wtorek, 26 marca 2013

4. Heonjeong (S/Y)

Kiedy tylko ujrzał blondyna, ukłonił się przed nim i podszedł do niego.
- Cześć... - Mruknął niepewnie.
- Cześć. - Odparł HongKi. Czuli się bardzo niezręcznie.
- Przepraszam.
- Przepraszam. - Rzekli niemal jednocześnie.
- To ja powinienem cię przeprosić. Byłem niejasny i źle mnie zrozumiałeś.
- Chodźmy stąd. - Chwycił YongHwe za ramię, puszczając menagera. - Pojedziemy na dach?
- Okej. - Uśmiechnął się lekko.


- Naprawdę cię kocham. I nie z poczucia winy. Kochałem cię już przed wypadkiem.
- Hyong... - Jego oczy zaiskrzyły, a podbródek zaczął drżeć. - Dlatego poprosiłeś, żebym cię podwiózł?
- W sumie to była po prostu sprzyjająca sytuacja. Mój samochód faktycznie był u lakiernika. Mogę pokazać ci paragon.
- Nie. Jest w porządku. - Przytulił się do niego. - Dziękuję.
- Za co mi dziękujesz?
- Za wszystko hyong. Za wszystko. - Wyszeptał.
- Szef zgodził się, żebyśmy wyjechali na wakacje. Chcesz ze mną wypocząć? Dobrze się tobą zajmę i przy okazji trochę pozwiedzamy.
- A co z rehabilitacjami?
- Twój lekarz przekazał mi kanon ćwiczeń i pozwolił na wyjazd. Możemy spędzić razem wakacje. - Przyciągnął go najbliżej siebie jak to było możliwe.
- Chcę tego. Pojedźmy razem hyong.


Wiecznie ciepły Egipt okazał się być dobrym wyborem. Bogato urządzony hotel spodobał się wokalistom. Kąpiele w oceanie ochładzały ich ciała. Właśnie używali jednej z nich.
- Hyong możesz mnie postawić? - Zaśmiał się.
- Nie mogę. Nie musisz się o mnie opierać. Jesteś lekki więc to nie problem.
- Ale... ale ludzie się patrzą...
- Obchodzą cię ludzie? - Ostrożnie postawił go w wodzie. Fale sięgały im do pasa.
- Nie, ale jeśli fani się dowiedzą? Może być nieciekawie, a nie chcę żebyś przeze mnie cierpiał.
- Oh Boże, to już nie można nosić chorego przyjaciela na rękach? - Uśmiechnął się. - Nie myśl o tym. - Złapał go za ramiona. - Ludzie się nie liczą. Teraz jesteś tylko ty.
- I ty też. Obaj jesteśmy.
- I tylko my się teraz liczymy. Reszta świata nie istnieje. - Wciągnął większą ilość powietrza. - Zamknij oczy. - Młodszy posłuchał prośby.
- Co chcesz zr... - Nie zdążył, gdyż YongHwa przylgnął do ust blondyna. Ale nie zrobił nic poza tym. Można uznać jego czyn za zwykłego buziaka. - H... hyong. - Odwrócił się. - Nie rób tak.
- Przepraszam. - Objął go. - Nie mogłem się już powstrzymać. Ale od teraz przysięgam, że nie zrobię tak więcej, póki sam mnie nie pocałujesz.
- Niestety będziesz musiał poczekać sporo czasu. To dla mnie nietypowe... Pierwszy raz jestem z mężczyzną... i to w poważnym związku.
- Nie przeszkadza mi to. A wiesz dlaczego..? - Obydwaj znali powód. Nie musieli mówić nic więcej. - Zaczekam ile będziesz potrzebował. Ale... dlaczego nie zdjąłeś tej koszulki? Zdejmij ją, bo nierówno się opalisz. Fanki by tego nie przeżyły. - Złapał za brzegi ubrania i lekko pociągnął do góry.
- Nie! Przestań! - Odepchnął ręce Jung'a.
- Przepraszam. - Spojrzał na niego zdziwiony. - Jeśli nie chcesz, to w porządku, ale nie musisz na mnie od razu krzyczeć. - HongKi nie odpowiedział. Złapał się za ramiona i skulił grzbiet. - Kochanie... Co się stało? - Starszy był przerażony. Nie miał pojęcia o co chodzi.
- Nie ważne hyong. Wracajmy do hotelu. - Chciał iść, ale brunet złapał go za nadgarstek.
- Przecież możesz mi powiedzieć co się stało.
- Sam się pewnie tego dowiesz. W swoim czasie.
___________________________________________________
Przepraszam za przerwę, ale miałam blokadę. W sumie to i tak pewnie nikt tego nie czyta i nikt pewnie nie zauważył xD No cóż. Miłego wieczoru ^^

sobota, 23 marca 2013

Going crazy. (O/Y)

Paring: JR & Ren
Rodzaj:
Uwagi: Przekleństwa.

To nie był pierwszy raz, kiedy wróciłeś do domu w środku nocy, śmierdzący damskimi perfumami. I to wcale nie tak, że jestem zły czy coś. Po prostu irytuje mnie fakt, że wam wolno wszystko, a mi nic.
 Pewnego dnia nie wytrzymałem. Wkurzyłem się totalnie. Miałem dość. Wyszedłem z domu po południu, tak żeby każdy zauważył moje wyjście, i nie wracałem. Chodziłem pustymi alejkami, nie wiedząc co ze sobą zrobić, dopóki się nie ściemniło. Wstąpiłem do nocnego baru, ale atmosfera mi nie odpowiadała. Pijani ludzie dookoła zdecydowanie nie przypadli mi do gustu, więc wyszedłem. Stawiałem krok za krokiem w obojętnym kierunku, pełen nadziei że nie natknę się na nikogo z zespołu. Tym sposobem dotarłem na plac zabaw. Było już dość chłodno, więc usiadłem na huśtawce i skuliłem się. Uniosłem głowę ku górze, by przyjrzeć się gwiazdom.
- Gdybyś tylko mógł wiedzieć, co dzieje się w moim sercu... Ba. Same myśli pewnie by ci wystarczyły. Ale... To mnie przerasta. Powinienem odejść..? - Wypuszczałem na powietrze słowa, które dla obcej osoby mogłyby okazać się puste. Lecz dla mnie były one pełne żalu i rozpaczy. Bo nie mogłem mieć ciebie przy sobie. Z każdym dniem coraz bardziej pragnąłem twojego dotyku. Coraz chętniej widywałem twoją twarz. Nie sądziłem, że to uczucie może aż tak bardzo się rozwinąć.
 Około drugiej stwierdziłem, że już mam dość. Wstałem, by móc skierować się w stronę domu. Trudno. Nie zauważyliście mojej nieobecności.
 Ulice były ciemne i mroczne. Prawdę mówiąc, miałem stracha. Mimo to wiedziałem, że nie mogę zachorować. Nie mogę zawieźć L.O./\.E, który na mnie liczą. Nagle ktoś chwycił mnie od tyłu, przepasając jedną ręką w pasie, a drugą zasłaniając moje usta. Zacząłem się wierzgać. Rzucać. Ale to nic nie dawało. Szybko opadłem z sił. Nie dałem rady. Napastnik odwrócił mnie przodem do siebie. Był zły.
- Ren! Co ty do cholery wyprawiasz?! A gdybym to nie był ja, tylko jakiś napalony zboczeniec?! - Znów śmierdziałeś perfumami dla kobiet.
- Już wolałbym zboczeńca, niż ciebie. - Odepchnąłem JR.
- Co ty wygadujesz? - Był zdumiony. Wzruszyłem ramionami i znów zacząłem iść w swoją stronę. Dogonił mnie i przyparł do ściany. Byłem nieugięty. Reagowałem na to obojętnie. - Wytłumaczysz mi to? - Sapnął.
- Nie ma co tłumaczyć. Tak ciężko ci zrozumieć, że mnie wkurzasz? Myślisz, że nie czuć od ciebie perfum? Że nie widać śladów szminki na twojej koszuli? I jeszcze ta malinka... - Teraz widziałem dokładnie. To nie był siniak, tylko malinka. Czułem kłucie w sercu. - Nienawidzę cię.
- Jesteś zazdrosny? - Skuliłem głowę. Modliłem się, żeby nie dojrzał mojego rumieńca. Jednak nie było mi to dane, gdyż złapał mnie za podbródek i spojrzał prosto w oczy. - Po co ja w ogóle pytam... Gdybyś nie był, to nie złościłbyś się na mnie.
- Spierdalaj. - Odepchnąłem go i impulsywnym krokiem odszedłem byle gdzie. Szedł za mną. Słyszałem. Nie dawałem po sobie poznać, że mnie to obchodzi. Zatrzymałem się dopiero nad rzeką.
- Kochasz mnie? - Milczałem. - Odpowiedz. - Cisza. - Choi MinKi. - Podszedł bliżej i złapał mnie za rękę, którą natychmiast wyrwałem.
- Odejdź.
- To jedyna szansa. Powiedz to teraz. Jeśli nie, to nigdy więcej nie dam ci na to szansy. - Westchnąłem. - To jak będzie?
- Kocham cię. - Zacząłem biec jak oszalały. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Wiedziałem, że JR biegnie za mną. Czekałem tylko, aż mnie dogoni, co zrobił po kilku minutach. Zatrzymał mnie i gwałtownie wpił się w moje usta. Zadrżałem i cicho pisnąłem. Czy to jest właśnie to, na co czekałem tak długo...?

3. Heonjeong (S/Y)

Minęło kilka dni. HongKi mógł już chodzić, ale wciąż musiał uczęszczać na rehabilitacje. YongHwa przez cały ten czas był przy jego boku. Nie śmiał odstąpić przyjaciela nawet na krok. Blondynowi to nie przeszkadzało. Z czasem polubił towarzystwo starszego, wręcz pragnął jego obecności. Nie wiedział, czy jego postawa jest normalna, jednak nie zaprzątał sobie tym głowy zbyt długo. Po prostu cieszył się każdą chwilą najbardziej, jak tylko mógł.
- Podasz mi ręcznik? - Zapytał, wskazując na biały przedmiot spoczywający na parapecie. 
- Oczywiście. - Jung podskoczył i natychmiast podał Lee potrzebną rzecz. 
- Nie męczy cię to? - Westchnął. - Zajmowanie się taką niedojdą jak ja? Mógłbyś przecież w tym czasie ćwiczyć kolejne kawałki. 
- Po pierwsze to moja wina, że jesteś w w takim stanie i czuję się za ciebie odpowiedzialny. Po drugie nie mamy nawet wyznaczonej daty, więc nie muszę jeszcze ćwiczyć. Nie martw się o moją gitarę. - Uśmiechnął się i poczochrał włosy HongKi'ego. 
- Skoro tak, to pozwalam ci zostać ze mną. - Zaśmiał się i kontynuował ćwiczenia.

Jak ja mogłem ci to zrobić..? Przeze mnie musisz uczyć się chodzić na nowo...
Nigdy sobie tego nie wybaczę.

- Hyong! Chodźmy dziś na kawę? 
- Tylko kawę? Zapraszam cię dzisiaj na obiad. - Uśmiechnął się. - Dałeś z siebie wszystko. Pewnie jesteś zmęczony? 
- Nie aż tak. Ale chętnie pójdę  tobą na obiad. - Zaśmiał się i klasnął w dłonie. - Tylko ubiorę buty. 
- Pomóc ci? 
- Nie jest ze mną jeszcze aż tak źle, więc spokojnie. Dam sobie radę. 
- Na pewno? - Chciał się upewnić. - To żaden problem. - Kucnął przed nim widząc, jak niezdarnie zawiązuje sznurowadło. - Twoje palce też nie chcą cię słuchać? 
- Jeszcze kilka zajęć i będzie w porządku... - Posmutniał. - Nie mogę nawet trzymać mikrofonu. - Jego głos zadrżał. 
- Wszystko będzie dobrze. Widzę, że naprawdę jesteś zmęczony, bo ględzisz. - Uśmiechnął się kończąc wiązać idealne kokardki. - Zamówimy dużo mięsa. Co ty na to? 
- Okej. Tylko musisz mi załatwić widelec. Pałeczki stanowią dla mnie nie lada wyzwanie. - Wstał i zachwiał się. Jung złapał go w pasie i przyciągnął do siebie. 
- Przestaniesz się w końcu nad sobą użalać czy nie? - Przytulił go. HongKi poczuł się dziwnie, ale stał bez ruchu. Pozwolił swojemu sercu na wariację. Schował twarz w obojczyku starszego. 
- Hyong... Dlaczego moje serce też mnie nie słucha? Nie ważne jak bardzo staram się je uspokoić, ono bije przeraźliwie szybko. 
- Czy ty właśnie wyznajesz mi miłość? - Młodszy się zarumienił. 
- Możliwe. - Jung chwycił go za ramiona, odchylił i spojrzał mu w oczy. 
- Co ty powiedziałeś? - Uśmiechnął się. 
- Przepraszam cię... Cały czas przysparzam ci problemów. Chyba powinieneś się ode mnie odizolować... - Uciekał wzrokiem.
- Nie chcę odizolowywać się od kogoś, kogo kocham. - Lee ponownie na niego spojrzał.
- N... Naprawdę? - Jego oczy się zaszkliły. - To niemożliwe.
- A jednak. - YongHwa pogłaskał go po głowie. - Kocham cię HongKi.
- Hyong. - Jego łzy same wypłynęły na powierzchnię zaróżowionych policzków. - Jesteś dla mnie za dobry. O wiele za dobry... Bo ja wiem, jaki jestem.
- Jestem ci to winien. W końcu to przeze mnie jesteś w takim stanie. - Lee spojrzał na niego rozczarowany.
- Co? Czyli kochasz mnie tylko dlatego? Z poczucia winy? - Odepchnął go, a sam upadł na podłogę. - To nie w porządku. Dlaczego... Dlaczego mi to robisz?
- Daj mi wytłumaczyć. To nie jest tak. - Zrobił krok ku niemu.
- Nie podchodź!!! - Wrzasnął na całe gardło i schował twarz w dłoniach. - Odejdź stąd. Chcę być sam.
- Odwiozę cię przynajmniej do domu...
- Nie. Dam sobie radę. - Wyciągnął telefon i wykręcił numer. - Menagerze? Niech pan po mnie przyjedzie do ośrodka rehabilitacyjnego. Czekam. - Rozłączył się i z powrotem schował telefon.
- Prześpij się z tym i porozmawiamy jutro na spokojnie. Dziś cię zostawię, jeśli chcesz, ale pozwól, że przynajmniej usiądziesz na ławce. Nie chcę zostawiać cię w takim stanie.
- Sam sobie poradzę. - Wstał na niepewnych nogach. Zrobił krok w stronę ławki i runął na ziemię ścierając sobie dłonie do krwi. YongHwa czuł, jak do jego oczu cisną się łzy. Bez słowa złapał blondyna za ramiona, ostrożnie usadził i odszedł. 

środa, 20 marca 2013

2. Heonjeong (S/Y)

HongKi, o dziwo, punkt piętnasta zatrzymał samochód przed galerią handlową, wyglądając przyjaciela. Dostrzegł bruneta z gitarą na grzbiecie. Pospiesznie wysiadł z pojazdu i otworzył bagażnik.
- Jesteś na czas. - Uśmiechnął się YongHwa.
- Jestem! - Zakrzyknął. - Ale wiele mnie to kosztowało. Spójrz tylko na moje włosy!
- Spokojnie. Fanki i tak będą cię mocno kochać. - Zaśmiał się i wyciągnął telefon. - Chodź tu. Damy im znać, co się z nami dzieje. - Zrobili wspólne zdjęcie, które od razu trafiło na profil gitarzysty.
- Uwielbiam robić selki z przyjaciółmi! - Dla żartów przytulił się do starszego, po czym usiadł za kierownicą. - Macie w zapasie jakieś energetyki?
- Masz na myśli napoje izotoniczne?
- Chyba tak.
- Coś tam mamy. Ale to nie od nas przecież zależy.
- Fakt. To czasami strasznie denerwujące, że wszyscy dookoła decydują za nas. Ani chwili wolnego czasu. Nie wspominając już o prywatności.
- Cóż. Musimy płacić swoją cenę za to, kim jesteśmy. Nie jesteś w stanie sobie wyobrazić ile mamy fanek.
- Wiem to po wyświetleniach twittera.
- I pomnóż razy cztery. Robi wrażenie.
- Nie da się ukryć. Priadonnas są nawet w państwach, o których wcześniej nie miałem bladego pojęcia.
- Jedna z niewielu zalet bycia sławnym. - Parsknęli śmiechem.

