- Ja... - nie byłem w stanie nic z siebie wydusić. - Wiesz... To.. Miłe.. I na pewno będę się starał, aby dać ci wsparcie, ale... Pozwól mi to przemyśleć, dobrze? - uśmiechnąłem się lekko. Tego się nie spodziewałam. Zwłaszcza po nim.
- Nie każ mi zbyt długo czekać. - mruknął i na tym się skończyło. Nasza relacja znów polegała na milczeniu. Przychodziłem, zajmowałem się nim i obserwowałem, jak powoli zaczyna się zmieniać. Jak z dnia na dzień jego cera coraz bardziej przypomina cerę porcelanowej lalki... Nieunikniony los. Znów jestem na niego skazany?
Chodziłem z głową w chmurach. Wiedziałem, że to źle. Tylko niepotrzebnie marnowałem czas. Jednego, gorącego wieczoru wracałem sam do domu. Szedłem jedną z bocznych ulic. Na niebie mieniło się milion gwiazd pomiędzy wesołym, okrągłym księżycem. Kilka słabo świecących latarni rzucało słabą łunę na nierówny, wyniszczony bruk i kawałek przyćmionej trawy. Pozamykane, mroczne sklepy ponuro uśmiechały się, obserwując moje kroki. Pewna wystawa przyciągnęła moją uwagę. Zatrzymałem się na chwilę, by przyjrzeć się białej lalce o czerwonych ustach i dużych, czarnych oczach. Brązowe loki opadały na bufiaste rękawy ciemnej sukienki. Czy to piękno, którym mianuje się lalki... Czy BaekHyun też taki będzie? Czy może być jeszcze bardziej uroczy niż jest teraz..? Przypadkowy przechodzeń sprawnie mnie wyminął, powodując chłodny powiew wiatru. Poczułem intensywny zapach perfum. Przeszyły mnie dreszcze. Poszedłem dalej, zostawiając lalkę za sobą. Spojrzałem w niebo. Idealny granat mieszał się ze złotymi guzikami, przypominając marynarski mundur. Uśmiechnąłem się pod nosem. Powinienem się zgodzić? Czy... Uszczęśliwię go wtedy?
- Dzień dobry! - minąłem próg dobrze znanych mi drzwi. Zamknąłem je za sobą, naciskając skrzypiącą klamkę. Położyłem na stole świeże, pachnące pieczywo i spojrzałem na leżącego BaekHyun'a. Uśmiechnąłem się do niego i usiadłem na brzegu łóżka. - Jak się czujesz? - sprawdziłem kroplówkę. - Masz dzisiaj jakieś badania? - sprawdziłem jego kartę.
- Namyślałeś się już? - mruknął smutno. Mój uśmiech nieco się zmniejszył. Pochyliłem głowę. - W porządku. Nie musisz się do niczego zmuszać.
- Zrobię to. - zamknąłem oczy i złapałem go za rękę. Nie widziałem jego reakcji. Wiem, że jego dłonie drżały. - Myślę, że jestem w stanie cię pokochać. I nie robię tego z litości, ani że mnie prosiłeś. Robię to, bo chcę. Rozumiesz? - usłyszałem tylko ciche jęknięcie. Spojrzałem na niego. Zapłakany wpatrywał się we mnie jak w obrazek. - Wszystko w porządku? Słabo wyglądasz...
- Ja... Ja naprawdę cię kocham... Proszę... Przytul mnie, ChanYeol. Pro. - nie dałem mu dokończyć. Natychmiast wtuliłem się w jego ramiona. Oddychałem miarowo, głaszcząc jego mokry polik.
- Spokojnie. Jestem i będę. Nie musisz prosić o takie rzeczy. Ja też. Ja też cię kocham, dlatego chcę, żebyś... - "żył". Dokończyłem w myślach. Nie powinienem go tym dołować. I tak czułem po ruchu jego klatki piersiowej, że zaczyna płakać jeszcze bardziej. Nie chciałem, żeby przeze mnie wylewał łzy. - BaekHyunnie.. - odchyliłem się lekko i przeczesałem jego włosy. Wytarłem łzy i cmoknąłem w polik. Jego reakcja była dość zabawna. Uśmiechnąłem się szeroko. - Chcesz śniadanie? Przyniosłem świeże bułki! A może bagietkę? Jest też rogal, muffin, drożdżówka.. Wybieraj. - zaniemówił. W sumie... nie dziwię mu się. Musiał być naprawdę szczęśliwy. Zamierzam dać mu dużo szczęścia i siły, by był w stanie walczyć z chorobą.
piątek, 22 listopada 2013
sobota, 16 listopada 2013
2. The Shadow Of An Angel Wings. (S/Y)
Nie miałem pojęcia co robić. Nie dało się nie patrzeć na chłopaka, który świecił... Kris stwierdził, że coś jest ze mną mocno nie tak i zaciągnął mnie do środka. Oczywiście wciąż musiałem siedzieć w jego bluzie.
