piątek, 22 września 2017

2. YaDong

Odstawiłem kolejną pustą butelkę do gromadzonej kolekcji, którą ustawialiśmy pod jedną ze ścian w idealnym rzędzie. Jeden, dwa, trzy... Po trzydziestej chyba przestałem już liczyć. I kolejna, ahh... Dlaczego soju musi być takie słabe i kiedy człowiek chce porządnie o wszystkim zapomnieć, musi pić po trzydzieści butelek naraz...
- I wtey on poedział, że... że nie miał piniędzy... - mruknąłem, kiwając się nieświadomie na boki.
- Jesś już zbyt pijaaany. - wybełkotał Myungsoo i uśmiechnął się szeroko. - Aaah! Dlaczygo nas to spotykha... - dobry humor dziwnie go nie opuszczał. - Ironia... Wiesz sso to, ty draniu?
- Draniu? - pokiwałem na niego palcem. - Jessem twojm hyunghiem.. Ale masz racje. To sii nie liczszy naet dla teo khretyna.. - westchnąłem cicho. Z jakże poważnej rozmowy wyrwał nas głośny trzask, na którego odgłos oboje wręcz podskoczyliśmy. Wściekły lider spojrzał na naszą dwójkę, a następnie na Sungjonga, który spał już w kącie salonu. Nigdy chłopak nie miał mocnej głowy, toteż odleciał już na samym początku.
- Gdzie jest reszta? - podszedł bliżej, lecz zatrzymał się już po chwili, czując mocną woń soju.
- Asskhad ja mam to wiedzieć? Czy ja ci wyglądam... na jako wróżke czszy co? Moghe ci co najwyżhej zaśpiwać coś, o. Tiri, tiri, tiri, tiri. - zacząłem imitować jedną z piosenek girlsbandu. Myungsoo roześmiał się serdecznie, trzęsąc całym ciałem na tyle mocno, że stracił równowagę i obalił się na podłogę.
- Źle z wami. - pokręcił tylko głową i wyciągnął telefon, wydzwaniając do kogoś. Nie minęła minuta, kiedy do dormu wszedł Sungyeol, trzymając pod pachą pijanego Woohyuna.
- Tutaj też świętujecie? Ale czekaj... Ktoś ma urodziny? Przecież jeszcze trochę czasu zostało do kolejnej imprezy... - skwitował Yeol, zdejmując buty. Pozbył się też obuwia przyjaciela, po czym przesunął się z nim do stolika rozłożonego na podłodze i usiadł razem z Woohyunem. - To co? - sięgnął po kolejną butelkę, nie przejmując się niezadowolonym liderem, który postanowił najpierw zamknąć drzwi, zabezpieczając tym samym cały zespół przed okropnym gniewem menadżerów. - Hyung! Podaj mi swój kieliszek! - zawołał, nalewając trunek każdemu po kolei. Podałem mu naczynie, po czym wspólnie wypiliśmy zawartości naszych kieliszków. Poczułem się gorzej. Rozejrzałem się dookoła, ale kiedy dotarło do mnie, że pod ręką nie ma żadnej miski, zerwałem się na równe nogi i pognałem do łazienki. Słyszałem, jak lider kroczy za mną. Klęknął zaraz obok mnie i odgarniał grzywkę z mojego czoła, na zmianę gładząc moje plecy. Zacząłem płakać, z jednej strony czując ból, z drugiej strony myśląc znów o spotkaniu z Howonem.
- Aish dzieciaku... Co się z tobą dzieje, przecież silny z ciebie chłopak. - westchnął i podał mi papier, żebym mógł się wytrzeć. - Umyj zęby i leć do łóżka, a ja przygotuję ci herbatę. - pomógł mi jeszcze wstać, po czym zniknął z pomieszczenia. Przysiadłem na brzegu wanny i spojrzałem w lustro. Podkrążone oczy, pożółkła cera, wysuszone usta i tłuste włosy. Więc to tak wygląda nieszczęście... Leniwym ruchem sięgnąłem po szczoteczkę do zębów i umyłem kły jakby od niechcenia. Następnie udałem się do pokoju, szurając nogami po podłodze. Impreza nadal trwała w najlepsze, choć Woohyun powoli już odpadał. Wyglądało to dosyć niebezpiecznie; połączenie Myungsoo i Sungyeola przy alkoholu to niebezpieczna mieszanka, jednak nikt nie był w stanie ich powstrzymać, a lider wolał najpierw zająć się mną. Opadłem bezsilnie na podłogę i zerknąłem na telefon, który podświetlony spoczywał na moim łóżku. Wyciągnąłem dłoń i zerknąłem. Wiadomość od....