Rozmowa im się kleiła, więc dojechali na miejsce szybciej niż mogłoby się wydawać. Weszli do niskiego budynku, gdzie czekały makijażystki i projektantki. Od razu wzięto się za ich wygląd zewnętrzny. HongKi uwielbiał takie "zabiegi". Należał do typu ludzi, którzy lubią jak się o nich dba.
YongHwa natomiast reagował na to obojętnie. Na pierwszy rzut oka mógł wydawać się chłodny i szorstki, ale na scenie pokazywał swoje prawdziwe oblicze.
Rozpoczął się koncert. Fanki przekrzykiwały się jedna przez drugą. Niebiesko - żółte lightsticki niemal raziły w oczy. Banery i wachlarze z podobiznami członków obu zespołów falowały ponad głowami niewysokich Koreanek. Pierwsze dwa rzędy wydawały się być istnym koszmarem, gdyż cała masa ludzi napierała na scenę.
Jako pierwszy wyszedł Jung, a za nim pozostała trójka. Dobrali się do swoich instrumentów i zakręcili całą salą. Po trzech piosenkach zostali zastąpieni przez drugi zespół. Powolne ballady sprawiały, że ponad połowa przybyłych zaczęła płakać.

- HongKi! - Gonił za nim zadowolony YongHwa. - Świetnie wam poszło!
- Dzięki! Wam też! - Uśmiechnął się. - Wsiadajmy.
- Um. - Kiwnął głową i zajął miejsce pasażera.
- Jest już późno, więc zawiozę cię do domu.
- Nie trzeba. Dam sobie radę, w końcu jestem mężczyzną.
- Nie będziesz marznął. Jeszcze zachorujesz i co wtedy? Z zachrypniętym gardłem nie da się śpiewać.
- No niby nie... - Westchnął.
- Więc podwiozę cię. Nie przejmuj się tym. Tylko powiedz, gdzie mieszkasz?
- Pokieruję cię spod galerii.
- Może pojedziemy coś zjeść? - W brzuchu HongKi'ego głośno zaburczało. Ten tylko zachichotał i otworzył schowek pełen batonów. - Częstuj się.
- Nie, dziękuję. W domu zjem porządną kolację.
- Jak chcesz. - Wzruszył ramionami i w końcu odpalił.
 Po kilku chwilach stwierdzili, że nadal im mało i zaczęli śpiewać w samochodzie wraz z zagłuszanym radiem. Prawdę mówiąc, wychodziło im to fenomenalnie. Ich głosy świetnie się ze sobą zgrywały.
 Po kilku minutach wyjechali na szeroką autostradę. Przez halogeny włączone w nadjeżdżających z naprzeciwka aut, HongKi musiał mrużyć oczy, żeby cokolwiek dojrzeć. YongHwa się zmartwił.
- Przecież możesz mnie tu wysadzić. Dalej pojadę autobusem.
- Spokojna twoja rozczochrana! - Uśmiechnął się. - To żaden problem.
- Uważaj!!!


Pisk opon. 
Krzyk. 
Huk. 
Chaos.
Przerażenie.


 Jung leżał jakieś dwadzieścia do piętnastu metrów w odległości od Lee. Odkaszlnął krwią i spojrzał w stronę blondyna. 
- Hej... W porządku? - Wyciągnął ku niemu rękę. Chłopak nie odpowiedział. Jeden z przejezdnych zadzwonił po karetkę. Zabrano ich dwójkę. YongHwa był przerażony. Oddychanie sprawiało mu problemy.  Ponownie spojrzał na młodszego, który leżał obok. Lekarze podjęli się reanimacji. Poprzyczepiano do nich kable. Klatka piersiowa HongKi'ego była zmasakrowana. Jung bał się jak nigdy. Nie tylko o siebie. Obawiał się o życie przyjaciela. 

 Minęło kilka dni. Lee właśnie się wybudził. YongHwa siedział przy nim od momentu, w którym przetransportowano ich do szpitala. 
- Co jest... - Sapnął blondyn, chwytając się za bolącą głowę. Jung spojrzał na niego. 
- Jak się czujesz? - Jego głos dawał znać, że chłopak był wyczerpany. 
- Co się stało? - Zapytał zdumiony. Brunet był roztrzęsiony. 
- Mieliśmy wypadek. - Szepnął. - Wszystko w porządku? 
- Całe ciało mnie boli... - Westchnął. - A jak z tobą? Jesteś cały?
- Niestety kierowca doznał większych obrażeń. - Jego dłonie zaczęły się trząść. - Wjechał w nas tir. - Głośno przełknął ślinę. - Tak się o ciebie bałem...- Przytulił się do HongKi'ego. 
- Nic mi nie jest. To tylko draśnięcie. - Uśmiechnął się. 
- To nie jest tylko draśnięcie! - Zdenerwował się. - To wszystko moja wina. Gdybym nie pozwolił ci odwozić się do domu, nie doszłoby do tego...
- To nie twoja wina. Powinienem uważniej prowadzić... Przepraszam.
- Nie waż się mnie przepraszać. - Odsunął się od niego i usiadł na łóżku. - Jestem straszny...
- Nawet jeśli, to i tak nic na to nie poradzisz. Stało się i tyle. - Uśmiechnął się. - Poza tym nie jest ze mną aż tak tragicznie. Chyba że jest. Jeszcze się nie widziałem. 
- Nie jest. - Zaśmiał się. - Wyglądasz jak zazwyczaj, tylko masz na twarzy kilka siniaków. 
- Masz może lusterko? 
- Nie noszę takich rzeczy przy sobie. Chcesz iść do łazienki? - HongKi usiadł na łóżku. 
- Pójdziesz ze mną? 
- Oczywiście. - Złapał go w pasie i pomógł mu wstać. Lee zawiesił ramię na jego szyi. Wspólnie udali się do pomieszczenia naprzeciwko. 

- Emm...
- Coś nie tak? - Wystraszył się, trzymając Lee stojącego przed lustrem. 
- Muszę się załatwić... - Spuścił wzrok i zarumienił się. - A sam nie dam rady utrzymać się na nogach. 
- W porządku. Pomogę ci. - Weszli do kabiny. YongHwa odwrócił wzrok. Lee załatwił swoją potrzebę i wyszli.
- Dziękuję ci.
- To żaden problem. - Uśmiechnął się, prowadząc go z powrotem do sali. - Będę tu, dopóki nie wyzdrowiejesz. 
- Jestem wdzięczny. - Usiadł na łóżku. 
- Połóż się. 
- Jest w porządku. Posiedzę z tobą. 
- Na pewno..? - Zmartwił się. 
- Tak. Przyjacielu. 

wtorek, 19 marca 2013

This is good day. (O/Y)

Paring: Zelo & Bang
Rodzaj: Fluff

Tego dnia było bardzo ciepło. Siedzieliśmy przed domem YongGuk'a otoczeni zielonymi drzewami i kolorowymi, pachnącymi kwiatami. Spojrzałem na niego. Promieniał ze szczęścia. Cieszył się, bo w końcu dopiął swego. Teraz ma rodzinę, fanki i mnie. Choć... Zapewne ja jestem tym najmniej ważnym. Ale wiem, że mam swoje miejsce głęboko w jego sercu i to mi w zupełności wystarczy.
- Co chcesz dzisiaj robić? - Zapytał, pociągając za jeden z licznych blond loków na mojej głowie.
- Sam nie wiem. Wymyśl coś fajnego. Zawsze masz genialne pomysły, YongGuk-ssi.
- Dzisiaj chciałem zrobić twój dzień, ale niech ci będzie. - Zaśmiał się. - Co powiesz na plażę? Zasłużyliśmy na odpoczynek, nie sądzisz?
- Tak! W pełni się z tobą zgadzam!! - Ucieszyłem się. Zawsze chciałem iść na plażę z moim sunbae, ale nigdy nie było czasu...
- Chodź do domu. Ja zrobię coś do jedzenia, a ty spakujesz ręczniki i tak dalej, okej? - Pogłaskał mnie po głowie.
- Dobrze! - Skoczyłem i od razu pognałem do naszego wspólnego pokoju.

