 - Kto by pomyślał, że zrobisz ze mnie kogoś takiego. Przedtem byłem zupełnym odludkiem, a teraz? Mówię rzeczy, których nie słyszał nawet Yixing. - jego mina zrobiła się dziwna.
- Lulu. Wiem, że go kochałeś... i może nawet nadal kochasz. I wiem również, że ciężko jest rozstać się z przeszłością, ale czy możesz mnie do niego nie porównywać? - nie powiem, zdziwiło mnie to.
- Um... Przepraszam.. - zmieszałem się. - Traktuję go teraz bardziej jak przyjaciela, mimo że byliśmy w sobie zakochani... Ale wiesz? Nigdy nie wyznawaliśmy sobie uczuć. Dlaczego z tobą jest inaczej? Mimo tremy mogę powiedzieć, że cię kocham. Lubię patrzeć, jak cieszą cię te słowa.
- Ja ciebie też kocham hyung. Nie przeszkadza mi osoba Lay'a. Po prostu nie chcę być z nim porównywany. - westchnął. - Ale to nic. - złapał mnie w biodrach i wstał. Zrobiłem to samo, patrząc na niego z zaciekawieniem.
- Co robisz?
- Chodźmy się orzeźwić Lulu. - podniósł mnie i zaczął gnać w stronę strumienia.
- Yaaaah! Postaw mnie na ziemi! Mi jest w sam raz! Nie muszę się orzeźwiać!
- Paboooo. Zobaczysz, że ci się spodoba! - postawił mnie w nurcie wody. Zadrżałem. Była naprawdę zimna.
- Skoro jesteś taki mądry, to sam też właź! - pociągnąłem go. Sehunnie zaczął chlapać się wodą. - Yaaah! Zimno! - odwróciłem się tyłem.
- Jak ktoś cię atakuje, to powinieneś się bronić! - przytulił mnie od tyłu.
- Skoro ty będziesz przy mnie, to po co mam się bronić? - spojrzałem na niego. Szeroko się uśmiechnął.
- Masz rację. Zawsze będę przy tobie, więc nie masz się czego bać. - pogłaskał mnie po głowie. - Wracamy do domu? Wyglądasz na zmęczonego.
- Um. - kiwnąłem głową. - Powinniśmy wracać. Jestem głodny!
- Naprawdę jesteś głodny?! - ucieszył się. Pokiwałem głową. Zaczął skakać z radości. - To wspaniale! Wracajmy! Ugotuję coś dla ciebie!! - zaciągnął mnie z powrotem na ławkę. Ubraliśmy buty i pobiegliśmy na stację taksówek.
Kiedy zaczynało robić się ciemno, byliśmy już w moim domu. Krzątaliśmy się po kuchni i szykowaliśmy dla siebie dużo kimchi. Nasz spokój niestety nie mógł trwać wiecznie. Mniej więcej w połowie naszej pracy usłyszałem kroki. Kroki, których nienawidzę najbardziej.
- Co tu się dzieje? - usłyszeliśmy damski głos. Sehunnie spojrzał na mnie lekko zmieszany, po czym przeniósł wzrok na moją matkę. Ich reakcja na siebie była... Dziwna. Przerażeni niemal krzyknęli, widząc siebie nawzajem. Obserwowałem pilnie ich reakcje.
- O co tu chodzi? - spytałem niepewnie.
- Luhan, skąd znasz tego człowieka? - nie znosiła wzroku z Sehuna.
- To mój przyjaciel. Chodzimy razem do klasy. - moja matka w tym momencie złapała mojego ukochanego za ramiona i impulsywnym krokiem wyprowadziła go za drzwi domu.
- Nie przychodź tu, rozumiesz?!! - wrzasnęła. Podszedłem do niej i uderzyłem w polik z całej siły.
- Oszalałaś? Jak śmiesz wyprowadzać mojego gościa?!! - złapałem ją za kołnierz i zacząłem szarpać. - Jak w ogóle śmiesz dotykać Sehuna?!! - wydarłem się tuż przed jej twarzą. - Ciebie też mam wypierdolić?! Wkurwiasz mnie! Nie wpierdalaj się w nieswoje sprawy!! - rzuciłem nią o ścianę. Sehun przyglądał się całej sytuacji z rozdziawioną buzią. Podbiegłem do niego. - Chodźmy. Zjemy dziś w restauracji.. - mruknąłem niezadowolony.