- Nic mi nie jest. - mruknąłem któryś raz z kolei. - Niepotrzebnie się martwisz. Poza tym, to ty tutaj pijesz alkohol, a nie ja. - skuliłem się i naburmuszyłem. A może to opary?
- Pewnie jesteś śpiący. Jak chcesz, to na górze są sypialnie. Możemy pójść spać.
- Oszalałeś? Nie będę tu spać. Zaraz idę do domu. - westchnąłem. Kilka chłopaków na nas zerkało. Wystarczyło spojrzeć raz na Krisa, by się zorientować na kogo dzisiaj poluje. Napuszyłem się jeszcze bardziej i wbiłem wzrok w ścianę naprzeciwko mnie. Nie mogłem tego znieść. WuFan wstał i podszedł do chłopaczka niższego ode mnie o kilka centymetrów. Prychnąłem głośno, wstałem i wyszedłem, rzucając uprzednio bluzę przyjaciela na jej właściciela. Zacząłem biec, wycierając łzy. Nie wiedziałem czy ktoś jest za mną, czy nie. Jasny promień spadający z góry rozświetlał mi drogę, dzięki czemu mogłem biec jeszcze szybciej. Niestety, jedyną osobą, która biegała szybciej ode mnie, był Kris. Poczułem mocne szarpnięcie za rękę. Bolało. Stęknąłem cicho i skuliłem głowę. Nie chciałem na niego patrzeć.
- Co się stało? - usłyszałem zatroskany głos przyjaciela. - KyungSoo..? - przytulił mnie. - Jesteś zły, bo cię zostawiłem?
- Nie. - mruknąłem. Nie miałem na to ochoty. Nie chciałem go teraz widzieć.
- Jesteś. Jesteś zazdrosny. - objął dłońmi moje policzki i spojrzał mi w oczy. - Znam cię za dobrze. Jesteś zazdrosny, prawda?
- W takim razie źle mnie znasz.
- Jesteś zazdrosny o przyjaciela czy o faceta? - moja twarz skamieniała. Co powinienem mu odpowiedzieć? Przecież widzi ten rumieniec... Na pewno go widzi! - KyungSoo... Czy ty... Ty mnie..? Lubisz..? To niemożliwe... Przez cały ten czas mnie lubiłeś? Kiedy pomagałeś mi podejść do chłopaków, bo miałem wątpliwości... Kiedy mi radziłeś i nawet kiedy.. Kiedy mnie nakryłeś? - nie chowałem łez. Wydało się. - Ja.. Przepraszam. Jestem idiotą. Jestem skończonym idiotą, który zranił swojego najlepszego przyjaciela. Czy.. Czy mi wybaczysz? - wycierał moje łzy. Wybaczę? Oczywiście. Przecież go kocham... Pokiwałem głową i schowałem się w jego ramionach. Poczułem ciepło bijące od niego. Dałem się za łatwo?
Staliśmy tak przez jakiś czas. Czułem to. Anioł mnie obserwował. Czyli to prawda? On na prawdę tam jest? Byłem przerażony. Drżałem w objęciach Krisa, myśląc o tym wszystkim. Zdecydowanie za wiele wrażeń jak na jeden dzień. Przyjaciel... A może chłopak odprowadził mnie pod same drzwi mojego domu. Pobiegłem do swojego pokoju, nie zdejmując nawet butów. Rzuciłem się na łóżko i płakałem.
- Nazywam się Kim Jongin. Jeśli masz jakieś pytania, pytaj. - usłyszałem miękki, przyjemny dla uszu głos.
- Jeszcze ty do tego wszystkiego... - załkałem. - Dlaczego ja..? Dlaczego akurat ze wszystkich ludzi na świecie ja?
- Jesteś czysty. Nigdy nie byłeś na nikogo zły. Zawsze byłeś raniony przez swoją miłość. Dlatego tu jestem. Tylko ty widzisz anioły. - rozpostarł swoje białe skrzydła.
- Po co mi to?
- Jestem tu, by cię pilnować, strzec i wspierać. Chyba taka jest pierwotna funkcja aniołów, o ile się nie mylę... Masz jakieś pytania? - nie odpowiedziałem nic, tylko wstałem i podszedłem do niego. Delikatnie przejechałem dłonią po puszystych piórach.
