niedziela, 8 grudnia 2013

5. Blada Opowieść. (S/Y)

~ z okazji urodzin, dla czuowiega ~

Następne dni mijały szybko. Były jak nieuchwytna woda, przelewająca się między moimi palcami. Byłem blisko, lecz daleko. Mimo że spędzałem z nim większość czasu, czułem, jakbym tak naprawdę znajdował się po drugiej stronie lustra. Jakbym nie mógł go dotknąć... Widziałem jak z każdym dniem powoli bladł. Widziałem, jak zwiększa się dawka leków. To, że nie byłem w stanie pomóc, zabijało mnie od wewnątrz. Najbardziej bolał jego szeroki uśmiech. Codziennie, gdy tylko mnie zobaczył. Uśmiechał się i siadał na łóżku, po czym rzucał się w moje ramiona. Szybko się przyzwyczaiłem. Albo i nie... Szybko nauczyłem się go kochać. I szybko stało się to faktem. Zakochałem się.

Zanim zostałem wolontariuszem, wysłano mnie na trening. Nauczyciel wielokrotnie powtarzał nam, że zakochanie się w pacjencie jest najgorszą rzeczą, jaką możemy zrobić. Uczyłem się jak postępować z dystansem, by nie zniechęcić pacjenta. Teraz wiem, że ta nauka poszła na marne. Nie zamierzam słuchać nikogo. Będę go kochał. Nikt nie jest w stanie mi tego zabronić.

Usiadłem obok niego i objąłem czule.
- Chciałbyś wyjść na przepustkę? - uśmiechnąłem się.
- Gdzie? - spojrzał mi w oczy, jakby po raz kolejny chciał mi uświadomić, że nie ma dokąd pójść. Rozumiałem to i zdążyłem wcześniej porozmawiać z moim ojcem.
- Do mnie. Mama jest w delegacji. Ojciec dużo pracuje i rzadko bywa w domu. Będziemy mięli dużo swobody. Możemy nawet pojechać na kilka dni nad morze. Co ty na to? - cmoknąłem go w polik. Widziałem, jak zaczyna płakać.
- Ja... Nie wiem co powiedzieć...
- Nie musisz nic mówić. Po prostu się zgódź. - przyciągnąłem go bliżej. Czułem jego przyspieszone bicie serca. - Ubierz się i chodź ze mną. Zaczniemy świętować już dzisiaj. - wstałem i wyciągnąłem z szafki jego ubrania. Podałem mu spraną koszulkę i powycierane szorty. Chyba powinienem iść z nim na zakupy... Wyraźnie wstydził się swoich ubrań. - Mam wyjść?
- Nie, przebiorę się przy tobie. W końcu pewnie i tak będziesz się mną zajmował... - nie skończył, tylko ciężko westchnął. Szybko zmienił ubrania i podał mi rękę.
- Nie mieszkam daleko. Sam zobaczysz. - poprowadziłem go. Nie minęło dużo czasu, kiedy stanęliśmy przed drzwiami mojego domu.