- Uhm.- kiwnął głową. Zaczęliśmy oddalać się od mojego domu... - Wiesz... Trochę agresywnie zareagowałeś. - mruknął.
- Nienawidzę jej. Zawsze się wpierdala. Nie pozwolę, żeby ktoś wyrzucał mojego gościa, zwłaszcza jeśli jest nim mój chłopak.
- Okej okej. - uśmiechnął się i objął mnie w pasie. - Więc śpimy dzisiaj u mnie.
- Zamówimy pizzę? - spojrzałem na niego.
- Chcesz pizzę? Okej. - ucieszył się. - Więc chodźmy od razu do mnie.
- Wiesz Sehunnie... Boję się. Co jeśli ona nas rozdzieli? Tak samo było z Lay'em... I dlaczego tak dziwnie na nią patrzyłeś? Byłeś przerażony, kiedy ją spostrzegłeś. Dlaczego?
- Tak jakoś... Chyba twoja mama ma taką twarz. - zaśmiał się nerwowo. Wiedziałem, że nie uda mi się go przekonać, żeby mi powiedział... - Nie wziąłeś tabletek, prawda?
- Nie potrzebuję tabletek, kiedy mam ciebie. - uśmiechnąłem się. - Dzięki tobie mam apetyt i bez nich. - byliśmy prawie na przystanku autobusowym. Chłopak uśmiechnął się i złapał mnie za rękę. Nie mówiliśmy nic więcej. Cieszyliśmy się swoim towarzystwem.
 Oczywiście podczas jazdy w zawalonym autobusie Sehun nie omieszkał sobie uściśnięcia kilka razy moich pośladków. Posłałem mu ostrzegawcze spojrzenie.
- Hmm? Coś nie tak hyung? - przekręcił głowę na bok, jakby nic nie rozumiał.
- Oszalałeś? Tu są ludzie. - burknąłem.
- I co z tego? - wzruszył ramionami i zbliżył się do mnie. Szybko położyłem ręce na jego ramionach i odsunąłem go od siebie.
- Yah! Uspokój się dzieciaku!
- Hyung. Wracasz chyba do siebie. - zaśmiał się. Autobus zatrzymał się na naszym przystanku. Wysiedliśmy na zewnątrz i udaliśmy się do domu młodszego.
- Tak właściwie to co z twoją mamą? Powinniśmy pójść jutro do szpitala..
- Dobrze, pójdziemy. Przy okazji twój lekarz cię zbada. Przybrałeś na wadze i podoba mi się to. Twoje policzki są teraz urocze. - uśmiechnął się i otworzył przede mną drzwi.
- Bez przesady.. - skuliłem głowę. Wyciągnąłem z kieszeni telefon, żeby zamówić pizze. - Jaką pizze zamówimy?
- Standardową. Tak chyba będzie najlepiej.
- To dobrze bo nie lubię dodatków. - zaśmiałem się i usiadłem na środku pokoju. Złożyłem szybko zamówienie i zabrałem się za oglądanie twarzy Sehuna.
- Będziesz spał w pokoju na łóżku, a ja prześpię się tutaj. - wyciągnął z szafy tradycyjne posłanie.
- Przecież mogę spać na podłodze, bez przesady. - dziwnie mi było z myślą, że mój chłopak będzie spał przeze mnie na podłodze.
- Nie! Podłoga w nocy jest zimna.
- To tym bardziej nie powinieneś na niej spać. - naburmuszyłem się. - Śpisz ze mną na łóżku.
- To łóżko jest za małe na dwie osoby... - westchnął. Zrobiłem zniesmaczoną minę. Naprawdę nie chciałem, żeby spał na podłodze... - Chcesz coś do picia? - pokręciłem głową. W mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi. Poszedłem zapłacić za jedzenie.
- Sehunnie podaj mi jakiś nóż do smarowania sosami. - spojrzałem na niego znad ogromnego kartonu.
- Większej pizzy nie mięli? - zaśmiał się.
- Po prostu nie chciałem, żeby nam zabrakło. - postawiłem pizzę na blacie i rozłożyłem niewielki stolik. Sehun wziął niewielki nóż i usiadł razem ze mną. Dawno nie jadłem pizzy. Hmm... Nawet bardzo dawno.