- Przyjemne. - uśmiechnąłem się. Spojrzałem na chłopaka o śnieżnobiałej cerze. - Możesz mnie objąć? - bez zbędnych pytań wziął mnie w swoje ramiona i otoczył skrzydłami. Ciepło... Od razu zrobiłem się senny. Czułem bezpieczeństwo i dziwną, emanującą od niego miłość. Od razu czuć, że nie jest człowiekiem. Jego dotyk był szczery. Nie miał złych intencji. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Rano obudziłem się w swoim łóżku. Na stole stało śniadanie. Przetarłem oczy i usiadłem. Rozejrzałem się dookoła. Kai siedział w fotelu i czytał mój pamiętnik.
- Yah! Kto ci pozwolił dotykać moich rzeczy?! - zmarszczyłem brwi.
- I tak nikomu tego nie powiem, to o co ci chodzi? - wzruszył ramionami. W sumie miał rację... Wziąłem tosta do ręki i ugryzłem.
- Ty to zrobiłeś? - zapytałem.
- Oczywiście. Muszę o ciebie dbać pod każdym względem. Ale nie zapominaj o tym, że nie jestem służącym. To w ramach przyjaźni i tak dalej.. - posłał mi wymowne spojrzenie.
- Rozumiem. Nie mam zamiaru wysługiwać się tobą. - pokręciłem głową. Spojrzałem za okno. Padało. Zazwyczaj o tej porze przychodził do mnie Kris.. W końcu był weekend...
- Czekasz na niego? Raczej nie przyjdzie po tym co wczoraj zaszło. Wstydzi się za siebie. W końcu tak bardzo cię zranił... Każdy normalny człowiek by tak postąpił. Chyba że czegoś o nim nie wiem.
- A czy każdy normalny anioł się czasem zamyka? - warknąłem i wyszedłem z pokoju. Kiedy byłem tuż za progiem, Kai zjawił się przede mną i zagrodził mi drogę. Przerażony upadłem na ziemię. - Nie rób tak! - zacząłem masować przedramię, w które się uderzyłem.
- Uważaj na słowa.
- Ty też. Nie znasz go. Przyjdzie. A jak nie przyjdzie, to zadzwoni albo napisze.
- Ludzie tacy nie są. Cierpisz głównie z tego powodu. Jesteś głupi i naiwny. Porzuć nadzieję. Niech on walczy o ciebie, a nie tylko ty się starasz przez ten cały czas. To bezcelowe. W końcu i tak opadniesz z sił i runiesz na ziemię. A on cię nie podniesie. Ucieknie. - prychnął i oddalił się w nieznanym mi kierunku. Znów zacząłem płakać. To wszystko mnie przerasta...
- Nic mi nie jest. - mruknąłem któryś raz z kolei. - Niepotrzebnie się martwisz. Poza tym, to ty tutaj pijesz alkohol, a nie ja. - skuliłem się i naburmuszyłem. A może to opary?
- Pewnie jesteś śpiący. Jak chcesz, to na górze są sypialnie. Możemy pójść spać.
- Oszalałeś? Nie będę tu spać. Zaraz idę do domu. - westchnąłem. Kilka chłopaków na nas zerkało. Wystarczyło spojrzeć raz na Krisa, by się zorientować na kogo dzisiaj poluje. Napuszyłem się jeszcze bardziej i wbiłem wzrok w ścianę naprzeciwko mnie. Nie mogłem tego znieść. WuFan wstał i podszedł do chłopaczka niższego ode mnie o kilka centymetrów. Prychnąłem głośno, wstałem i wyszedłem, rzucając uprzednio bluzę przyjaciela na jej właściciela. Zacząłem biec, wycierając łzy. Nie wiedziałem czy ktoś jest za mną, czy nie. Jasny promień spadający z góry rozświetlał mi drogę, dzięki czemu mogłem biec jeszcze szybciej. Niestety, jedyną osobą, która biegała szybciej ode mnie, był Kris. Poczułem mocne szarpnięcie za rękę. Bolało. Stęknąłem cicho i skuliłem głowę. Nie chciałem na niego patrzeć.
- Co się stało? - usłyszałem zatroskany głos przyjaciela. - KyungSoo..? - przytulił mnie. - Jesteś zły, bo cię zostawiłem?
- Nie. - mruknąłem. Nie miałem na to ochoty. Nie chciałem go teraz widzieć.
- Jesteś. Jesteś zazdrosny. - objął dłońmi moje policzki i spojrzał mi w oczy. - Znam cię za dobrze. Jesteś zazdrosny, prawda?
