Nie miałem pojęcia co robić. Nie dało się nie patrzeć na chłopaka, który świecił... Kris stwierdził, że coś jest ze mną mocno nie tak i zaciągnął mnie do środka. Oczywiście wciąż musiałem siedzieć w jego bluzie.
- Nic mi nie jest. - mruknąłem któryś raz z kolei. - Niepotrzebnie się martwisz. Poza tym, to ty tutaj pijesz alkohol, a nie ja. - skuliłem się i naburmuszyłem. A może to opary?
- Pewnie jesteś śpiący. Jak chcesz, to na górze są sypialnie. Możemy pójść spać.
- Oszalałeś? Nie będę tu spać. Zaraz idę do domu. - westchnąłem. Kilka chłopaków na nas zerkało. Wystarczyło spojrzeć raz na Krisa, by się zorientować na kogo dzisiaj poluje. Napuszyłem się jeszcze bardziej i wbiłem wzrok w ścianę naprzeciwko mnie. Nie mogłem tego znieść. WuFan wstał i podszedł do chłopaczka niższego ode mnie o kilka centymetrów. Prychnąłem głośno, wstałem i wyszedłem, rzucając uprzednio bluzę przyjaciela na jej właściciela. Zacząłem biec, wycierając łzy. Nie wiedziałem czy ktoś jest za mną, czy nie. Jasny promień spadający z góry rozświetlał mi drogę, dzięki czemu mogłem biec jeszcze szybciej. Niestety, jedyną osobą, która biegała szybciej ode mnie, był Kris. Poczułem mocne szarpnięcie za rękę. Bolało. Stęknąłem cicho i skuliłem głowę. Nie chciałem na niego patrzeć.
- Co się stało? - usłyszałem zatroskany głos przyjaciela. - KyungSoo..? - przytulił mnie. - Jesteś zły, bo cię zostawiłem?
- Nie. - mruknąłem. Nie miałem na to ochoty. Nie chciałem go teraz widzieć.
- Jesteś. Jesteś zazdrosny. - objął dłońmi moje policzki i spojrzał mi w oczy. - Znam cię za dobrze. Jesteś zazdrosny, prawda?
- W takim razie źle mnie znasz.
- Jesteś zazdrosny o przyjaciela czy o faceta? - moja twarz skamieniała. Co powinienem mu odpowiedzieć? Przecież widzi ten rumieniec... Na pewno go widzi! - KyungSoo... Czy ty... Ty mnie..? Lubisz..? To niemożliwe... Przez cały ten czas mnie lubiłeś? Kiedy pomagałeś mi podejść do chłopaków, bo miałem wątpliwości... Kiedy mi radziłeś i nawet kiedy.. Kiedy mnie nakryłeś? - nie chowałem łez. Wydało się. - Ja.. Przepraszam. Jestem idiotą. Jestem skończonym idiotą, który zranił swojego najlepszego przyjaciela. Czy.. Czy mi wybaczysz? - wycierał moje łzy. Wybaczę? Oczywiście. Przecież go kocham... Pokiwałem głową i schowałem się w jego ramionach. Poczułem ciepło bijące od niego. Dałem się za łatwo?
Staliśmy tak przez jakiś czas. Czułem to. Anioł mnie obserwował. Czyli to prawda? On na prawdę tam jest? Byłem przerażony. Drżałem w objęciach Krisa, myśląc o tym wszystkim. Zdecydowanie za wiele wrażeń jak na jeden dzień. Przyjaciel... A może chłopak odprowadził mnie pod same drzwi mojego domu. Pobiegłem do swojego pokoju, nie zdejmując nawet butów. Rzuciłem się na łóżko i płakałem.
- Nazywam się Kim Jongin. Jeśli masz jakieś pytania, pytaj. - usłyszałem miękki, przyjemny dla uszu głos.
- Jeszcze ty do tego wszystkiego... - załkałem. - Dlaczego ja..? Dlaczego akurat ze wszystkich ludzi na świecie ja?
- Jesteś czysty. Nigdy nie byłeś na nikogo zły. Zawsze byłeś raniony przez swoją miłość. Dlatego tu jestem. Tylko ty widzisz anioły. - rozpostarł swoje białe skrzydła.
- Po co mi to?
- Jestem tu, by cię pilnować, strzec i wspierać. Chyba taka jest pierwotna funkcja aniołów, o ile się nie mylę... Masz jakieś pytania? - nie odpowiedziałem nic, tylko wstałem i podszedłem do niego. Delikatnie przejechałem dłonią po puszystych piórach.
- Przyjemne. - uśmiechnąłem się. Spojrzałem na chłopaka o śnieżnobiałej cerze. - Możesz mnie objąć? - bez zbędnych pytań wziął mnie w swoje ramiona i otoczył skrzydłami. Ciepło... Od razu zrobiłem się senny. Czułem bezpieczeństwo i dziwną, emanującą od niego miłość. Od razu czuć, że nie jest człowiekiem. Jego dotyk był szczery. Nie miał złych intencji. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Rano obudziłem się w swoim łóżku. Na stole stało śniadanie. Przetarłem oczy i usiadłem. Rozejrzałem się dookoła. Kai siedział w fotelu i czytał mój pamiętnik.
- Yah! Kto ci pozwolił dotykać moich rzeczy?! - zmarszczyłem brwi.
- I tak nikomu tego nie powiem, to o co ci chodzi? - wzruszył ramionami. W sumie miał rację... Wziąłem tosta do ręki i ugryzłem.
- Ty to zrobiłeś? - zapytałem.
- Oczywiście. Muszę o ciebie dbać pod każdym względem. Ale nie zapominaj o tym, że nie jestem służącym. To w ramach przyjaźni i tak dalej.. - posłał mi wymowne spojrzenie.
- Rozumiem. Nie mam zamiaru wysługiwać się tobą. - pokręciłem głową. Spojrzałem za okno. Padało. Zazwyczaj o tej porze przychodził do mnie Kris.. W końcu był weekend...
- Czekasz na niego? Raczej nie przyjdzie po tym co wczoraj zaszło. Wstydzi się za siebie. W końcu tak bardzo cię zranił... Każdy normalny człowiek by tak postąpił. Chyba że czegoś o nim nie wiem.
- A czy każdy normalny anioł się czasem zamyka? - warknąłem i wyszedłem z pokoju. Kiedy byłem tuż za progiem, Kai zjawił się przede mną i zagrodził mi drogę. Przerażony upadłem na ziemię. - Nie rób tak! - zacząłem masować przedramię, w które się uderzyłem.
- Uważaj na słowa.
- Ty też. Nie znasz go. Przyjdzie. A jak nie przyjdzie, to zadzwoni albo napisze.
- Ludzie tacy nie są. Cierpisz głównie z tego powodu. Jesteś głupi i naiwny. Porzuć nadzieję. Niech on walczy o ciebie, a nie tylko ty się starasz przez ten cały czas. To bezcelowe. W końcu i tak opadniesz z sił i runiesz na ziemię. A on cię nie podniesie. Ucieknie. - prychnął i oddalił się w nieznanym mi kierunku. Znów zacząłem płakać. To wszystko mnie przerasta...
PIĘKNYYYYYY
OdpowiedzUsuńTo jest piękne. Kiedy nastepny rozdział? Tylko prosze i dluzszy^^
OdpowiedzUsuń