Po przygotowaniach udaliśmy się na pobliską plażę. Nie było tam zbyt wiele ludzi, co nam sprzyjało. Rozłożyliśmy koc na rozgrzanym piasku i oboje usiedliśmy.
- Dzisiejszy dzień jest wspaniały. - Nabrał do płuc dużo powietrza.
- Racja sunbae. Jest bardzo ciepło. - Uniosłem oczy ku górze, by móc dokładniej przyjrzeć się śnieżnobiałym chmurom przyklejonym do błękitnego sklepienia.
- Sunbae? Ty chyba nigdy nie nauczysz się mówić do mnie hyong...
- Przepraszam, hyong. - Zachichotałem. - Ciężko mi się przyzwyczaić.
- Jesteśmy na wakacjach, więc możemy się w pełni wyluzować. Tutaj nie znajdą nas fanki ani paparazzi. Odetchnij. - Jak na rozkaz, westchnąłem z ulgą. Zaczął się głośno śmiać. - Zabawny jesteś. - Poczochrał mnie po włosach. Widząc jego uśmiech, poczułem wewnętrzny spokój. To było coś, czego potrzebowałem już od dawna. - Idziemy do wody? - Zapytał. Zdezorientowany zamrugałem oczami, nie wiedząc do końca, czego tak właściwie dotyczyła owa propozycja.
- To jest... Ja...
- Spokojnie! - Zdjął koszulkę i wstał. Wyciągnął rękę w moją stronę. - Idziesz? - Jego tors mnie onieśmielał. Skuliłem się w kłębek i oparłem brodę o kolana. - Coś nie tak? - Kucnął przede mną.
- Wschrzypnm prznmkwn.
- Co? - Zaśmiał się.
- Wszystko w porządku. - Uniosłem oczy ku górze, napotykając jego wzrok. Złapał mnie za ramiona i podniósł do pozycji stojącej.
- Dziwnie się zachowujesz.
- Nieprawda...
- Prawda. - Złapał mnie za podbródek. - Co cię gryzie?
- Nic. - Starałem się uciekać wzrokiem.
- Jesteś na mnie zły?
- Nie.
- Zrobiłem coś nie tak?
- Nie.
- Więc o co chodzi? - Podniósł ton głosu. Spojrzałem na niego ostatni raz i przytuliłem się do jego mięśni.
- Po prostu cię kocham. - Odsunął mnie lekko, by móc znów spojrzeć mi w oczy.
- Wiem mały. - Uśmiechnął się i wpił się w moje usta.

Tak. Ten dzień zdecydowanie jest wspaniały.

1. Heonjeong (S/Y)

HongKi szedł przez wielką halę, kierując się w stronę pomieszczenia, w którym miała odbyć się próba. Wyminął go zwinnie i niepostrzeżenie... YongHwa obrócił się za młodszym, po czym dalej szedł w swoją stronę, oddalając się tym samym od blondyna. "On mnie chyba nigdy nie zauważy." Pomyślał i stawiał kolejne kroki ku wyjściu.
Lee zaczął biec, ponieważ był już spóźniony. Po drodze zdążył kupić kawę, zapominając na kilka minut o swoim zmartwieniu. Kiedy wszedł za drzwi z napisem "FT Island", został zbluzgany przez członków zespołu. Jednak nie przejął się tym zbytnio. Odstawił kubek na stolik i stanął przed mikrofonem.
- Zaczniemy w końcu tą próbę? - Zachichotał. Zrezygnowany lider dołączył do niego i zaczął przygotowywać się do próby. 
- Więc zagrajmy dzisiaj piosenki na kolejny koncert. 
- To będą te dwie z nowego albumu? - Zapytał MinHwan. 
- Tak, dokładnie te. - Odparł JongHyun. - Chodźcie wszyscy. Zaczynajmy. 

Jung wsiadł do samochodu i podjechał do pobliskiej kawiarni. Zamierzał zaczekać, aż HongKi skończy swoją robotę. W międzyczasie zamówił ciastko z kajmakiem, który tak bardzo uwielbiał. Usiadł przy stole ustawionym tuż obok okna. Wypatrywał blond czupryny, wśród ludzi przelewających się przez drzwi wytwórni. Po około godzinie dopiął swego. Migiem wybiegł z kawiarni i zaczął gonić za HongKi'm.

Lee odwrócił się, słysząc swoje imię wykrzykiwane przez znajomy mu głos.
- Coś się stało? - Spojrzał zdezorientowany na kolegę.
- Nie...  Ja tylko... - Łapał oddech. - Bo pojutrze jest koncert... A jutro muszę odstawić samochód... Do lakiernika... I...
- I chcesz, żebym cię podwiózł? - Wyręczył go z uśmiechem na twarzy. - Spoko. Nie ma sprawy. O której i gdzie mam być?
- Wiesz gdzie jest pobliska galeria handlowa, prawda? - Wyprostował się i poprawił marynarkę. - Będę tam półtorej godziny przed koncertem.
- Co?! Tak wcześnie?
- Tak. Nie lubię się spóźniać.
- Ale... - HongKi zaczął wyliczać coś na palcach. - Ale to będzie piętnasta! A do czternastej śpię, później muszę zjeść obiad, wziąć kąpiel, uszykować ubrania, uczesać włosy, umyć zęby... To za wcześnie!
- To już nie mój problem. Jak raz obudzisz się wcześniej, to nic ci się nie stanie. I nie siedź w nocy na twitterze! Ja to sprawdzę!
- Ehhh no niech ci będzie... - Westchnął. - Rozumiem, że z powrotem też mam cię zabrać?
- W zamian za to, możemy iść jutro na obiad. Ja stawiam. - Uśmiechnął się, ponieważ słyszał co nieco o łakomej słabości kolegi. Był pewien, że ma podwózkę w kieszeni.
- Zgoda! - Klasnął w dłonie wokalista. - Spotkajmy się w wytwórni o czternastej!
- Dobrze. - Zaśmiał się cicho. - Tylko się nie spóźnij!

Nazajutrz, jak było mówione, HongKi (spóźniony tylko o dziesięć minut) i YongHwa zeszli się w omówionym miejscu. Udali się do ulubionej, i jednocześnie nie najtańszej, restauracji wybranej przez starszego. Złożyli zamówienia na wykwintne dania i czekali.
- Jesteście już gotowi do koncertu? - Zaczął brunet.
- Powiedzmy. - Młodszy chwycił za szklankę z winem i upił łyk. - A jak z wami?
- Wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Z resztą, jak zawsze. - Poprawił się na miękkim krześle.
- Czy to miejsce nie jest aby za drogie..? - Mruknął niepewnie Lee.
- Nie. Dlaczego?
- Tak jakoś. - Wzruszył ramionami. - Nie wydaje mi się, że mógłbym często tu przychodzić. Ludzie są tacy dostojni i poukładani... Zupełnie jakby zostali pozbawieni życia.
- Czy znasz pojęcie tego słowa, że ich tak krytykujesz? Ci ludzie ciężko pracowali na to, żeby móc wejść do takiego miejsca. Z resztą my też należymy do tej grupy ludzi. Ale najwidoczniej nie potrafisz docenić swojego talentu, dzięki któremu możesz sobie pozwolić na trochę więcej niż inni. - HongKi nie odpowiedział. Zrobiło mu się głupio, gdy usłyszał te słowa. Po kilku minutach kelnerzy przynieśli obiad. Dwójka mężczyzn zjadła w zupełnej ciszy. Słychać było tylko szczękanie sztućców i mlaskanie młodszego. YongHwa tylko pokręcił na to głową i starał się skupić na zawartości swojego talerza.

- Dziękuję. - Ukłonił się blondyn. - Postaram się być jutro punktualnie. - Od momentu, gdy Jung zwrócił mu uwagę, nie uśmiechnął się tego popołudnia już ani razu.
- Mam nadzieję. - Poklepał go po ramieniu. - Do zobaczenia. - Oddalił się, nie oczekując odpowiedzi.
- Co to było..? - HongKi powiedział sam do siebie, po czym potrząsnął głową i poklepał się w policzki. - Trzeba iść spać. Jutro w końcu ważny dzień. - Ruszył w stronę domu.

piątek, 15 marca 2013

Od początku. (O/Y)


Paring: Uniwersalny.
Rodzaj: Angst.
Uwagi: Brak.

Chciałem zostać z tobą na długo. Jednak nie dałeś mi szansy... Dzisiaj patrzę w niebo. Zastanawiam się... Miało być wspaniale. Zapewniałeś mnie o tym każdego dnia. Ale było inaczej...

Wojna nie zaczyna się od tak. Zaczyna się wtedy, gdy zbyt wiele złych rzeczy wrzuci się do jednego worka. Wtedy następuje eksplozja. I nie ma już dla nas ratunku... 

Dwa lata temu nawet nie chcieliśmy się spodziewać takich rzeczy. Ja kochałem ciebie, a ty mnie. Słońce świeciło nad nami w dzień, kiedy się poznaliśmy. Pamiętasz? Piaszczysta plaża, na której leżeliśmy... Do dziś pamiętam dokładnie jej zapach. Niby to zupełnie przypadkiem na mnie upadłeś po godzinnych obserwacjach. I tak to się zaczęło...

