sobota, 5 kwietnia 2014

Epilog - Blada Opowieść. (S/Y)

Pogrzeb odbył się bardzo skromnie. Byłem ja, mój ojciec i kilka pielęgniarek... Każde z nas uroniło łzę, widząc po raz ostatni jego spokojną twarz. Później poszedłem do szpitala. Poskładałem jego rzeczy i spakowałem walizkę. Grzebiąc w szafce, znalazłem białą kopertę. Zaciekawiony usiadłem na łóżku i otworzyłem ją, wyciągając ze środka kartkę wyrwaną z zeszytu. Napisał go kilka dni temu, widocznie podczas gdy poszedłem na chwilę do domu...

Drogi Boże. 

Piszę ten list, ponieważ nie chcę zawracać głowy kochanemu ChanYeol'owi. 
On już wystarczająco cierpi... Boże... Dlaczego mnie tak boli? Możesz odebrać mi ten ból? 
Nie chcę już cierpieć. Nie chcę, żeby ChanYeol cierpiał razem ze mną. 
Zabierz mnie w odpowiednim momencie. Tak, żeby nie bolało go za mocno. 
Żeby z uśmiechem spojrzał na moją twarz i wspomniał mój uśmiech.
 Boże... Dziękuję, że mogłem go poznać. Przez ostatnie chwile życia, byłem najszczęśliwszy na świecie. Ja już wiem, że tego nie uniknę. Pogodziłem się z myślą, że do Ciebie wrócę. 
Zabierz mnie Boże, moja biała skóra zlewa się powoli z tłem. 
Nie chcę już być ciężarem. Widzę jego zmęczenie i chcę płakać, ale nie mam już na to sił... 
Nałożył kolor uśmiechu na moje poliki. Wytarł łzy kiedy trzeba było... 
Ale i dzielił płacz. Zawsze był wspaniały. Do dziś pamiętam, jak pierwszy raz mnie objął. 
Żałuję, że nie mogę zostać tu dłużej. Ale czuję to. Już na mnie pora. 

Channie... 
Nie płacz już nigdy więcej. Nie chcę źle się przez to czuć. Wytrzyj łzy i wyślij ten list do boga. 
Wiesz jak to zrobić? Wystarczy, że spalisz kartkę. Zadziała. 
Jeśli będziesz chciał mi coś powiedzieć, zrób to tak samo. 
Napisz coś na kartce, zaadresuj ją moim imieniem i spal, a ja w jakiś sposób Ci odpowiem. 
Kocham Cię, zawsze kochałem i przyrzekam, że będę kochał w nieskończoność. 
Spotkamy się wkrótce, Channie. Będę na Ciebie czekał, nie cierpiąc już więcej. 
Ciesz się razem ze mną, Channie. Uśmiechnij się. 
Zawsze będę żywy tylko dla Ciebie. 
Nie zapomnij o mnie nidy. 
Do zobaczenia. 


Twój Baekkie. 


Łzy znów zdusiły moje gardło. Spaliłem list, jak poprosił i wróciłem do domu z walizką, którą schowałem w szafie. Od jakiegoś czasu... Pamiętałem o nim zawsze...

piątek, 4 kwietnia 2014

10. Blada Opowieść. (S/Y)

Dzisiaj do mnie dotarło, że ta seria będzie krótka ;-; 

