środa, 19 grudnia 2018

Nowe miejsce.

Cześć.
W razie, gdyby jakimś cudem ktoś tutaj jeszcze zaglądał, zostawiam małe info.
Przeniosłam się na wattpada, tam zaczynam znów pisać regularnie.
https://www.wattpad.com/user/thecynamoon

wtorek, 22 maja 2018

wtorek, 3 października 2017

3. YaDong

Kiedy się obudziłem,  moją pierwszą myślą była chęć przytulenia go, jednak kiedy sięgnąłem w jego kierunku, zastałem pustkę. Otworzyłem oczy nieco zaskoczony tą sytuacją, po czym usiadłem i dla pewności rozejrzałem się jeszcze dookoła. Jedyne co udało mi się dostrzec to brak zdjęcia, a na jego miejscu tylko kartka z napisem "Zabieram co moje. Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele, nie wrócę do Infinite." Westchnąłem cicho i zsunąłem się na podłogę, ściskając w pięści kartkę. Sam już nie byłem pewien jakie uczucia we mnie drzemią. Jestem zły? Jest mi go żal? Tęsknię za nim? Cholerny Hoya, potrafi tylko mieszać mi w głowie... Westchnąłem cicho, przeciągnąłem się i wyszedłem z pokoju, chcąc przygotować jakieś śniadanie, jednak moje zamiary zepsuł widok, jaki ujrzałem zaraz po otworzeniu drzwi.
Woohyun leżał na środku podłogi, w niewielkiej ilości wymiocin na swojej koszulce i policzku. Wszędzie walały się butelki, Sungjong nadal spał w kącie, tylko że przykryty kocem, Myungsoo i Sungyeol spali razem przy stole, owijając uda jednego na drugiego, a Gyu prawdopodobnie spał u siebie. Udałem się po worek na śmieci i jak najszybciej uprzątnąłem resztki pijackiej zabawy. Miałem nadzieję, że lider w ramach nagrody się nade mną zlituje. Przygotowałem dla wszystkich duże śniadanie, w międzyczasie wybudzając wszystkich po kolei. Najtrudniej o dziwo poszło mi z liderem. Kiedy się obudził, od razu, wbrew oczekiwaniom, dostałem burę.
- Następnym razem trochę ciszej bo was wszyscy usłyszą - pacnął mnie w głowę i usiadł, przeciągając się i ziewając. - Dongwooooo... Zrobisz mi herbatę? - uśmiechnął się szeroko, a ja z satysfakcją oznajmiłem, że śniadanie jest gotowe dla wszystkich. Nie musiałem długo czekać, Gyu od razu pognał do kuchni, gdzie reszta żarłocznej bandy już szykowała sztućce do wyścigu na zapełnienie żołądka. Uśmiechnąłem się, widząc wszystkich w jednym miejscu, po czym przysiadłem się do nich. Kiedy zaczęliśmy jeść, do środka wszedł lider, częstując się częścią posiłku i oznajmiając nam, że od jutra zaczynamy przygotowania do comebacku. Nie do końca podobał mi się ten pomysł, nadal nie byłem w stanie wyobrazić sobie jak by to miało wyglądać. Niestety nie miałem na to większego wpływu, zatem mogłem jedynie skinąć głową i przytaknąć na słowa menadżera. Nie dokończyłem śniadania i odszedłem od stołu, kierując się do pokoju. Wciągnąłem na ramiona jakąś bluzę, wsunąłem buty i wyszedłem mimo chłodniejszych dni, zwiastujących jesień. Przechadzałem się bocznymi uliczkami Seulu, kierując się w stronę strumienia. Obserwowałem ludzi dookoła mnie, starając się zapomnieć o moich problemach. Przyglądałem się dzieciom, bawiącym się w pobliskim przedszkolu, policjantom pilnującym porządku, sprzedawcom stacjonarnych sklepów z fastfoodami... Czas mijał naprawdę powoli, co nie do końca było mi na rękę. Chciałem jak najszybciej wyrwać się stąd, polecieć gdzieś, najlepiej z Howonem, wypocząć na tropikalnej plaży albo zwiedzić europejską część gór... Gdy tylko znajdzie się okazja, postaram się by wcielić ten plan w życie. Westchnąłem cicho i przymknąłem oczy, a chwilę później znalazłem się u celu. Zaszedłem do sklepu, by kupić napój i coś słodkiego, po czym usiadłem na ławce osłoniętej przez drzewa. Zacząłem konsumpcję, kiedy z relaksu wyrwały mnie krzyki. Moim oczom ukazała się ubrana na ciemno postać, wyrywająca torebkę starszej ajummie. Podbiegłem do nich od razu, widząc, że przechodnie oddalają się czym prędzej od sytuacji. Złapałem za torebkę i starałem się ją odzyskać, jednak napastnik nie odpuszczał. W końcu szarpnął przedmiotem na tyle mocno, że się przewróciłem. Widząc go uciekającego, wstałem jak najprędzej i pognałem za nim. Nie wiem jak długo nam zajęła pogoń, jednak kiedy postać zatrzymała się za rogiem, myśląc, że tego nie zauważę, złapałem ją za kurtkę i przysunąłem mocno do ściany, jednak mina mi zrzedła, kiedy jego okulary spadły na ziemię i spojrzałem w jego oczy.
- Hoya..?

piątek, 22 września 2017

2. YaDong

Odstawiłem kolejną pustą butelkę do gromadzonej kolekcji, którą ustawialiśmy pod jedną ze ścian w idealnym rzędzie. Jeden, dwa, trzy... Po trzydziestej chyba przestałem już liczyć. I kolejna, ahh... Dlaczego soju musi być takie słabe i kiedy człowiek chce porządnie o wszystkim zapomnieć, musi pić po trzydzieści butelek naraz...
- I wtey on poedział, że... że nie miał piniędzy... - mruknąłem, kiwając się nieświadomie na boki.
- Jesś już zbyt pijaaany. - wybełkotał Myungsoo i uśmiechnął się szeroko. - Aaah! Dlaczygo nas to spotykha... - dobry humor dziwnie go nie opuszczał. - Ironia... Wiesz sso to, ty draniu?
- Draniu? - pokiwałem na niego palcem. - Jessem twojm hyunghiem.. Ale masz racje. To sii nie liczszy naet dla teo khretyna.. - westchnąłem cicho. Z jakże poważnej rozmowy wyrwał nas głośny trzask, na którego odgłos oboje wręcz podskoczyliśmy. Wściekły lider spojrzał na naszą dwójkę, a następnie na Sungjonga, który spał już w kącie salonu. Nigdy chłopak nie miał mocnej głowy, toteż odleciał już na samym początku.
- Gdzie jest reszta? - podszedł bliżej, lecz zatrzymał się już po chwili, czując mocną woń soju.
- Asskhad ja mam to wiedzieć? Czy ja ci wyglądam... na jako wróżke czszy co? Moghe ci co najwyżhej zaśpiwać coś, o. Tiri, tiri, tiri, tiri. - zacząłem imitować jedną z piosenek girlsbandu. Myungsoo roześmiał się serdecznie, trzęsąc całym ciałem na tyle mocno, że stracił równowagę i obalił się na podłogę.
- Źle z wami. - pokręcił tylko głową i wyciągnął telefon, wydzwaniając do kogoś. Nie minęła minuta, kiedy do dormu wszedł Sungyeol, trzymając pod pachą pijanego Woohyuna.
- Tutaj też świętujecie? Ale czekaj... Ktoś ma urodziny? Przecież jeszcze trochę czasu zostało do kolejnej imprezy... - skwitował Yeol, zdejmując buty. Pozbył się też obuwia przyjaciela, po czym przesunął się z nim do stolika rozłożonego na podłodze i usiadł razem z Woohyunem. - To co? - sięgnął po kolejną butelkę, nie przejmując się niezadowolonym liderem, który postanowił najpierw zamknąć drzwi, zabezpieczając tym samym cały zespół przed okropnym gniewem menadżerów. - Hyung! Podaj mi swój kieliszek! - zawołał, nalewając trunek każdemu po kolei. Podałem mu naczynie, po czym wspólnie wypiliśmy zawartości naszych kieliszków. Poczułem się gorzej. Rozejrzałem się dookoła, ale kiedy dotarło do mnie, że pod ręką nie ma żadnej miski, zerwałem się na równe nogi i pognałem do łazienki. Słyszałem, jak lider kroczy za mną. Klęknął zaraz obok mnie i odgarniał grzywkę z mojego czoła, na zmianę gładząc moje plecy. Zacząłem płakać, z jednej strony czując ból, z drugiej strony myśląc znów o spotkaniu z Howonem.
- Aish dzieciaku... Co się z tobą dzieje, przecież silny z ciebie chłopak. - westchnął i podał mi papier, żebym mógł się wytrzeć. - Umyj zęby i leć do łóżka, a ja przygotuję ci herbatę. - pomógł mi jeszcze wstać, po czym zniknął z pomieszczenia. Przysiadłem na brzegu wanny i spojrzałem w lustro. Podkrążone oczy, pożółkła cera, wysuszone usta i tłuste włosy. Więc to tak wygląda nieszczęście... Leniwym ruchem sięgnąłem po szczoteczkę do zębów i umyłem kły jakby od niechcenia. Następnie udałem się do pokoju, szurając nogami po podłodze. Impreza nadal trwała w najlepsze, choć Woohyun powoli już odpadał. Wyglądało to dosyć niebezpiecznie; połączenie Myungsoo i Sungyeola przy alkoholu to niebezpieczna mieszanka, jednak nikt nie był w stanie ich powstrzymać, a lider wolał najpierw zająć się mną. Opadłem bezsilnie na podłogę i zerknąłem na telefon, który podświetlony spoczywał na moim łóżku. Wyciągnąłem dłoń i zerknąłem. Wiadomość od....