niedziela, 11 sierpnia 2013

12. Molla. (S/Y)

Zasnęliśmy w swoich objęciach. O dziwo nie myślałem o Lay'u. Wiele razy tak zasypiałem w jego ramionach. Ale teraz moją głowę zaprzątał Sehun. Nawet mi się śnił. To był przyjemny sen. Słyszałem w tle fortepian. Widziałem jego roześmianą twarz... Ten widok był mi rzadki. Prawdopodobnie większość jego uśmiechów jest nieszczera. Jestem tego pewien...

- Lulu? Obudziłeś się? - wciąż leżałem na jego klatce. - Kochanie.. - szepnął. Przeszył mnie dreszcz.
- Nie mów tak do mnie. To dziwne... - przekręciłem się na plecy. - Jak spałeś? Nie przeszkadzałem ci? - przeczesałem włosy do tyłu.
- Ani trochę. - położył dłoń na moim brzuchu. - Ugotować coś dla ciebie? Co chciałbyś zjeść?
- Hmm... Chyba dzisiaj nie chcę śniadania. - spojrzałem na niego. Lekko zmarszczył brwi i ciężko westchnął.
- No dobrze. Ten jeden raz ci odpuszczę. - usiadł, wskutek czego moja głowa przesunęła się na jego kolana. - I tak jestem szczęśliwy, że zacząłeś przybierać na wadze.
- Nie ruszaj się człowieku. Ja tu chcę jeszcze trochę pospać. - mruknąłem i poprawiłem się na jego udach. Usłyszałem donośny śmiech.
- Aż taki jesteś zmęczony? - przejechał dłonią po moim ramieniu. - Masz dziesięć minut. Później idziemy gdzieś razem.
- Idziemy gdzieś? - powtórzyłem i otworzyłem lekko oczy, po czym spojrzałem na niego. - A niby po co?
- No... Na randkę. - uśmiechnął się. - Musimy w końcu oficjalnie to zrobić, skoro już wszystko sobie wyjaśniliśmy, hyung. Chyba że nie chcesz?
- To zależy gdzie mnie zabierzesz. - przeciągnąłem się i złapałem go za rękę. Nasze palce się ze sobą splotły. - Jakieś drogie miejsce?
- Może nie aż tak drogie, ale na pewno niesamowite. - pokiwał głową. - Zobaczysz, będziesz zadowolony.
- Ehh no niech ci będzie. Muszę wybrać jakieś ubrania... - spojrzałem za okno. Promienie słońca przebijały się przez kilka białych chmur. - Jak mam się ubrać? Koszula, t-shirt czy co?
- Jak uważasz. Dla mnie i tak będziesz dobrze wyglądał. - wzruszył ramionami.
- Ohh nie pomagasz. - wstałem i poczłapałem pod szafę. Otworzyłem szeroko drzwi i zacząłem rozglądać się po wieszakach. - Mam nadzieję, że się nie obrazisz, jeśli wezmę szybki prysznic.
- O ile weźmiesz mnie ze sobą, to może... - udawał, że się zastanawia. Spojrzałem na niego pode łba i posłałem mu ostrzegawcze spojrzenie. - No co?! Też się jeszcze nie myłem, a i tak obydwoje mamy to samo między nogami. - burknął. Wolałem o tym nie myśleć. Nie zdjąłbym przy nim nawet koszulki, a co dopiero mówić o.... NIE.
- Zaraz wracam. W razie jakbyś czegoś potrzebował to wiesz gdzie jest kuchnia. - wyszedłem do łazienki zostawiając go samego. Kilka minut stania pod bieżącą wodą okazało się być zbawienne na moją senność. Starałem się naprawdę sprężać, żeby Sehun nie musiał za długo czekać. Mój chłopak... To tak dziwnie brzmi. Jeszcze się nie przyzwyczaiłem. Na razie tak o nim nie myślę.
- Hyuuuung ile będziesz siedział w tej łazience?! - usłyszałem jego jęki, kiedy zatrzymałem strumień wody.
- Yah! Spadaj spod moich drzwi! - zawinąłem się w ręcznik.
- No dobrze, byleś się pospieszył! Zamówiłem taksówkę! Pójdziemy jeszcze na chwilę do mnie.
- Jasne, zrozumiałem. - westchnąłem i zacząłem się wycierać.

