niedziela, 22 września 2013

2. Blada Opowieść. (S/Y)

- Przyniosłem kilka bułek i kawałek ciasta. Byłem dziś rano w piekarni. - usiadłem obok łóżka. - Chcesz?
- Um... Dziękuję. - niechętnie się podniósł i usiadł, opierając się o ścianę. - Specjalnie dla mnie poszedłeś do piekarni?
- Nie do końca. - uśmiechnąłem się. - Sam upiekłem ciasto.
- Wyniki... Są już? - zmienił nagle temat. - Dobrze by było, gdybym mógł wyjść ze szpitala... Mam sporo rzeczy do zrobienia. - westchnął.
- Jakie ty masz rzeczy do zrobienia? Są wakacje! Powinieneś się tym cieszyć! - uśmiechnąłem się. - Jak zrobią podstawowe badania i leczenie, wszystkiego się dowiemy. - nie chciałem go martwić tym, że jego objawy wskazują na duże prawdopodobieństwo nowotworu... - Idę na chwilę do ordynatora. - mruknąłem, patrząc jak ze smakiem konsumuje ciepłe, maślane bułki. - Zobaczę, czy już przyszły wyniki. Z tego co widziałem, po południu masz badania. To pewnie już ostatnie. - skinąłem głową i wyszedłem. Nie sądziłem, że rozmowy z nim będą tak dobrze mi szły. Sprawiał pozór bardzo niechętnej i zamkniętej osoby..
Udałem się do gabinetu ojca z zapytaniem o BaekHyuna. Ze smętną miną wyciągnął z szuflady teczkę. Nic nie mówił. Spojrzał na mnie i wyciągnął rękę w moją stronę.
- Dostałem dzisiaj dodatkowe informacje na temat tego chłopaka. Dostarczono mi również wyniki badań z laboratorium. Wszystko tu masz... ChanYeol? Proszę, bądź dla niego dobrym przyjacielem. Nawet jeśli będzie dogryzał, będzie niemiły i uparty. Nie zwracaj na to uwagi, tylko okaż mu współczucie. - ze łzami w oczach słuchałem jego wypowiedzi.
- Czy on... Tak samo jak pani Byun...?
- Tak... - przykra prawda... W takich momentach czułem na własnej skórze jak bardzo życie jest niesprawiedliwe. - Pani Byun była jego babcią. Widocznie to powikłanie genetyczne. Ten chłopak... Dali mu rok. Może nawet mniej.
- Zrozumiałem. - wziąłem teczkę i wyszedłem. Nie chciałem wracać do sali podopiecznego. Usiadłem w kawiarni i wczytałem się w tekst białych kart. Z każdym kolejnym słowem robiło mi się żal BaekHyun'a. Powinienem mu to powiedzieć..?

Zaraz po badaniach kazałem mu się ubrać i zabrałem go na pizzę. Z łatwością mogłem załatwić mu przepustkę, kiedy tylko chciałem. Nie miałem pojęcia jak mu to przekazać. Pozwoliłem mu wybrać, co chce zjeść. Przez cały czas się uśmiechałem. Nerwy...
- Coś ci się stało, że się tak cieszysz? - zapytał po długich obserwacjach mojego zachowania.
- Nieee... Dlaczego? - nerwowo podrapałem się po głowie. - Wszystko w porządku! To jaką pizzę chcesz?
- Nie zmieniaj tematu. - zagrzmiał. - Co się stało? Dowiedziałeś się o moim stanie?
- Nie ma jeszcze wyników. - mruknąłem. Czułem się okropnie, kłamiąc mu w twarz.
- Rozumiem..
- W przyszłym tygodniu prawdopodobnie wypuszczą cię na kilka dni. Co chcesz robić w tym czasie? - pytałem, ponieważ w aktach podkreślili, że nie ma gdzie się podziać...
- Jak to co? Pójdę do domu. - spuścił wzrok.
- Muszę ci coś powiedzieć.. - chciałem tego uniknąć, ale obecna sytuacja nie mogła mi na to pozwolić. Nie dopuszczę, żeby BaekHyun szlajał się po ulicach. Jeśli zachoruje, jego stan może się pogorszyć... - Wiem o tobie dość sporo. Zebrano informacje na twój temat i... I wiem, że nie masz... Gdzie... - nie widziałem jego reakcji. Możliwe że po prostu nie chciałem jej widzieć. Nic nie powiedział. Po prostu wstał i oddalił się w kierunku wyjścia. Pobiegłem za nim. Nie trwało to długo. Chyba nie widział, że go gonię. Zatrzymał się za rogiem i płakał, stojąc twarzą do muru. - BaekHyun...? - powoli do niego podszedłem.
- Zostaw mnie! Zostaw... - jego nieskazitelnie białe policzki przybrały delikatnie różowy kolor. - Nie... Jak to w ogóle możliwe?! Może chciałem zachować to dla siebie? Skąd możesz wiedzieć?! Czy ty liczysz się z moimi uczuciami?!
- Sam byś mi nie powiedział. - złapałem go za nadgarstek. - Spokojnie. Pójdziemy do mnie na te kilka dni. Ciągłe siedzenie w szpitalu też nie jest dobre. A że na chwile dadzą ci spokój, będziemy mogli razem odpocząć, hm? Może pojedziemy nad jezioro? Co ty na to?
- Dlaczego to robisz? Ze współczucia? Bo ci mnie żal? Nie chcę być tak traktowany! - uderzył pięścią o mój tors. Zdziwiłem się. - Nie chcę jechać na taryfie ulgowej tylko dlatego, że dotknęła mnie ta choroba..
- Nikt nie zamierza cię tak traktować. - uśmiechnąłem się lekko. - Wracajmy do szpitala, dobrze? Musisz odpoczywać. Kolejne badania mogą być męczące. - badania... Powinienem powiedzieć, że leczenie. Pewnie w końcu sam się domyśli... Lepiej żebym ja mu to powiedział, czy żeby sam do tego doszedł?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz