wtorek, 18 listopada 2014

Roleplay - Seogoong x Kidoh (Topp Dogg) - Osiem dni.

Seogoong p.o.v.

Nazywam się Park Hyunho, pierwszego maja skończyłem dwadzieścia dwa lata. W dwa tysiące jedenastym roku stwierdzono u mnie nowotwór ośrodkowego układu nerwowego, inaczej mówiąc guza mózgu. Lekarze już wtedy przygotowali mnie na to, że ani operacja, ani chemioterapia nie wydłuży mi życia. Został wykryty zbyt późno. Nie ma żadnego ratunku. Od tamtego czasu jestem pod stałą opieką specjalistyczną, moje życie, a raczej jego resztki wyglądały następująco przez te lata: W szpitalu znałem każdy korytarz na pamięć, w nocy z zamkniętymi oczyma mógłbym chodzić po nich i nigdy bym nie zabłądził, każdy dostępny sprzęt jaki był w szpitalu był dla mnie jak książka na zabicie czasu, uczyłem się jego obsługi, a pielęgniarki wiele mi tłumaczyły, nie wracałem do domu nie było po co.. Przestałem chodzić do szkoły, każdy z pewnością by się cieszył, ale nie ja. Lubiłem ją mimo wszystko, moi przyjaciele ode mnie odeszli, rodzice się załamali, a w pewnym momencie i mnie było już dosłownie wszystko obojętne. Moim domem stał się szpital, a rodziną personel.
- Nie więcej niż 8 dni. - Kiedy to usłyszałem poczułem jak nogi samoczynnie uginają się pode mną. Więc.. Moje życie to składnia niewypowiedzianych słów, niespełnionych obietnic, marzeń które nigdy się nie ziszczą i bólu? Nie wiem czy powinienem rozmyślać nad tym jak beznadziejnie zostałem potraktowany przez Boga, albo czy jest to choć w minimalnym stopniu fair.. Skoro zostało mi tak niewiele czasu, chciałbym choć ten jeden, ostatni raz przeżyć coś co utrwali mnie w pamięci kogoś na zawsze. Bym choć w tej jednej osobie zawsze był żywy. 
- Chcę wypisać się na własne żądanie. - Oznajmiłem jednej z najbardziej przyjaznych recepcjonistek w Seulskim szpitalu leczenia nowotworów. Oczywiście byłem pełnoletni więc nie miała nic do powiedzenia, ani ona, ani moi rodzice. 
- Przygotuje wypis. - Skinąłem w podziękowaniu głową i wróciłem do swojej sali. Bałem się wyjścia poza mury budynku, w końcu ostatnie 3 lata spędziłem tylko i wyłącznie w nim. Bałem się bólu który będzie towarzyszył bez leków przeciwbólowych i tego co zamierzam. 
Spakowałem swoje rzeczy do małej torby stojącej w rogu sali, przebrałem w normalne ciuchy jedynie zostawiając kwadratowy plaster nad skronią. Po dłuższej chwili wróciłem do recepcji i zabrałem kartę nie myśląc długo wyszedłem ze szpitala. Było tak wiele rzeczy których przez ten czas nie robiłem, więc pierwsze co skierowałem się do kwiaciarni. W szpitalu w szczególnie takim nie było kwiatów które pachniały czy choćby w jakikolwiek sposób wypełniały życiem to miejsce, które wyglądało jak zwykła umieralnia, jak formalność typu; przychodzisz, dowiadujesz sie o chorobie i umierasz. Wszedłem do pierwszej lepszej i najbliższej szpitala kwiaciarni, od razu uderzył mnie zapach kwiatów, kompletnie różniący się od tych wszystkich dezynfekujących środków czy leków. Uśmiechnąłem się szeroko oglądając każdy po kolei, nie miałem pieniędzy, ale.. Samo patrzenie na nie wystarczyło, one były moim przeciwieństwem były kolorowe, przyciągające uwagę i pełne życia, ja zaś blady jak ściana, kompletnie wyssany z życia i umierający.



Kidoh p.o.v.

Nie wiem, czy powinienem się przedstawiać... W mojej osobie nigdy nie było nic szczególnie ciekawego, co powinno przykuwać uwagę ludzi. Jin HyoSang, zwyczajne imię zwyczajnego właściciela. Rzuciłem szkołę. A właściwie, zostałem z niej wyrzucony za zdewastowanie sali biologicznej wraz z najlepszymi kumplami i nawtykanie nauczycielce, że treść, którą przekazuje nam na lekcjach, jest tak samo użyteczna jak chemiczny skład krowiego gówna. Nie tylko ja poleciałem; kilka osób odeszło razem ze mną, niektórzy z własnej woli. Od tamtej pory żyję z babcią, która jest już w podeszłym wieku i niewątpliwie potrzebuje mojej pomocy zarówno w domowych czynnościach jak i przy prowadzeniu jej ukochanej kwiaciarni. To po niej odziedziczyłem szczególną sympatię do tych pięknych roślin. Każdej jesieni chodzę przygnębiony, ponieważ nie mogę dbać o swój ogródek, znajdujący się przed domem... Co do rodziców; mam ich, żyją, ale po tym jak przestałem się uczyć, delikatnie mówiąc, zdenerwowali się na mnie...
Codzienna praca w domu i sklepie bardzo mnie cieszy. W końcu mogę robić to, co lubię. Czuję się wolny, ponieważ babcia pozwala mi na wszystko, w tym posiadanie kota, o którego błagałem już od dzieciństwa. Jak zwykle, moje prośby nigdy nie były wysłuchiwane. Dlatego też postanowiłem się zbuntować. Czasem przychodzi taki moment, kiedy uczucia kumulują się we mnie i wybucham. Z natury nie jestem spokojnym człowiekiem, ale wtedy, gdy coś we mnie pęka, przestaję być sobą. Macham rękoma na wszystkie strony, strącając wszystko i raniąc się przy tym. Ale to jest wówczas nieistotne. Tak jak tego pamiętnego dnia... Ahh jak miło wspomnieć najlepsze czasy swojego życia. Porozbijane akwaria, rozrzucone szkielety, z oknami sam nie wiem co się stało... Przekleństwa wypisane na tablicy, kartki powyrywane ze starych ksiąg i najlepsze, wszystkie substancje, jakie dorwaliśmy, porozlewane po podłodze. Pominąłem jeszcze ławki i krzesła wyrzucone przez okno, chyba nawet ktoś oberwał w głowę.
Uśmiechnąłem się na samą myśl, jednak szybko otrzeźwiałem na dźwięk dzwoneczka, sygnalizującego przybycie nowego klienta. Wyprostowałem się i poprawiłem uniform.
- W czym mogę pomóc? - zwróciłem się do wysokiego, przystojnego mężczyzny, który uśmiechnął się szeroko, kiedy tylko wszedł do naszej kwiaciarni. Zaczął oglądać najpiękniejsze kwiaty, które specjalnie postawiłem zaraz obok wejścia. Podszedłem do niego i wyciągnąłem jeden z nich. - Czyżby wybierał pan coś dla ukochanej osoby? - wyciągnąłem rękę ku niemu, chcąc wręczyć roślinę.


Seogoong p.o.v.

Byłem tak zaaferowany cudownym wyglądem kwiatów jak i zadbanym wnętrzem kwiaciarni, że nawet nie odpowiedziałem na pytanie które zadał mi sprzedawca. Chyba pierwszy raz w życiu zwracałem uwagę na tak drobne rzeczy, kiedyś były dla mnie cholernie nieistotne, a teraz kiedy mogę już nigdy ich nie zobaczyć i byłem tego totalnie świadomy.. Okazały się piękniejsze niż cokolwiek innego na świecie. Jednak mój "seans" przerwał męski głos, zwróciłem wzrok w jego kierunku i przekrzywiłem nieco głowę. Chłopak był mniej więcej mojego wzrostu, miał brązowe włosy i śliczną cerę. Pokręciłem głową i uśmiechnąłem się. Prawdę mówiąc jego tak krótkie pytanie dało mi okropnie dużo do myślenia. Nigdy nie miałem osoby której mógłbym taki kwiat wręczyć, nigdy nie było osoby ważnej i zacząłem spekulować w myślach jakby to było gdyby taka osoba cały czas przy mnie była.
- Nie, po prostu oglądam. - Stwierdziłem po chwili nadal nie spuszczając z niego wzroku. Był pierwszą osobą z którą rozmawiam poza szpitalem od tak długiego czasu. Westchnąłem cicho i zacisnąłem usta w cienką linię zaraz ponownie kierując swój wzrok na kwiaty. 
- Myślę, że różowe na przodzie przyciągnęłyby więcej uwagi niżeli czerwone. - Nie wiem nawet dlaczego to powiedziałem, ale owe kwiaty postawione na ziemi zobaczyłem dopiero po dłuższej chwili. Wskazałem dłonią na te postawione z tyłu i skinąłem głową. 
- Nie mam nikogo komu mógłbym je dać. - Powiedziałem, właściwie dlaczego by nie? Prawdopodobnie wyjdę stąd i ten chłopak zapomni o moim istnieniu jak cała reszta, a ja w końcu stanę się jedynie pożywieniem dla robactwa.. Aż ciarki przeszły mnie na tę myśl. 
- Nawet gdybym miał, nie mam za co je kupić. - Wzruszyłem ramionami po chwili i uśmiechnąłem się powoli wymijając go tak by nie przerwać rozmowy, ale też pójść dalej i obejrzeć następne kwiaty.


Kidoh p.o.v.