- Obejrzeliśmy już film, bawiliśmy się z psem, poznałeś mojego kota, zjedliśmy ciepły obiad.. Hmm co teraz chcesz robić? - pchnąłem go na łózko i zawisłem nad nim.
- Sam nie wiem.. Zaraz się ściemni, prawda? Może powinienem się wykąpać? - ten przenikliwy wzrok... Aż przeszyły mnie dreszcze.
- Masz na myśli wspólną kąpiel? - szczerze mówiąc bałem się puścić go samego do wanny. Mogłoby się coś stać..
- Jeśli chcesz. - zarzucił ramiona na moją szyję i przyciągnął do siebie. Przytuliłem się do jego obojczyka i zaciągnąłem się jego zapachem. - Kocham cię. - usłyszałem nieśmiały szept. Uśmiechnąłem się i pogłaskałem go po brzuchu.
- Ja ciebie też. - cmoknąłem go w policzek. - To jak? Idziemy? - uśmiechnąłem się, patrząc mu w oczy. Spostrzegłem, że na jego poliki wylewają się soczyste rumieńce. Kiwnął tylko głową i poszedł za mną. W międzyczasie oboje pozbyliśmy się koszulek. Odkręciłem kurki ciepłej wody i spojrzałem na niego. Nie zdawałem sobie sprawy, że jest tak chudy i dopiero teraz przekonałem się jak bardzo jest blady. Przyciągnąłem go do siebie. Poczułem chłód.. Moje ciało musiało wydawać się mu gorące. - Jak się czujesz? - musnąłem ustami jego ramię. Usłyszałem w odpowiedzi ciche sapnięcie. Spojrzałem na niego i kucnąłem. Odpiąłem spodnie i zsunąłem je na dół razem z bielizną. Nic nie planowałem. Po prostu chciałem już wejść z nim do wody.
- C-Co robisz? - zmieszał się.
- Nie bój się. - sam też zdjąłem bieliznę. - Chodź. - pomogłem mu wejść do środka. Sam umiejscowiłem się obok szerokiej wanny z hydromasażem. - Nie jest za ciepła? Temperatura ci odpowiada?
- Jest dobrze. - uśmiechnął się i oparł głowę o moje ramię. - Mogę zasnąć? - zdziwiłem się na to pytanie.
- Wiesz.. Lepiej, żebyś nie spał w wannie... To niebezpieczne. - mruknąłem i spojrzałem na niego. - Słabo ci? Mogę coś zrobić?
- Nie, po prostu zrobiło mi się ciepło. - zaśmiał się i dotknął mojej nogi. - Nie sądziłem, że jest taki duży. - zmieszałem się. - Zdecydowanie większy od mojego - spojrzał na swoje przyrodzenie, potem znów na moje. - Wiesz... Nigdy nie chciałem umrzeć jako prawiczek... Chciałbym z tobą współżyć. - nie odpowiedziałem. - Wiem, że nie powinienem. No i... Umrę... Zostawię cię... - jego głos posmutniał. Złapałem jego podbródek i zmusiłem, żeby na mnie spojrzał.
- Nie myśl tak. Nie umrzesz. - to kłamstwo zabolało nawet mnie. - Wszystko się ułoży. Wyliżesz się. Jeszcze nie jest za późno. - uśmiechnął się blado. Te słowa były zbyt naiwne. Nie powinniśmy o tym mówić.. - Poza tym, gdyby było źle, nie wypuściliby Cię ze szpitala, nie sądzisz? - wziął głęboki wdech.
- Może i masz rację... - przymknął oczy. - Jestem śpiący...
- Pojedziemy jutro na plażę. Wypoczniesz. - pogłaskałem go po głowie. Słyszałem, jak coraz głośniej dyszy. Zaniepokoiłem się. Zacząłem go obmywać, żeby jak najszybciej wyjść z wanny. - BaekHyun? Wszystko dobrze? - lekko nim potrząsnąłem. Przestraszyłem się nie na żarty. Zaczął nieprzytomnie mruczeć coś pod nosem. Wyciągnąłem go, owinąłem w ręcznik i zaniosłem do łóżka. Niedobrze..

wtorek, 3 grudnia 2013

Step by step. (O/Y)

Rodzaj: angst
Paringi: Thunder x Joon; Thunder x Mir

Leżałem w łóżku, czekając na ciebie już dobre kilka minut. Zerknąłem za uchylone drzwi łazienki, zza których padała cienka łuna żarówkowego światła. Wciąż stałeś przed lustrem i przyglądałeś się swojej smukłej twarzy. Uśmiechnąłeś się, zupełnie jakbyś chciał pożegnać się ze swoim odbiciem. Wróciłeś do sypialni, rzuciłeś mi pojedyncze, obojętne spojrzenie i wszedłeś pod kołdrę. Czułem chłód twojej bladej skóry. Nawet nie musiałem cię dotykać. Dlaczego ostatnio taki jesteś? Zasnąłeś bez słowa. Nie było cię stać na głupie dobranoc... Ale cóż... Przyzwyczaiłem się. Od kilku dni, a może nawet trochę dłużej, było tak samo. Czułem, jakbym przestawał dla ciebie istnieć. O ile już tak się nie stało. Jednak dopóki mogłem żyć u twego boku, nie przeszkadzało mi to.