- W takim razie źle mnie znasz.
- Jesteś zazdrosny o przyjaciela czy o faceta? - moja twarz skamieniała. Co powinienem mu odpowiedzieć? Przecież widzi ten rumieniec... Na pewno go widzi! - KyungSoo... Czy ty... Ty mnie..? Lubisz..? To niemożliwe... Przez cały ten czas mnie lubiłeś? Kiedy pomagałeś mi podejść do chłopaków, bo miałem wątpliwości... Kiedy mi radziłeś i nawet kiedy.. Kiedy mnie nakryłeś? - nie chowałem łez. Wydało się. - Ja.. Przepraszam. Jestem idiotą. Jestem skończonym idiotą, który zranił swojego najlepszego przyjaciela. Czy.. Czy mi wybaczysz? - wycierał moje łzy. Wybaczę? Oczywiście. Przecież go kocham... Pokiwałem głową i schowałem się w jego ramionach. Poczułem ciepło bijące od niego. Dałem się za łatwo?
Staliśmy tak przez jakiś czas. Czułem to. Anioł mnie obserwował. Czyli to prawda? On na prawdę tam jest? Byłem przerażony. Drżałem w objęciach Krisa, myśląc o tym wszystkim. Zdecydowanie za wiele wrażeń jak na jeden dzień. Przyjaciel... A może chłopak odprowadził mnie pod same drzwi mojego domu. Pobiegłem do swojego pokoju, nie zdejmując nawet butów. Rzuciłem się na łóżko i płakałem.
- Nazywam się Kim Jongin. Jeśli masz jakieś pytania, pytaj. - usłyszałem miękki, przyjemny dla uszu głos.
- Jeszcze ty do tego wszystkiego... - załkałem. - Dlaczego ja..? Dlaczego akurat ze wszystkich ludzi na świecie ja?
- Jesteś czysty. Nigdy nie byłeś na nikogo zły. Zawsze byłeś raniony przez swoją miłość. Dlatego tu jestem. Tylko ty widzisz anioły. - rozpostarł swoje białe skrzydła.
- Po co mi to?
- Jestem tu, by cię pilnować, strzec i wspierać. Chyba taka jest pierwotna funkcja aniołów, o ile się nie mylę... Masz jakieś pytania? - nie odpowiedziałem nic, tylko wstałem i podszedłem do niego. Delikatnie przejechałem dłonią po puszystych piórach.
- Przyjemne. - uśmiechnąłem się. Spojrzałem na chłopaka o śnieżnobiałej cerze. - Możesz mnie objąć? - bez zbędnych pytań wziął mnie w swoje ramiona i otoczył skrzydłami. Ciepło... Od razu zrobiłem się senny. Czułem bezpieczeństwo i dziwną, emanującą od niego miłość. Od razu czuć, że nie jest człowiekiem. Jego dotyk był szczery. Nie miał złych intencji. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Rano obudziłem się w swoim łóżku. Na stole stało śniadanie. Przetarłem oczy i usiadłem. Rozejrzałem się dookoła. Kai siedział w fotelu i czytał mój pamiętnik.
- Yah! Kto ci pozwolił dotykać moich rzeczy?! - zmarszczyłem brwi.
- I tak nikomu tego nie powiem, to o co ci chodzi? - wzruszył ramionami. W sumie miał rację... Wziąłem tosta do ręki i ugryzłem.
- Ty to zrobiłeś? - zapytałem.
- Oczywiście. Muszę o ciebie dbać pod każdym względem. Ale nie zapominaj o tym, że nie jestem służącym. To w ramach przyjaźni i tak dalej.. - posłał mi wymowne spojrzenie.
- Rozumiem. Nie mam zamiaru wysługiwać się tobą. - pokręciłem głową. Spojrzałem za okno. Padało. Zazwyczaj o tej porze przychodził do mnie Kris.. W końcu był weekend...
- Czekasz na niego? Raczej nie przyjdzie po tym co wczoraj zaszło. Wstydzi się za siebie. W końcu tak bardzo cię zranił... Każdy normalny człowiek by tak postąpił. Chyba że czegoś o nim nie wiem.
- A czy każdy normalny anioł się czasem zamyka? - warknąłem i wyszedłem z pokoju. Kiedy byłem tuż za progiem, Kai zjawił się przede mną i zagrodził mi drogę. Przerażony upadłem na ziemię. - Nie rób tak! - zacząłem masować przedramię, w które się uderzyłem.
- Uważaj na słowa.
- Ty też. Nie znasz go. Przyjdzie. A jak nie przyjdzie, to zadzwoni albo napisze.
- Ludzie tacy nie są. Cierpisz głównie z tego powodu. Jesteś głupi i naiwny. Porzuć nadzieję. Niech on walczy o ciebie, a nie tylko ty się starasz przez ten cały czas. To bezcelowe. W końcu i tak opadniesz z sił i runiesz na ziemię. A on cię nie podniesie. Ucieknie. - prychnął i oddalił się w nieznanym mi kierunku. Znów zacząłem płakać. To wszystko mnie przerasta...
środa, 6 listopada 2013
1. The Shadow Of An Angel Wings. (O/Y)
He is angel, who save me.
Zjadłem w zamyśleniu, nie zwracając najmniejszej uwagi na przyjaciela. Musiał być na mnie naprawdę zły. Dopiero gdy wyszliśmy z restauracji, w połowie wróciłem do siebie.
- Idę dzisiaj domówkę. Chcesz iść ze mną? - kontynuował przywracanie mnie do żywych.
- Nie nadaję się do takich miejsc. - stwierdziłem cicho. - Nie lubię jak jest tłoczno.
- No dawaj... Nie chcę iść sam. - stwierdził smutno. - Chodź ze mną. Popatrzymy na ładnych panów... - uśmiechnął się pod nosem.
- Kris, tobie jak zwykle jedno w głowie. Nie lepiej od razu iść na dziwki?
- Strata pieniędzy. Jestem myśliwym. Wolę sam polować. - oblizał usta. Wyraźnie to widziałem. Wolałem nie myśleć o tym, co w tej chwili działo się w jego głowie. Z resztą... Chyba nikt nie chciałby tego wiedzieć. Przypomniało mi się wydarzenie, kiedy nakryłem go w łóżku... Aż przeszły mnie dreszcze. Paskudne uczucie. - Coś nie tak? Jakoś zmarkotniałeś..
- Nie, wszystko w porządku. Po prostu pomyślałem o czymś niepotrzebnym.. - nagle mnie objął. Nieco się wystraszyłem.
- Nie rób tak.
- Huh?
- Nie myśl o rzeczach, które cię martwią. Nie smuć się z byle powodu. Nie płacz, kiedy nie będzie mnie obok. Może nie będę płakał razem z tobą, ale wytrę twoje łzy, dobrze?
- Dlaczego tak nagle o tym mówisz..? - zmieszałem się. Co powinienem odpowiedzieć?
- Po prostu. Żebyś o tym pamiętał. To jak? Pójdziesz ze mną? - nie miałem wyjścia. Zgodziłem się.
Po powrocie do domu uciąłem sobie krótką drzemkę. Obudził mnie dźwięk telefonu. Było już ciemno.
- Tak? - ziewnąłem i przeciągnąłem się.
- Idziesz czy nie? - westchnął Kris.
- Oj... Która godzina? - spojrzałem na zegarek.
- Jestem pod twoim domem. - mruknął z niezadowoleniem. - Przebieraj się i schodź.
- Daj mi pięć minut. - zerwałem się, wygrzebałem z szafy w miarę znośne ubrania i wybiegłem na zewnątrz. Nie spodziewałem się, że jest tak zimno... Zatrząsłem się i spojrzałem na przyjaciela. - Jestem.
- Jak ty się ubrałeś? -z przerażeniem zmierzył wzrokiem moją koszulę. - Jesteśmy spóźnieni. - zdjął swoją bluzę i zarzucił na mój grzbiet. - Idziemy. - złapał mnie za rękę i pociągnął, zanim zdołałem się zorientować, co tak właściwie się dzieje.
Nie szliśmy długo. Chłopak, który wyprawiał domówkę, mieszkał kilka przecznic dalej. Weszliśmy do dwupiętrowego domu. Wyglądał bardzo bogato...
- Em... Kto tak właściwie tam mieszka? - spojrzałem na niego. W takiej fryzurze nawet jak dla mnie wyglądał bardzo seksownie. Na chwileczkę się zawiesiłem.
- MinSeok. - spojrzał na mnie. Moje serce... Czy wszystko z nim w porządku? Owszem, oczy Krisa były jedyne w swoim rodzaju, ale.. ale on zawsze był tylko przyjacielem. Dlaczego nagle tak reaguję? - Coś nie tak? Zbladłeś jakoś... Nie chcesz iść? - zaniemówiłem. No dalej KyungSoo! Odezwij się! To twój przyjaciel. Nie wie, że jesteś gejem i niech tak zostanie. Nie wyznasz mu uczuć. To do ciebie niepodobne. O czym ty w ogóle myślisz? Pojebało cię? Niech mnie ktoś uderzy w twarz, proszę...
- N-nie... Wszystko gra. Chodźmy. - puściłem jego rękę. Zacząłem się zastanawiać, czy nie uraziłem go w ten sposób..?
- Poczekaj. Co ci się stało? - dorównał mi krokiem. Co miałem odpowiedzieć? Wolałem milczeć. - D.O? Jesteś zły na mnie? Albo sprawiłem ci przykrość? - "jedyna przykrość jaką mi sprawiłeś, to bycie moim przyjacielem" pomyślałem.
- Nie. Przestań dociekać, bo to bezcelowe. - westchnąłem i spojrzałem na niego. - Wszystko w porządku. Pilnuj mnie dzisiaj. - kiwnął głową. Zaczęło się...
Dookoła roiło się od chłopaków. Żadna dziewczyna nie była zaproszona. Jak się później okazało, to dlatego, że Xiumin miał do nich wstręt. Przypadek?
Nie chciało mi się z nimi siedzieć. Opatulony w bluzę Krisa siedziałem na balkonie i patrzyłem na gwiazdy. Od czasu do czasu ktoś do mnie podszedł po to, by zapalić papierosa. Ci ludzie... Przyszedł i Kris. Zapalił i spojrzał na mnie.
- Nie mam dzisiaj ochoty na seks. - stwierdził krótko. Po co po tym mówił? Chyba chciał mnie jeszcze bardziej zdołować... - Co tak cicho siedzisz? Musisz poważnie nad czymś myśleć. - usiadł obok.
- Nad niczym konkretnym. - odparłem drętwym tonem, wgapiając się w niebo. Byle na niego nie patrzeć... To pogorszy sytuację.
- Rozumiem. - objął mnie. Czego chciał? - Nie jest ci zimno? - jak mogło mi być zimno, kiedy moje serce tak trzepotało?
- Jest dobrze. - nagle coś zajaśniało na niebie. Pochyliłem się. Co to takiego? - Widziałeś?
- Ale co? - spojrzał na mnie zdziwiony.
- Tam. - wskazałem palcem. Znów pojaśniało. I znów. A następnym razem zaświeciło. Coraz mocniej i mocniej, oślepiając mnie. - Widzisz? - zasłaniałem oczy.
- O czym mówisz? Przecież nic tam nie ma. Przed czym się zasłaniasz?
- Razi. - zmrużyłem oczy i przyglądałem się rozprzestrzeniającemu się światłu. Usłyszałem głośny tupot. Obok nas stanęła biała postać. Przeraziłem się. - Kto to? - spojrzałem na Krisa, który nie rozumiał całej tej sytuacji. Chłopak ubrany na biało, ciepło się do mnie uśmiechnął i pokręcił głową.
- Oni mnie nie widzą. - jego głos zabrzmiał w moich uszach. - Tylko ty. Myślę, że powinieneś na razie udawać, że mnie nie widzisz. Porozmawiamy, kiedy twój przyjaciel zostawi cię samego. Teraz staraj się ignorować moją osobę. - że co kurwa?
niedziela, 3 listopada 2013
0. The Shadow Of An Angel Wings. (S/Y)
Zakochanie. Wszyscy wiążą je z bólem i cierpieniem. A ja nigdy nie wiedziałem dlaczego. Zazwyczaj drobne miłostki czy zauroczenia zostawiałem dla siebie. Nikt o nich nie wiedział. Nawet mój przyjaciel. Pewnie dlatego, że bałem się jego reakcji... Nienawidzi homoseksualistów. Staram się przed nim ukryć moją prawdziwą naturę. Najzabawniejsze jest to, że on także od zawsze zakochiwał się w mężczyznach. W dodatku w tych samych co ja. Ale on do nich podchodził. Rozmawiał. Nawet umawiał się z nimi na spotkania i o wszystkim mówił. Za każdym razem go ostrzegałem. Im szybciej zaczniesz, tym szybciej skończysz. Dla niego najlepiej by było, jakby na drugi dzień szli do łóżka. Dlatego zawsze go zostawiali. Nienawidził się za to i podziwiał mnie, że nigdy się nie zakochałem. Jak dla mnie to dziwne, ale całe szczęście Kris uważał to za zupełnie normalne. Lubię chłopców. Nazywam się Do KyungSoo.
- Dawaj, szybciej! - ten zasrany wuefista. Nigdy nie odpuszcza... Już powoli dobiegałem do mety, ale JoonMyun oczywiście nie odpuścił i musiał podstawić mi nogę przed samą metą. Miałbym najlepszy czas, gdyby nie ten popapraniec. Wolałem nic nie robić. Po prostu wstałem, wytrzepałem spodnie i podszedłem do nauczyciela. - Co ty wyprawiasz?! Jak zwykle biegasz jak pokraka! Mógłbyś choć raz się postarać, a nie! - ukłoniłem się, modląc się w myślach. Kris, odpuść...
- To nie jego wina! - no nie... - Nie widział pan?! No nie, oczywiście! To Suho podstawił mu nogę, jak zawsze! - nikt nie lubił JoonMyun'a za to, że był wredny i wywyższał się tym, że jego ojciec jest bogaty i ma wpływy na nauczycieli. Między innymi na tego skurwiela od wf'u, który tylko wzruszył ramionami na wypowiedź WuFan'a. Od razu złapałem go za ramię i pokręciłem przecząco głową. Po ostatnim incydencie wolę uważać. Pan Kim nadal ma siniaki na polikach...
- Nie możesz się tak dawać. - spędzaliśmy przerwę na dachu.
- Wiem...
- Jak wiesz, to dlaczego to robisz? Oszalałeś? Masz zamiar dać sobie robić krzywdę? Z resztą, nawet jeśli tak, to ja mam zamiar stawać w twojej obronie, rozumiesz? - podszedł do mnie i przytulił się. Dziwnie się poczułem...
- Wiem. - powtórzyłem. Nie miałem ochoty na rozmowy, zwłaszcza jeśli miały się one kręcić wokół tego tematu. - Kris, jesteś głodny? Nie chcę iść na kolejną lekcję. - mruknąłem cicho. Przyjaciel troskliwie na mnie spojrzał i uśmiechnął się szeroko.
- Chodź. Kupię ci coś dobrego. - pociągnął mnie za sobą. Odpuściliśmy sobie połowę lekcji tego dnia. Byłem wystarczająco zmęczony przedwczesnym wstaniem z łóżka, pomijając już temat pana Kima.
Chodziłem z głową w chmurach, sam nie wiem dlaczego. Nie myślałem nad niczym konkretnym, ale mimo to miałem problemy z kontaktowaniem. Kris'a powoli zaczynało to irytować.
- To co chcesz zjeść? - usłyszałem jak przez mgłę z wzrokiem skupionym na kilku szparach w stole. - D.O? Słyszysz mnie? - pomachał ręką przed moim nosem. Nic. Nadal nie kontaktowałem. - KyungSoo, obudzisz się wreszcie do cholery jasnej?! - uderzył dłonią w stół. Podskoczyłem na krześle i spojrzałem na niego z przerażeniem.
- Co ty robisz?
- Znowu odleciałeś.
- Serio? - pokiwał głową. - Hmm... Na długo?
- Zaczynasz mnie poważnie martwić. O czym tak rozmyślasz? Zakochałeś się? Czy to znowu przez tego skurwiela? Zrobiłeś sobie coś podczas upadku? - jak zwykle, troskliwy i kochany Kris.
- Niee... wiem... - czułem się senny, a jednocześnie odnosiłem wrażenie, jakby ktoś mnie zamknął w szklanym pudełku. Widzę to, co się dzieje, ale wiem, że nie należę do tego świata. Dlaczego taki jestem?
- Wkurzasz mnie. - wysapał krótko. Naprawdę było mi przykro z tego powodu. Ale niewiele mogłem zrobić.
- Przepraszam. - spojrzałem na niego. - Zamów coś za mnie, jeśli możesz. - wymusiłem delikatny uśmiech. Doskonale wiedział, że nie uśmiecham się za często. To dla pewności. Żeby Kris wiedział, że nie ma się czym martwić. Spełnił moją prośbę. A ja znów zamknąłem się w swoim świecie. Zastanawia mnie, czy istnieje ktoś, poza ludźmi..? Nie wiem, skąd się to wzięło. To pierwsza myśl w mojej głowie.
- Nie możesz się tak dawać. - spędzaliśmy przerwę na dachu.
- Wiem...
- Jak wiesz, to dlaczego to robisz? Oszalałeś? Masz zamiar dać sobie robić krzywdę? Z resztą, nawet jeśli tak, to ja mam zamiar stawać w twojej obronie, rozumiesz? - podszedł do mnie i przytulił się. Dziwnie się poczułem...
- Wiem. - powtórzyłem. Nie miałem ochoty na rozmowy, zwłaszcza jeśli miały się one kręcić wokół tego tematu. - Kris, jesteś głodny? Nie chcę iść na kolejną lekcję. - mruknąłem cicho. Przyjaciel troskliwie na mnie spojrzał i uśmiechnął się szeroko.