 Beeep.... Beeep...
- Yobuseyo? 
- Huh... .... ....
- Hyung...? 
- ... 
- Wszystko w porządku? 
- Jak może być w porządku...
- ...huh? 
- ... kiedy nie ma cię tutaj... nic nie jest w porządku... nic nie będzie w porządku, ja... Howon... 
- Spokojnie... 
- ...
- ...
- ...
- Chyba jestem ci winien przeprosiny za to, że wtedy tak odszedłem... 
- ... jesteś mi winien przeprosiny za to że odszedłeś. Ale nie wczoraj... 
- Hyung nie zaczynaj znowu...
- Jak mam nie zaczynać? Kurwa, Lee Howon, kocham cię, czy to do ciebie nie dociera? Jednego dnia wyznajesz mi miłość, a drugiego uciekasz bez słowa, bez żadnego wyjaśnienia, bez informacji. Wszyscy odchodziliśmy od zmysłów, my, ja! Kocham cię. - zadrżałem. Przez ładnych parę minut słyszałem w słuchawce tylko oddech chłopaka, który po chwili zamienił się w ciche szlochanie i sporadyczne pociąganie nosem. - Howon? 
- Jestem... - szepnął. - Hyung przyjadę do ciebie zaraz. Chcę tylko żeby nikt o tym nie wiedział. Upewnij się, że wszyscy będą spać. Będę za godzinę. 

Beeep.... Beeep....

Położenie wszystkich do łóżek nie stanowiło wielkiego problemu. Gyu mógł wiedzieć, w końcu wie wszystko. Pomógł mi wszystko posprzątać dla niepoznaki i sam również udał się na spoczynek, by pozwolić naszej dwójce na swobodną rozmowę. Punktualnie godzinę później w drzwiach zawitał Hoya. Oniemiałem na jego widok. Stanąłem jak wryty, trzymając otwarte drzwi i spoglądając na niego. Alkohol nadal wirował mi w głowie, przez co mogłem nieznacznie się kiwać. 
- Już wiem skąd ten pomysł, żeby dzwonić do mnie w środku nocy. - westchnął i wszedł do środka, zdejmując buty. Wsunął nogi w jego kapcie, które pozostały na swoim miejscu. Spojrzałem na nie i zamyśliłem się, sam już nawet nie wiem nad czym. Swoją drogą musiało to zabawnie wyglądać; ja wgapiony w kapcie Howona i on, patrzący na mnie jak na debila. Wyrwał mnie z letargu, ciągnąc moją dłoń w kierunku naszego pokoju. Zapaliłem kilka świeczek, żeby nie włączać światła. Usiadłem na podłodze, opierając się o łóżko i spojrzałem na niego. Za każdym razem kiedy go widziałem, ogarniała mnie rozpacz. Nie docierało do mnie, że to już koniec, jednocześnie męczyła mnie myśl, że z tym da się coś jeszcze zrobić, że nie wszystko jest stracone. Fani już dawno porzucili o nim nadzieje, ale ja nigdy tego nie zrobię, choćby całe infinite zaczęło się rozpadać. Usiadł obok mnie, patrząc cały czas nawprost. Dostrzegłem zdjęcie, które prawdopodobnie mogło być jego punktem obserwacji. 
- Dałem ci to na urodziny. - westchnąłem. 
- Wiem. Wszędzie tego szukałem, już się wystraszyłem, że zgubiło się gdzieś podczas przenoszenia. 
- Wyglądałeś wtedy tak niewinnie i uroczo... Howon, już dawno nie widziałem u ciebie tego uśmiechu. Czy kiedykolwiek będzie mi w ogóle dane ujrzeć go jeszcze raz? 
- Nie stawiaj mnie w złym świetle, proszę cię. - rozpiął bluzę i zaczął powoli ściągać ją z umięśnionych ramion. Obserwowałem go dokładnie. W bladym blasku płomieni wyglądał jeszcze lepiej... Przytuliłem się do niego, nie zdając sobie do końca sprawy z tego co robię. - Jesteś pijany. 
- To prawda. 
- Na trzeźwo byś tego nie zrobił. 
- To prawda. 
- ...
- Boję się. Wydajesz się być teraz jak taki spłoszony kotek. Każdy krok w twoim kierunku jest ryzykowny. Każdy gest może sprawić, że nie zobaczę cię już nigdy. A to doszczętnie złamałoby mi serce. Wiesz? - wtuliłem się mocniej, opierając głowę na jego ramieniu. Zaciągnąłem się spokojnie zapachem jego perfum. Zadrżałem lekko i zacząłem całować go po szyi. 
- Hyung..
- Shhhh... - złapałem go za rękę i splotłem nasze dłonie. Uniosłem się na chwilę do jego ucha. - Ale wiesz? Jestem dziś pijany. Mogę być odważny, później zgonię wszystko na alkohol. - młodszy prychnął tylko na moje słowa i spojrzał mi w oczy. Poczułem jak świat zawirował. No, przynajmniej ten mój świat. 
- Skoro tak mówisz, to ja też zgonię dzisiaj wszystko na alkohol. - znienacka wpił się moje wargi, przytrzymując delikatnie tył mojej głowy i przyciągając do siebie jeszcze bliżej. Mruknąłem cicho, łapiąc go za policzki i zaczynając dopiero prawdziwą zabawę. Wysunąłem delikatnie język, by musnąć nim kilka razy jego wargi, aż doczekałem się na jego odpowiedź, kiedy to mogłem dotykać jego język swoim. Przygryzłem jego wargę, ciągnąc ją lekko w moją stroną. Uśmiechnąłem się szeroko; uwielbiam gryźć. Powróciłem znów do jego szyi, którą szczypałem i całowałem naprzemian, nie przejmując się pozostawionymi śladami. Kątem oka dojrzałem, że Howonowi podobają się moje poczynania, toteż usiadłem na łóżku, ciągnąc go za sobą. Ułożyłem go wygodnie, a następnie usiadłem na jego biodrach. Podwinąłem koszulkę Hoyi i zacząłem całować jego tors, gładząc w międzyczasie dłonią jego udo. Moje usta zawędrowały do sutka chłopaka, którego również zacząłem podgryzać, a kiedy poczułem się pewniej, pozwoliłem sobie na trochę mocniejsze podgryzanie, w efekcie czego Hoya walnął mnie w ramię i syknął. Zaśmiałem się cicho i spojrzałem na niego zamglonym wzrokiem. 
- I tak wiem, że to lubisz. - szepnąłem. On postanowił pozbyć się mojej koszulki i spodni; wisiałem nad nim teraz w samych bokserkach w dinozaury. - Nie możesz pozostać mi dłużny. - mruknąłem z niesmakiem i zrzuciłem z niego niedbale wszystkie ubrania. Mój słodki chłopak leżał teraz na moich oczach tak jak go sam Pan Bóg stworzył. Zniżyłem się nad jego brzuchem i obcałowałem każdy jego mięsień z osobna. Nie potrafiłem się powstrzymać, przez to, że nie widziałem się z nim tak długo, miałem ochotę wszędzie go gryźć i szczerze mówiąc, nie byłem w stanie tego opanować. Ślady moich zębów zostawały wszędzie; na jego szyi, ramionach, piersiach, rękach, brzuchu, biodrach, udach... Jest tylko jedno miejsce, którego nigdy nie gryzę, jednak przejechanie po nim zębami również sprawia przyjemność Howonowi. Oboje byliśmy w końcu rozpaleni do granic możliwości. Zrzuciłem z siebie zbędną bieliznę, zniżyłem się na kolanach, przymierzyłem i powoli wszedłem w niego, łapiąc go za biodra. Do moich uszu dobiegło ciche stęknięcie. Kaprys wymalowany na jego twarzy bardzo mnie rozczulił. Zaśmiałem się cicho i pocałowałem go, po czym poruszałem rytmicznie biodrami. Uwielbiam taki seks. 