Było już ciemno. Wróciłeś z pracy. W milczeniu odłożyłeś aktówkę na ciemny blat i przysiadłeś się do stołu kuchennego, za którym czekałem od godziny.
- Znów niespodziewane spotkanie? - nie chciałem już cię męczyć. Sam wymyśliłem ci wymówkę. Pokiwałeś głową i nie patrząc nawet na mnie, sięgnąłeś po kromkę chleba i zacząłeś jeść obiad, który przygotowałem. - Jak w pracy? Jesteś zmęczony? - starałem się uśmiechać najszerzej jak umiałem, jednak twoja zastygła twarz sprawiała, że w moich oczach zbierały się łzy. - Joonie... - chciałem jakoś zwrócić na siebie twoją uwagę, ale najwidoczniej nie poskutkowało. Mruknąłeś coś pod nosem napychając do buzi więcej jedzenia, żeby uniknąć konfrontacji ze mną.
 Po skończeniu posiłku wstałeś, nie zwracając na mnie uwagi. Od razu oddaliłeś się do swojego biura. Nie sądziłem, że nasze życie potoczy się aż tak źle. Zauważyłem twój telefon na stole. Ktoś dzwonił. Pomyślałem, że to może być ktoś ważny i odebrałem.
- Tak, słucham? - jednym uchem słyszałem twoje ciężkie kroki.
- Joonie? -  odezwał się męski głos. Zamarłem. Wydawało mi się, że tylko ja tak do ciebie mówię...
- Z-z-zaraz go po.. - wyrwałeś mi słuchawkę z ręki i posłałeś wrogie spojrzenie. Rozłączyłeś się z osobą, która dzwoniła i schowałeś telefon do kieszeni wyjściowych spodni.
- Jesteś moją sekretarką, żeby odbierać moje telefony?!! - wrzasnąłeś z taką siłą, że na twojej szyi pojawiły się żyły.
- Ja... - spojrzałem na ciebie sparaliżowany. - Myślałem, że to ktoś ważny. Przepraszam. Chciałem zaraz podać ci komórkę... - mój głos łamał się na każdym słowie. W głębi duszy byłem szczęśliwy, że zwróciłeś na mnie uwagę, jednak wrzask mocno zakuł mnie w serce. - Joonie... - chwyciłem cię za rękaw, jednak szarpnąłeś się tak mocno, że upadłem na podłogę. - Przepraszam. - zacząłem szlochać. To było dla mnie już za ciężkie. - Dlaczego taki jesteś?
- Próbujesz mnie teraz obwinić? - warknąłeś. - Idę odpocząć. Nie przeszkadzaj mi. - westchnąłeś ciężko i odszedłeś.

Kiedy nie było cię w domu, spakowałem swoje ubrania i wyjechałem zostawiając po sobie tylko krótką wiadomość. Skierowałem swoje powolne kroki ku stacji kolejowej. Z jednej strony już tęskniłem, lecz z drugiej miałem nadzieję, że nie spotkamy się już nigdy więcej.
Udałem się do mojego przyjaciela. Długo wyczekiwał spotkania ze mną. Kiedy przekroczyłem główną bramę uroczej wioski, od razu podbiegł do mnie i mocno mnie przytulił, zupełnie jakby się spodziewał, że właśnie dziś przyjadę, mimo że nie wspominałem mu nic o moim przyjeździe.
- Sanghyun! Jesteś! - krzyknął. - Tak się cieszę, że cię widzę!
- Ciebie też miło widzieć, Mir-yo. - uśmiechnąłem się. - Mam nadzieję, że nadal masz pusty pokój zostawiony dla mnie? - spojrzałem na niego smutno.
- Oczywiście! Jak mógłbym kogokolwiek tam zaprosić?! - oburzył się. - Hyong! Jesteś głodny? Powinniśmy iść coś zjeść?
- Jeśli chcesz, możemy iść. - pamiętam, że ten dzieciak zawsze był głodny. Ty, Joonie, nigdy nie chciałeś z nami jeść. Spożywaliśmy posiłki osobno. To boli mnie aż do dzisiaj. Było mi szkoda małego Cheolyong'a, jednak ty, Changsun, byłeś silniejszy i zawsze potrafiłeś przeciągnąć mnie na swoją stronę.