- Chodź. Kupię ci coś dobrego. - pociągnął mnie za sobą. Odpuściliśmy sobie połowę lekcji tego dnia. Byłem wystarczająco zmęczony przedwczesnym wstaniem z łóżka, pomijając już temat pana Kima.
Chodziłem z głową w chmurach, sam nie wiem dlaczego. Nie myślałem nad niczym konkretnym, ale mimo to miałem problemy z kontaktowaniem. Kris'a powoli zaczynało to irytować.
- To co chcesz zjeść? - usłyszałem jak przez mgłę z wzrokiem skupionym na kilku szparach w stole. - D.O? Słyszysz mnie? - pomachał ręką przed moim nosem. Nic. Nadal nie kontaktowałem. - KyungSoo, obudzisz się wreszcie do cholery jasnej?! - uderzył dłonią w stół. Podskoczyłem na krześle i spojrzałem na niego z przerażeniem.
- Co ty robisz?
- Znowu odleciałeś.
- Serio? - pokiwał głową. - Hmm... Na długo?
- Zaczynasz mnie poważnie martwić. O czym tak rozmyślasz? Zakochałeś się? Czy to znowu przez tego skurwiela? Zrobiłeś sobie coś podczas upadku? - jak zwykle, troskliwy i kochany Kris.
- Niee... wiem... - czułem się senny, a jednocześnie odnosiłem wrażenie, jakby ktoś mnie zamknął w szklanym pudełku. Widzę to, co się dzieje, ale wiem, że nie należę do tego świata. Dlaczego taki jestem?
- Wkurzasz mnie. - wysapał krótko. Naprawdę było mi przykro z tego powodu. Ale niewiele mogłem zrobić.
- Przepraszam. - spojrzałem na niego. - Zamów coś za mnie, jeśli możesz. - wymusiłem delikatny uśmiech. Doskonale wiedział, że nie uśmiecham się za często. To dla pewności. Żeby Kris wiedział, że nie ma się czym martwić. Spełnił moją prośbę. A ja znów zamknąłem się w swoim świecie. Zastanawia mnie, czy istnieje ktoś, poza ludźmi..? Nie wiem, skąd się to wzięło. To pierwsza myśl w mojej głowie.
sobota, 2 listopada 2013
Zmiany, plany, dołki.
Annyong!
Jak wiele osób zauważyło, blog był w nieoficjalnym zawieszeniu, co było spowodowane z ucieczką weny, wyczerpaniem związanym z nową szkołą i kilkoma innymi komplikacjami.
ALE!
Czas mnie kocha i do mnie wrócił, pozwolił mi pisać i nawet przyprowadził ze sobą wenę ;-;
To oczywiście oznacza, że na dniach pojawi się rozdział.
Czego się spodziewać?
Postaram się kontynuować to, co zaczęłam <Molla, Blada Opowieść>, jednak aktualnie pracuję nad pierwszym rozdziałem The Shadow od an Angel Wings, mam fajne pomysły i przewiduję, że rozdziały z tej serii będą pojawiać się najczęściej <oby się spodobało ;-;>
Ponieważ miałam gorszy czas, długo nic nie pisałam jakość moich opowiadań mogła troszkę spaść (mam nadzieję, że nie aż tak tragicznie)
Dajcie mi motywację, krzyczcie HWAITING i wspierajcie, to powrócimy do dawnej kondycji ;)
Koniec psot ~
Jak wiele osób zauważyło, blog był w nieoficjalnym zawieszeniu, co było spowodowane z ucieczką weny, wyczerpaniem związanym z nową szkołą i kilkoma innymi komplikacjami.
ALE!
Czas mnie kocha i do mnie wrócił, pozwolił mi pisać i nawet przyprowadził ze sobą wenę ;-;
To oczywiście oznacza, że na dniach pojawi się rozdział.
Czego się spodziewać?
Postaram się kontynuować to, co zaczęłam <Molla, Blada Opowieść>, jednak aktualnie pracuję nad pierwszym rozdziałem The Shadow od an Angel Wings, mam fajne pomysły i przewiduję, że rozdziały z tej serii będą pojawiać się najczęściej <oby się spodobało ;-;>
Ponieważ miałam gorszy czas, długo nic nie pisałam jakość moich opowiadań mogła troszkę spaść (mam nadzieję, że nie aż tak tragicznie)
Dajcie mi motywację, krzyczcie HWAITING i wspierajcie, to powrócimy do dawnej kondycji ;)
Koniec psot ~
Subskrybuj:
Posty (Atom)