1. YaDong

Odszedł. W dormie zostało jedno puste łóżko, którego żaden z nas nie pozwolił zlikwidować; swoisty symbol tego, że dla Howona w naszych sercach zawsze pozostanie specjalne miejsce. Straciliśmy brata; straciliśmy kogoś bliższego niż rodzina. Nadal się łudzę, że to tylko sen, że wróci, że podpisze nowy kontrakt, choć wiem, że jest wiele powodów, które temu zaprzeczają. Żaden z nas nie potrafi uwierzyć w to, że na scenie pozostanie nas sześcioro, że wszystkie dotychczasowe układy ulegną zmianie, że ktoś inny będzie musiał zatańczyć jego solo... Nawet ja nie umiem sobie tego wyobrazić. Jedyne do czego jestem aktualnie zdolny to wewnętrzny wrzask, którego nikomu nie pokazuję i smutek, który skrupulatnie chowam za szerokim uśmiechem. Nadal znajduję jego rzeczy zapodziane w szafach. Kilka fioletowych koszulek schowałem wśród moich rzeczy, by przy najbliższej okazji mu je oddać, choć nie jestem pewien, czy zdołam się z nimi rozstać. To wszystko mnie przerosło, jednak jedna rzecz sprawia, że nie mam ochoty nawet na ulubione jedzenie, nie mam ochoty rano wstawać z łóżka.. Śpiew, rap, fani, reszta zespołu... to wszystko stało się drugim, a może trzecim planem.
Nie wziął ze sobą naszego wspólnego zdjęcia.
Nikt nie wie, że dałem mu je na urodziny. Nasze pierwsze wspólnie obchodzone święto. 


Gyu: Musisz coś zjeść. 
Myung: Przestańcie go już męczyć, to nie pomoże. Nie widzisz w jakim jest stanie? 
Jongie: Coś przecież musi zjeść, osłabi swój organizm do tego stopnia, że będzie wracał do formy miesiącami...
No tak, wszystko się wydało, kiedy jeden z nich nakrył mnie na nocnym szlochaniu w poduszkę... 
- Dajcie już spokój... Możecie mnie zostawić samego? 
- Nie. - zagrzmiał ponownie głos lidera, siadającego na skraju łóżka, z którego wyczołgiwałem się jedynie do łazienki, ewentualnie po kolejną butelkę wody, tudzież alkoholu, ale to już raczej w tajemnicy przed całym światem. - Nie wyjdę stąd dopóki tego nie zjesz. Reszta może wyjść. - spojrzał wymownym wzrokiem na pozostałych. Po chwili zostaliśmy już sami; Sunggyu odstawił miskę z owsianką na stolik, po czym złapał mnie za dłoń. - Wiem, gdzie teraz jest. Jako wasz lider powinienem dawać lepszy przykład, ale.. no cóż, sytuacja wymaga nagięcia zasad. Możesz się z nim spotkać, ale tak, żeby nikt się nie dowiedział. Postaramy się zająć menagerów, jednak pilnuj się, zawsze może się znaleźć ktoś, kto będzie za tobą szedł. Rozmawiałem już z Howonem, ustaliłem gdzie i o której się spotkacie. Wszyscy wiedzą co robić, więc możesz być spokojny o swoje plecy. W razie czego, będziemy się z tobą kontaktować. 
- Ale... Przecież ceo zabronił... Nie, hyung, myślę, że to nie jest najlepszy pomysł.. 
- Nie chcesz się z nim spotkać? No właśnie. Więc przestań marudzić i się szykuj, bo za godzinę musisz wyjść. - wyciągnął coś z kieszeni, po czym wsunął przedmiot pomiędzy moje palce. - Tylko ostrożnie, okej? Nie tak dawno go odebrałem z salonu. - puścił mi oko i szeroko się uśmiechnął. 
- Hyung, ja nie wiem co powiedzieć... - spojrzałem na kluczyki do samochodu ze łzami w oczach. - Robicie dla mnie tak wiele.. - przytuliłem się do niego, chowając kilka kropel, których nie byłem w stanie powstrzymać. 
- Konspirujemy wspólnie jak za starych dobrych czasów. Zacznij od zjedzenia, żebyś nie padł po drodze. Wykąp się, bo ci się to przyda, ogarnij się i leć. My zaraz jedziemy na kolację, powiemy, że się źle czujesz. Wiele w tym kłamstwa nie ma, nie powinni tego wyłapać, w końcu przez kilka ostatnich wyjść nam nie towarzyszyłeś. - westchnął, poklepał mnie po plecach, po czym po cichu opuścił mój pokój. Spojrzałem raz jeszcze na kluczyki, a następnie na ramkę, która stała na honorowym miejscu. 
- Hoya...


Mimo nocnej godziny, ulice Seulu o tej porze nie były puste. Pojechałem zgodnie ze wskazówkami Sunggyu, choć od początku wiedziałem, dokąd powinienem się kierować. Kiedy tylko zaparkowałem i wysiadłem z auta, poczułem świeże powietrze unoszące się znad rzeki Han. Kiedy jeszcze byliśmy trainee i mieszkaliśmy w ciasnym dormie, śpiąc niemal jeden na drugim, często przyjeżdżaliśmy w to miejsce po dniu ciężkich treningów, żeby się odprężyć i zjeść coś smacznego. Rozejrzałem się dookoła siebie, by po chwili w cieniu drzew ujrzeć sylwetkę, nieco zgarbioną, zwróconą w moją stronę. Poczułem dreszcz; moje emocje zaczęły się ze sobą sprzeczać. Z jednej strony czułem ogromną radość, że znów go widzę, jednak smutek i żal, który odczuwałem przez jego odejście, nie dawały za wygraną. Zrobiłem kilka kroków w kierunku Howona, jednak natychmiast się zatrzymałem, kiedy tylko dostrzegłem, że chłopak się cofa. Nie wiedziałem co mam zrobić. Bałem się przerwać ciszę pomiędzy nami, no bo w końcu co też mogłem mu powiedzieć? "Miło cię znowu widzieć"? "Tęskniłem"? Jak zawsze, potrafię robić z siebie tylko głupka.
- Hoya... - wydusiłem z siebie w końcu, decydując się na spoczynek na ławce, która miała dla nas obu sentymentalne i ważne znaczenie. Poklepałem miejsce obok mnie, czekając na niego cierpliwie. - Hoya to już sześć lat. - uśmiechnąłem się pod nosem. - Pamiętasz? Kiedy tu przyszliśmy tego dnia i oboje zarzekaliśmy się, że mamy coś ważnego do powiedzenia... i okazało się, że powiedzieliśmy sobie to samo. - zaśmiałem się cicho. Howon przytulił mnie znienacka, zachodząc mnie od tyłu i ściskając moją szyję, nie dając mi tym samym szansy, by odwzajemnić jego gest.
 - P-Przepraszam... - wyszeptał drżącym głosem, zaciskając ręce mocniej. Złapałem go za dłonie, które były bardzo zimne. Starałem się trochę je ogrzać moimi rękoma. Mimo że Hoya znajdował się za mną, poczułem zapach jego perfum, który sprawił, że łzy mimowolnie napłynęły mi do oczu.  Poczułem jak zaciska pięści na moich ubraniach, rozpłakując się na dobre. Zrobiło mi się smutno, po policzku spłynęła mi pojedyncza łza, przed którą nie potrafiłem się już dłużej bronić.
- Hoya... - pogładziłem go po wierzchu dłoni. Chciałem spojrzeć mu w oczy i obetrzeć łzy z jego twarzy. Chciałem go przytulić, oddać mu swoją kurtkę, zabrać do siebie, podzielić się z nim kołdrą. Chciałem nakarmić go ulubionym jedzeniem, uspokoić, zaczekać aż zaśnie i cieszyć się jego widokiem... Chęci to wszystko co miałem.
- Nie powinniśmy tutaj być. Jeśli ktoś się dowie, jeszcze przeze mnie wylecisz. - pociągnął krótko nosem.
- To nieważne... - westchnąłem, w wyniku czego z moich ust uniosła się para, zupełnie jakbym miał zaraz wyzionąć ducha. Może to jest jakaś opcja, aby skończyć tę męczącą sytuację..?
- Ważne! Właśnie, że ważne. Jesteś tam potrzebny. - podniósł głos.
- Nie tylko ja. - odparłem poważnym tonem. - Dla ciebie zawsze będzie tam miejsce, rozumiesz? Zawsze. - złapałem go za rękę i szarpnąłem ją w kierunku mojego serca. - Jeśli chcesz odejść, ja to zrozumiem. Chcę tylko znać prawdę, którą przed nami ukrywasz. - w skupieniu na słowach, które chciałem mu przekazać pomagała mi rzeka, której powolny bieg oczyszczał moje myśli i kierował je w jednym kierunku. Czułem się dobrze, spoglądając na spokojne fale, podczas rozmowy z Howonem, choć nie ukrywam, że wolałbym zatonąć w jego ciemnych oczach. -  Chcę wiedzieć dlaczego. Chcę się z tobą widywać, nawet jeśli to będzie rzadkie, w środku nocy i na chwilę, mam to gdzieś, chcę z tobą być, bo jesteś jedynym powodem... do wszystkiego. Lee Howon, jesteś sensem całego mojego światopoglądu. Nic nie jest logiczne kiedy nie ma cię w zasięgu mojego wzroku. - sam byłem pod ogromnym wrażeniem, gdyż rzucałem słowami prosto z serca, niewiele nad nimi myśląc. Rzadko zdarza mi się mówić o własnych uczuciach, nawet przed nim. - Hoya powiedz mi wszystko, a ja to wszystko przyjmę i zrozumiem.
- Nie. - przerwał mi nagle. Nastała chwila ciszy, wiedziałem, że się zastanawia.. - To nie ma sensu. Nic nie ma sensu. Nie powinienem się zgadzać na to spotkanie... - wstał, od razu próbując się ode mnie oddalić, lecz zdążyłem złapać go za rękę. Wstałem, odwróciłem się do niego przodem i zaciągnąłem go do auta. W środku zamknąłem drzwi i ustawiłem ciepły nawiew; on cały czas był strasznie zimny.
- Nie pozwolę ci odejść aż mi tego nie wytłumaczysz. Oboje wiemy, że mi ufasz tak samo, jak ja ufam tobie. Chyba, że coś się zmieniło. -  starałem się uspokoić, ale serce kołatało mi jak oszalałe. W jednej chwili oczy znów zaszkliły się łzami; docierało do mnie powoli, że nie jesteśmy dla siebie tak bliscy jak dawniej. - Howon ile tak właściwie ja dla ciebie znaczę? Jestem dla ciebie tylko kimś nieznaczącym z przeszłości? Kimś kogo chcesz wyrzucić i zapomnieć? - zakryłem twarz dłońmi. - Słyszałem o twoim planie solowego comebacku. - wyszlochałem. - Naprawdę chcesz zostawić nas w ten sposób..? - poczułem jak chwyta mnie za ręce. Spoglądał na mnie pustym wzrokiem. Wydawał się być teraz porcelanową lalką z idealnymi rysami twarzy, idealną fryzurą... Zawsze sądziłem, że jest piękny; najwidoczniej zdążyłem też o tym zapomnieć, nie widując go przez tak długi czas. - Odpowiedz mi w końcu! - wrzasnąłem.
 - Dongwoo, ja... Przecież wiesz, że moje zdrowie jest coraz gorsze..
- Coraz gorsze zdrowie, którego nie szczędzisz na swoim youtube, tańcząc covery i trenując dwa razy więcej. - przerwałem mu. Byłem wściekły. - Przestań mnie w końcu okłamywać, kurwa! - wyszarpnąłem się i odwróciłem od niego twarz. Niewiele myśląc, zdjąłem z siebie kurtkę i zakryłem go. - I co? Teraz będziesz aktorem? Będziesz lizał jakieś laski przed kamerą, żeby fanki śliniły się na ten widok? A może zaczniesz śpiewać i rapować samemu? Bo infinite h już się nie liczy. To, co razem stworzyliśmy. Wszystko co stanowiło jedność, mimo dwóch zaangażowanych osób. Wspólne teksty, muzyka i taniec. Wszystko wyrzucasz. Cały poświęcony na to czas. I mnie. - nie byłem w stanie dłużej ciągnąć ten monolog, czułem narastającą w gardle gulę, która nie pomagała w tej sytuacji. Nie odpowiedział nic. Wiedziałem... czułem że coś jest nie tak.
- Potrzebuję też pieniędzy.
- To jest chujowy powód. - wyszeptałem. - Pieniądze nigdy nie były problemem. Zwłaszcza wśród nas. Wiesz doskonale, że byśmy ci pożyczyli albo i nawet dali gdybyś tego potrzebował. Nie pamiętasz już? Kiedy u Sungyeola było ciężko z restauracją i wszyscy mu pomogli? Przestań się zasłaniać bezsensownymi rzeczami. Nie wierzę w ani jedno twoje słowo.
- Nie musisz. Pójdę już. - otworzył drzwi i po chwili zniknął w mroku nocnego miasta. Skuliłem się na siedzeniu i płakałem, zaciskając drżące dłonie na włosach. Kurwa, kurwa, kurwa... Chciałem jak najszybciej się ogarnąć, wrócić do domu, nachlać i zasnąć. Zapomnieć, zrobić cokolwiek, może przejść się do burdelu... Nic mi nie zostało...

Przypadkowo usnąłem na tylnym siedzeniu samochodu. Obudziłem się około piątej nad ranem; zacząłem się trochę bać powrotu do dormu. Zerknąłem tylko na telefon i przeraziłem się ilością wiadomości i nieodebranych 327 telefonów od każdego...

03:18; 17/09/20 Najlepszy Lider 
Zadzwoń nawet w nocy, nie będę spał. 

- Dongwoo...? Wszystko w porządku? - słyszałem, że go obudziłem. - Aaaah... Martwiliśmy się o ciebie... Wrócisz sam? Mogę do ciebie przyjechać autobusem i wrócimy do dormu, dobrze?
- Hyung.. - jęknąłem. - Przyjedź... Proszę. Przepraszam, ja.. Zasnąłem, bo.. Hoya, on... - nie byłem w stanie wydusić z siebie słów. Zalałem się łzami. - Hyung... Hyung...
- Już dobrze, spokojnie. Nie rozłączaj się, właśnie wychodzę. Wezmę taksówkę, żeby być szybciej. Dongwoo, wszystko będzie dobrze, tak? No już, wytrzymaj, zaraz tam będę. - słyszałem jak biegnie. Później jak wychodzi na zewnątrz, jak wsiada do auta, jak podaje adres i jedzie. A ze mną było coraz gorzej. Zacząłem żałować, że się obudziłem. Minęła dłuższa chwila, pewnie mniej więcej godzina, kiedy dostrzegłem Gyu, zbliżającego się do auta.

- Znalazłem cię. - uśmiechnął się, otwierając drzwi. Schylił się nade mną i zmierzwił moje głosy. - No już, chodź. - pociągnął mnie za rękę i przytulił. - Jedziemy do dormu. 

piątek, 25 marca 2016

DaYeol x SungYeol

Już nie pamiętam jak wyglądały moje relacje z hyungiem, zanim został trainee, a później stał się popularny... W mojej głowie zostały tylko pojedyncze obrazy z naszych wspólnych wycieczek i czasu, który mi poświęcał. Odkąd podczas nagrywania Sesame Player w naszym domu zagościła kamera, wszyscy dookoła oszaleli, ponieważ mój brat jest znany. Mama zaczęła patrzeć na mnie pod zupełnie innym kątem, stałem się gorszy od starszego, nie byłem taki, jaki według wszystkich powinienem być. Nigdy w sumie nie marzyłem o byciu gwiazdą, ale skoro mam dobre geny i nawet SungYeol, który nie potrafi ani śpiewać ani tańczyć mógł zostać idolem, ja też tego dokonam.
Drogą znajomości i odpowiednio wysokiej kwoty pieniężnej, którą musiałem wydać na audycję, dostałem się do woollimu. Wbrew pozorom, nikt nie głaskał mnie tam po głowie, ba, sam ceo stwierdził, że się nie nadaję, bo w końcu na hyunga wydali kupę pieniędzy, żeby go przeszkolić. Ale nie zamierzam się poddać, będę tak samo dobry jak on, a może nawet lepszy.
Dzięki wspólnej wytwórni, zdarzało się, że mijaliśmy się na korytarzach. Wszyscy mnie tu znali, przede wszystkim dlatego, że jesteśmy do siebie podobni, czasem nawet mylono mnie z SungYeolem. Niekiedy na ulicy byłem zaczepiany przez jego fanki i pytany, dlaczego jeszcze nie zadebiutowałem. Sława nie jest taka kolorowa i przyjemna, na jaką wygląda gołym okiem. To jak góra lodowa, widać tylko efekt końcowy, ale w rzeczywistości, kosztuje to więcej wysiłku i pieniędzy, niż można sobie wyobrazić. Głupie, zaślepione fanki nie mogą mieć o tym pojęcia. Chciałbym mieć mądrzejsze fanki niż te hyunga...

Cierpliwie czekałem, ćwicząc do późnych godzin, ponieważ tylko wtedy mogliśmy korzystać z sali. Za dnia musieliśmy dostosowywać się do grafiku Infinite i Lovelyz, więc sale ćwiczeń były zajmowane. Po długim czasie w końcu nadszedł ten dzień. Mogłem stanąć na jednej z ważniejszych scen razem z bratem, gala podsumowująca rok, Gayo. Dałem z siebie wszystko i byłem z siebie dumny, nie odstawałem od reszty, a układy Infinite nie były już dla mnie żadnym wyzwaniem. Jednak nikt, zupełnie nikt mnie nie pochwalił.. Od nikogo nie usłyszałem ani słowa o mojej pracy. Zaczynało mi to działać na nerwy. Zapatrzony w mojego hyunga poczułem chęć przewyższenia go. Chciałem zdobyć coś, co będzie od niego większe, chciałem go wyprzedzić. Tamtego dnia dobrze to zrozumiałem. W końcu do mnie dotarło, co powinienem zrobić.

W kilka miesięcy opanowałem język angielski do poziomu komunikatywnego, może nawet trochę lepiej. Ćwiczyłem głos, mimo że w nocy nie mogłem spać, ponieważ zdarte gardło bolało mnie tak mocno. Wydawałem zarobione pieniądze na lekarstwa i kosmetyki, a moje włosy zamiast czarne, stały się brązowo-czerwone. Nadal byłem porównywany do brata, jednak tym razem to ja stałem o jeden mały krok wyżej. Mimo że jeszcze nie mam fanów, wiem, że dam radę go przewyższyć.

- DaYeol~ - usłyszałem podejrzanie szczęśliwy głos starszego. Odwróciłem się w jego stronę, zdziwiony jak nigdy, bo nie miał on w zwyczaju się do mnie odzywać, zwłaszcza w wytwórni. - Słyszałem coś ostatnio o waszym debiucie, jak sobie radzicie z chłopakami? - oh, czyżbyś poczuł się zagrożony, kochany braciszku? Na jego pytanie tylko wzruszyłem ramionami.
- Myślisz, że ceo cokolwiek by nam powiedział? Musimy nadal pracować - uśmiechnąłem się delikatnie. - Widziałem ostatni odcinek waszego variety show, zamierzacie to jakoś uczcić? Woah, to niesamowite, z telewizji dowiedziałem się o swoim hyungu więcej rzeczy niż podczas rozmowy. Zadziwiające, nie sądzisz? - wyszczerzyłem zęby, widząc wyraźnie jak SungYeol smutnieje. - Mam nadzieję, że niedługo znów coś nagracie, chciałbym móc lepiej cię poznać, hyung.
- Przestań - warknął cicho i spojrzał na mnie rozgniewany. Nie ruszało mnie to, dobrze znałem jego zagrywki, a moje słowa to tylko swego rodzaju docinki, bo w końcu jesteśmy rodzeństwem. - Mówisz, jakby to była moja wina...
- A nie jest? Mam wrażenie, że zespół jest dla ciebie ważniejszy niż własny brat i chyba się nie mylę? - westchnąłem cicho, nie miałem zamiaru się z nim kłócić czy denerwować, ale czasami po prostu nie potrafiłem dłużej się powstrzymywać. - Chyba musisz wracać do dormu. Hyung, czy ty w ogóle wiesz gdzie ja teraz mieszkam? Masz wszystko dookoła w dupie, więc nie dziw się, że mam ci to za złe. - odwróciłem się i już chciałem odejść, kiedy poczułem jego zimną dłoń, zaciśniętą na moim nadgarstku.
- Chodźmy dzisiaj na piwo. Jest sobota, idealny dzień, żeb..
- Nie - przerwałem mu. - Nie możesz nigdzie wychodzić hyung. Jesteś sławny, ja z resztą przez ciebie też jestem rozpoznawalny. To nie wyjdzie. - westchnąłem i oddaliłem się w kierunku sali ćwiczeń. Niedziele zawsze były wolne, ale nie zamierzałem w te dni odpoczywać, co więcej, nie pamiętam kiedy ostatni raz piłem alkohol, staram się dbać o moje ciało i skórę. Mimo że Infinite pozwalają sobie na alkohol niekiedy nawet w trakcie tygodnia, nie zamierzam iść w ich ślady. Im więcej pracuję, tym bardziej ich nienawidzę, mimo że doskonale wiem jak wiele kosztowało ich osiągnięcie tego co mają. W sumie SungJong jest nawet sympatyczny, ale reszta z nich wydaje się być nie do zniesienia.

Kolejnego dnia, kiedy wróciliśmy do dormu po kilku godzinach ćwiczeń, zastałem hyunga w moim pokoju.
- Kto cię tu wpuścił? - westchnąłem nieczule i rzuciłem torbę na krzesło, po czym sam zacząłem krzątać się po pokoju. - Przecież mówiłem ci, żebyś tu nie przyłaził - westchnąłem i wyciągnąłem piżamę.
- A ja mówiłem, żebyśmy się spotkali. Powinieneś wiedzieć, że nie odpuszczę ci tak łatwo - wstał powoli i wyciągnął z kieszeni niebieskie pudełko z kokardką. Byłem w trakcie przebierania się, dlatego tak wyszło, że stałem przed nim w samych spodniach. Widziałem w jego oczach zdziwienie. Tak, braciszku, wyrobiłem się, w końcu to zauważyłeś.
- Co to jest? Czego ode mnie chcesz?
- Prezent. Nie widzisz? Masz dzisiaj urodziny.
- A od kiedy do cholery obchodzą cię moje urodziny? Od pięciu lat o nich zapominałeś, a teraz, jak robi się o mnie głośno, nagle przypominasz sobie, że masz brata? Zapomnij - odtrąciłem jego rękę, którą wyciągał w moim kierunku - Nie przyjmę tego.
- DaYeol, czy ty możesz chociaż raz przestać udawać poszkodowanego? Nigdy nie zapomniałem o twoich urodzinach i zawsze dostajesz ode mnie prezent - warknął, uh chyba się wkurzył. - Nie musisz go przyjmować, sam go ci wcisnę. - wyciągnął srebrny naszyjnik i już po chwili między moimi obojczykami błyszczał znak nieskończoności. Niezbyt trafiony prezent...
- I co, mam napędzać ci fanów, udając, że jestem fanboyem? Dużą zniżkę wam dają na goodsy? - prychnąłem, ale w jednej chwili zamarłem. - SungYeol...? - jęknąłem, czując jak długie ramiona hyunga obejmują mnie w pasie i przyciskają mocno do jego ciała. - Przestań.. Musisz się cały czas wygłupiać..?
- Nie wygłupiam się - mruknął cicho i westchnął, wydychając z ust ciepłe powietrze prosto na moją szyję. Zadrżałem przerażony, to przecież niemożliwe... Podobało mi się to, co robił i głównie ten fakt tak bardzo mnie przerażał... - Ciepły jesteś... - zaśmiał się i odsunął na chwilę. Spojrzał mi głęboko w oczy i przechylając lekko głowę na bok, rozpiął guziki swojej koszuli, po czym zrzucił ją na podłogę i wyciągnął lekko ręce, by znów się we mnie wtulić, jednak ja zrobiłem krok do tyłu.
- Co ty do cholery wyprawiasz?! - cały czas stąpałem do tyłu, jednak on wciąż zmierzał w moją stronę.
- Nie krzycz. Jeszcze ktoś nam przeszkodzi. - jęknąłem, czując na plecach dotyk zimnej ściany. Otworzyłem szerzej oczy, po czym natychmiast je zamknąłem, kiedy poczułem na sobie palce starszego. Niesamowicie kuszące, długie i ciepłe palce... Zacząłem drżeć, z jednej strony z zimna, a z drugiej przez jego działania.. Przesunął rękę od moich bioder, przez klatkę piersiową na ramiona, po czym przyparł mnie mocniej do ściany i oparł czoło o moją szyję, schylając się dość mocno. Moje serce zaczęło walić jak opętane, w końcu... On nigdy się tak nie zachowywał... Ba, ostatnimi czasy nawet zachowywał do mnie dystans. Zastanawiałem się do czego zmierza, ale długo to nie trwało, gdyż poczułem coś dziwnego. Czy to jego usta..?
- Hyung... Co ty robisz..? - jęknąłem błagalnie, mając nadzieję, że zaraz przestanie.
- Ćśś... Nic nie mów - wyszeptał prosto do mojego ucha, które zaraz subtelnie przygryzł. Przeciągnął czubkiem nosa po mojej szyi, po czym kontynuował poprzednią czynność, dodatkowo od czasu do czasu przygryzając moją skórę.
- Powinieneś przestać. Źle się czuję i jestem zmęczony, chcę iść spać. - położyłem dłonie na jego piersiach. Dokładnie czułem przyspieszone bicie serca hyunga... Chciałem go odepchnąć, ale moje łokcie nie chciały się wyprostować. Z pewnego powodu, moje ciało mnie nie słuchało, byłem bezwładny. - Słyszysz..? Już koniec. Wystarczy. Hyung, proszę... Przestań.. - zerknąłem na niego, na co on ugryzł mnie mocniej niż poprzednimi razy.
- Słuchaj się swojego hyunga i stój grzecznie, bo zostaną ślady - syknął. Chcąc w pełni nade mną zawładnąć, ułożył kciuki na moich sutkach i zaczął delikatnie je masować. Nie mogłem się powstrzymać, pojękiwałem cicho, co podniecało nas obu. Objąłem go za szyję, przeklinając samego siebie za poddanie się temu idiocie. - Grzeczny chłopiec - wymruczał i przesunął językiem po krzywiźnie mojej szczęki.
- Jesteś obrzydliwy - odsunąłem się i kopnąłem go w nogę.
- Yah!! - w jednej sekundzie cała atmosfera prysła. - Co ty wyprawiasz?! - wściekł się. Prychnąłem tylko i bez słowa wybiegłem do łazienki. Nie chciałem przy nim okazywać uczuć, dlatego dopiero gdy zamknąłem drzwi i odkręciłem wodę, która mnie zagłuszała, usiadłem na brzegu wanny i zacząłem cicho szlochać. Czułem moje opięte spodnie i głównie to powodowało, że czułem się okropnie. Co on sobie myślał? Że może się mną zabawić? Ma tych swoich kolesi, nie może nimi się zadowolić? Poza tym stać go na dziwki. Westchnąłem cicho i wytarłem łzy, które mimo to nie przestawały spływać po moich zarumienionych policzkach. Spojrzałem w lustro. Na pierwszym planie dostrzegłem ten cholerny naszyjnik. Zerwałem go z siebie i rzuciłem ze złością w kąt, jednak po kilku chwilach zdesperowany podniosłem go z ziemi i przetarłem kciukiem.
- Idiota.... Nienawidzę go. Nienawidzę cię, hyung.. - westchnąłem i odłożyłem naszyjnik na półkę. Rozebrałem się szybko  i wszedłem do wanny, która w połowie była zapełniona ciepłą wodą. Rozsiadłem się wygodnie, jednak kiedy tylko znów dostrzegłem moją erekcję, westchnąłem ciężko i uderzyłem się w nogę. Zacząłem płakać coraz rzewniej, aż zaczęło brakować mi powietrza. Czułem się brudny. Zupełnie jakby ktoś mnie zgwałcił..Co on do cholery zrobił... Idiota...