 Beeep.... Beeep...
- Yobuseyo? 
- Huh... .... ....
- Hyung...? 
- ... 
- Wszystko w porządku? 
- Jak może być w porządku...
- ...huh? 
- ... kiedy nie ma cię tutaj... nic nie jest w porządku... nic nie będzie w porządku, ja... Howon... 
- Spokojnie... 
- ...
- ...
- ...
- Chyba jestem ci winien przeprosiny za to, że wtedy tak odszedłem... 
- ... jesteś mi winien przeprosiny za to że odszedłeś. Ale nie wczoraj... 
- Hyung nie zaczynaj znowu...
- Jak mam nie zaczynać? Kurwa, Lee Howon, kocham cię, czy to do ciebie nie dociera? Jednego dnia wyznajesz mi miłość, a drugiego uciekasz bez słowa, bez żadnego wyjaśnienia, bez informacji. Wszyscy odchodziliśmy od zmysłów, my, ja! Kocham cię. - zadrżałem. Przez ładnych parę minut słyszałem w słuchawce tylko oddech chłopaka, który po chwili zamienił się w ciche szlochanie i sporadyczne pociąganie nosem. - Howon? 
- Jestem... - szepnął. - Hyung przyjadę do ciebie zaraz. Chcę tylko żeby nikt o tym nie wiedział. Upewnij się, że wszyscy będą spać. Będę za godzinę. 

Beeep.... Beeep....