- Hyong! Jest już dziesiąta! Wyłaź z tej łazienki, bo nie będzie już miejsca! - Nasze pierwsze wspólne wakacje. Pojechaliśmy wtedy w to samo miejsce. Nasza rocznica.
- Już jestem gotowy. - Wybiegłeś z łazienki i uśmiechnąłeś się do mnie. Poszliśmy razem na plażę. Piasek był tak samo gorący jak dokładnie rok temu.
Spędziliśmy tam cały dzień. Wieczorem poszedłeś po koc i wróciłeś, aby obejrzeć ze mną upragniony zachód słońca. Objąłeś mnie, a ja zadrżałem. Nie zdołałem się jeszcze przyzwyczaić do twojego delikatnego dotyku. Okrągła tarcza zaczynała powoli dotykać chlapiących fal. W oddali widać było kilka samotnych statków. Wrzask mew sprawiał, że czułem się jeszcze lepiej. Spojrzałem na ciebie. Pomarańczowy blask oblał twoją idealną cerę. Nasze oczy się spotkały. Skuliłem głowę ukrywając rumieniec. Zaśmiałeś się i przytuliłeś do mnie. Było mi dobrze. Mimo że czułem się niezręcznie, pragnąłem tego. Złapałeś moją koszulkę i sprawnym ruchem ściągnąłeś ją ze mnie.
- Co robisz..? - Objąłem swoje ramiona. Było mi zimno. Ty tylko obdarzyłeś mnie szczerym uśmiechem. Przylgnąłeś do mnie i zakryłeś nas kocem, zasłaniając mi widok, na który od dawna czekałem. Ale ten widok okazał się być lepszy. Patrzyłeś prosto w moje oczy. Moje serce wariowało. Euforia nastała, gdy złożyłeś pocałunek na moich ustach. Musiałeś długo czekać na tą chwilę, za co chciałem przeprosić.
Odchyliłeś się i spojrzałeś na mnie pytającym wzrokiem. Pogłaskałem cię po policzku, na znak, że wszystko w porządku. Byłeś zadowolony z siebie, ponieważ wiedziałeś, że mój pierwszy pocałunek skradłeś właśnie ty.

Później chciałeś zrobić coś więcej. Pocałunki cię już nie zadowalały. Często kazałeś mi siadać na swoich kolanach, penetrowałeś moje ciało swoimi długimi palcami i lubiłeś zaglądać pod moją koszulkę. Byłem zdziwiony, że to wszystko przebiega tak szybko. Z dnia na dzień byliśmy sobie jeszcze bliżsi. Pragnąłeś doświadczyć największej bliskości. Namawiałeś mnie. Ale ja się bałem. Wiem, że nie było czego. Zapewniałeś, że mi się spodoba. Może po prostu brakowało mi pewności siebie...

Po pewnym czasie zamieszkaliśmy razem. Nadal nie doszło do stosunku. Miałem nadzieję, że mnie rozumiesz. To okazało się być tylko obłudą. Po naszej sprzeczce wyszedłeś z domu bez słowa. Czekałem na ciebie dług czas. Wróciłeś pijany. Gadałeś bzdury. Przepraszałeś. Zapewniałeś o swojej miłości... Nie wierzyłem w ani jedno słowo. Kazałem ci iść spać. Sam położyłem się w salonie. Nie mogłem znieść twojego okropnego zapachu. Kolejnego dnia obudziłem się pierwszy. Ty nadal drzemałeś. Przygotowałem śniadanie i czekałem. Obudziłeś się po pół godziny. Przyszedłeś do kuchni, oparłeś się o blat i spojrzałeś na mnie. Jednak twój wzrok był inny niż zazwyczaj. Bałem się.
- Wiesz, co wczoraj robiłem? - Pokręciłem przecząco głową. Uderzyłeś w stół z całej siły. Skuliłem się. - Dlaczego kłamiesz? Doskonale o tym wiesz. - Wciąż się nie przyznawałem. - Zdradziłem cię. - Byłeś zły. Na mnie? Na siebie? Nie wiem...
- Zdradziłeś? - Udawałem głupiego. - Nie mogłeś tego zrobić. To przez alkohol. Nie byłeś poczytalny.
- Byłem. Wiedziałem co robię. Zdradziłem cię. - Twój głos drżał. Wiesz co ty mówisz?
- To nic. Przecież wiesz.. - Westchnąłem. Podszedłeś bliżej i złapałeś mnie za ramiona. Potrząsałeś mną. Tłumaczyłeś. - Kocham cię. I dlatego jestem w stanie ci wybaczyć. - Przeraziłeś się.
- Nie masz mi tego za złe? - Milczałem. Odepchnąłeś mnie. Ciężko westchnąłeś i oddaliłeś się w kierunku sypialni. Pobiegłem za tobą. Niedbale wrzucałeś swoje rzeczy do torby.
- Co ty robisz?! - Zacząłem płakać. Chciałem cię powstrzymać, ale byłem zbyt słaby. Parsknąłeś na mnie.
- Nie przeszkadzaj mi. To koniec. - Nie wierzyłem. Rzuciłem się na ciebie. Upadliśmy na łóżko.
- Co zrobiłem nie tak? To dlatego, że nie chcę współżyć? - Patrzyłem prosto na ciebie. Przełamałem swój lęk. - Możemy to zrobić tu i teraz, tylko nie odchodź. Błagam!! - Byłeś zniesmaczony. Ja sam nie wiedziałem co mówię.
- Chciałem to zrobić z miłości. Teraz to byłaby tylko chwila. Zrobiłbyś to, bo pragniesz mnie zatrzymać. - Pokręciłeś głową. - Nie chcę tak.
- Więc zaczekaj. - Zsunąłeś mnie na bok i wstałeś. Ubrałeś bluzę. Wyszedłeś... Stałem w drzwiach jak wryty, wierząc, że to tylko sen. Ale nie... Zniknąłeś.

Skrzydła. (O/N)

Rodzaj: Angst.
Uwagi: Brak.




Kobieta usiadła na starym krześle i zaczęła przeszukiwać stojący obok karton. Wyciągała różne książki, ubrania i inne pierdołki, które dawniej należały do niej.
- Mamo. Co robisz? - Podszedł do niej młody mężczyzna.
- Wspominam stare dzieje...
- Ale... Dlaczego akurat teraz?
- Dziś wyjątkowy dzień. Nadal wszystko tak dokładnie pamiętam... - Kobieta uśmiechnęła się do siebie i wyciągnęła z pudła zielony, podniszczony zeszyt z ledwo już widocznym napisem „Pamiętnik”.

~*~

- Hej! Obudź się! - Szturchała mnie Sara. - Jesteśmy na miejscu!
- Co..?? - Wciąż zaspana nie kontaktowałam.
- Dalej! Wyłaź! - Nie dawała mi spokoju.
- Dobrze, dobrze... Już...
Zabrałam swoje szpargały i wybiegłam za przyjaciółką. Po drodze potknęłam się o coś w rodzaju walizki. Nie rozglądałam się, gdyż spieszyłam się, żeby dogonić Sarę.
- Ty! Uważaj! - Usłyszałam czyjeś wrzaski zza pleców.
- Przepraszam! - Krzyknęłam i pobiegłam dalej.
Udało nam się wydostać z lotniska. Obie miałyśmy ciężkie torby i chciałyśmy zamówić taksówkę, ale niestety skończyły nam się fundusze. Moja mama przelała pieniądze na konto, ale jedyny bank, do którego mogłyśmy trafić bezproblemowo to był ten, który znajdował się w hotelu, w którym miałyśmy zakwaterowanie. Tym sposobem znalazłyśmy się w sercu nadmorskiego miasta, głodne, zmarznięte i bez pieniędzy. Weszłyśmy do pobliskiej kafejki, żeby się ogrzać.
- Patrz na tamtego kolesia! Ładny, co? - Dziewczyna jak widać nie zamartwiała się naszym położeniem.
- Nawet teraz myślisz tylko o tym? Ahh... Zadziwiasz mnie. - Ciężko westchnęłam.
- No co? Skoro jesteśmy w tragicznej sytuacji, to czymś trzeba oczy nacieszyć! Prawda?
- Musimy coś wykombinować, żeby dostać się do hotelu.
- Yyyy... To po prostu skorzystajmy z GPSa? Myślisz, że po co to wymyślili?
- Oh. Więc jednak umiesz myśleć? - Zaśmiałam się.
- Dzięki.
- Nie gniewaj się. - Przytuliłam się do ślicznej blondynki i wyciągnęłam z kieszeni kartkę z adresem. - Wpiszesz? Zobaczymy jak daleko musimy iść.
- Okej. - Na ekranie telefonu wyznaczyła się długaśna krecha. - No chyba Cię krasnoludek ugryzł, że ja będę taki kawał łazić!
- A masz inny pomysł? Chętnie cię wysłucham.
- Coś wymyślę. Daj mi kilka chwil.
- Niestety nie mamy wyjścia. Chodź. Musimy tam dotrzeć, zanim się ściemni.
- No ale Tenshi!!
- Wstawaj. Idziemy. - Przyjaciółka tylko burknęła i niechętnie wstała z krzesła opatulając się szalikiem.
- Jak zachoruję, to będzie tylko i wyłącznie twoja wina.
- Dobrze. Biorę to na siebie. - Uśmiechnęłam się.
Wyszłyśmy na szeroką drogę pełną ludzi i sklepów. Nienawidziłam pałętać się po zatłoczonych miejscach takich jak to. Dookoła było mnóstwo mężczyzn różnej narodowości. Sara szalała, nie wiedząc na czym zawiesić oko.
- No już tak się nie rozglądaj, bo się na nas gapią... - Mruknęłam niezadowolona.
- Jak się gapią, to oznacza tylko jedno. Podobamy się im! - Zaczęła skakać z radości.
- Jest też inne wytłumaczenie. Po prostu nigdy nie widzieli takich dziwacznych stworów.
- Oj już zamknij się. Masz dzisiaj chyba zły humor.
- Zgadłaś. Będzie dzisiaj ciężko.
Szłyśmy jakieś dwie godziny. Moje nogi powoli zaczynały odmawiać posłuszeństwa, a uszy pękały od biadolenia Sary. W końcu zobaczyłyśmy gmach ogromnego budynku wykonanego na styl barokowy, zmieszany oczywiście z nowoczesnym podjazdem, recepcją i wyposażeniem pokoi. Nie dało się ukryć – hotel robił nieopisywalne wrażenie. Weszłyśmy do środka. Za ogromnym, rzeźbionym stołem stała niewysoka kobieta w czerwonej garsonce. Przerażająco się do nas uśmiechała.
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc..?