Przez kolejne dni, kiedy byłem w wytwórni, dokładnie starałem się, żeby nie spotkać brata. Z początku mi się to udawało, jednak w końcu doszło do spotkania, mieliśmy kolejny wspólny występ. Niechętnie przychodziłem na próby. Nie rozmawiałem z nikim, a kiedy tylko próba się kończyła, pierwszy wychodziłem z sali i uciekałem do dormu. Podczas występu, czułem na sobie wzrok wszystkich członków Infinite. Czyżby wiedzieli, że nie dałem się przeruchać? Jakże mi przykro.. Postanowiłem olać to wszystko i robić swoje. W końcu chciałem stać wyżej niż oni wszyscy. Wiem, że mogę tego dokonać, ale żeby się wspiąć, muszę wiele się nauczyć, a taki event to idealna okazja.
Jak zawsze musieliśmy stawić się wcześniej. Włosy i makijaż zajmowały sporo czasu, ale kiedy byłem gotowy, nadal musiałem poczekać do wyjścia na scenę. W tym czasie podszedł do mnie SungYeol. Kiedy już chciałem odwrócić się na pięcie i odejść, złapał mnie za rękę i spojrzał mi w oczy.
- Przestań w końcu to robić.. Możemy porozmawiać, kiedy to się skończy?
- A co, znowu chcesz do mnie przyjść? - odszczeknąłem, wypominając mu ostatnie zajście.
- Kazałem ci przestać - zmarszczył brwi i ścisnął mnie mocniej. Zza krótkiego rękawka koszulki brata wychylał się elegancko zarysowany biceps. Spojrzałem znów w jego oczy, lekko zmieszany, nie wiedząc czy się bać, czy zacząć śmiać, a może cieszyć.
- Nawet jeśli ci odmówię, i tak przyleziesz, więc po co w ogóle zaczynasz? - westchnąłem i wyrwałem mu się. Musieliśmy już wychodzić na scenę, idealnie w czas. Scena zawsze ratuje mi dupę. Ustawiłem się w swoim miejscu i zacząłem show razem z zespołem. Od czasu do czasu nawet zerkałem w aparaty fanek, które robiły mi zdjęcia. Chciałbym, żeby przyszły tu dla mnie, nie dla Infinite...

Oczywiście, w dormie nie mogłem mieć spokoju, znów przyszedł.
- Idź stąd - nawet nie zamykałem drzwi. Trzymałem je otwarte i czekałem. - Wynoś się, słyszysz? - mój głos zadrżał, aish... To bolało... Bolało za bardzo, nie jestem na tyle silny, żeby to wytrzymać. Zawsze byliśmy ze sobą zżyci.. Od kiedy stał się gwiazdą, nie miał dla mnie czasu... Podszedł do mnie i zamknął drzwi na klucz, po czym pociągnął mnie na łóżko i usiadł obok.
- Chyba muszę ci coś wytłumaczyć.. - zaczął.
- Tsah, chyba próbę gwałtu - prychnąłem i odwróciłem wzrok w stronę okna. - Powiedziałem, że nie chcę cię widzieć. Nie rozumiesz? Mam na myśli, że masz otworzyć drzwi, wyjść, zamknąć je za sobą i nigdy tu nie wracać - po policzku popłynęła mi łza, a ja sam znów zacząłem się krztusić.
- Więc dlaczego płaczesz? - objął mnie ramieniem. Mimo że starałem się go odtrącić, niezbyt mi to wychodziło. Przytulił mnie i ku mojemu zdziwieniu, pocałował w policzek, po czym zmusił mnie, żebym położył głowę na jego ramieniu i zaczął przeczesywać moje włosy. - Dobrze ci dzisiaj poszło, DaYeol.. Byłeś dziś świetny - słyszałem, jak jego głos również się łamie. Poczułem na swoim ramieniu ciepłe krople jego łez. - Przepraszam. Jest mi cholernie przykro. Wiem, że przeze mnie cierpiałeś - przyciągnął mnie mocniej i zacisnął zęby - Przepraszam... - rozpłakałem się na dobre, słysząc co chwilę to słowo z ust mojego brata.
- Hyung.. - jęknąłem żałośnie i wtuliłem się w niego mocniej - Co się z nami stało..? Czy zespół naprawdę jest dla ciebie taki ważny?
- To moja praca. Lubię to robić, ale też muszę być odpowiedzialny, DaYeollie.. Zrozum... - podrapał mnie po karku, na co zadrżałem. - Naprawię to, obiecuję... Mój dongsaeng, musisz we mnie wierzyć - odsunął mnie od siebie i po raz kolejny zaskoczył, tym razem aksamitnym pocałunkiem jego ust.. Nie potrafiłem mu się oprzeć, zamknąłem oczy i oddałem pocałunek.
- Jesteśmy okropni - westchnąłem i wgrzebałem się na kolana hyunga. Po kilku chwilach w grę weszły nasze języki, które zaczęły pleść się ze sobą, przepychać i bawić. Przygryzłem lekko jego wargę i zadrżałem na dotyk, który wędrował pod moją koszulkę. Robiło się coraz goręcej i coraz niebezpieczniej. - Powinniśmy przestać. Musisz iść do siebie i odpocząć. - odsunąłem się i wstałem zawstydzony jak nigdy. - Idź już.
- Przyjdę po ciebie jutro i razem gdzieś pójdziemy - uśmiechnął się i pocałował mnie na pożegnanie. - Do zobaczenia - pomachał mi i wyszedł. A ja stałem na środku pokoju jak idiota i nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć... Byłem zmieszany, ale chyba już nie ma odwrotu. Dałem się już wciągnąć w jego gierkę..

Nazajutrz był u mnie z samego rana. Zrobił śniadanie dla wszystkich i przyniósł mi dopiero co kupione ubrania. Zjedliśmy wszyscy razem, po czym przebrałem się w spodnie i koszulę, które leżały na mnie jak ulał.
- I co myślisz? - spojrzałem na niego. - W twoim stylu?
- A gdzie masz wisiorek, który ci dałem? - w jednej chwili zrobiło mi się gorąco. Nie mogłem mu powiedzieć, że go zepsułem...
- Nie wiem, gdzieś go położyłem i nie wiem gdzie jest.. Ale to nieważne, tak też jest dobrze - psiknąłem się jeszcze tylko perfumami i byłem gotowy do wyjścia.
- Nieważne? Według ciebie to nieważne? - zasmucił się i rozejrzał po pokoju. - Na pewno nie wiesz gdzie jest? Kupię ci dzisiaj coś ładniejszego, ale tego nie możesz już zgubić! - pogłaskał mnie. Poczułem się naprawdę głupio... Powinienem naprawić naszyjnik od hyunga..
- Znajdę go, nie martw się hyung.. - uśmiechnąłem się delikatnie.
Poszliśmy razem do restauracji, oczywiście nie musiałem za nic płacić, bo ten idiota mi nie pozwolił. Zjedliśmy pyszny obiad, później poszliśmy na spacer wzdłuż rzeki Han, a na koniec zatrzymaliśmy się przed hotelem. Spojrzałem na niego zdezorientowany.
- Co to ma być? - spytałem nieco oburzony.
- Jeśli nie chcesz, nie musimy tam iść, ale już zarezerwowałem pokój. Spodoba ci się - uśmiechnął się do mnie szeroko, a ja aż zadrżałem na samą myśl... Zwariował. Mimo że nie chciałem, poszedłem razem z nim do środka budynku. Weszliśmy do bogato wystrojonego pokoju, w którym dominowała czerń zmieszana z czerwienią i odrobiną zieleni. Spojrzałem na chłopaka, chcąc upewnić się, czy aby na pewno to jest na poważnie.
- Oszalałeś, hyung... - westchnąłem. Znów poczułem się źle. - Zawiedliśmy naszych rodziców... Jesteśmy obaj okropni. Nie mamy już prawa wracać do domu.. Hyung.. Jesteśmy naprawdę złymi synami. - moje oczy zaszkliły się, byłem rozerwany. Z jednej strony pragnąłem go. Uświadamiałem sobie, że SungYeol jest osobą, którą pragnę... Jednak z drugiej strony strach przed rodzicami nadal mnie blokował.
- Oszalałem, ale do cholery, kocham cię. - szarpnął mną i powalił mnie na łóżko. - Kocham, słyszysz? Nie możesz chociaż raz o mnie pomyśleć? Nie możesz przynajmniej na chwilę przestać być tak samolubny?! - wrzasnął, a ja tylko skuliłem się i szlochałem cicho.
- Idiota... Ja ciebie też kocham, ale pomyśl o rodzicach...
- Mam to gdzieś, teraz liczysz się dla mnie ty. I tak nie jeździmy do domu, jesteśmy tutaj razem. Mogliśmy się ich bać, kiedy mieszkałem w poprzednim dormie, ale teraz nie musimy już dłużej się martwić. Jeśli odwzajemniasz moje uczucia, po prostu mi zaufaj - po raz kolejny połączył nas pocałunek, jednak tym razem subtelniejszy. SungYeol wsunął dłoń pod moją koszulę i zaczął pojedynczo odpinać jej guziki. Poczułem lekki chłód na mojej skórze, przez co zadrżałem. Przeczesałem palcami jego ułożone starannie włosy i zamruczałem mu w usta. Każde muśnięcie palcami sprawiało, że stawałem się coraz twardszy. Otarłem się kroczem o jego przyrodzenie i cicho jęknąłem, postanowiłem się oddać mu w stu procentach.
- Będziesz delikatny, prawda hyung?
- Nie. - zdziwiłem się na jego odpowiedź. - Porządnie cię rozciągnę, a potem będę cię pieprzył tak ostro, że nie będziesz mógł przestać jęczeć. Będę ruchał cię tak długo, aż nie dojdziesz pięć razy pod rząd - wyszeptał głosem tak seksownym, że poczułem, że mogę to zrobić tu i teraz. Nawet bez rozciągania.
- Na co jeszcze czekasz? - ugryzłem go dość mocno w wargę i odwróciłem się na brzuch. - Dalej, czekam. - zrzuciłem koszulę i odpiąłem spodnie. - Rozbierz mnie, rozciągnij i pieprz mnie. - ułożyłem głowę na poduszce i zamknąłem oczy. Ciepłe palce starszego musnęły moje biodra, zsuwając powoli spodnie razem z bielizną. Po chwili on także zrzucił z siebie ubrania i ugryzł boleśnie jeden z moich pośladków. Nawet nie wiem skąd, wyciągnął wibrator i nasmarował go lubrykantem, po czym powoli we mnie wsunął. Z początku nie było tak źle, jednak kiedy hyung włączył wibrację, musiałem schować twarz w poduszce. Nie chciałem jęczeć od głupiej zabawki, to by było dziwne.. Trochę nią poruszał, pobawił się mną, a później wyciągnął ją. Od razu wiedziałem, na co się szykować, dlatego od razu mocniej się wypiąłem i zacisnąłem usta. Gdy jego czubek tylko dotknął mojego wejścia, stłumiłem w sobie jęk, jednak później to mnie przerosło. Z początku cicho pojękiwałem, ale z każdym jego kolejnym ruchem to we mnie narastało. Jęczałem głośniej i głośniej, dochodząc po kilka razy, nie jestem nawet pewien ile razy dokładnie doszedłem, po trzecim przestałem liczyć. W miarę narastania moich jęków, ruchy SungYeola stawały się coraz bardziej agresywne. W mgnieniu oka zrobiło mi się gorąco, obaj zaczęliśmy się pocić. Gdy starszy złapał mnie za włosy i pociągnął do góry, doszedłem po raz kolejny, brudząc pościel. Chłopak ugryzł mnie w szyję, a następnie puścił mnie, przez co opadłem na łóżko. Obróciłem się na plecy, leżąc przodem do niego. Hyung nachylił się nade mną i zatopił w moich ustach swoje łapczywe wargi, całując mnie głęboko i intensywnie. Dyszałem ciężko, od czasu do czasu mając trudności ze złapaniem oddechu. Kolejny, kolejny i jeszcze jeden orgazm. Pod koniec patrzyłem tylko na niego zamglonym wzrokiem. Oboje nie mieliśmy już nawet siły żeby wstać. Złapał mnie za rękę i pocałował ją. Uśmiechnąłem się delikatnie i wtuliłem się w niego, łapiąc oddech.

Później dostałem po mordzie. Nie dosłownie, ale bolało nawet gorzej... SungYeol musiał wyjechać w trasę po Europie i Ameryce. Okropnie dłużył się czas bez niego, ale to jeszcze było do przeżycia. Gorszy był fakt, że po powrocie nie odezwał się nawet słowem. Widziałem go tylko czasem jak szlaja się gdzieś z MyungSoo i szczerze mówiąc, wyglądało mi to podejrzanie. Nie chciałem wydziwiać, dlatego postanowiłem to sprawdzić na własną rękę. I to chyba była najgorsza decyzja w moim życiu...
Po treningu akurat tak się złożyło, że zauważyłem ich siedzących razem w Nit cafe. Zamówiłem sobie coś do picia i usiadłem tak, żeby wtopić się w tłum. Obserwowałem ich, a kiedy tylko wyszli, ruszyłem za nimi. Wsiadłem w taksówkę i jechałem za nimi aż na plażę, znajdującą się przy rzece Han. Było już ciemno, więc zastanawiałem się po co tam jadą. Choć było ciepło, kąpiel w rzece o takiej porze to nic przyjemnego, jednak ku mojemu zdziwieniu hyung i MyungSoo zaczęli sie rozbierać. Będąc w samych bokserkach weszli do wody... Nie chciałem na to patrzeć, miałem ochotę odwrócić się i odejść, jednak to było silniejsze ode mnie. Przyglądałem się im, mimo zaszklonych oczu, które co chwilę uparcie przecierałem. Kiedy się pocałowali, nie wytrzymałem. Chciałem uciec, jednak złość, która we mnie wrzała, nie pozwoliła mi na to. Zdjąłem buty i podwinąłem tylko spodnie, po czym pobiegłem w jego stronę. Byli przerażeni, widząc mnie. Teraz już nie było odwrotu. Zatrzymałem się przed starszym i spojrzałem mu w oczy, utrzymując kamienny wyraz twarzy, mimo spływających po policzkach łzach. Uderzyłem go z otwartej dłoni w policzek. Ponieważ chodziłem na siłownię, wcale nie zrobiłem tego lekko. Zdziwiony hyung złapał tylko zaczerwienione miejsce, nic nie mówiąc. Rzuciłem złowrogie spojrzenie MyungSoo, po czym odwróciłem się i wyszedłem z wody. Sięgnąłem tylko po swoje rzeczy, czekające na piasku, i powoli odszedłem. Nie miałem rąk, by wytrzeć twarz, dlatego krople swobodnie spływały po mojej skórze, tonąc na końcu w materiale bawełnianej koszulki. Zacisnąłem usta w cienką linię i starałem się zatrzymać w sobie wszystkie emocje. Jak można być takim skurwielem..? Dlaczego to zrobił..? Dla świata nie ma już ratunku... Wszechobecny jad w końcu wyżre nas wszystkich.

poniedziałek, 12 stycznia 2015

7. The Shadow Of An Angel Wings

- KyungSoo... KyungSoo, słyszysz mnie? Hej.. - ciepłe, kojące dłonie dotykały mojej twarzy, przez co z jeszcze większym trudem otworzyłem oczy.
- Huh..? Co się stało..? - złapałem się za głowę i spróbowałem wstać, ale za moment znów opadłem w jego ramiona.
- Hej, lepiej się nie ruszaj. Usiądź spokojnie na ławce i odsapnij... Masz czekoladę? Ba, na pewno masz, przecież zawsze jest w twojej kieszeni. - wyciągnął z kurtki zwitek opakowania i wcisnął mi w ręce. - Zjedz, to ci pomoże. Zawsze pomaga, więc teraz też pomoże.. - pogłaskał mnie delikatnie. Ugryzłem tylko kawałek, nie miałem za bardzo ochoty.. W zasadzie na nic ostatnio nie miałem ochoty, ale chyba nie ma co się dziwić. Na domiar złego zobaczyłem Krisa, no świetnie. Teraz to już w ogóle się nie pozbieram.. Zamierzałem go zbyć, mimo że nie miałem sił na ewentualną ucieczkę. Wstałem powoli, dyskretnie przytrzymując się anioła.
- Szkoda, że nie masz funkcji teleportującej - westchnąłem ciężko i zacząłem niechętnie zmierzać w kierunku domu.
- Zaczekaj! - za swoimi plecami słyszałem już jego wrzaski. Nie, nie odwrócę się. Nie chcę znowu cierpieć, już wystarczająco dużo znoszę... Jednak mimo moich szczerych starań, chłopak w końcu dobiegł do mnie i złapał mocno za ramię. Nie chcę go słuchać. Najrozsądniej będzie zignorować jego słowa. Niech będą niczym wiatr. Uniosą się do góry i znikną, mieszając się z poranną mgłą, by w południe wzlecieć jeszcze wyżej i stać się białą chmurą. Widziałem jego usta. Ruszały się, układając kolejne litery i słowa. Ale moje uszy na chwilę ogłuchły. Anioł stał na uboczu i przyglądał się mi z szczerą litością w oczach. Resztką sił wyrwałem się z dłoni WuFan'a, po czym zmierzałem dalej w wyznaczone miejsce. Nie trwało to długo, w zasadzie po piętnastu minutach byliśmy na miejscu. Poszedłem prosto do salonu, by wyciągnąć mocny trunek z barku taty, a następnie ułożyć się na sofie i zalać w trupa. Przyssałem się do szyjki szklanego naczynia i bez opamiętania wlałem w siebie ponad połowę mikstury, w efekcie mając silne zawroty głowy i mroczki przed oczami. Złapałem trochę powietrza, po czym powtórzyłem czynność kilka razy z kolejnymi butelkami. Sam nie pamiętałem nic. Nie byłem świadomy tego, co robię, a z pewnością było to złe... Spojrzałem na anioła, który bez słowa przyglądał się wszystkiemu. Wyglądał jednocześnie na zmartwionego i nieco złego. Sądzę jednak, że rozumiał moje postępowanie, lecz to co wydarzyło się później, przynajmniej według mnie, było niewybaczalne.
Chwyciłem mocno w dłonie chłodne od szkła delikatną i bladą twarz istoty, znajdującej się obok. Spojrzałem mu przelotnie w oczy i wpiłem się w jego usta, których smak przypominał różane słodycze. Uśmiechnąłem się delikatnie i przygryzłem mocno jego wargę. Muszę przyznać, że odkąd byłem śledzony przez Kai'a, zwyczajnie się nie masturbowałem. Chyba najwyższy czas to nadrobić. Rozpiąłem jego spodnie, mimo licznych sprzeciwów. Mało nie płakał, kiedy ujrzałem jego genitalia, które swoją drogą były zdecydowanie większe od moich. Przyszedł mi do głowy głupi pomysł, bo w sumie nigdy nie próbowałem tego z mężczyzną. Chciałem poczuć w sobie takiego kolosa. Zrzuciłem z siebie wszystkie ubrania w jednej chwili i zawisłem nad nim. Za chwilę nadziałem się na niego, z początku trochę bolało, ale po chwili przyjemność uderzyła mi do głowy tak mocno, że zacząłem po nim skakać i krzyczeć jak mi dobrze. Koniec końców obficie wylałem się na jego tors, a on wypełnił mnie białą, lepką cieczą. Uniosłem się i stęknąłem jeszcze na koniec, patrząc na niego. Zdyszany, zasłaniał swoją twarz, jak gdyby się wstydził. Nie zwróciłem wówczas uwagi na to, że płakał.. Ale kiedy obudziłem się nad ranem, zrozumiałem o czym mówił kilka dni wcześniej.

Z ogromnym bólem głowy usiadłem na podłodze, która dziś okazała się być moim posłaniem. Rozejrzałem się po salonie, w sumie nie narobiłem aż takiego bałaganu. Tylko jedna rzecz mi nie pasowała. Było bardzo zimno.
Dopiero teraz zobaczyłem na stole kartkę, od której biła blada łuna światła. Chwyciłem ją w dłonie i nadal nie do końca ogarniając co się dzieje, przeczytałem bardzo powoli, żeby wszystko dobrze zrozumieć.


Nie jestem pewien, od czego powinienem zacząć, drogi człowieku...
 Nie ukrywam, było mi z tobą naprawdę bardzo dobrze. Nigdy nie czułem się podobnie jak zeszłej nocy. Ekstaza wypełnia mnie po brzegi nawet teraz. Szkoda tylko, że nie zdołamy się porządnie pożegnać.. 

Mam nadzieję, że teraz zrozumiesz. Złamaliśmy święte anielskie prawo. Współżyłem z człowiekiem... Pewnie będę miał niemałe kłopoty, kiedy wrócę do góry, ale nie winię Cię za to. Sam w końcu poddałem się Twojemu pięknu.
Jeśli to ma być pożegnanie, uważam, że będzie w porządku, jeśli Ci powiem, że ja... Związałem Cię ze swoją duszą.. Ludzie nazywają to miłością. Widzisz, u aniołów wygląda to nieco inaczej. Jesteś jedyną istotą na świecie, którą szczerze i na zawsze będę pragnął chronić i widzieć. Jednak nie będzie to możliwe, gdyż prawdopodobnie czeka mnie kara, jeśli nie więzienie. Chciałbym móc jeszcze kiedyś Cię zobaczyć, mam nadzieję, że o mnie nie zapomnisz... W razie czego, pozwoliłem sobie przywłaszczyć cząstkę Twojego ciała. Spójrz na nadgarstek. Kiedy będzie Ci źle i będziesz miał dość życia, spójrz tam. Gwiazdka symbolizuje mnie. Ponieważ jestem u góry, będę na Ciebie patrzył. Niesprawiedliwym by było, gdybyś Ty nie mógł na mnie patrzeć, dlatego postanowiłem zostawić po sobie właśnie tę pamiątkę.
Nie jestem dobry w pożegnaniach. W zasadzie nigdy nie byłem... Powiedziałem już wszystko, co dusiłem w sobie od dłuższego czasu.
Pamiętaj, Twoje życie jest darem. Ja je uchroniłem, więc dbaj o nie i uczcij pamięć o mnie.

Twój już na zawsze.
Aniołek...