Kierowca zatrzymał się przed niewielką chatką, od której odpadał tynk. Skrzywiony płot gościł w sobie rdzewiejące gwoździe. Biała farba, którą był pokryty, popękała wzdłuż belek. Samotne drzewo rosnące na środku niewielkiego podwórka, przewiązane było sznurkiem, prawdopodobnie na pranie. Wysiedliśmy z auta. Kiedy podszedłem bliżej, zauważyłem, że jedno z nielicznych okien jest popękane. Jego dom naprawdę był w opłakanym stanie... Zaprosił mnie do środka. Główne pomieszczenie służyło zarówno jako salon jak i kuchnia. Weszliśmy nieco głębiej. Na środku bocznej, naprawdę małej komórki stało niewielkie łóżko. Kuchnia była zawalona naczyniami. Blaty były obklejone resztkami jedzenia.
- Chodź. Rozgość się. - zmusił mnie, bym usiadł na środku podłogi. - Chcesz się czegoś napić?
- Nie, dzięki. - starałem się kryć moje zdziwienie i współczucie.
- Co? Myślałeś, że mieszkam podobnie do ciebie? - nalał sobie wody do szklanki i spojrzał na mnie. - Nie mamy pieniędzy na kupno czegoś lepszego. I tak ledwo starczyło nam na to. - lekko się uśmiechnął. - Jedyne na co nie żal mojej mamie pieniędzy to ja. Odkłada sobie jedzenia, żebym ja mógł zjeść, mimo że jest chora. Kupuje mi drogie ubrania, mimo że ich nie chcę. - cicho prychnął. - Ojca nawet nie obchodzę. Przekupił sędziego i wygrał sprawę. Nie płaci alimentów. Chciałem iść do pracy, ale mama mi zabroniła. Powiedziała, że nauka jest najważniejsza. I nie mam teraz wyjścia z tej sytuacji. - westchnął i upił łyk wody. Siedziałem odrętwiały. Nie miałem pojęcia co powiedzieć. Jego sytuacja faktycznie była beznadziejna. A ja... Ja chyba nic nie mogę dla niego zrobić.
- Chciałbym ci jakoś pomóc. Naprawdę zrobiłbym wszystko, ale... Ale nie wiem co. - wstałem i przytuliłem się do niego.
- Nie musisz nic robić Lulu. Przyzwyczaiłem się. - położył dłoń na moich włosach. - Wezmę szybki prysznic i wrócę, dobrze? Czuj się jak u siebie. - zostawił krótki pocałunek na moim czole i zniknął za małymi drzwiami. Ponownie rozejrzałem się dookoła. Na krześle była kupka jego ubrań. Uśmiechnąłem się do siebie. Co za brudas. Podszedłem do kuchni i ponownie prześledziłem wzrokiem cały ten syf. Nalałem wody do zlewu i zacząłem zmywać naczynia. Poukładałem je w suszarce, po czym wytarłem blaty i zachlapaną kuchenkę. Wszystko od razu wyglądało lepiej. Sehun najwidoczniej lubił długie kąpiele. Nadal nie wychodził, więc udałem się do pomieszczenia obok i zaścieliłem łóżko. Na pułkach było sporo jego zdjęć. W dzieciństwie wyglądał uroczo. - Hyung? - usłyszałem jak mnie woła. Poszedłem do niego. Kiedy tylko stanąłem przed drzwiami łazienki, od razu odwróciłem się tyłem.
- Co ty wyprawiasz?! Włóż coś na siebie!
- No właśnie nie mogę się zdecydować. Która koszulka lepsza?
- Przestań. Ubierz którąkolwiek.
- A co jeśli pójdę tak? Bez koszulki? Co myślisz o moich mięśniach?
- Nie prowokuj mnie. Za Chiny się nie odwrócę.
- Jesteś tego taki pewien? - złapał mnie za ramiona i obrócił przodem do siebie. Mocno zacisnąłem oczy.
- Przestań Sehun! To nie jest zabawne!
- Może nie aż tak zabawne, jak urocze. - czułem na swoim policzku jego ciepłą dłoń. - Jesteś śliczny, kiedy się rumienisz. - skuliłem głowę jeszcze bardziej w oczekiwaniu, aż mój chłopak mnie uwolni. Jednak zanim to nastąpiło, Sehun nie przepuścił okazji by znów złączyć nasze usta. Starałem się go odepchnąć; naprawdę nie lubiłem, gdy robił coś wbrew mojej woli. - To nagroda za to, że posprzątałeś. - wyszeptał i pozwolił mi się odwrócić.