Położenie wszystkich do łóżek nie stanowiło wielkiego problemu. Gyu mógł wiedzieć, w końcu wie wszystko. Pomógł mi wszystko posprzątać dla niepoznaki i sam również udał się na spoczynek, by pozwolić naszej dwójce na swobodną rozmowę. Punktualnie godzinę później w drzwiach zawitał Hoya. Oniemiałem na jego widok. Stanąłem jak wryty, trzymając otwarte drzwi i spoglądając na niego. Alkohol nadal wirował mi w głowie, przez co mogłem nieznacznie się kiwać. 
- Już wiem skąd ten pomysł, żeby dzwonić do mnie w środku nocy. - westchnął i wszedł do środka, zdejmując buty. Wsunął nogi w jego kapcie, które pozostały na swoim miejscu. Spojrzałem na nie i zamyśliłem się, sam już nawet nie wiem nad czym. Swoją drogą musiało to zabawnie wyglądać; ja wgapiony w kapcie Howona i on, patrzący na mnie jak na debila. Wyrwał mnie z letargu, ciągnąc moją dłoń w kierunku naszego pokoju. Zapaliłem kilka świeczek, żeby nie włączać światła. Usiadłem na podłodze, opierając się o łóżko i spojrzałem na niego. Za każdym razem kiedy go widziałem, ogarniała mnie rozpacz. Nie docierało do mnie, że to już koniec, jednocześnie męczyła mnie myśl, że z tym da się coś jeszcze zrobić, że nie wszystko jest stracone. Fani już dawno porzucili o nim nadzieje, ale ja nigdy tego nie zrobię, choćby całe infinite zaczęło się rozpadać. Usiadł obok mnie, patrząc cały czas nawprost. Dostrzegłem zdjęcie, które prawdopodobnie mogło być jego punktem obserwacji. 
- Dałem ci to na urodziny. - westchnąłem. 
- Wiem. Wszędzie tego szukałem, już się wystraszyłem, że zgubiło się gdzieś podczas przenoszenia. 
- Wyglądałeś wtedy tak niewinnie i uroczo... Howon, już dawno nie widziałem u ciebie tego uśmiechu. Czy kiedykolwiek będzie mi w ogóle dane ujrzeć go jeszcze raz? 
- Nie stawiaj mnie w złym świetle, proszę cię. - rozpiął bluzę i zaczął powoli ściągać ją z umięśnionych ramion. Obserwowałem go dokładnie. W bladym blasku płomieni wyglądał jeszcze lepiej... Przytuliłem się do niego, nie zdając sobie do końca sprawy z tego co robię. - Jesteś pijany. 
- To prawda. 
- Na trzeźwo byś tego nie zrobił. 
- To prawda. 
- ...
- Boję się. Wydajesz się być teraz jak taki spłoszony kotek. Każdy krok w twoim kierunku jest ryzykowny. Każdy gest może sprawić, że nie zobaczę cię już nigdy. A to doszczętnie złamałoby mi serce. Wiesz? - wtuliłem się mocniej, opierając głowę na jego ramieniu. Zaciągnąłem się spokojnie zapachem jego perfum. Zadrżałem lekko i zacząłem całować go po szyi. 
- Hyung..
- Shhhh... - złapałem go za rękę i splotłem nasze dłonie. Uniosłem się na chwilę do jego ucha. - Ale wiesz? Jestem dziś pijany. Mogę być odważny, później zgonię wszystko na alkohol. - młodszy prychnął tylko na moje słowa i spojrzał mi w oczy. Poczułem jak świat zawirował. No, przynajmniej ten mój świat. 
- Skoro tak mówisz, to ja też zgonię dzisiaj wszystko na alkohol. - znienacka wpił się moje wargi, przytrzymując delikatnie tył mojej głowy i przyciągając do siebie jeszcze bliżej. Mruknąłem cicho, łapiąc go za policzki i zaczynając dopiero prawdziwą zabawę. Wysunąłem delikatnie język, by musnąć nim kilka razy jego wargi, aż doczekałem się na jego odpowiedź, kiedy to mogłem dotykać jego język swoim. Przygryzłem jego wargę, ciągnąc ją lekko w moją stroną. Uśmiechnąłem się szeroko; uwielbiam gryźć. Powróciłem znów do jego szyi, którą szczypałem i całowałem naprzemian, nie przejmując się pozostawionymi śladami. Kątem oka dojrzałem, że Howonowi podobają się moje poczynania, toteż usiadłem na łóżku, ciągnąc go za sobą. Ułożyłem go wygodnie, a następnie usiadłem na jego biodrach. Podwinąłem koszulkę Hoyi i zacząłem całować jego tors, gładząc w międzyczasie dłonią jego udo. Moje usta zawędrowały do sutka chłopaka, którego również zacząłem podgryzać, a kiedy poczułem się pewniej, pozwoliłem sobie na trochę mocniejsze podgryzanie, w efekcie czego Hoya walnął mnie w ramię i syknął. Zaśmiałem się cicho i spojrzałem na niego zamglonym wzrokiem. 
- I tak wiem, że to lubisz. - szepnąłem. On postanowił pozbyć się mojej koszulki i spodni; wisiałem nad nim teraz w samych bokserkach w dinozaury. - Nie możesz pozostać mi dłużny. - mruknąłem z niesmakiem i zrzuciłem z niego niedbale wszystkie ubrania. Mój słodki chłopak leżał teraz na moich oczach tak jak go sam Pan Bóg stworzył. Zniżyłem się nad jego brzuchem i obcałowałem każdy jego mięsień z osobna. Nie potrafiłem się powstrzymać, przez to, że nie widziałem się z nim tak długo, miałem ochotę wszędzie go gryźć i szczerze mówiąc, nie byłem w stanie tego opanować. Ślady moich zębów zostawały wszędzie; na jego szyi, ramionach, piersiach, rękach, brzuchu, biodrach, udach... Jest tylko jedno miejsce, którego nigdy nie gryzę, jednak przejechanie po nim zębami również sprawia przyjemność Howonowi. Oboje byliśmy w końcu rozpaleni do granic możliwości. Zrzuciłem z siebie zbędną bieliznę, zniżyłem się na kolanach, przymierzyłem i powoli wszedłem w niego, łapiąc go za biodra. Do moich uszu dobiegło ciche stęknięcie. Kaprys wymalowany na jego twarzy bardzo mnie rozczulił. Zaśmiałem się cicho i pocałowałem go, po czym poruszałem rytmicznie biodrami. Uwielbiam taki seks. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz