wtorek, 3 października 2017

3. YaDong

Kiedy się obudziłem,  moją pierwszą myślą była chęć przytulenia go, jednak kiedy sięgnąłem w jego kierunku, zastałem pustkę. Otworzyłem oczy nieco zaskoczony tą sytuacją, po czym usiadłem i dla pewności rozejrzałem się jeszcze dookoła. Jedyne co udało mi się dostrzec to brak zdjęcia, a na jego miejscu tylko kartka z napisem "Zabieram co moje. Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele, nie wrócę do Infinite." Westchnąłem cicho i zsunąłem się na podłogę, ściskając w pięści kartkę. Sam już nie byłem pewien jakie uczucia we mnie drzemią. Jestem zły? Jest mi go żal? Tęsknię za nim? Cholerny Hoya, potrafi tylko mieszać mi w głowie... Westchnąłem cicho, przeciągnąłem się i wyszedłem z pokoju, chcąc przygotować jakieś śniadanie, jednak moje zamiary zepsuł widok, jaki ujrzałem zaraz po otworzeniu drzwi.
Woohyun leżał na środku podłogi, w niewielkiej ilości wymiocin na swojej koszulce i policzku. Wszędzie walały się butelki, Sungjong nadal spał w kącie, tylko że przykryty kocem, Myungsoo i Sungyeol spali razem przy stole, owijając uda jednego na drugiego, a Gyu prawdopodobnie spał u siebie. Udałem się po worek na śmieci i jak najszybciej uprzątnąłem resztki pijackiej zabawy. Miałem nadzieję, że lider w ramach nagrody się nade mną zlituje. Przygotowałem dla wszystkich duże śniadanie, w międzyczasie wybudzając wszystkich po kolei. Najtrudniej o dziwo poszło mi z liderem. Kiedy się obudził, od razu, wbrew oczekiwaniom, dostałem burę.
- Następnym razem trochę ciszej bo was wszyscy usłyszą - pacnął mnie w głowę i usiadł, przeciągając się i ziewając. - Dongwooooo... Zrobisz mi herbatę? - uśmiechnął się szeroko, a ja z satysfakcją oznajmiłem, że śniadanie jest gotowe dla wszystkich. Nie musiałem długo czekać, Gyu od razu pognał do kuchni, gdzie reszta żarłocznej bandy już szykowała sztućce do wyścigu na zapełnienie żołądka. Uśmiechnąłem się, widząc wszystkich w jednym miejscu, po czym przysiadłem się do nich. Kiedy zaczęliśmy jeść, do środka wszedł lider, częstując się częścią posiłku i oznajmiając nam, że od jutra zaczynamy przygotowania do comebacku. Nie do końca podobał mi się ten pomysł, nadal nie byłem w stanie wyobrazić sobie jak by to miało wyglądać. Niestety nie miałem na to większego wpływu, zatem mogłem jedynie skinąć głową i przytaknąć na słowa menadżera. Nie dokończyłem śniadania i odszedłem od stołu, kierując się do pokoju. Wciągnąłem na ramiona jakąś bluzę, wsunąłem buty i wyszedłem mimo chłodniejszych dni, zwiastujących jesień. Przechadzałem się bocznymi uliczkami Seulu, kierując się w stronę strumienia. Obserwowałem ludzi dookoła mnie, starając się zapomnieć o moich problemach. Przyglądałem się dzieciom, bawiącym się w pobliskim przedszkolu, policjantom pilnującym porządku, sprzedawcom stacjonarnych sklepów z fastfoodami... Czas mijał naprawdę powoli, co nie do końca było mi na rękę. Chciałem jak najszybciej wyrwać się stąd, polecieć gdzieś, najlepiej z Howonem, wypocząć na tropikalnej plaży albo zwiedzić europejską część gór... Gdy tylko znajdzie się okazja, postaram się by wcielić ten plan w życie. Westchnąłem cicho i przymknąłem oczy, a chwilę później znalazłem się u celu. Zaszedłem do sklepu, by kupić napój i coś słodkiego, po czym usiadłem na ławce osłoniętej przez drzewa. Zacząłem konsumpcję, kiedy z relaksu wyrwały mnie krzyki. Moim oczom ukazała się ubrana na ciemno postać, wyrywająca torebkę starszej ajummie. Podbiegłem do nich od razu, widząc, że przechodnie oddalają się czym prędzej od sytuacji. Złapałem za torebkę i starałem się ją odzyskać, jednak napastnik nie odpuszczał. W końcu szarpnął przedmiotem na tyle mocno, że się przewróciłem. Widząc go uciekającego, wstałem jak najprędzej i pognałem za nim. Nie wiem jak długo nam zajęła pogoń, jednak kiedy postać zatrzymała się za rogiem, myśląc, że tego nie zauważę, złapałem ją za kurtkę i przysunąłem mocno do ściany, jednak mina mi zrzedła, kiedy jego okulary spadły na ziemię i spojrzałem w jego oczy.
- Hoya..?