 - Zatem przyszedł pan tylko oglądać? - przyglądałem się uważnie poczynaniom gościa. Dopiero teraz dostrzegłem sińce pod jego oczami i tę trupio bladą cerę... Westchnąłem cicho, przenosząc wzrok na kolorowe kwiaty. Nigdy nie widziałem osoby, która przyszłaby tutaj tylko po to, żeby podziwiać wystawę. I nikt nie czepiał się ustawienia doniczek. Czerwone róże są najpopularniejsze, dlatego jest ich najwięcej. Nie miałem wyjścia, musiałem ustawić je tak jak teraz, bo inaczej ciężko by było wychodzić ze sklepu. Zacząłem zastanawiać się, komu ja dałbym kwiat, który trzymałem w ręce. Chyba to mamy wspólne, że nie mamy do kogo się zwrócić.. Moja mama zapewne wygoniłaby mnie z domu i rzuciła pierwszym, co znalazłoby się pod jej ręką. A babcia, przecież ona ma je na co dzień. Po co miałbym dawać jej coś, co jest jej własnością, którą w dodatku chce sprzedać... Chyba najwyższy czas rozejrzeć się za jakąś dziewczyną albo coś.. Chociaż w sumie nigdy mnie to specjalnie nie interesowało. Wolę towarzystwo płci męskiej, kobiety mnie irytują. Zwłaszcza te w moim wieku, dla których najwyższą wartością jest przedmiot materialny i patrząc na mnie, widzą tylko moją twarz i nic więcej. Nie widzą tego kim jestem, ani tego co lubię. I tak na prawdę są zupełnie ślepe, czego powodem są te wszystkie błyskotki i pierdoły teoretycznie istotne. Równie istotne co liczba chmur na niebie. Nikt nie zwraca na nie uwagi, ale czy powinien..?
- Mogę jakoś pomóc? - zwróciłem się w końcu. - Jeśli już wyciągnąłem ten kwiat z doniczki, ciężko będzie mi go włożyć z powrotem, ponieważ jest ich dużo. Myślę, że nic się nie stanie, jeśli go panu wręczę. Widzę, że jesteśmy do siebie trochę podobni, tyle że ja znalazłem już osobę, której mógłbym go dać.


Seogoong p.o.v.

Zaśmiałem się cicho na pytanie o pomoc. Właściwie zależy do czego było skierowane. Nie mogłem pomóc sam sobie, a co dopiero on, chociaż.. Gdyby tak dłużej się zastanowić? Pokręciłem jednak głową. 
- Dziękuje. - Odpowiedziałem w końcu po dłuższym zamyśle. Jednak słysząc jego dalsze słowa rozpromieniałem. Jednak są ludzie którzy bez konkretnego celu i jakichkolwiek oczekiwań potrafią dać człowiekowi choćby małą część siebie. Tą częścią tego chłopaka był kwiat. 
- Właściwie.. Jestem Hyunho. - Nie chciałem by zwracał się do mnie per pan, nie byłem aż tak stary, a patrząc na niego prawdopodobnie byliśmy w podobnym wieku, jeśli nawet nie w tym samym. Przejechałem palcem wskazującym po kwiecie, nie można tego robić to akurat wiedziałem, kwiaty więdną kiedy są dotykane po płatkach. 
- Możesz odłożyć 8 czerwonych i 8 różowych? Licząc tą. - Uniosłem brew zadając to pytanie. Nie miałem czasu na myślenie kto mógłby dać mi szczęście przez ostatnie dni, ten chłopak był pierwszą osobą która wpadła mi do głowy tak więc nie zaszkodzi spróbować nawet jeśli odmówi. Rozejrzałem sie jeszcze pobieżnie, na kartce widniało, iż kwiaciarnia otwarta jest do dziewiętnastej była szesnasta więc powinienem zdążyć.
- Do zobaczenia. - Powiedziałem i szybko wyszedłem na zewnątrz. Od szpitala miałem góra 30 minut drogi do domu, nie potrzebowałem w tym momencie niczego, tylko pieniędzy i odwagi. Mijałem tak wiele rzeczy których dotychczas nie widziałem, Seul zmienia się z prędkością światła, każdego dnia powstaje coś nowego, a nie mówiąc już o trzech latach. 
Kiedy wparowałem do domu bez uprzedzenia miny rodziców były doprawdy zabawne, nie tłumaczyłem niczego, zostawiłem torbę w przejściu i poprosiłem o pieniądze, oczywiście bez większego "ale" dostałem je i od razu wyszedłem. Rodzice mieli mnie przez 19 lat tylko dla siebie, przyszedł czas na to bym mógł swoje życie pokierować jak tylko chcę.


Kidoh p.o.v.

Nie zdążyłem nic odpowiedzieć, gdy chłopak już kierował się do drzwi. Stałem jeszcze chwilę z rozdziawionymi ustami, nawet się nie przedstawiłem... Naprawdę dziwna osoba... Albo nie tyle dziwna, co dla nie zupełnie nowa. Zupełnie zaprzepaścił mój dotychczasowy standard pracy. Zazwyczaj ludzie przychodzą, myślą kilka minut, wybierają kwiat, płacą i wychodzą, zapominając o tym, co tu zaszło. A on... On przyglądał im się tak długo, jakby nie widział żadnej rośliny przez kilka lat. Jeszcze poprosił o bukiet, a potem wyszedł, tak po prostu... Ale na pożegnanie rzucił jeszcze "do zobaczenia", zatem zamierza tu wrócić, ale czy na pewno dzisiaj..? Jednak nic nie stało na przeszkodzie. Wybrałem najładniejsze róże, jakie znalazłem i skomponowałem z nich piękny bukiet, owijając je białym papierem zabezpieczającym z wyciętymi koronkami i wzorkami. Aby rośliny nie zwiędły, wstawiłem je do wazonu z wodą w odpowiedniej temperaturze. Spryskałem je jeszcze trochę brokatem, ale bez przesady. Czyżby jednak miał komu je dać? Męczyło mnie to. Tak nagle zmienił zdanie, mimo że z początku wydawał się być bardzo pewny siebie. Bez wątpienia jest kimś nietypowym i mam dziwne przeczucie, ze na dzisiejszej wizycie się nie skończy. Nie wygląda na taką osobę...


Seogoong p.o.v

Przyśpieszyłem kroku przestając zważać na to co nowego powstało przez ostatnie trzy lata w tym mieście, będę miał jeszcze na to czas, może nie będzie go wiele, ale mam nadzieję, że będę miał z kim. Nie wiem ile mi to zajęło, ale wszedłem do kwiaciarni i skłoniłem się nieco dysząc, jednak leżenie w łóżku i przechadzanie sie po korytarzach szpitalnych to nie to samo co bieganie po ulicach. Uśmiechnąłem się i podszedłem do lady przy której stał chłopak. 
- Ile płacę? - Przekrzywiłem nieco głowę w bok i właściwie na ladzie położyłem wszystkie pieniądze jakie dostałem. Nie zależało mi na tym jak wiele wydam. Uraczyłem go cholernie szerokim uśmiechem kiedy to wskazał mi bukiet, jednak po chwili zmrużyłem oczy i westchnąłem. Odwiązałem wstążkę i wyjąłem po cztery róże z koloru by były luźno. 
- Nie znam Cię, nie wiem jak sie nazywasz, ile masz lat i jaką masz przeszłość, ale moje przyszłość trwa osiem dni, nie pytaj po prostu zgódź się. - No tak bezpośredni nie byłem jeszcze nigdy, świadomość tego, że mam tak mało czasu by zrobić cokolwiek skłoniła mnie nawet do czegoś takiego.
- Spędź ze mną te osiem dni, tylko o tyle proszę. - Oświadczyłem i zaraz położyłem wyjęte wcześniej róże na blacie przed chłopakiem, było ich dokładnie osiem, nie dlatego by wyrzucał każdą kolejnego dnia, tylko dlatego by wiedział, że tylko tyle i nic więcej nie będzie nas łączyło.


Kidoh p.o.v.

- HyoSang... - odparłem cicho, nadal oniemiały. - Jin HyoSang... - nie miałem pojęcia co o tym myśleć. Już nie chodzi o te pieniądze, walić to. Przez osiem dni mam być jego przyjacielem..? To trochę tak jak wynajęcie dziwki albo innego dziwactwa, tylko że mi pewnie nikt nie zapłaci. Spojrzałem na róże. Potem na niego. Zbadałem dokładnie jego twarz i oczy, które tryskały wręcz z ekscytacji. Skąd on się urwał..? 
- Przychodzisz tutaj, oglądasz kwiaty, ale nie masz zamiaru ich kupić... Każesz mi zrobić bukiet, po czym przychodzisz tutaj, rozwiązujesz go i ni stąd ni zowąd prosisz mnie, bym spędził z tobą tydzień... - myślę, że zdawał sobie sprawę z tego, jak szalenie to brzmi. - Cholera, dlaczego mam ochotę się zgodzić? - tupnąłem lekko nogą. - Kim jesteś..? Co tu robisz? Dlaczego tak wyglądasz i dlaczego prosisz o to akurat mnie? Dlaczego prosisz osobę, której kompletnie nie znasz? - miałem tak wiele pytań, na które nie chciał udzielić odpowiedzi. - D-dlaczego wiem, że zmienisz moje życie..? Choć to tylko tydzień, wspólnie czas będzie leciał jeszcze szybciej... Ja... Nie wiem czy jestem odpowiednią osobą. Jeśli mnie prosisz, w ostateczności mogę się zgodzić, ale nie obiecuję, że będzie cudownie. Rozumiem, że zależy ci na czasie, ale cholera jasna, zwolnij trochę, chcę wiedzieć o co konkretnie chodzi... Nie żądaj ode mnie że pójdzie tak łatwo. - wziąłem w dłoń różę, którą wręczałem mu już wcześniej. - Dziś pierwszy dzień, tak? Poświęć go na wyjaśnienia. - podałem ją mu


Seogoong p.o.v.

