Osoba, która była moją inspiracją, pewnie będzie o tym wiedziała ;)
Siedzieliśmy w domu. Jego mama postanowiła się położyć. Wyglądała naprawdę marnie. Mimo że był praktycznie środek dnia, czułem się niesamowicie zmęczony. Sehun krzątał się po kuchni i starał się doprowadzić ją do względnego porządku. Miałem ochotę na trochę pieszczot. Zaszedłem go od tyłu i mocno się przytuliłem. Usłyszałem cichy pomruk. Uśmiechnąłem się szeroko i oparłem głowę na jego ramieniu.
- Hmm? Jesteś śpiący? - spytał.
- Niee.. Po prostu nie mogę się doczekać, aż będziemy razem jeść nasz bimbap. - pogładziłem go po brzuchu i niewinnie wsunąłem rękę pod koszulkę młodszego.
- Lulu.. - wyszeptał. - Pamiętaj, że nie jesteśmy sami...
- Wiem... - spuściłem głowę i odsunąłem się od niego. Stanąłem obok i zacząłem przygotowywać potrawę.
- Nie smuć się tak, bo nie mogę na ciebie patrzeć. - zaśmiał się cicho. - To przecież nie koniec świata, Luhan. - jak usta mogą układać się tak ładnie podczas wypowiadania tak banalnego imienia? Oszalałem. Trochę zakręciło mi się w głowie. Oparłem się o szafkę i starałem się nie pozwolić mojemu sercu za bardzo przyspieszyć. Tym sposobem moje krojenie ogórka skończyło się obfitym rozlewem krwi, mimo że tylko naciąłem skórkę palca. Cała podłoga była poplamiona, a to dlatego... że zacząłem troszkę panikować... Taaak.. Tylko troszkę. Całe szczęście Sehun w porę zaciągnął mnie do łazienki.
- Piecze. - jęknąłem.
- Trzeba było patrzeć jak kroisz, a nie!
- To nie moja wina!
- A czyja? Może moja? - uśmiechnął się podstępnie. Wredny drań. Doskonale wiedział czyja to wina..
- Dobra już dobra.. Za karę ty będziesz gotował a ja posprzątam twoje ubrania bo ty pewnie tego nie zrobisz. - wytknąłem mu język.
- Ej ej! Tam są moje bokserki! - zaśmiałem się i poklepałem go po ramieniu, po czym podszedłem do sterty ubrań, którą z łatwością mógłbym porównać do Mount Everest. Wziąłem głęboki wdech. Koszulka. Spodnie. Koszulka. Bokserki. Bluza... Wszystko. Było tam dosłownie wszystko. Posegregowałem ubrania według kolorów i zrobiłem pranie. W tym czasie mama Sehuna zdążyła wstać. Może to przez hałas, jaki dobiegał z kuchni... Postanowiła rozwiesić na zewnątrz rzeczy, które wyprałem ręcznie. Podziękowałem jej i udałem się do mojego chłopaka, by mu pomóc.
- Powinniśmy zrobić trochę więcej? Twoja mama też pewnie z chęcią zje. - zwróciłem się do niego.
- Zapytam się. - pogłaskał mnie po głowie i przekazał mi niewielki nożyk.
Nie minęło kilka chwil. Usłyszałem przeraźliwe krzyki dochodzące zza drzwi.
- Mamo?!! Mamo!!! Proszę!!! Słyszysz mnie?!! MAMO!!!! - serce skoczyło mi do gardła, a łzy momentalnie cisnęły się do oczu. Wiedziałem, co się dzieje. W ułamku sekundy znalazłem się obok leżącej kobiety, ściskając telefon w dłoni. Spojrzałem na chłopaka. Moje ręce drżały. Ledwo udało mi się wybrać numer. Czułem jakby moje mięśnie były sparaliżowane. Kucałem na nogach jak z waty i przez łzy starałem się wyjęczeć adres. Nie spieszyli się zbytnio z przyjazdem. Niestety matka Sehuna... Tego dnia odeszła... Nie jechaliśmy nawet do szpitala. Zabrałem go do siebie. Zaciągnąłem pod prysznic. Był bez życia... Starałem się tulić go w każdym możliwym momencie. Płakałem razem z nim. Chciałem dać sto procent wsparcia. Nawet go wytarłem i ubrałem. Zabrałem do swojego łóżka i wtuliłem się w jego ciepły tors.
- Sehunnie.. Jestem tu.
- Wiem... Wiem, że jesteś. - jego głos nadal drżał.
- Chcesz się czegoś napić? Mam w barku wino...
- Nie... Po prostu zostań obok mnie, dobrze? Śpij...
- Jak nie będziesz mógł spać, to mnie obudź. - mimo że o to poprosiłem, to i tak wiedziałem, że tego nie zrobi. Ten chłopak... tak mi go szkoda... - Kocham cię. - wyszeptałem i zamknąłem oczy. Poczułem mokre łzy kapiące na czubek mojego nosa. Pogłaskałem go po poliku. Starałem się zetrzeć mokrą ciecz. Wiedziałem, że nie powie nic więcej. Ja też bym nie powiedział.
Moj mistrz <3
OdpowiedzUsuńBoskie!!!
OdpowiedzUsuńCzekam na kontynuację :)