- Hyong. Pamiętasz co ci mówiłem, kiedy wyjeżdżałeś? - zapytał, gdy siedzieliśmy późnym wieczorem przy ognisku.
- Że... Powiesz mi coś, czego nikt nie wie? - zastanawiałem się, czy dobrze pamiętam jego słowa. Młody uśmiechnął się i przysunął do mnie.
- Daj mi znać, kiedy powinienem ci to powiedzieć. - mruknął. - To naprawdę ogroooomna tajemnica - pokazał jej wielkość, rozwierając ramiona na boki. - Ale wiesz... Mogę ci ją zdradzić pod warunkiem, że tu zostaniesz.
- Powinniśmy iść spać. Zaraz mi tu zaśniesz. - pogłaskałem go po włosach, a on złapał mnie za rękę.
- Hyong... - spojrzał mi prosto w oczy. Przeszły mnie dreszcze. Co za dziwnie uczucie... - Ja... Kocham cię. - moje serce uderzyło mocniej, a w głowie... w głowie została pustka. To oczywiste, dlaczego te słowa tak we mnie uderzyły. Joonie, pamiętasz kiedy ostatni raz tak się do mnie zwróciłeś? Ja też nie...
- C...co? - chciałem się upewnić, czy aby na pewno dobrze usłyszałem. - Mir-yo... Chyba naprawdę jesteś śpiący. - wstałem.
- Hyong, kocham cię od kiedy pamiętam! - przytulił się do mnie mocno. - Już wtedy... Jak odszedłeś z Changsun'em... Nawet nie wiesz, jak bardzo rozdarty byłem.. Gdyby nie Seungho, pewnie nie mógłbyś mnie już zobaczyć. - podwinął rękawy, a ja.. ja zamarłem... Blizny po głębokich ranach ciągnęły się od nadgarstków po łokcie. Położyłem dłoń na czubku czupryny młodszego i spojrzałem mu prosto w oczy.
- Pabo. Nie powinieneś robić takich rzeczy z mojego powodu, wiesz? Chcesz, żebym źle się teraz przez to czuł? - zrobiłem zniesmaczoną minę.
- Hyong. - jęknął cicho.
- Spokojnie. Nie zamierzam do niego wrócić. Zmienił się. Bardzo się zmienił. Stałem się jego cieniem. Nie odpowiada mi to, dlatego zostanę. Ty mnie widzisz, więc chcę zostać z tobą. - złapałem go za rękę i pociągnąłem do domu. Zamierzałem zrobić z nim to, czego ty nie dawałeś mi od bardzo dawna. Tak, właśnie to mam na myśli, Joonie... Wszedłem do jego sypialni. Było całkowicie ciemno, w końcu to wieś. W okolicy nie było żadnych lamp ulicznych. Znałem ustawienie mebli na pamięć, więc bez problemu podszedłem z nim pod łóżko i pchnąłem go na miękką, puszystą pościel. Usłyszałem tylko ciche stęknięcie. Chyba wiedział co się święci. Zawisłem nad nim i bez zawahania przyssałem się do jego szyi. Cheolyong sapnął kilka razy prosto do mojego ucha, co zmobilizowało mnie do dalszych czynów. Wsunąłem dłoń pod jego t-shirt.
- Hyong. - jęknął. - Proszę... - objął dłońmi moje policzki i przyciągnął do siebie, oddając mi niewinny pocałunek. Skrzywiłem usta w delikatnym uśmiechu. Oparłem brodę o jego ramię i podwinąłem koszulkę do góry.
- Brakowało mi ciebie. Mir-yo. - przejechałem językiem po jego mostku. Wygiął się w moją stronę i przeciągle jęknął.
- Hoooong..! - uśmiechnąłem się szeroko. Ah, Joonie, zapomniałem wspomnieć, że to nie był nasz pierwszy raz. - Ja też chcę sprawić ci przyjemność.
- Oj nie, dzisiaj to ja sprawiam przyjemność. - rzuciłem jego koszulkę w kąt ciemnego pokoju. Czułem pod swoim dotykiem, jak ciało młodszego drży. Wsadziłem palec do jego ust. Mir automatycznie zaczął go intensywnie ssać i oblizywać. W międzyczasie postanowiłem użyć swojego języka do pieszczenia jego sutków. Kiedy młodszy znudził się swoją zabawą, drugą ręką pozbawiłem go spodni wraz z bielizną i rozchyliłem jego nogi. Ucałowałem jego podbrzusze, po czym przeniosłem swoje usta na wewnętrzną stronę uda. Tworzyłem ścieżkę niemal od kolana, po sam odbyt młodego. Przejechałem językiem dookoła, po czym wepchnąłem go do środka. Ostrożnie wsunąłem wilgotny palec do jego wnętrza. Usłyszałem cichy pisk wydobywający się z ust Cheolyong'a. Zacząłem obcałowywać jego umięśniony brzuch.
- Hyong.. - sapnął. Nie musiał mówić nic więcej. Wyprostowałem się i nie zdążyłem usiąść na łóżku, kiedy przy moim przyrodzeniu znajdowała się głowa Mir'a. Wsunąłem smukłe palce między potargane kosmyki jego włosów. Kiedy miękki język dotknął penisa, odchyliłem głowę do tyłu. Poczułem na swoich ramionach ręce, chcące zmusić mnie do położenia się. Zrobiłem to z przyjemnością i zamknąłem oczy. Mir bardzo dobrze się mną zajął. Szybko zacząłem sapać i wzdychać. Byłem zmobilizowany, by wejść w niego w trybie natychmiastowym, bez żadnego przygotowania.
- Wystarczy. - mruknąłem i szarpnąłem go za włosy tak, by wylądował z powrotem na łóżku. Położyłem rękę na jego plecach i przycisnąłem jego brzuch do materaca tak, by wypiął się w moją stronę. Na moim penisie nadal zostało dużo jego śliny. Pomyślałem, że powinno być w porządku. Szybko się przymierzyłem i wszedłem w niego do połowy. Moje uszy zakrył przeraźliwie głośny krzyk. Złapałem garść jego włosów i pociągnąłem w swoją stronę, by wygiął się w idealny łuk. Powoli zacząłem się poruszać. Słyszałem jak młodszy krztusi się przez łzy. - Wybacz, Mir-yo. - mruknąłem pod nosem i uderzyłem z całej siły prosto w jego czuły punkt. Chłopak po raz kolejny wydarł się w tak przeraźliwie rozpaczliwym tonie, że zrobiło mi się go żal. Szybko zacząłem się w nim poruszać, za każdym razem trafiając w to miejsce. Odgłosy Mir'a nie wskazywały na to, że czuje więcej przyjemności niż bólu. Nachyliłem się nad nim i zacząłem podgryzać skórę na ramieniu młodego.
- Ho-ong.. Błagam... Czy... Mógłbyś trochę.. Delikatniej..? - łkał.
- Niestety, Mir-yo... - sapnąłem. - Nie mogę się... - pchnąłem kilka razy, po czym obficie wylałem się w jego wnętrzu. Opadłem na poduszkę obok chłopaka. - Przepraszam. - sapnąłem i spojrzałem na mokrą od łez twarz Cheolyong'a, który w odpowiedzi tylko się uśmiechnął.
- W porządku, hyong.. Kocham cię. - przytulił się do mnie. Pogłaskałem go po plecach.
- Chodźmy pod prysznic. Spociłem się.