Mój mózg nie nadążał za słowami chłopaka więc zmarszczyłem brwi i próbowałem załapać jak najwięcej. W moim stanie.. Nie dziwne było to, że analizowanie zajmowało mi dłużej niż aktualizacje w komputerze. Skinąłem głową, skoro tak.. Właściwie ten dzień i tak niedługo sie kończył więc mogłem to zrobić.
- Dlaczego proszę Ciebie? Nie mam nikogo kto mógłby dać mi powód do uśmiechu. Kim jestem? Już mówiłem. Co tu robię? Chciałem zobaczyć coś innego niż białe ściany. Wyglądam tak bo jestem chory. - Wytłumaczyłem pokrótce na te pytanie które zapamiętałem, rozdrabniać będę się później, nie przedstawie mu przecież biografii swojego życia w ciągu kilku godzin, a już na pewno nie tutaj, gdzie pracuje. Wziąłem róże w dłoń i spojrzałem na niego przekrzywiając głowę.
- Nie mam czasu jedynie na to byś się zastanawiał. - Odpowiedziałem jeszcze i znów się uśmiechnąłem. - Jeszcze.. Nie panikuj, nie dzwoń na pogotowie kiedy zacznie mnie boleć, oni nie pomogą. Resztę wyjaśnię później. - Jednak spytał mimo tego iż to było najmniej istotne, prócz bólu i tego wszystkiego zdałem sobie sprawę jeszcze z jednej rzeczy. Jaki ból będzie czuł ten chłopak kiedy się zgodzi, a ja po prostu odejdę?


Kidoh p.o.v.

- Więc... Chcesz tutaj zostać? Jeszcze chwilę będę musiał pracować, ale niedługo skończę. Możesz też spać w moim pokoju jeśli chcesz... Mogę odstąpić ci swoje łóżko. - nadal nic nie rozumiałem, więc musiałem wymusić delikatny uśmiech. - Skoro ma to byćtylko osiem dni, nie będę pobierał od ciebie za czynsz. - nadziałem na kwiaty fiolki z wodą, by nie wyschły. Teraz będą mogły swobodnie leżeć gdziekolwiek, skoro wazon tak bardzo mu przeszkadzał. - Jesteś może głodny? Zrobię ci ciepłą herbatę, na zewnątrz jest zimno, a ty szedłeś tak cienko ubrany.. - nastawiłem wodę i w mgnieniu oka postawiłem przed nim gorący napój. - Usiądź gdzieś, możesz rozgościć się w przedsionku albo przyniosę ci tutaj krzesło. Nie będziesz tak stał i torował drogi klientom. - muszę przyznać, zarządzanie szło mi bardzo dobrze


Seogoong p.o.v.

Zaśmiałem się i pokręciłem głową na jego słowa, ten chłopak był niemożliwy, jak on mógł wpadać na takie pomysły w tak krótkim czasie? - Mam gdzie mieszkać. - Oznajmiłem i skinąłem głową na wzmiankę o krześle, właściwie kiedy wskazał gdzie jest sam sobie je przyniosłem i usiadłem za ladą obok niego, no cóż mogłem się chyba w tak minimalnym stopniu rozgościć.. W końcu sam to zaproponował.
- Chodzi mi o spędzanie czasu za dnia, znaczy w nocy też.. - Jezu jak to musiało zabrzmieć, westchnąłem cicho i pokręciłem głową. - Nie jestem głodny, wracając do wcześniejszych pytań.. To pierwszy raz od trzech lat kiedy widzę coś innego niż mury szpitala, chcę zobaczyć jak najwięcej i.. Być żywym choć w jednej osobie, padło na Ciebie. - Nie wiem dlaczego, ale poczułem cholerne ukłucie w klatce piersiowej, chciałem żyć, zobaczyć tak wiele rzeczy, a mam jedynie 8 dni na spełnienie marzeń, chociaż jakiejś małej części, na wypowiedzenie każdego słowa które kiedyś chciałem wypowiedzieć, a nie dałem rady. I na to by zostać w wspomnieniach tego chłopaka.
- Więc zgadzasz się? - Spytałem tym razem bezpośrednio, wolałem być pewien tego, że następnego dnia nie będę musiał łazić po ulicy i przypadkiem zaczepiać ludzi, to byłoby już raczej przegięciem.


Kidoh p.o.v.

 - Zgadzam się pod warunkiem że zostaniesz u mnie na noc już dzisiaj. - również usiadłem, skoro nie było klientów. Podałem mu herbatę prosto w ręce i uśmiechnąłem się, tym razem już szczerze. - Teraz to zależy już tylko od ciebie. - zapisałem w zeszycie zbyt towaru, by nie było później niezgodności z babcią. Czekałem na odpowiedź starszego, patrząc w dół. Czułem się nieco skrępowany. Zazwyczaj zajmowało mi trochę czasu, zanim się do kogoś przyzwyczaiłem, a teraz będę musiał zrobić to od tak... Niewątpliwie będę miał z tym problem, ale postaram się dla niego. Skoro mogę być w końcu dla kogoś użyteczny to dlaczego nie? Przyda mi się towarzystwo w domu, babcia ostatnio zagłębiła się w oglądaniu seriali... Spojrzałem znów w jego oczy, będąc gotowym na usłyszenie odpowiedzi


Seogoong p.o.v.

Skoro tak to.. Prawdopodobnie innego wyboru nie miałem. Skinąłem głową na jego słowa, chłopak był stanowczy tak jak i ja, miałem tylko nadzieję, że nie będzie żadnych zgrzytów między nami i jakoś się dogadamy w końcu, nie chciałem zbyt wiele, tylko tyle by choć jedna osoba pamiętała o mnie, znała takiego jaki jestem teraz, a nie jaki byłem przez ostatnie 22 lata.
- W porządku. - Prychnąłem cicho śmiechem kiedy podał mi herbatę, w dodatku uparty? No nieźle. Podziekowałem nikłym skinieniem głowy i upiłem łyk gorącego napoju, no nie powiem zrobiło mi się po nim lepiej, co prawda było zimno, ale w szpitalu raczej piłem wodę, albo soki, herbaty nigdy nie lubiłem, może jednak czas się przestawić? Nie tylko na świat, ale i samego siebie?
- Dobra, dość o mnie. Pomówmy o Tobie, w końcu nie tylko Ty musisz znać mnie, ale i ja Ciebie. - Racja, nieważne jak chory i na co byłem, co robiłem i jak się zachowywałem, chcę wiedzieć coś o nim, a reszta.. Reszta wyjdzie w praniu jak to mówią.


Kidoh p.o.v.

- Ja? - prychnąłem głośno i zacząłem się śmiać. - Możesz mi wierzyć, że nie ma we mnie nic interesującego. Jestem zwyczajnym człowiekiem, spójrz tylko na mnie. - skrępowałem się nieco. Jak na mnie patrzył... Dlaczego jego wzrok taki był..? Odchrząknąłem niepewnie i uspokoiłem się. - Nie mieszkam z rodzicami bo mnie tam nie chcą, odkąd wyrzucili mnie ze szkoły. Wyrzucili mnie bo narobiłem bałaganu, stare dzieje. Teraz mieszkam tylko z babcią, która dawno temu się rozwiodła, zanim jeszcze się urodziłem. Jak mówiłem, nic ciekawego. W zasadzie w niczym nie jestem dobry, a jedyne co lubię to kwiaty, koty, herbatę i święty spokój. Jestem mieszanką wybuchową, mimo że to co lubię wyraźnie na to nie wskazuje - zaśmiałem się cicho. - Wiesz już o mnie więcej niż ja o tobie, to nie fair


Seogoong p.o.v.

 Słuchałem uważnie każdego słowa które wypowiadał jakby były tymi ostatnimi które słyszę. Patrzyłem też uważnie na jego twarz, był bardzo ładny więc niby czemu nie? Uśmiechałem się za każdym razem kiedy i on to robił, śmiech chłopaka był naprawdę przyjemny.
- Zwyczajność jest sama w sobie nadzwyczajnością bo każdy dąży do perfekcji. - Oświadczyłem, od kiedy to zrobił się ze mnie taki filozof? Nie fair.. Takie same słowa przeszły mi przez myśl pierwszy raz w życiu, pod Bogiem mówie, kiedy usłyszałem jaki ogrom czasu został mi egzystencji.
- Mam nowotwór. - Oświadczyłem to chyba jedyna rzecz jakiej jeszcze nie wiedział, nie wiedział na co byłem chory i dlaczego zostało mi tak mało życia. Skrzywiłem się lekko czując tępy ból w skroniach i zacisnałem na moment powieki, ponownie upijając herbatę kiedy je otworzyłem.


Kidoh p.o.v.

Uśmiech momentalnie zniknął z mojej twarzy. Nie wiem dlaczego.. Polubiłem go bardzo szybko, poruszył moje życie już na pierwszym spotkaniu. Miałem ochotę rzucić mu się w ramiona i zacząć pocieszać, samemu płacząc, ale powstrzymałem się i skończyło się na niezauważalnym wytarciu łzy z kącika oka. Westchnąłem i spuściłem głowę, bawiąc się swoimi palcami.
- Nie dążę do perfekcji. Ona nie istnieje. - odparłem po chwili zawiedzionym tonem. - Gdyby perfekcja istniała, wynaleźliby lekarstwa na wszystkie choroby świata. Czy to nie dziwne? Ludzie uważają się za takich mądrych, a w rzeczywistości są kretynami. - mówiłem spokojnie. - Niedorzeczność.. - uśmiechnąłem się kpiąco i znów przeniosłem wzrok na jego twarz. Teraz już rozumiem jego zachowanie... Pewnie zrobiłbym to samo na jego miejscu


Seogoong p.o.v.

Rozchyliłem nieco usta zamierając kiedy zaczął na temat leków. Nie wiedziałem co o tym powiedzieć, fakt było to miłe, ale takie jest życie, niektórzy umierają wcześniej, niektórzy później, oczywiście, nie śpieszyło mi się, ale za wielkiego wyboru to ja jednak nie miałem. Uśmiechnąłem się zaraz i zmierzwiłem jego włosy wzruszając ramionami.
- Chcę te osiem dni spędzić jedynie z uśmiechem na ustach, a łzami radości, nie bólu. - Oświadczyłem i wygodniej wbiłem się w oparcie krzesła. Po raz pierwszy chciałem by ktoś pomógł zapomnieć mi o problemach dnia codziennego, o chorobie, bólu i całej masie złych rzeczy, chciałem jedynie żyć, dosłownie jego uśmiechem. Przełknąłem ślinę i wstałem jakbym miał nieograniczone pokłady energii w sobie kiedy tylko wybiła dziewiętnasta.
- Więc musisz mi pokazać wszystko w dniu dzisiejszym bym mógł przez kolejny tydzień wybierać. - Oświadczyłem i zawinąłem ze sobą jedną z róż, tą którą podarował mi Hyosang.