Święta przeminęły powoli i spokojnie. Mogliśmy nacieszyć się swoim towarzystwem w rodzinnej atmosferze. Raz nawet wyszliśmy na dwór. Baekkie po raz ostatni... Po raz ostatni zobaczył śnieg... Czułem się winny. Bo nie mogłem absolutnie nic więcej dla niego zrobić. Uchroniłem go od hospicjum, dałem mu najwięcej szczęścia, ile byłem w stanie... Ale nadal jego twarz bledła w oczach. Nawet jego tęczówki nie były takie jak kiedyś. Gdy go czesałem, na szczotce zostawało mnóstwo włosów. Miałem ochotę płakać. Ale nie mogłem. Nie mogłem mu pokazywać swojej słabości. Chciałem być dla niego silny.
W końcu przyszedł czas, kiedy wróciliśmy do szpitala. Chłopak czuł się dobrze, jednak tak nie wyglądał. Mizerniał w oczach, jego kości wychodziły na wierzch. Z każdym dniem byłem coraz bardziej przerażony. Całe szczęście wiosna przyszła bardzo szybko. Jasne promienie słońca oświetlały nasze twarze, śpiące blisko siebie.
- ChanYeol...? - poczułem chłodne dłonie. - Wstań... - uśmiechnąłem się, słysząc ten rozkoszny ton głosu.
- Już wstaję, Baekkie. - pogłaskałem go i otworzyłem oczy. - Jak się czujesz? - cmoknąłem go lekko w policzek.
- A jak mogę się czuć..? - westchnął. Usiadłem obok niego i przeciągnąłem się. Znowu go pogłaskałem i sięgnąłem do szafki. Podałem mu sok marchewkowy.
- Wypij. Jesteś głodny? - chłopak pokręcił głową. Nie starałem się na siłę wpychać w niego jedzenia. Wiedziałem, że to nic dobrego nie przyniesie. Spojrzałem za okno. Baekkie... Nie zostało ci już dużo czasu...

Doszło do tego, że nie mógł się ruszać. Leżał cały czas w szpitalnym łóżku i czasem coś powiedział, jednak uśmiech nie schodził z jego ust, nawet gdy potajemnie płakał, kiedy nie patrzyłem. Dzień w dzień siedziałem przy nim, naprawdę rzadko chodząc do domu. Pewnie już dawno wywalili mnie ze szkoły, ale nie obchodziło mnie to, nie chciałem, żeby zostawał sam. Lekarstwa okazały się bezskuteczne. Nawet te uśmierzające ból... Nawet one przestawały działać... On był wykończony ciągłym płaczem. Nie odpoczywał. Nawet śpiąc, walczył z chorobą. A ja? Ja mogłem tylko płakać i modlić się za niego. Los przypisał mi za krótką kwestię w tym scenariuszu. Klęczałem przy łóżku niemal cały czas. Nie jadłem razem z nim. Nie odchodziłem. Miałem dość siły, żeby tu trwać.

Nadszedł w końcu ten czas... Wakacje. Mijał rok. Dokładnie rok, odkąd się poznaliśmy. Nie poszedłem nawet na grób pani Byun w jej rocznicę śmierci. Wolałem zostać z nim. Usiadłem na łóżku i położyłem jego głowę na swoich kolanach. Uśmiechał się do mnie szeroko. Otworzyłem album z naszymi zdjęciami. Było ich naprawdę dużo. Zacząłem od początku powoli przewracać strony. Oboje się śmialiśmy, widząc niektóre miny. Trzymałem go za rękę, nie dając mu zapomnieć, że tu jestem. Kolejna strona... Kolejna... Kolejna... Jego uścisk się umocnił. Usłyszałem cichy szept. "Kocham cię, Chanyeollie..." Uśmiechnąłem się i przewracałem następne karty. Byłem już przy końcówce, została ostatnia strona i najnowsze zdjęcia. Jego uścisk się uwolnił, a oddech zniknął. Odleciał ponad chmury i zostawił mnie samego. Zamknąłem album i westchnąłem. Pogłaskałem jego spokojną twarz. Po poliku wciąż płynęła łza.
- Twój ból ustąpił, prawda Baekkie? - ogarnęło mnie szaleństwo. Mimo że w ostatnim czasie wylałem mnóstwo łez, teraz wydawało się, jakby były one nieskończone. - Baekkie... Zostawiłeś mnie? - głaskałem go troskliwie. - Nie płacz już, kochanie. Jestem przy tobie... Będziesz teraz szczęśliwszy, prawda? - wstałem. Nie przybiegli lekarze. Aparatura była wyłączona. Cisza...