~*~

Minęło kilka dni, zanim oswoiłyśmy się z nowym otoczeniem, ale po pewnym czasie znałyśmy miasto jak własną kieszeń. Jesień robiła się coraz chłodniejsza. Kolorowe liście zdobiły szare, smutne chodniki . Miałam zamiar iść do sklepu, kiedy nieoczekiwanie zostałam zatrzymana przed windą.
- Tenshi? - Spod grubego szalika wydobył się znajomy głos.
- Aniyo? - Anna była moją znajomą z gimnazjum. Nigdy jakoś specjalnie do siebie nie brnęłyśmy. Była lubiana zazwyczaj wśród chłopców, którzy mi się podobali, dlatego też czasami miałam ochotę dać jej nauczkę. Niestety miała niesamowitą urodę – to musiałam jej przyznać.
- Co Ty tutaj robisz?
- Przyjechałam odpocząć razem z Sarą. A Ty?
- Ja też wybrałam się tutaj na odpoczynek! Co wy na to, żebyśmy gdzieś razem wyskoczyły?
- Okej. Muszę już iść. To będziemy w kontakcie.
- Okej! Paa!!
Od kiedy ona się ze mną zadaje? Zazwyczaj byłam dla niej warta tyle, co nic. Ale mniejsza o to. Wybiegłam z hotelu, żeby zdążyć do sklepu, ze względu na to że w późniejszych godzinach kolejki do kas były kosmiczne. Kupiłam najpotrzebniejsze rzeczy i wróciłam do pokoju.
- Gdzieś Ty tak długo była?
- W sklepie. W końcu Tobie nie chciało się ruszyć zacnego tyłka.
- Ah, jak miło, że o mnie myślisz. Co kupiłaś?
- Masz. - Rzuciłam reklamówkę z zakupami w ręce Sary.
- A gdzie są ciastka? Mogłaś kupić jakieś chipsy... I nawet coli nie wzięłaś.
- Jak tak bardzo chcesz to idź sama.
- Ty powinnaś iść! To nie ja zapomniałam o najważniejszych rzeczach. - Nie odezwałam się już ani słowem, żeby całkiem nie wyprowadziła mnie z równowagi.

~*~

Udałam się na spacer po centrum miasta. Faktycznie, nie lubiłam ludzi, ale w tłumie czułam się anonimowo. Coś, czego nienawidziłam pomagało mi w najcięższych chwilach. Byłam niesamowicie wnerwiona. Szłam dziarskim krokiem przed siebie nie zważając na kałuże, od których chwilę później miałam całe mokre nogawki. Nagle na kogoś wpadłam. Nawet nie przeprosiłam. Po prostu szłam dalej.
- Hej! Zaczekaj! - Słyszałam męski głos osoby, która za mną podążyła. - Ale jesteś niemiła. Nie wypadałoby przeprosić? - Ignorowałam każde jego słowo. W końcu chłopak złapał mnie za rękę i zatrzymał. - Ty! Kto ciebie wychował?! Zobacz, co narobiłaś! - Spojrzałam na białą kurtkę całą poplamioną od kawy. Przeniosłam wzrok z powrotem na moje buty i odwróciłam się, aby odejść w spokoju. - Nie tak szybko. W zamian za poplamione ubrania pomożesz mi. Chyba się zgubiłem. Jesteś stąd? Chciałbym dotrzeć do hotelu, ale nikt nie zna adresu, który podaję.
- Nie mam ochoty na udzielanie pomocy zagubionym osobom.
- Hej! Poplamiłaś mi kurtkę i na dodatek odmawiasz pomocy?! Doprawdy, masz tupet.
- Dlaczego nie weźmiesz taksówki?
- Ostatnie pieniądze wydałem na kawę, którą przed chwilą na mnie wylałaś.
- Pff... - Odfuknęłam i chciałam iść dalej, jednak chłopak nie dawał za wygraną. Mocno ściskał mnie za nadgarstek. - Puszczaj. - Zaczęłam się szarpać.
- Ani mi się śni. Najpierw mi pomożesz.
- Jeśli to zrobię, zostawisz mnie w spokoju?
- Obiecuję.
- Gdzie masz ten adres? - Spytałam nadal nie patrząc na twarz nieznajomego. Chłopak wcisnął mi do ręki kolorowy kawałek papieru z adresem nabazgrolonym niedbale niebieskim długopisem.
- Rozczytasz się?
- Tak. Wygląda na to, że zmierzasz do hotelu, w którym mieszkam. Właściwie miałam już wracać, więc zaprowadzę cię tam.
- Dziękuję. A... mogę o coś zapytać?
- Miałam ci tylko pomóc w jednej sprawie...
- Dlaczego ani razu na mnie nie spojrzałaś? Przepraszam, ale dziwnie mi się rozmawia z kimś, kto nawet na mnie nie patrzy. - Zadał pytanie, mimo że się nie zgodziłam. Podniosłam głowę i przyjrzałam się delikatnym rysom twarzy nieznajomego. Jego czerwone włosy połyskiwały w blasku słońca, a świecąca skóra szkliła się  oszałamiająco. Chwilę później zatonęłam w głębokich, czekoladowych oczach. Przeniosłam wzrok na roześmiane usta, za którymi krył się perłowy uśmiech. Poczułam, jak moje serce wariuje. Dłonie zaczęły lekko drgać, a całe ciało przeszył prąd. Nie rozumiałam, co się dzieje. - Coś się stało? Wyglądasz na co najmniej zdziwioną.
- Nie, nic. - Zwiesiłam głowę i nie mówiłam nic więcej.
- Daleko stąd do plaży? - Zapytał po krótkiej chwili.
- Nie. Właściwie tylko kilka minut.
- Więc przejdźmy się tam.
- A twoja kurtka?
- Nie ważne. Bardzo chciałem zobaczyć tutejszy zachód słońca zaraz po przyjeździe. Właściwie to się nie przedstawiłem. Nazywam się Jung Jinyoung. Może mnie kojarzysz?
- A powinnam?
- Jestem członkiem popularnego zespołu z Korei Południowej.
- Jesteś piosenkarzem?
- Tak.
- To dlatego jesteś taki ładny... - Niechcący powiedziałam na głos.
- Naprawdę tak uważasz?! - Ucieszył się, ale w odpowiedzi zobaczył tylko ogromny rumieniec na mojej twarzy.
Po dotarciu na plażę udaliśmy się na pobliską ławkę, na której zawsze siadałam. W milczeniu czekaliśmy na upragnioną chwilę. Słońce powoli sięgało linii horyzontu. Jego intensywnie złota postać zdawała się niknąć. Blask światła rozprzestrzeniał się wokół żółtego krążka. Wyglądało to jakby ktoś rozpostarł ogromny, długi szal ze szczerego kruszcu. Cała reszta nieboskłonu otaczała tę jasność, kontrastując z nią swoimi granatami, ultramarynami, szafirami i szarością smug, w które układały się w nieliczne chmury. Woda stała się czernią, w której jak gdyby roiło się od owoców pomarańczy, rzucających ciepłe refleksy spośród fal, które wiatr lekko wprawiał w ruch. Spokojny bezruch dogasającego dnia dynamizowały krzyki stada mew kłębiących się w ostatnim dziś locie ponad lustrem wody. W końcu ognista kula skąpała się w tafli morza i po kilku chwilach.. znikła. Nawet nie zauważyłam, kiedy zrobiło się ciemno. Chłopak delikatnie dotknął mojego ramienia. Drgnęłam.
- Co się stało?
- Nie wiem... - Mruknęłam.
- Nie wyobrażaj sobie niczego! - Zaczął się szczerze śmiać. - Nie jestem takim człowiekiem. - Dodał przecierając oczy.
- Nic sobie nie wyobrażałam!
- Dobrze, dobrze... Chodźmy lepiej do hotelu. Zaczynam być śpiący.