Kidoh p.o.v.

Zdjąłem szybko fartuch i odwiesiłem go na wieszak. Spryskałem jeszcze na noc kwiaty i wyszedłem razem z nim.
- To może najpierw zrobię nam kolację. - uśmiechnąłem się i pociągnąłem go ze sobą do kuchni. - Pierwszy wybór, jajecznica czy tosty? Herbata zwykła czy truskawkowa? - spojrzałem na niego. - A może chcesz jeszcze coś innego? Zamawiaj śmiało. - wyciągnąłem z szafki szklanki i talerze. Doszedłem do wniosku, że nie powinienem go zagadywać na temat choroby i tego co z nią związane. Podejmę się zadania i dam mu dużo uśmiechu, jestem tego pewien na sto procent. - Hmmm?


Seogoong p.o.v.

Kiedy chciałem się już odezwać ten pociągnął mnie do kuchni więc zrezygnowałem z jakiegokolwiek protestowania i poszedłem za nim bez większych oporów. Uśmiechnąłem się na nawał pytań i zmarszczyłem czoło przez moment myśląc na co tak naprawdę mam ochotę.
- Tosty, a herbata zielona. - Skinąłem głową i rozejrzałem się po pomieszczeniu. - Pomogę. - Oświadczyłem, ja nie pytałem. Nie miałem zamiaru siedzieć z założonymi rękoma i patrzeć jak chłopak lata w tą i z powrotem usługując mi jakbym był jakimś pieprzonym księciem. Kiedy wszystko już było na blacie, nastawiłem wodę w czajniku i pomogłem w przygotowywaniu tostów.
- Ja bym się nie zgodził. - Mruknąłem nagle kiedy nastała chwilowa cisza, prawda jest taka, że nigdy nie zrobiłbym czegoś takiego dla osoby którą widzę pierwszy raz w życiu i w dodatku rozmawiałem z nią góra 10 minut. Kiedyś byłem egoistą, najważniejsze było to bym ja czuł się dobrze. Chociaż gdyby dłużej się zastanowić, czy właśnie tak nie było też i teraz? Nie liczyłem się zbytnio z tym czego chciał on, a to, że byłem chory i zostało mi osiem dni.


Kidoh p.o.v.

- Sugerujesz, że powinienem się teraz rozmyślić i wylać cię z domu? - mruknąłem i zalałem herbatę, kiedy w końcu woda się nie zagotowała. - Nie marudź tylko siadaj do stołu, zaraz będą gotowe pierwsze tosty. - przeniosłem pełne kubki na stolik. Z lodówki wyciągnąłem dżem i masło, ponieważ miałem zamiar zrobić kilka grzanek. Nie rozumiem, dlaczego zaczął w ogóle ten temat. Skoro już coś sobie ustaliliśmy, to powinno tak pozostać. A jest to dla mnie urozmaicenie nudnego życia, które wiodę. W zasadzie myślałem ostatnio, czy nie powinienem znaleźć jakiegoś przyjaciela. Ale to on znalazł mnie... Oparłem się o blat i westchnąłem. - Siadasz czy mam cię do tego zmusić?


Seogoong p.o.v.

Westchnąłem i pokręciłem głową na jego pytanie, niczego nie sugerowałem. - Po prostu mówię. - Uniosłem brew i obserwowałem go uważnie, jezu ten chłopak miał w sobie tyle energii, że męczyłem się samym patrzeniem na niego, ale zaraz zasiadłem kiedy to "zagroził" mi i skinąłem głową. - Też jestem uparty, przekonasz się. - Wystawiłem palec wskazujący w jego stronę przymrużając przy tym oczy. Po chwili wbiłem się mocniej w oparcie krzesła. - Mogliśmy gdzieś pójść, wiesz jak to jest trzy lata prawie cały czas leżeć? - Zaśmiałem się, pewnie niektórzy wiele by za to dali by po prostu trzy lata mieć wszystko w dupie, leżeć i nie musieć nic robić. Wydąłem wargę i uśmiechnąłem się kiedy to postawił przede mną herbatę wraz z tostami, no nie powiem pachniało bardzo dobrze więc pewnie tak samo smakowało. - Dzięki. - Mruknąłem i zająłem się jedzeniem, ale przecież nie pomyślałbym, że jest gorące, bo robiło się w lodówce, brawo Hyunho, powinieneś dostać nobla za inteligencje. Syknąłem cicho i spojrzałem na niego kiedy usiadł na przeciwko mnie.
- Zrobili jakiś większy park rozrywki? - Przekrzywiłem głowę, urwałem kawałek tosta i zacząłem na niego dmuchać bo zrobiłem sie głodny, chyba przez sam zapach.


Kidoh p.o.v.

- Jest jeden, ponoć bardzo duży, ale nigdy tam nie byłem. - wzruszyłem ramionami. - Od jutra wezmę sobie wolne, więc będziemy mogli pójść jeśli chcesz. Ale dzisiaj jest już za późno, poza tym okolica nie jest zupełnie bezpieczna. O tej porze nie powinno się wychodzić z domu, głuptasie. - mruknąłem pod nosem i sam zacząłem powoli jeść, smarując grzankę zimnym masłem, dzięki czemu miałem gwarancję, że się nie oparzę. - Możesz mi na razie coś opowiedzieć o sobie. Co lubisz a czego nie lubisz? Jakie masz aktualnie cele? Postaram się zrobić wszystko co tylko mogę, żeby ci pomóc, wiedz o tym. - nie rozumiem dlaczego taki byłem. W dodatku kiedy na mnie patrzył, czułem, jak rosną mi rumieńce. Zwariowałem do reszty... Ponadto kiedy mówił do mnie i uśmiechał się, serce biło mi szybciej. HyoSang, idioto, ogarnij się. Przypominam zachowanie nastoletniej kretynki, a przecież on nawet nie jest żadnym idolem, mimo że ma piękną cerę i oczy.... Nie!


Seogoong p.o.v.

"Głuptasie" powtórzyłem po nim to słowo bynajmniej 20 razy w głowie i zaśmiałem się opuszczając głowę którą pokręciłem. Gdybym tylko miał więcej czasu, wiedz, że nie musiałbyś tego wszystkiego robić, przynajmniej nie wszystko na raz.. Powiedziałem do siebie w myślach i zacząłem jeść chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią. Co lubiłem.. Nigdy nie myślałem właściwie czy jest coś konkretnego, to po prostu było. Kiedy dotarło do mnie ostatnie pytanie zrobiło mi się trochę dziwnie, bo.. Skoro i tak umre, po co to robię? Skoro i tak niczego nie będę pamiętał? Zrozumiałem, że właściwie to wszystko to bezsensowna szopka, a przez to ten chłopak będzie cierpiał.
- Nigdy się nie zastanawiałem. - Odpowiedziałem zaraz upijając łyk herbaty.
- Chciałbym przeżyć coś co zapamiętałbym na całe życie gdyby trwało dłużej. - Wzruszyłem ramionami, a kiedy skończyłem jeść podziękowałem ładnie skinięciem głowy. Skoro tak się uparł na nie wychodzenie wieczorem dzisiaj odpuszczę, ale niech nie myśli, że będzie wyspany przez kolejne siedem, nie dam mu spokoju i będę "gnębił" samym sobą, nie tylko w dzień, ale i w nocy.


Kidoh p.o.v.

- Rozumiem... - na kolana wskoczył mój śnieżnobiały kocurek. Pogłaskałem go i dopiłem herbatę do końca. - Pozmywam a ty możesz w tym czasie iść się umyć. Moje spodnie powinny być na ciebie dobre, więc zaraz przyniosę ci je do łazienki. Chcesz też koszulkę czy śpisz bez? - spojrzałem na niego, składając talerze jedne na drugi i stawiając puste kubki obok siebie. Zerknąłem zaraz na różę, która leżała na stole. To dziś mija pierwszy dzień, tak..? Czuję się przerażony... Dlaczego nie może mieć tyle dni ile mam kwiatów w kwiaciarni? Wtedy nie bałbym się tak bardzo... - I jeszcze... Mogę cię wymęczyć jak prawdziwego przyjaciela? - uśmiechnąłem się szeroko. Nie spotykałem się już z kumplami ze szkoły, ponieważ mam do domu spory kawałek stąd, a wszyscy byliśmy z jednego osiedla. Potrzebowałem towarzystwa kogoś młodego, przy kim będę mógł zużyć pokłady niespożytej energii. Chcę z nim biegać i szaleć... Chcę zrobić tak wiele rzeczy, których nie zdążę...


Seogoong p.o.v.

 - Obojętnie. Mogę spać nawet nago. - Zażartowałem oczywiście raczej nie w gust mi spanie bez ubrań, ale.. Było tak wcześnie, a on chciał iść już spać? To nie tak, że byłem niecierpliwy.. Dobra byłem i to cholernie, ale no jednak muszę liczyć się też z tym, że może być zmęczony w końcu nie on leżał do góry brzuchem tyle czasu. Słysząc jego pytanie odwróciłem się do niego bo właśnie szedłem jak sądzę w kierunku domniemanej łazienki o której kilka chwil wcześniej wspominał i posłałem mu szeroki uśmiech.
- Jasne, przecież o to chyba nam chodzi, nie? - Zapytałem, ale nie oczekiwałem odpowiedzi, chciałem mu to jedynie uświadomić. Po chwili wszedłem do pomieszczenia i nie zamknąłem go by ten mógł przynieść mi ubrania, zdjąłem z siebie koszulę w kratkę, złożyłem i ułożyłem na pralce, będę musiał iść po jakieś rzeczy do siebie do domu przecież nie mogę na nim tak żerować.. Mimo wszystko dużo jadłem, a i zdarzało się, że potrafiłem ubrudzić się 3 minuty po założeniu czystych ubrań. To samo zrobiłem z podkoszulką, ale jednak nim zdjąłem spodnie zaczekałem aż Hyosang się zjawi.


Kidoh p.o.v.

Pozmywałem szybko naczynia i poszedłem do siebie, by poszukać luźnych spodni i za dużej na mnie koszulki. W sumie na niego chyba też będzie za duża, ale może w niej przecież spać. - Pod prysznicem masz szampon i żel. Rozpoznasz po etykietach. Tutaj... - wyciągnąłem z szafki nieodpakowaną szczoteczkę do zębów. - Pewnie swoją masz w domu. - uśmiechnąłem się. - Rozłożę nam łóżka i może przygotuję jakiś film? Mogę zrobić popcorn czy co tam chcesz. - strasznie się cieszyłem, minęły wieki odkąd ktoś u mnie spał. Całe szczęście babcia przebywała w drugiej części domu, do której było osobne wejście i gdzie nie byłaby w stanie nas usłyszeć, nawet jeśli byśmy krzyczeli na całe gardła. Szykuje się niezły tydzień... Aż zatarłem ręce na myśl, co będziemy robić przez ten czas.


Seogoong p.o.v.

Zakodowałem dokładnie gdy mówił gdzie co jest i skinąłem głową. - Film wystarczy, spokojnie. - Uśmiechnąłem się szeroko i kiedy wyszedł przekręciłem zamek w drzwiach. Rozebrałem się i wszedłem pod prysznic uprzednio układając resztę rzeczy tak jak poprzednie, puściłem wręcz wrzącą wodę, nienawidziłem zimna, a już na pewno jeśli chodziło o kąpiel. Po kilkunastu minutach wyszedłem, z ręcznikiem na głowie, przebrany, bo jedyne co nie wyschło tak szybko to moje szare włosy, no tak co do koloru to farbowały mi je pielęgniarki, a właściwie jedna młoda która spędziła ze mną najwięcej czasu, były też niebieskie, ale obecny kolor był jakiś taki mniej rzucający sie w oczy i bardziej przypadł mi do gustu, choć dodawał bladości mojej twarzy. Obok łazienki był pokój i tam właśnie też ujrzałem chłopaka. Usiadłem na podłodze z cichym pomrukiem, ale zaraz przypomniałem sobie.
- Masz plaster? - Miałem siniaka nad skronią przez różne badania i nie wyglądało to za ładnie więc wolałem nie ryzykować tym, że zrobi mu się przez to niedobrze czy słabo.


Kidoh p.o.v.

- Jakiś się znajdzie a co? - spojrzałem na niego, kiedy wskazał mi swoje czoło. Wstałem i wyszperałem z szuflady plasterki, które kiedyś dała mi babcia. Były niebieskie w żółte gwiazdki. Podszedłem do niego i przykleiłem plasterek, odgarniając jego włosy. Złapałem go po chwili za poliki i spojrzałem mu w oczy. Nie wiem co mnie napadło, czułem się przy nim swobodnie przez to, co mi wcześniej powiedział. Uśmiechnąłem się do niego i ponownie przeskanowałem wzrokiem jego twarz.
- I znowu dochodzę do wniosku, że jesteś bardzo ładny. Geez, nie powinienem tak myśleć.. - mruknąłem. Ups, chyba powiedziałem kilka słów za dużo... Zacisnąłem zęby i odsuwałem powoli dłonie, patrząc na jego reakcję.


Seogoong p.o.v.

 Wskazałem na zasinienie nad skronią kiedy zadał mi pytanie, wszystko byłoby w porządku gdyby dał mi go do samodzielnego przyklejenia bo przecież nie jestem małym dzieciakiem. To i tak nie było najdziwniejsze, jego późniejsze słowa i to jak na mnie patrzył wywołały u mnie lekki szok no nie powiem, rozszerzyłem oczy i rozchyliłem usta nawet nie mogąc wydać z siebie najmniejszego odgłosu, serio Hyunho zawsze taki rozgadany byłeś, a teraz zagiął Cię ktoś tak drobnym zagraniem. Właściwie i tak zapomni o wszystkim, nie wspominając o mnie, w ogóle nie będę tego pamiętał, nie będę pamiętał niczego. Uśmiechnąłem się pewnie i wstałem tak by być na równi z nim.
- W sumie wiesz.. - Zacząłem na moment się zacinając. - Nie robi mi różnicy jak będzie wyglądała ta relacja przez te osiem dni. - Oświadczyłem i bezprecedensowo pchnąłem go na ścianę dłoń kładąc na jego karku i najnormalniej w świecie przywarłem swoimi wargami do tych jego. Nie mogłem zastanawiać się nad tym jakie będzie to miało konsekwencję czy chociażby analizować plusy i minusy, nieważne było też to, że znałem go od kilku godzin i nie wiedziałem praktycznie nic o tym człowieku, nie miałem czasu to był rozważać takie rzeczy.


Kidoh p.o.v.

Zadrżałem mocno i jęknąłem cicho, kiedy pchnął mnie na zimną ścianę. Otworzyłem szeroko oczy, nie mogąc w to uwierzyć. Przed chwilą mówiłem do niego takie rzeczy, a teraz sam stoję jak słup soli... Znalazłem trochę siły, by go odepchnąć, po czym uderzyłem go w twarz. Nie mocno, nie chciałem go zranić. Kiedy dotarło do mnie co właśnie zrobiłem, oniemiałem jeszcze bardziej. - P...Przepraszam... - dotknąłem miejsca, w które wycelowałem na jego twarzy. - Ja nie chciałem... Samo tak... - westchnąłem. Miałem ochotę go przytulić, ale jednocześnie nie wiedziałem co o tym myśleć, biorąc pod uwagę to co przed chwilą zrobił... Liczył, że ulegnę tak łatwo? Fakt, może i mnie trochę pociągał, ale do kurwy, żeby mnie zaraz atakować i całować? To sprawia, że nasza znajomość jest jeszcze bardziej niedorzeczna. Opadłem na podłogę i usiadłem po turecku. Jestem idiotą... Co jak się teraz na mnie zezłości albo obrazi..? Albo jeśli dojdzie do bójki między nami...? I znów stracę nad sobą kontrolę? Nie chcę go skrzywdzić, ale wtedy nie będę sobą..


Seogoong p.o.v.

Westchnąłem ciężko kiedy mnie uderzył, ale.. Jego reakcja była prawidłowa, ja na jego miejscu pewnie bym nie tylko uderzył samego siebie, a wyrzucił z domu. No nie wiem o czym myślałem robiąc to, ale nie żałuje. Uśmiechnąłem się i pokręciłem głową kiedy przeprosił, nie potrzebowałem tego. Najlepsze było i tak uderzenie, poczułem, że żyję, że boli coś innego niż świadomość choroby.
- Dobrze smakujesz. - Wzruszyłem ramionami i usiadłem na przeciwko niego wlepiając w niego wzrok. - I dziękuję, nie chcę litości, a Ty zaprezentowałeś wysoką klasę. - Wystawiłem kciuk w górę, dobra było to upokarzające jak cholera i bynajmniej umniejszające moją męską dumę, ale lepsze to niż odwzajemnienie na siłe. No i od kiedy ja mam jakieś wahania orientacji? Przecież zawsze pociągały mnie kobiety, bezsens. Chociaż on wyglądał tak słodko, że mogłem go do kobiet zaliczyć, cii.
- Więc? Co oglądamy? - Zapytałem rozbawiony jego przejętą miną, przecież mnie tym nie zabił, a jeszcze zadowolił, ot co!


Kidoh p.o.v.

- Wybierz coś a ja pójdę się umyć - niemal wybiegłem z pokoju prosto do łazienki, łapiąc się za klatkę piersiową. Moje serce chce wyskoczyć... A w brzuchu mam motylki... Co jest ze mną? Spojrzałem w lustro i dotknąłem swoich ust, przyglądając się im.. Dobrze smakuję, hę? Prychnąłem cicho i wszedłem pod prysznic, rozbierając się szybko. Myślałem pod nim o tym wszystkim... Co by się stało, gdybym odwzajemnił..? Ale to przecież niemożliwe. Nie znam go na tyle dobrze. Co więcej, nie kocham go ani nic... W sumie to sam już nie wiem co o nim myślę. Lubię go i do tego podoba mi się z wyglądu, ale no kurwa... Kurwa, kurwa, kurwa! Uderzyłem pięścią w ścianę i odetchnąłem głośno. Miałem ochotę odejść razem z nim, nie miałbym przynajmniej problemu z własnymi uczuciami. Nie mogę zakochać się w kimś, kto na dobrą sprawę już prawie nie żyje...


Seogoong p.o.v.

 Skinąłem głową i odprowadziłem go wzrokiem kiedy prawie biegł do łazienki, no uroczy, no. Zaśmiałem się cicho i podszedłem na czworaka do szklanej szafki pod telewizorem w której zauważyłem płyty, przejrzałem kilka z nich, ale ostatecznie wybrałem horror bo ten gatunek lubiłem najbardziej, było dużo których nie mogłem obejrzeć w trakcie pobytu w szpitalu więc.. Niestety. Położyłem film na dywanie i sam położyłem się na nim wygodnie raz po raz turlając to w jedną to w drugą stronę, adhd mocno..
- Hyosang! - Krzyknąłem i wydąłem wargę kiedy tak długo nie wychodził. - Już nie będę, możesz wyjść. - Mruknąłem i uśmiechnąłem się do siebie.


Kidoh p.o.v.

Umyłem się bardzo dokładnie i wyszedłem, wycierając się w milusi ręcznik. Przeszyły mnie dreszcze, kiedy mnie zawołał i stwierdził, że już do niczego nie dojdzie. Jednak oczywiście mu nie wierzę.. Rozumiem, skinship, te sprawy, jednak pocałunek to nadal o dwa kroki za daleko. Westchnąłem i niechętnie ubrałem swoją piżamkę, idąc zaraz do niego. Usiadłem na dywanie obok niego i spojrzałem na film. Nigdy go nie oglądałem, dostałem go dawno temu od taty. Wsunąłem go do dvd i włączyłem telewizor. Nie odezwałem się ani słowem, nadal byłem roztrzęsiony po tym co tu zaszło... Brrr, jeszcze te jego słowa. No głupek, uderzę go jeszcze raz jak tak zrobi.


Seogoong p.o.v.

Kiedy w końcu wyszedł ulżyło mi, nawet przez myśl mi przeszło, że może coś sobie zrobił.. Nie, no chyba aż tak obrzydliwy nie jestem, chociaż może? Obserwowałem go chyba uważniej niż film, o ile w ogóle owy film oglądałem. W końcu oparłem się o łóżko i zrezygnowałem, nawet nie wiedziałem o co w nim chodzi. Nie, nie zakochałem się, po prostu ten chłopak był inny niż każda osoba która przewinęła się przez moje życie.
- Nie mogę się skupić. - Wydąłem wargę i odchyliłem głowę do tyłu, nie miałem chyba cierpliwości do siedzenia prawie dwóch godzin i bezsensownego patrzenia w ekran na którym przewijają się równie bezsensowne obrazy.


Kidoh p.o.v.

- Chcesz iść spać? Rozłożę szybko łóżko. - mruknąłem. Doszedłem do wniosku, że przecież wiecznie się fochać nie mogę... Zastopowałem film i spojrzałem na niego. - Jest już dosyć późno, a jutro mamy wiele do zrobienia. Startujemy z kopyta, więc powinieneś się wyspać. - złapałem przechodzącego akurat obok mnie kota i wziąłem go na ręce. Zacząłem go głaskać i miziać, tuląc do siebie i dotykając swoim nosem jego. Jeśli chodzi o mężczyzn, zdecydowanie kochałem mojego kota, co do ludzi nie jestem pewien którą płeć w końcu wolę. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem


Seogoong p.o.v.

Nie chciałem spać, ale skoro od jutra faktycznie mieliśmy zacząć bawić się wszystkim dookoła to chyba najwyższy czas, dochodziła 23.. - W sumie.. Możemy. - Mruknąłem cicho i zaraz odsunąłem się by chłopak mógł je rozłożyć sam oczywiście próbowałem "dogadać" sie z jego kotem, ale chyba nie bardzo przypadłem mu go gustu bo napuszył się jakbym przynajmniej miał go zabić, albo jego właściciela, a ja przecież nie miałem złych zamiarów, no chyba, że tak można je było odebrać.
- A Ty jesteś zmęczony? - Uniosłem brew i podszedłem do niego żeby pomóc w zaścieleniu łóżka.


Kidoh p.o.v.

- Niespecjalnie, ale potrafię zasnąć bardzo szybko. - wyznałem i zacząłem dla siebie szykować posłanie na dywanie. W zasadzie był on na tyle miękki, że po prostu położyłem na nim poduszkę i zakryłem się kołdrą, nie potrzebowałem nic więcej. Walnąłem się i przymknąłem oczy, wzdychając cicho. Przyjemnie tak położyć się po całym dniu na nogach. Nie miałem zamiaru jeszcze spać, ale kto mi zabroni leżeć? - Też się połóż, musisz być zmęczony


Seogoong p.o.v.

 Tak jak to chłopak "polecił" położyłem się do łóżka, było mi głupio, że musi spać na podłodze przez to, że byłem gościem, właściwie to byłem poniekąd zmuszony. Przymknąłem oczy i przykryłem się kołdrą zastanawiając co tak naprawdę chciałbym zrobić? Co teraz robią moi znajomi ze szkoły? Rodzice? Czy się martwią? W końcu wypisałem się ze szpitala i nie wróciłem na noc do domu.. Odwróciłem się na bok by spojrzeć na Hyosang'a i uśmiechnąłem nikle. Jeśli jutro wyjdę i nie wrócę nie zranie go, prawda? No, ale czy to miałoby jakiś głębszy sens?
- Nie pytałem o to co Ty lubisz i jakie masz cele.. - Wymamrotałem mając nadzieję, że nie zasnął tak szybko jak mówił, że jest w stanie.


Kidoh p.o.v.

Przekręciłem się na bok, by również móc na niego spojrzeć. - Jest wiele rzeczy, które lubię, ale jeśli już mam wybrać, to koty, kwiaty i herbatę. - uśmiechnąłem się delikatnie. - A celu nie mam. Nie jestem ambitny, chcę tylko spokojnie żyć według własnych zasad - wzruszyłem nieco ramionami. - Pewnie nie tego się spodziewałeś? - zaśmiałem się i ułożyłem głowę jakoś wygodniej. Kot łasił się do mnie i ocierał najpierw o moją twarz a potem o dłonie. Zacząłem go głaskać i bawić się z nim


Seogoong p.o.v.

Wysłuchałem go i przez dłuższą chwilę nie odpowiadałem nic przyglądając się jaki wyraz twarzy przebiera kiedy ma przy sobie kota i jak zachowuje się kot w stosunku do niego, całkiem inaczej niżeli do mnie.
- Nie wiem czy spodziewałem się czegokolwiek.
 - Mruknąłem cicho zaraz zastanawiając się nad sensem swojej wypowiedzi.
- Ludzie są różni, wiesz. Kiedyś w szpitalu w którym leżałem, spotkałem dzieciaka w wieku może dziewięć, albo dziesięć lat nie więcej. - Zacząłem sam nie wiem dlaczego, jakoś przyszło mi to do głowy. Przewróciłem się z powrotem na plecy i wlepiłem wzrok w sufit. - Powiedział mi wtedy, że czuję, że umrze. Zrobiło mi się przykro bo taki mały dzieciak nie miał w sobie nawet grama nadziei, ale po chwili dodał, że ma jedno marzenie, zapytałem jakie mimo iż nie miałem żadnych chęci by jakkolwiek pomóc mu je spełniać. - Westchnąłem, tak właśnie wtedy zdałem sobie sprawę jakim egoistą jestem. - Chciał umrzeć w śnie, to było jego marzenie. Czy to nie okropne? Też nie miał celu, mimo swojego wieku, kompletnie nic nie trzymało go przy życiu. - Zagryzłem wargę, właściwie przez to i ja zapragnąłem tak umrzeć, ból który towarzyszył mi każdego dnia przez trzy pieprzone lata był nie do zniesienia. - Jeśli przypadkiem wydre morde to się nie przejmuj i śpij dalej. - Dodałem tak jeszcze jakby nie pamiętał o tym, że prosiłem o nie dzwonienie na pogotowie.


Kidoh p.o.v.

- I ty myślisz, że cię posłucham? A mam wstać i znowu cię walnąć? - warknąłem i ułożyłem się wygodniej. - Pewnie będę i tak panikował, nigdy nie miałem styczności z bólem większym niż rozdarcie kolana przez spadnięcie z roweru czy coś takiego. - burknąłem i przytuliłem do siebie kota. - Głupi jesteś, wiesz? - zacząłem łaskotać kota po uszkach, myśląc o tym, co powiedział mi towarzysz. Umrzeć we śnie, czy to nie za wygodne? Każdy by tak chciał, ale jedynym wyjściem na to jest ciągłe spanie. Sam nie wiem co o tym myślę, czy wolałbym rano obudzić się sam czy móc towarzyszyć mu w jego ostatnich chwilach.. Aż łza zakręciła mi się w oku na samą myśl i wtuliłem twarz w poduszkę, zostawiając kota w spokoju. To wydaje się niemożliwe, ale ja... Chyba zakochałem się od pierwszego wejrzenia, jeśli coś takiego w ogóle istnieje... To nieprawdopodobne jak wielką sympatią go darzę mimo że praktycznie go nie znam. Zachciało mi się płakać jeszcze bardziej. Nie potrafiłem się opanować


Seogoong p.o.v.

Uśmiechnąłem się mimo wszystko, mimo tego iż wiem, że to co zaczęło się dziś, również się skończy, już niedługo, mimo tego, że..
- I tak nic z tym nie zrobisz, Hyosang. - Oświadczyłem i wziąłem głębszy oddech, najbardziej to zatrzymywało mnie przy tym
 by zostać w szpitalu, ból. Zmrużyłem oczy przygryzając boleśnie wargę.
- Nie zmienisz tego. Wiesz.. - Przełknąłem ślinę, życie na nowo zacznę od nigdy niewypowiedzianych słów. Słów których moja duma nie pozwoliła się pozbyć z serca, a które ciążyły tak cholernie mocno.
- Nie chcę umrzeć.. - Powiedziałem po chwili, czując jak zaczynają piec mnie oczy, przetarłem je wierzchem dłoni nie chcąc się rozkleić. To najbardziej mnie gnębiło, od trzech lat ani razu sie nie skarżyłem mimo, iż w myślach krzyczałem miliony razy jak bardzo się tego boję, jak bardzo boję się śmierci.


Kidoh p.o.v.

Zadrżałem mocno i wstałem, podchodząc do niego. Położyłem się obok i przytuliłem go mocno. Nie miałem pojęcia jak go pocieszyć.. Bo w końcu nie powiem mu, że będzie dobrze. A wmawiając mu, że nie umrze, sam bym siebie ośmieszał...
- Będę obok ciebie, obiecuję... Wykorzystamy wspólnie w pełni te osiem dni. Tylko bądź tym prawdziwym sobą. Bądź szczery i rób to, co podpowiada ci serce i na co pozwala ciało - uśmiechnąłem się przez łzy. - Poradzimy sobie jakoś. Już mam pełno pomysłów w jakie miejsca cię zabiorę, bo na pewno jeszcze tam nie byłeś. I może przefarbujemy włosy? Dobrze wyglądałbyś w kolorowych. Ah i zrobimy tatuaże. - zaśmiałem się i wtuliłem w niego mocniej. - Jakie właściwie słowa chcesz ode mnie usłyszeć, poza tymi, które sam wypowiem?


Seogoong p.o.v.