Kolejny chłodny dzień wilgotnej jesieni. Siedzieliśmy razem pod kocem, popijając gorące kakao na drewnianym tarasie. Obejmowałem jedną ręką jego szczupłą talię.
- Wiesz, hong..? - położył głowę na moim ramieniu. - Brakowało mi ciebie... Bardzo...- zniżał ton. Był aż tak zmęczony..?
- Nie byłem świadomy, jak bardzo mi ciebie brakowało. - cmoknąłem go w czubek głowy. - Mir-yo. Nie rozstawajmy się już nigdy więcej, dobrze? - oparłem głowę o jego. Odstawiłem kubek na bok i złapałem jego rękę, splatając ze sobą nasze palce.


W mojej pamięci zostały tylko niektóre urywki. Kto by pomyślał, że to wszystko się tak potoczy, Joonie? Dziś stoję nad twoim grobem. Dookoła mnóstwo kwiatów, mimo że jest biała zima... Przestałem zwracać uwagę na chłodne płatki spoczywające na moich rzęsach. Zsunąłem śnieg z tabliczki z twoim imieniem. Spojrzałem na bok. Na grobie Mir'a stał już ciemny marmur. I to uśmiechnięte zdjęcie, które zrobiłem jakiś czas temu... Moje zmarznięte policzki przecięły ciepłe łzy. Położyłem wam po czarnej róży. Zacząłem się zastanawiać, kto tak na prawdę się liczył? Joonie, zwracam się do ciebie... Gdybyś mnie tak nie potraktował,to by się nie wydarzyło... Wasza śmierć... Cała ta awantura... To moja wina.. Mam ochotę rozpaść się na kawałki. Joonie... Nie pamiętam twojego uśmiechu. Nie pamiętam twojego zmysłowego dotyku, za którym tak tęskniłem...Joon.. Czuję się bezwartościowy. Moje życie już nigdy nie będzie takie samo.

Skrzydła, które mi dałeś... 
Ktoś powyrywał pióra... 
Przepraszam. 
Nie umiałem się nimi należycie zająć. 
Poświęcałem im za mało uwagi...
Ale wciąż... 
Doceniam to, że byłeś. 
Teraz ja mogę być. 
Zamierzam trwać.