Jechaliśmy naprawdę długo. Po minionej godzinie przestałem już liczyć... Ale im więcej czasu mijało, tym mniej było zabudowania. W końcu doszło do tego, że po drodze mijaliśmy tylko pojedyncze domki, ewentualnie dwupiętrowe bloki. Wysiedliśmy na polnej drodze; czuć było zapach lasu. Młodszy od razu złapał mnie za rękę i skręcił w jedną z licznych ścieżek.
- I jak Lulu? Prawda, że dobre miejsca niekoniecznie muszą być drogie? - zaśmiał się. - To moje ulubione miejsce. Kiedy mam problem, zawsze tu przychodzę. No... W sumie to przychodziłem. Bo w końcu pojawiłeś się ty. - wzmocnił uścisk na mojej dłoni.
- Sehunnie... Czy to naprawdę musi tak wyglądać?  Nie chcesz zrobić remontu albo coś w tym stylu? - westchnąłem. Wiedziałem, że rozmowa na ten temat nie będzie łatwa.
- Szczerze mówiąc, mama pewnie by się nie godziła. Jest wyczerpana, taki remont mógłby być dla niej dodatkowym obciążeniem i stresem, a wiesz, że nie powinna się denerwować. I tak robię wszystko, żeby nie musiała się martwić. Ale nie wszystko wychodzi. - obraliśmy powolne tępo i leniwie stąpaliśmy w nieznanym mi kierunku.
- Rozumiem... - w tym momencie poczułem, że naprawdę powinienem go kochać... Że ta osoba potrzebuje mojej miłości i mojego wsparcia. - Sehunnie.. Jeszcze ci tego nie mówiłem. I nie chcę, żebyś musiał się domyślać. Kocham cię.

Annyong

Mam złą, a nawet bardzo złą wiadomość.
Niestety mój kochany laptop jakiś czas temu odmówił mi posłuszeństwa i odszedł na tamten świat dzisiejszego ranka. W związku z tym, nie mam na czym pisać ( obecnie męczę tablet, ale wiecie jak to jest z androidami na bloggerze) i nie mam pojęcia kiedy jak i gdzie będę pisać kolejne części serii, gdyż moi rodzice mają bóle dupy i nie zgadzają się na kupno nowego sprzętu, a raczej nikt poza nimi nie kupi mi laptopa ( chyba że ktoś stąd ma przypadkiem nawet coś używanego na sprzedaż)
Mimo przeciwności losu będę starać się w miarę możliwości pisać opowiadania na tablecie, który swoją drogą jest denerwujący.
Na laptopie miałam kilka rozdziałów *desperacja*
Idę zmagać się z przeciwnościami losu ;_____;
Życzcie mi szczęścia, bo inaczej będę zmuszona zawiesić bloga *crying*

czwartek, 1 sierpnia 2013

0. Blada Opowieść. (S/Y)

Życie jest niesprawiedliwe. 

Wszystko zaczyna się jakoś układać dopiero wtedy, gdy koniec jest bliski. Kiedy wiesz, że niedługo nadejdzie kres. Właśnie wtedy czujesz się najlepiej. Cieszysz się każdą godziną, minutą... Zwłaszcza jeśli wiesz, że nie spotkasz nigdy więcej osoby, do której się przywiązałeś. I niby wiesz, że rozstanie i tak w końcu nadejdzie. W końcu taka jest kolej rzeczy. Nic nie trwa wiecznie. I przygotowujesz się na to przez długi czas. Ale mimo wszystko, gdy wasza relacja się kończy, czujesz ogromny żal i pustkę w sercu... Jednak jesteś usatysfakcjonowany. Myślisz... Ta osoba kiedyś nie miała życia. Nadałeś barwę dniom tej osoby. Chciałbyś dalej móc to robić, ponieważ to cię uszczęśliwia. Uśmiech tej osoby jest dla ciebie najpiękniejszym zjawiskiem na świecie. Ale ta osoba już podziękowała. Wie, że zrobiłeś dla niej wszystko, a nawet i więcej. I już nie potrzebuje twojej pomocy. Pozwala ci cieszyć się swoim szczęściem. Bo do tej pory przykładałeś tylko lód do jej ran i smarowałeś maścią, jednak nie byłeś w tanie ich uleczyć. Ta osoba sama je pokonuje. Dzięki temu, że może trzymać cię za rękę, staje się silna. Ze łzami w oczach obserwujesz jej starania. Czujesz. Słyszysz. Wasze serca. Jako jedno. To jeszcze bardziej cię mobilizuje. Zaciskasz palce na jej dłoni jeszcze mocniej. Pokazujesz jej, że tu jesteś. Mówisz jej, że da radę. A ona ci wierzy. Naiwne. 

Życie jest kruche.

Gdy widzisz jak z dnia na dzień sypie się coraz bardziej niczym kruszonka z twojej ulubionej drożdżówki z jabłkami w cynamonie. Delikatnie obchodzisz się z osobą, którą kochasz.. Chcesz być dla niej jak pióro, które nigdy nie będzie w stanie jej skrzywdzić. Chcesz być dla niej lekarstwem na wszystko. Nie tylko na ból, ale i na smutek. Pragniesz być źródłem jej energii i siły. Chcesz o nią dbać. Nie zamierzasz odstąpić jej na krok. Trwasz przy niej dumnie i wiesz, że właśnie tu jest twoje miejsce. I ona też to wie. Ta osoba leżąca w łóżku mocno ściska rąbek twojej koszulki, ciesząc się na twój widok. A ty widzisz jak blednie, mimo że ostatniego dnia starałeś się położyć na jej twarz kolorową farbę... 

Życie jest okrutne. 

W końcu wszystko dochodzi do skutku. Boisz się. Wiesz, co cię czeka. Ale nie masz serca, by wyjawić tej osobie twój sekret. Możesz powtarzać tylko jedno sformułowanie. Kocham cię. Ale w końcu to staje się dla niej oczywiste. Ta osoba wie. W końcu nie jest głupia. Głupcem okazałeś się być ty. Ten, który nie dochował tajemnicy. I zastanawiasz się, czy to dobrze, czy nie... Jedno wiesz na pewno. Ta osoba będzie teraz mocno żyła i po części to ty się do tego przyczyniłeś. Czyli twoja nieostrożność wyszła na dobre. 
Cieszysz się.