~*~

Dotarliśmy do budynku. Na miejscu okazało się, że mamy pokoje obok siebie. Gdy się rozstaliśmy poczułam pustkę w moim sercu. Czyżby to było..?

~*~

Minął tydzień. Chłopak i ja staliśmy się sobie bliscy. Pewnego dnia postanowiliśmy pójść razem na imprezę hotelową. Ogromny, ocieplany taras rozpościerał się wzdłuż linii brzegowej. Niebo wyjątkowo było pozbawione chmur. Porozstawiane stoły były pełne rozmaitego jedzenia. Srebrna sukienka, którą na sobie miałam, mieniła się w blasku lamp. Jinyoung złapał mnie za dłoń i pociągnął za sobą.
- Co Ty robisz? - Oburzyłam się.
- Chodź. - Miał poważną minę.
- Coś się stało? - Wyszliśmy z pomieszczenia na świeże powietrze. Było chłodno.
- Muszę powiedzieć ci coś ważnego.
- O co chodzi? - Stanęliśmy naprzeciw siebie.
- Tenshi... - Rumieńce chłopaka mieniły się w świetle księżyca. - Obiecaj mi, że przyjmiesz to ze spokojem.
- Ale co się stało?
- Ja.. Ja.. Kocham cię. – Delikatnie mnie przytulił. Nie byłam zdziwiona. Wiedziałam to od kilku dni... Jinyoung nie potrafił ukrywać swoich uczuć. Mimo to nie wiedziałam co powinnam odpowiedzieć. „Ja ciebie też” ? Czy to nie byłoby zbyt proste? - Wszystko w porządku?
- Tak. - Uśmiechnęłam się do siebie. „Na razie ci tego nie powiem, ale pozwolę ci kochać.” pomyślałam nie mówiąc nic więcej.

~*~

Na przyjęciu zjawiła się Aniyo. Gdy tylko mnie dostrzegła, od razu przybiegła w podskokach.
- Hej! Jak się masz?
- Dobrze. Dziękuję. Co cię tu sprowadza?
- To chyba oczywiste... - Zachichotała. Odsunęłam się na bok nie brnąc w rozmowę pozostałej dwójki. Kiedy tylko zobaczyła to Sara, od razu się zdenerwowała.
- Co Ty wyprawiasz?!
- Ciszej trochę.
- Ona ci go odbije głupia!!!
- Ale on....
- Co? Coś się stało? Tenshi... Ty się czerwienisz! - Zaśmiała się moja przyjaciółka.
- Nieprawda.
- Przecież widzę! Pocałował cię? - Od razu zaczęła dociekać.
- Nie.
- Więc może powiedział, że cię kocha? - Nie usłyszała odpowiedzi. - Zgadłam?!!! - Wydarła się.
- Cicho.
- Tenshi. Nie możesz dać za wygraną. Idź tam do nich i go odbij. Zdobądź go dzisiaj.
- Ale... Jeśli mi to wyznał, to nie znaczy, że...
- Nie rozśmieszaj mnie. - Przerwała mi. - Musicie to przypieczętować pocałunkiem. Masz dziś idealną szansę. Tylko nie bądź nieśmiała! Otwórz się na niego.
- Dziękuję. - Przytuliłam się do Sary i mimowolnie wróciłam do boku Jinyoung'a.
- Coś nie tak? - Zapytał widząc moją niepewną minę.
- Nie... - Odparłam nieśmiało schylając głowę w dół. „Nie zrobię tego. Nie ma mowy!” To były jedyne myśli, które w tej chwili tkwiły w mojej głowie. Jednak jakoś tak wyszło, że zostałam z chłopakiem sam na sam. Tańczyliśmy. Spoglądałam prosto w jego nieziemsko iskrzące się oczy, nieświadomie się przy tym uśmiechając. Nagle zrobiło mi się gorąco. Nogi zaczęły mi się plątać. Ramiona omdlewały. Zaczęłam lecieć w dół. Jinyoung szybko mnie złapał.
- Tenshi! Co się stało?!
- Ja... Nie wiem.. - Wyszeptałam.
- Zabiorę cię do pokoju. - Zaczęłam się rozglądać dookoła. Sary nigdzie nie było.
Nawet nie wiedziałam, kiedy znaleźliśmy się w jego pokoju. Ostrożnie ułożył mnie na łóżku. Stwierdził u mnie wysoką gorączkę i położył na moim czole ręcznik zwilżony zimną wodą.
- Jak zwykle sprawiam kłopoty..
- To żaden kłopot. - Uśmiechnął się.
- Ale mimo wszystko..
- Tenshi. Będę to powtarzał, aż zrozumiesz. Kocham cię. - Przeszedł mnie dreszcz. Wypowiedział te słowa tak delikatnie, ale jednocześnie tak wyraźnie... - Nigdy nie będziesz dla mnie kłopotem.
- Ja... - Starałam się odpowiedzieć, jednakże żadne słowo nie chciało przejść przez moje gardło. - Czuję się już lepiej. - Wyszłam z sytuacji obronną ręką.
- To dobrze. Chcesz się napić czegoś ciepłego?
- Tak.
- Zaraz ci przyniosę. - Wyszedł z pokoju hotelowego do stołówki. Chwilę później do środka wbiegła Sara.
- Co ty tu robisz? - Zdziwiłam się.
- I jak? Pocałował cie?
- Jak tu zostaniesz, to z tego nici. Uciekaj!
- Już, już. - Zaśmiała się wesoło. - Powodzenia! - Wybiegła. Chwilę później wrócił Jinyoung. Postawił na stole herbatę i usiadł przy mnie. Podniosłam się do góry tak, że nasze oczy były tuż przed sobą.
- Ja ciebie też kocham. - Wyszeptałam dumna z siebie. Chłopak uśmiechnął się uroczo i musnął dłońmi moje zaróżowione policzki. Przyciągnął mnie do siebie i delikatnie dotknął dolnej wargi moich ust. Z każdą sekundą pocałunek stawał się coraz bardziej intensywny. Moje serce waliło tak mocno, jakbym miała zaraz umrzeć. Czułam jak unosimy się nad ziemią. Byłam pewna, że gdy otworzę oczy, ujrzę skrzydła wystające zza sylwetki chłopaka.

~*~

Później film mi się urwał. Skończyło się na pocałunku. Po tym słyszałam tylko głuche krzyki, wycie syren i rozkazy wydawane przez jakieś niskie, poważne głosy. Gdy wróciłam do świadomości, byłam bezwładna. Nie mogłam otworzyć oczu. Dłonie nawet nie drgnęły, mimo że tak bardzo się starałam... Słyszałam słowa... „Wróć... Dlaczego mi to robisz? Ledwo się zaczęło, a ty już zamierzasz mnie opuścić? Nie możesz odejść, rozumiesz? Nie możesz!”. Tak bardzo chciałam mu odpowiedzieć...

~*~
- Lekarze długo zdawali raporty. Ojciec mi opowiadał, przez co musiał przejść.
- Więc mamo... Tata na początku kochał twoją przyjaciółkę?
- Tak. Okazało się, że miała problemy z sercem. Ale jestem pewna, że umarła szczęśliwa. - Kobieta uśmiechnęła się i odłożyła zeszyt do kartonu. Na jej ubraniach zaczęły pojawiać się krople łez.
- Mamo... - Młody chłopak przytulił się do Sary.
- On już dawno o tym zapomniał dla mnie. Jednak ja nigdy nie zapomnę o Tenshi. Tak się składa, że dziś mija rocznica jej śmierci. Tylko ja o tym pamiętam. Pójdziemy razem...? - Nie zdążyła dokończyć, ponieważ syn jej przerwał.
- Oczywiście.

Rezultat. (O/N)

Paring: YuHaMin & Alex
Rodzaj: Chyba angst...
Uwagi: Raczej brak.