 Kiedy mnie przytulił nawet zaciskanie szczęki nie pomogło po prostu łzy same poleciały, a ja już w pewnym momencie przestałem je powstrzymywać. Słuchałem co mówił i nie potrafiłem się uśmiechnąć, ten ostatni dzień chcę by w końcu mi ulżyło, nieważne jak okrutna jest prawda i jak cholernie uderza mnie w twarz. Chcę żyć w kłamstwie, którym jest brak choroby.
- Chcę.. - Zacząłem cicho i w końcu sam przytuliłem go do siebie. - Chcę myśleć, że to się nie skończy, nigdy. - Sam doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że tak nie będzie, ale w nim wspomnienia ze mną, będą żyły, prawda? Do końca i jeszcze dłużej.


Kidoh p.o.v.

 - Idioto... - wydukałem. - Dlaczego nie kupiłeś pięćdziesięciu kwiatów? Albo stu? Dlaczego tylko osiem? - niemal jęczałem od płaczu. - Dlaczego nie przyszedłeś do mnie wcześniej? Dam ci i tysiąc róż w każdym możliwym kolorze, tylko zostań, zostań ze mną, błagam..! - ukryłem twarz w jego ramionach. Cały drżałem, nie mogłem już nawet oddychać, miałem cały zawalony nos i wielką gulę w gardle. - Nie wybaczę ci tego nigdy... - zacisnąłem pięści na koszulce, którą ubrał, nie mogąc się opanować. Zanosiłem się wręcz od płaczu, nawet jeśli nie chciałem, uczucia wzięły nade mną górę..


Seogoong p.o.v.

Zatkało mnie, najnormalniej w świecie mnie zatkało. Nie wiedziałem co powiedzieć ani jak zareagować po prostu wpatrywałem się tępo w jeden punkt kiedy płakał. Dlaczego.. Skoro znamy się tylko jeden dzień, dlaczego? Przełknąłem ślinę i westchnąłem. Teraz byłem pewien. Uśmiechnąłem się nikle i objąłem go mocniej.
- Cicho. - Wymamrotałem i przejechałem palcami po włosach chłopaka. Czego byłem pewien? Tego, że nigdy nie umrę, tego, że przypadkowo poznana osoba, nigdy mnie nie zapomni.
- Nie płacz już. - Dodałem zaraz i odsunąłem się by wytrzeć dłonią jego czerwone od płaczu policzki.
- Chociaż mówią, że kiedy człowiek płaczę, ma czyste spojrzenie. Bez skazy. - Te ostatnie siedem dni, przez te pieprzone ostatnie dni, przekonam się jak to jest kochać kogoś tak bardzo by nie chcieć umrzeć dla niego.


Kidoh p.o.v.

 - Nie mogę przestać. - wykrzywiłem usta. Chciałem się uśmiechnąć, ale łzy mi na to nie pozwalały. Zagryzłem zęby i spojrzałem mu w oczy.
- Czyste spojrzenie? Niby jak, ja prawie nic nie widzę. - zaśmiałem się cicho. Nie chcę, żeby odchodził. Chcę mieć przyjaciela. Albo i kogoś więcej... Chcę mieć z kim spędzać wolny czas i komu kupować prezenty na święta. Chcę mieć kogoś, do kogo zadzwonię w chłodny wieczór, by spotkać się i spać razem pod jedną kołdrą. Tak wiele rzeczy chcę jeszcze z nim zrobić.. - Nie zostawiaj mnie samego na tym pieprzonym świecie... Nie chcę zostawać znów zupełnie sam..


Seogoong p.o.v.

Nieważne co mówił, jak bardzo mnie to uderzało w serce, jak bolało, ja nie mogłem tego zmienić dlatego też nie odzywałem się. Jedynie uśmiechnąłem nikle i ułożyłem tak by móc na niego patrzeć. W końcu złożyłem krótki pocałunek na jego czole uprzednio odgarniając włosy chłopaka do tyłu, to się nazywa życie na krawędzi, niedawno dostałem w ryj, miałem nadzieję, że tym razem tak nie będzie, co prawda nie były to usta, ale mimo wszystko.
- Chodźmy spać, hm? - Zasugerowałem, wolałem nie rozmawiać więcej na ten temat. Zostawię siedem niewypowiedzianych słów na każdy dzień, mimo, że było ich o wiele więcej, nie będą tak smutne jak te które usłyszał dzisiaj. Przykryłem nas i przymknąłem oczy, chciałem kolejny dzień, po prostu.


Kidoh p.o.v.

 - Dobranoc. - przeczesałem nieśmiało jego włosy i uśmiechnąłem się. - I jeszcze raz przepraszam - wyszeptałem. - Na prawdę nie chciałem cię uderzyć... - zamknąłem oczy, starając się jak najbardziej pogłębić swój oddech. Kiedy już się uspokoiłem na tyle, by móc zasnąć, zrobiłem to w mgnieniu oka. Płacz od zawsze strasznie mnie męczył, ponieważ rzadko to robiłem. Kiedy przeniosłem się w krainę snów, widziałem nas.. Kolejne epizody w naszym życiu. Święta, potem wiosna i pierwsze kwiaty na łąkach, długie i słoneczne lato, wspólne wakacje nad morzem, tak jak sobie wyobrażałem.... Ahh ale to było zbyt piękne... i zbyt nierealne. Obudziłem się wraz z pierwszymi promieniami słońca, jak zazwyczaj zwykłem to robić. On nadal spał, dlatego wstałem bezszelestnie i poszedłem się wysikać, a później nakarmić kota i oznajmić babci, że biorę sobie tydzień wolnego, co przyjęła z uśmiechem. Mimo wszystko lubiła pracować w kwiaciarni


Seogoong p.o.v.

Zasnąłem dopiero nad ranem prawdę mówiąc, całą noc męczył mnie ból, coś w rodzaju rozrywania skóry, albo łamania kości w tym przypadku czaszki. Gryzłem wciąż wargę by tylko nie wydać z siebie żadnego niepożądanego dźwięku i nie obudzić chłopaka. Nie spałem długo bo kiedy tylko uchyliłem powieki poczułem jak ciało odmawia mi posłuszeństwa, usiadłem by choć odrobinę się rozbudzić. Dopiero teraz zacząłem racjonalnie myśleć i przetwarzać każde wydarzenie z dnia wczorajszego, doprawdy byłem aż tak zdesperowany by poprosić nieznajomego o to by spędził ze mną ostatnie dni, jezu.. Pokręciłem głową i zwlokłem się z łóżka ociężale podążając do łazienki by sie ubrać i umyć zęby. W końcu postanowiłem jednak wyjść, a widząc stojącego przed drzwiami chłopaka nieco się zmieszałem, nie wiedziałem jak zareagować bo moja choroba nie była wytłumaczeniem tego wszystkiego co się stało wczoraj. Doprowadziłem do płaczu człowieka prawdopodobnie z czystej litości, jaki w tym sens? Mój głos łamał się w pół kiedy o tym mówiłem, dlatego też nie miałem zamiaru wiecej tego robić o ile w ogóle Sang nie zrezygnuje.
- Cześć. - Powiedziałem w końcu z cichym westchnięciem i skierowałem sie do pokoju by po sobie posprzątać, a mianowicie złożyć pościel. - Nie lubię takiego czegoś więc jednak będę spał w domu, oczywiście powinieneś być przygotowany na mój najazd w ciągu nocy. - Mruknąłem cicho i uśmiechnąłem się nieco.


Kidoh p.o.v.

 - Mam być przygotowany na najazd w nocy, ale nie będziesz zostawał u mnie na noc. Mam trzymać cię przed drzwiami czy jak? - pomogłem mu składać łóżko. Później poszliśmy zrobić wspólnie ryż z warzywami na śniadanie.
- To jakie masz dzisiaj plany? Idziemy do parku rozrywki, czy masz jeszcze jakieś inne propozycje? - nie widziałem przeszkód w towarzyszeniu przyjacielowi podczas zwiedzania dawno nie widzianego Seulu. Sam dawno nie wychodziłem z domu, ciągle tylko praca i praca, w końcu zarabiam na swoje utrzymanie... Miałem milion pomysłów, które chciałbym jeszcze zrealizować, jednak nie jestem do końca pewien, czy zdążę zrobić to właśnie z nim. Ahh i powinienem zapewnić przyjacielowi rozmaite obiady...
- I co chciałbyś zjeść dzisiaj na obiad? Jestem dobrym kucharzem, przynajmniej tak twierdzi babcia i niewątpliwie mój kot.


Seogoong p.o.v.

- Mam dom, najazd czyli bycie przygotowanym na to, że wyciągnę Cię gdzieś. - Wzruszyłem ramionami i kiedy to łóżko było już złożone poszedłem za chłopakiem do kuchni pomagając mu kroić warzywa do śniadania. - Park rozrywki brzmi całkiem nieźle. - Skinąłem głową, a następnie usiadłem na krześle mocno wbijając się w jego oparcie gdy nie było do roboty nic, a jedynie czekanie na ryż i duszone warzywa w sosie. Bardziej to obiad niżeli śniadanie, ale kto by na to zwracał uwagę. - Fast foody, trzy lata nie jadłem tego świństwa, w końcu przyszedł na to czas. - Uśmiechnąłem się i wskazałem na krzesło by usiadł, tak jakoś lepiej się rozmawia z człowiekiem.


Kidoh p.o.v

 Podałem do stołu i usiadłem naprzeciwko. - Więc to tak? Znam dobre miejsce na kebaby i pizze, ale będziemy musieli przejechać się kawałek autobusem. Tego też dawno nie robiłeś, więc nic nie stoi na przeszkodzie, co nie? - zacząłem jeść, uśmiechając się. Muszę przyznać, że śniadanie, które zrobiliśmy razem, smakowało o wiele lepiej niż to, które zazwyczaj robiłem sam. Niesamowite jak bardzo zmienia się smak wraz z wykonawcą...




