sobota, 18 października 2014

6. The Shadow Of An Angel Wings.

Mój świat w jednej chwili stał się pustką. Był niczym próżnia. Sięgnęła mnie bezdenna rozpacz. Nie miałem sił, żeby krzyczeć. Uczucia tłumiły się we mnie. Cieśniły się, mieszały, wędrowały we wszystkie strony, zaczepiając o siebie nawzajem. Z oczu pociekły łzy; akurat w tym momencie przyszedł Kris... W najgorszym momencie. Podszedł i przytulił mnie, jak gdyby między nami nigdy nic nie zaszło. Jak zawsze, kiedy byłem smutny... Instynktownie się w niego wtuliłem. Bałem się. Byłem przerażony. Jeśli znajdę w nim oparcie, stracę JongIn'a. Odsunąłem się wraz z tą okropną myślą.
- Jest okej... Nie musiałeś przychodzić... - odwróciłem wzrok. Nie chciałem patrzeć mu w oczy za wszelką cenę.
- Nie musiałem przychodzić? - powtórzył. - Czy ty oszalałeś? Ty..! - zauważyłem kątem oka, jak przygryza wargę. - Ty straciłeś rodziców i brata... KyungSoo... - jego głos się łamał. W sumie nic dziwnego... Znam go doskonale od tej strony... - Mimo wszystko, zamierzam być obok ciebie, rozumiesz? Możesz mnie odpychać ile chcesz, ale ja cały czas zostanę, jak pies. Jak zapchlony kundel będę wracał na wycieraczkę twojego domu i posłusznie czekał, aż będziesz mnie potrzebował. Rozumiesz? - objął dłońmi moją twarz i zmusił, bym na niego spojrzał. Cały zapłakany, nieuczesany, widać, że wyrwany ze snu w środku nocy... - KyungSoo... Oni powiedzieli, że to cud, że twoje obrażenia są tak małe... Wiesz, że nie wytrzymałbym z myślą, że nie żyjesz? - rozpłakał się na nowo. A ja tylko milczałem... Nie chciałem ranić nas obu na nowo. - Jesteś dla mnie tak cholernie ważny, idioto... - ponownie mnie przytulił. Westchnąłem cicho i spojrzałem na anioła. Jego obecność dodawała mi trochę otuchy, ale nadal, świadomość, że zostałem na tym świecie sam jak palec... Niewątpliwie była przytłaczająca... Kai podszedł tylko i pogłaskał mnie po poliku. - Wybacz mi, proszę... Starałem się, jak tylko mogłem, nawet poprosiłem o pomoc inne anioły, ale skupiłem się na tobie i... - po twarzy spłynęła mu łza. Kiedy tylko rozprysnęła się po ziemi, za oknem rozpętała się głośna burza. Podskoczyłem wraz z usłyszanym grzmotem, po czym spojrzałem na Krisa, który nadal mnie tulił.
- Puść mnie już... - mruknąłem słabo. - Chcę się położyć.. - odsunąłem go lekko, nie miałem za wiele siły... Położyłem się powoli i szczelnie przykryłem kołdrą. Byłem rozdarty, to oczywiste, że nie zasnę, ale przynajmniej poudaję, żeby sobie poszedł. W dalszym ciągu czuję do niego niechęć, nawet jeszcze większą niż wcześniej. Nie potrzebuję jego żałosnego współczucia. Niczego nie potrzebuję. Wystarczy mi mój anioł. Nikt poza nim się nie liczy...

Przeleżałem kilka dni, a później... później po prostu poszedłem do domu. Otworzyłem drzwi... Pustka.. Bałem się. Bałem się nawet własnego domu. Domu, który stał, jak gdyby nigdy nic. Wszystko było na swoim miejscu. Ubrania, książki, meble... Nie chciałem na nie patrzeć. Chciałem uciec z tego domu. Uciec jak najdalej. Ale nie miałem już nikogo... Żadnej ciotki, ani dziadka.. Sam jak palec...

Nie mogłem tego znieść. Nie chodziłem do szkoły, ale nie przebywałem też w domu. Większość czasu szlajałem się po mieście i różnych zaułkach, a mój anioł zaraz za mną. Mówiłem mu, że nie musi, ale się uparł... Po głowie chodziły mi myśli samobójcze, za które mnie karcił. Anioł nie potrafi ustrzec przed śmiercią samobójczą, ponieważ to grzech. Ale myślę, że KyungSoo by potrafił... On umie wszystko. Nawet kiedy doszło w końcu do dnia, w którym zemdlałem, on...