Dziewczyna zdyszana dobiegła do mieszkania. Odwiesiła przemoczony płaszcz i rzuciła torbę na krzesło. Poszła do pokoju pozostawiając za sobą mokre ślady. Nie odchodź! Proszę...! W jej głowie wciąż brzmiał głos chłopaka, od którego przed chwilą uciekła. Poczuła wibrujący telefon. Po raz kolejny dzwonił do niej...
- Yu Ha Min! Zostaw mnie w spokoju! - Wydarła się do słuchawki.
- Alex? To ty? - Usłyszała głos swojej przyjaciółki.
- Dlaczego dzwonisz do mnie z tego numeru?- Zapytała zdziwiona.
- No bo widzisz... Ten idiota przyszedł do mnie i powiedział, że pragnie śmierci. Nie zdążyłam mu nic odpowiedzieć, kiedy wbiegł do kuchni, chwycił za nóż i.. on... - Słychać było, że dziewczyna nie jest w stanie się opanować.
- Co?!
- Jesteśmy w szpitalu obok twojego domu. Zaraz muszę iść do siebie. Proszę cię... Odwiedź go.
- Ja... Nie mogę. - Rozłączyła się i ścisnęła telefon w pięści. Nie chciała zrozumieć bezmyślnego zachowania modela, jednakże coś w środku nie dawało jej spokoju. Brązowowłosa westchnęła ciężko i wyciągnęła suchą kurtkę z szafy. Na zewnątrz nadal lało, ale do szpitala było zaledwie dwieście metrów. Alex drżącymi z zimna rękoma zamknęła drzwi i przycisnęła guzik do windy. Założyła słuchawki, zakryła głowę kapturem i wsunęła dłonie do kieszeni. Do jej mózgu wlatywały najróżniejsze nuty i słowa jej ulubionej piosenki.
 Gdy dotarła do recepcji dowiedziała się, w którym pokoju znajduje się YuHaMin. Otworzyła lekko drzwi. Jej oczom ukazała się czarnowłosa Koreanka, krzątająca się wokół chłopaka. Nie była wielce zdziwiona. W końcu to ona była przyczyną kłótni, która odbyła się zaledwie czterdzieści pięć minut temu... Pozostało pytanie. Wejść czy nie? Obydwie opcje były ryzykowne, ale trudno było określić, która bardziej opłacalna.
W końcu dziewczyna zdecydowanym krokiem weszła do sali. Rzuciła pogardliwy wzrok osobom znajdującym się w środku i usiadła na krześle stojącym pod ścianą. Zdezorientowany model błagalnie zerkał na Alex, jednak ta skutecznie starała się udawać, że nic nie zauważa.
- Myślę, że powinnaś już pójść... - Odezwał się do ciemnookiej.
- Zostanę jeszcze trochę. Ktoś musi się tobą zaopiekować.
- Chcemy porozmawiać.
- To nie pokłóciliście się? - Odparła zdziwiona.
- Ona ma rację. Po co ja tu w ogóle przyszłam? Faktycznie jestem naiwna.
- Zaczekaj, proszę! Daj mi ostatnią szansę.
- Masz dwadzieścia minut. - Odpowiedziała szorstko.
- Błagam cię, wyjdź. - Model starał się za wszelką cenę zyskać choć kilka minut prywatności z brązowowłosą. Zrezygnowana Koreanka rozpłakała się i wybiegła.
- Więc? Po co ci jestem potrzebna, skoro ona doskonale mnie zastępuje?
- To ona się do mnie przyczepiła, zrozum!
- Nie! To nie ona ciebie całowała, tylko ty ją! I kto za kim łaził, przepraszam bardzo? A może źle widziałam!?! Chamsko spojrzałeś się mi prosto w oczy i jeszcze masz czelność opowiadać takie kłamstwa.
- Alex! - Zaczął ryczeć i zwijać się na łóżku. - Przepraszam... - Przyłożył drżącą rękę do brzucha, ścierając z niego krew. - Pomóż mi... To boli... Tak cholernie szczypie...
- Sam sobie to zrobiłeś idioto. Skoro tak bardzo chciałeś cierpieć, to proszę bardzo. Ale chyba żaden ból nie będzie się równał z moimi doznaniami, kiedy was wtedy razem widziałam...
- Ale ja tak bardzo cię kocham...
- Teraz już za późno. Nie będę w stanie znów ci zaufać.
- Przecież tłumaczę ci. To nie moja wina...
- Nie możesz mieć dwóch. Wybierz jedną z nas i daj mi znać. Nie będę czekać na odpowiedź. Właściwie, to od razu powinnam ci to przekazać. Nie wybieraj mnie. Odwal się i zostaw mnie w spokoju. Już nigdy nie pokazuj mi się na oczy, a jeśli przez przypadek mnie gdzieś spotkasz, udawaj, że mnie nie znasz.

Stay. (O/Y)


Paring: Zelo & Himchan
Rodzaj: Nie wiem ._. fluff? 
Uwagi: Brak. Chyba...

Podbiegłem do niego. Siedział skulony w kącie sali treningowej. Po jego twarzy spływała szkarłatna krew. Trząsł się, wbijając wzrok w podłogę. Zrobiłem krok ku niemu. Zaczął panicznie się odsuwać.
- Zelo... Nie poznajesz mnie? - Wyszeptałem. - Już stąd odszedł. Spokojnie... Chodźmy. - Potrząsnął głową. Powoli podszedłem do niego i złapałem za ramiona. Podniosłem go do pozycji stojącej. - Nie bój się. - Uspokajałem go czując, jak znów zaczyna drgać. Podbiegł do nas Bang.
- Chodźcie szybciej. Nikt nie może nas zobaczyć! - Pokiwałem na znak, że rozumiem i wprowadziłem młodego do auta.
- Zawieź nas do szpitala.
- Nawet o tym nie myśl. - Zaprzeczył lider. - Jedziemy do domu. Jongup go opatrzy.
- Ale...!
- Zamknij się Himchan! - Wydarł się na mnie. - Nikt. Ale to NIKT nie może dowiedzieć się co dzisiaj zaszło. Zelo pojedzie z nami do domu. - Słyszałem, że mówił przez łzy.
- Bang... Ja nie chcę, żeby on musiał cierpieć... - Zamilkłem, kiedy maknae szarpnął mnie za rękaw i pokręcił głową. Zmęczony oparł głowę na moim ramieniu i zasnął.
 Gdy dojechaliśmy do domu, niestety musiałem go obudzić, żeby Jongup mógł się nim zająć.
- Mały... Wstawaj.. - Szeptałem mu prosto do ucha. Zelo wymruczał coś pod nosem i usiadł w samochodzie. Ziewnął i wyczołgał się z pojazdu. Wziąłem go na ręce i zabrałem do pokoju dzisiejszej pielęgniarki.
Podczas opatrywania głębokich ran, maknae mocno ściskał moją dłoń. Okazało się, że coś nie tak jest z jego kolanem. Jongup, by móc zdiagnozować dokładniej kontuzję, zaczął ruszać nogą.
- Aaaa! To boli! - Wydzierał się pacjent. - Błagam! Przestań! - Zaczął płakać.
- Ciii... Wszystko będzie dobrze. Wytrzymaj jeszcze chwilkę. - Wytarłem łzy z policzków młodego.
 Po morderczych zabiegach zaniosłem małego do pokoju. Był tak wyczerpany, że jego ciało mimowolnie opadło z sił. Szczelnie przykryłem go kołdrą i już chciałem wychodzić, kiedy usłyszałem słowa.
- Himchan... Nie odchodź...
- Dobrze. - Odwróciłem się plecami do drzwi i ciepło uśmiechnąłem. - Zostanę z tobą całą noc. - Chłopak chwycił mnie za rękę, nadal drżącą dłonią.
- Himchan...- Zaczął łkać.
- Już dobrze. Nie płacz... - Pogładziłem go po ramieniu. - Jestem tutaj.
- Połóż się obok mnie...
- Ale... Nie mogę. - Odparłem zdziwiony.
- Dlaczego?
- Twoja noga...
- To duże łóżko. Zmieścisz się.
- Zelo...
- Proszę... - Nie mogłem oprzeć się jego błaganiom i w rezultacie uległem prośbie. - Himchan...?
- Hmm?
- Jak myślisz, złapią go?
Youngjae i Daehyun już pewnie go dorwali. Ale nie myśl już o tym. 
- Dobrze. - Odparł młody i przytulił się do mnie. Czułem się dziwnie leżąc z nim w jednym łóżku. Wiedziałem, że długo nie zaśnie, toteż miałem zamiar czuwać cały czas, żeby tylko mój przyjaciel mógł mieć we mnie oparcie.

 - Himchan...- Odezwał się pół przytomnym tonem w środku nocy. 

- Co się stało? - Wyszeptałem. 
- Dziękuję. 
- Nie ma za co...
- Himchan...   Kocham cię.