~ Koniec części pierwszej ~ 

sobota, 18 października 2014

6. The Shadow Of An Angel Wings.

Mój świat w jednej chwili stał się pustką. Był niczym próżnia. Sięgnęła mnie bezdenna rozpacz. Nie miałem sił, żeby krzyczeć. Uczucia tłumiły się we mnie. Cieśniły się, mieszały, wędrowały we wszystkie strony, zaczepiając o siebie nawzajem. Z oczu pociekły łzy; akurat w tym momencie przyszedł Kris... W najgorszym momencie. Podszedł i przytulił mnie, jak gdyby między nami nigdy nic nie zaszło. Jak zawsze, kiedy byłem smutny... Instynktownie się w niego wtuliłem. Bałem się. Byłem przerażony. Jeśli znajdę w nim oparcie, stracę JongIn'a. Odsunąłem się wraz z tą okropną myślą.
- Jest okej... Nie musiałeś przychodzić... - odwróciłem wzrok. Nie chciałem patrzeć mu w oczy za wszelką cenę.
- Nie musiałem przychodzić? - powtórzył. - Czy ty oszalałeś? Ty..! - zauważyłem kątem oka, jak przygryza wargę. - Ty straciłeś rodziców i brata... KyungSoo... - jego głos się łamał. W sumie nic dziwnego... Znam go doskonale od tej strony... - Mimo wszystko, zamierzam być obok ciebie, rozumiesz? Możesz mnie odpychać ile chcesz, ale ja cały czas zostanę, jak pies. Jak zapchlony kundel będę wracał na wycieraczkę twojego domu i posłusznie czekał, aż będziesz mnie potrzebował. Rozumiesz? - objął dłońmi moją twarz i zmusił, bym na niego spojrzał. Cały zapłakany, nieuczesany, widać, że wyrwany ze snu w środku nocy... - KyungSoo... Oni powiedzieli, że to cud, że twoje obrażenia są tak małe... Wiesz, że nie wytrzymałbym z myślą, że nie żyjesz? - rozpłakał się na nowo. A ja tylko milczałem... Nie chciałem ranić nas obu na nowo. - Jesteś dla mnie tak cholernie ważny, idioto... - ponownie mnie przytulił. Westchnąłem cicho i spojrzałem na anioła. Jego obecność dodawała mi trochę otuchy, ale nadal, świadomość, że zostałem na tym świecie sam jak palec... Niewątpliwie była przytłaczająca... Kai podszedł tylko i pogłaskał mnie po poliku. - Wybacz mi, proszę... Starałem się, jak tylko mogłem, nawet poprosiłem o pomoc inne anioły, ale skupiłem się na tobie i... - po twarzy spłynęła mu łza. Kiedy tylko rozprysnęła się po ziemi, za oknem rozpętała się głośna burza. Podskoczyłem wraz z usłyszanym grzmotem, po czym spojrzałem na Krisa, który nadal mnie tulił.
- Puść mnie już... - mruknąłem słabo. - Chcę się położyć.. - odsunąłem go lekko, nie miałem za wiele siły... Położyłem się powoli i szczelnie przykryłem kołdrą. Byłem rozdarty, to oczywiste, że nie zasnę, ale przynajmniej poudaję, żeby sobie poszedł. W dalszym ciągu czuję do niego niechęć, nawet jeszcze większą niż wcześniej. Nie potrzebuję jego żałosnego współczucia. Niczego nie potrzebuję. Wystarczy mi mój anioł. Nikt poza nim się nie liczy...

Przeleżałem kilka dni, a później... później po prostu poszedłem do domu. Otworzyłem drzwi... Pustka.. Bałem się. Bałem się nawet własnego domu. Domu, który stał, jak gdyby nigdy nic. Wszystko było na swoim miejscu. Ubrania, książki, meble... Nie chciałem na nie patrzeć. Chciałem uciec z tego domu. Uciec jak najdalej. Ale nie miałem już nikogo... Żadnej ciotki, ani dziadka.. Sam jak palec...

Nie mogłem tego znieść. Nie chodziłem do szkoły, ale nie przebywałem też w domu. Większość czasu szlajałem się po mieście i różnych zaułkach, a mój anioł zaraz za mną. Mówiłem mu, że nie musi, ale się uparł... Po głowie chodziły mi myśli samobójcze, za które mnie karcił. Anioł nie potrafi ustrzec przed śmiercią samobójczą, ponieważ to grzech. Ale myślę, że KyungSoo by potrafił... On umie wszystko. Nawet kiedy doszło w końcu do dnia, w którym zemdlałem, on...

środa, 24 września 2014

5. The Shadow Of An Angel Wings. (S/Y)

Miałem ochotę odwrócić się i biec dalej. Spojrzałem na Jongina, który pilnie się nam przyglądał. Pewnie był ciekaw, co stanie się dalej. "Pomóż..." pomyślałem. Chciałem wiedzieć, co powinienem zrobić...
- To twoje życie... Sam o nim decyduj. Jako anioł mogę mówić ci, co jest dobre, lecz nie co jest słuszne. Twój przyjaciel, jak widzisz, nie ma anioła stróża... - spojrzałem znów na Krisa. Westchnąłem cicho.
- Puść. - zachwiałem się nieco. Przez niego nie mogłem trzymać równowagi. - Słyszysz? Puść! - nie wytrzymałem. Łzy same mi pociekły, a ja upadłem na ziemię, bo ten idiota nadal trzymał moje nogi. Odwróciłem wzrok i wytarłem szybko łzy. - Nie dam rady spojrzeć ci w oczy. Nie możemy się już przyjaźnić, Kris... - chłopak, kiedy to usłyszał, popadł w histerię. Zaczął płakać jeszcze bardziej, aż się krztusił. Serce tak mocno mnie bolało... Ale ja nie potrafiłem...

Minął kolejny tydzień. Szkolny harmonogram był napięty, pełno sprawdzianów, prac klasowych i ogółem nauki... Nie miałem nawet czasu, żeby o nim myśleć. Ponadto, Kai karcił mnie za myślenie. Gdyby nie on, dawno skończyłbym pod kołami samochodu. Kochany z niego anioł...
Któregoś weekendu, obudziłem się obok niego. Okrywał mnie swoim puszystym skrzydłem i sam sprawiał wrażenie, jakby bardzo głęboko spał. Dotknąłem wówczas jego polika z czystej ciekawości. Był bardzo ciepły, zupełnie jakby miał gorączkę, ale jednocześnie taki aksamitny i jakby uspokajający... Jeździłem po nim palcem w górę i w dół, nie mogąc się nadziwić porcelanowej urodzie anioła. Nacisnąłem lekko jego nos. Skóra bez żadnej skazy, nie za szorstka, nie za gładka... Prawie jak poduszka po długim, męczącym dniu. Uśmiechnąłem się szeroko, kiedy chłopak spojrzał mi w oczy. Ale nie były takie, jak zwykle. Były żywo niebieskie. Wyglądały, jakby płomienie wewnątrz nich chciały wydostać się na zewnątrz. Zląkłem się, ale anioł na to przytulił mnie jeszcze mocniej.
- Już wstałeś? Powinieneś spać jeszcze trochę... - przeczesał moje włosy.
- N-nie chcę już spać... A co z tobą? Nigdy nie widziałem, żebyś odpoczywał..
- Nawet anioły muszą spać. - zaśmiał się. - Ale wystarczy raz na jakiś czas. - kiwnąłem głową i powoli się uniosłem, dotykając niechcący jego skrzydła, na co stęknął cicho. Spojrzałem na niego przerażony, a on tylko się uśmiechnął. Nic z tego nie rozumiałem. - W skrzydłach mamy strefy czułe na dotyk. Dlatego...
- Ahh, rozumiem. - skuliłem się zawstydzony, czułem jak rosną mi rumieńce. - T-to ja pójdę d-do kuchni. To z-znaczy do łazienki! - wstałem szybko i niemal wybiegłem z pokoju. Stanąłem przed lustrem i spojrzałem sobie w oczy. Co mi jest? Dlaczego tak na niego zareagowałem? Co z tego, że pachniał słodko i miał taką śliczną skórę i.... Zaraz. Nie! Kyung, nie mów, że się w nim.. Nie.. To nie możliwe... W końcu jest aniołem, halo! Zacząłem uderzać się po polikach i opłukałem twarz naprawdę zimną wodą. Przebrałem się i zszedłem na dół na śniadanie. Kai usiadł na parapecie i pilnie nam się przyglądał.
- Pojedziemy dzisiaj na wycieczkę. Tata ma wolne. - obwieściła, rozdając każdemu śniadanie. Mój młodszy brat bardzo się ucieszył.
- A gdzie konkretnie? - zapytałem zaciekawiony. Lubiłem nasze rodzinne wycieczki.
- To tajemnica. - odparł ojciec i zaczął jeść ryż. Westchnąłem cicho i spojrzałem na JaongIn'a. Wyglądał jakoś inaczej, jednak nie zwróciłem na to większej uwagi i po prostu jadłem.






Nie pamiętam co działo się dalej. Kiedy tylko otworzyłem oczy, poczułem okropny ból głowy. Zaraz po tym zobaczyłem jasne światła na suficie. To nie były światła w moim domu... Poczułem, jak ktoś głaszcze mnie po ręce. Uśmiechnąłem się. Mama...? Spojrzałem na dłoń. Później na ramię, prowadzące do spokojnej twarzy Kai'a.
- Obudziłeś się? - zapytał troskliwie.
- Co się stało? - byłem zdezorientowany. - I gdzie jesteśmy? - podniosłem się lekko.
- M-miałeś... Wypadek... - pochylił się, a grzywka zasłoniła jego twarz. Poczułem na swojej dłoni ciepłe łzy anioła. Czułem, że stało się coś złego...
- Gdzie są moi rodzice? Co się z nimi stało? - rozglądałem się. Chciałem wstać, ale moja noga.. Była cała w gipsie... - Kai powiedz mi! - krzyknąłem na niego. - Powiedz, gdzie są?! Co się z nimi stało?! - milczał jeszcze chwilę, aż w końcu udało mu się zebrać w sobie.
- Nie żyją... - wyszeptał, jakby miał nadzieję, że nie usłyszę. I w sumie wolałbym nie usłyszeć... - Przepraszam... Zdołałem ocalić tylko ciebie...