- Dawaj, szybciej! - ten zasrany wuefista. Nigdy nie odpuszcza... Już powoli dobiegałem do mety, ale JoonMyun oczywiście nie odpuścił i musiał podstawić mi nogę przed samą metą. Miałbym najlepszy czas, gdyby nie ten popapraniec. Wolałem nic nie robić. Po prostu wstałem, wytrzepałem spodnie i podszedłem do nauczyciela. - Co ty wyprawiasz?! Jak zwykle biegasz jak pokraka! Mógłbyś choć raz się postarać, a nie! - ukłoniłem się, modląc się w myślach. Kris, odpuść...
- To nie jego wina! - no nie... - Nie widział pan?! No nie, oczywiście! To Suho podstawił mu nogę, jak zawsze! - nikt nie lubił JoonMyun'a za to, że był wredny i wywyższał się tym, że jego ojciec jest bogaty i ma wpływy na nauczycieli. Między innymi na tego skurwiela od wf'u, który tylko wzruszył ramionami na wypowiedź WuFan'a. Od razu złapałem go za ramię i pokręciłem przecząco głową. Po ostatnim incydencie wolę uważać. Pan Kim nadal ma siniaki na polikach...
- Nie możesz się tak dawać. - spędzaliśmy przerwę na dachu.
- Wiem...
- Jak wiesz, to dlaczego to robisz? Oszalałeś? Masz zamiar dać sobie robić krzywdę? Z resztą, nawet jeśli tak, to ja mam zamiar stawać w twojej obronie, rozumiesz? - podszedł do mnie i przytulił się. Dziwnie się poczułem...
- Wiem. - powtórzyłem. Nie miałem ochoty na rozmowy, zwłaszcza jeśli miały się one kręcić wokół tego tematu. - Kris, jesteś głodny? Nie chcę iść na kolejną lekcję. - mruknąłem cicho. Przyjaciel troskliwie na mnie spojrzał i uśmiechnął się szeroko.
- Chodź. Kupię ci coś dobrego. - pociągnął mnie za sobą. Odpuściliśmy sobie połowę lekcji tego dnia. Byłem wystarczająco zmęczony przedwczesnym wstaniem z łóżka, pomijając już temat pana Kima.
Chodziłem z głową w chmurach, sam nie wiem dlaczego. Nie myślałem nad niczym konkretnym, ale mimo to miałem problemy z kontaktowaniem. Kris'a powoli zaczynało to irytować.
- To co chcesz zjeść? - usłyszałem jak przez mgłę z wzrokiem skupionym na kilku szparach w stole. - D.O? Słyszysz mnie? - pomachał ręką przed moim nosem. Nic. Nadal nie kontaktowałem. - KyungSoo, obudzisz się wreszcie do cholery jasnej?! - uderzył dłonią w stół. Podskoczyłem na krześle i spojrzałem na niego z przerażeniem.
- Co ty robisz?
- Znowu odleciałeś.
- Serio? - pokiwał głową. - Hmm... Na długo?
- Zaczynasz mnie poważnie martwić. O czym tak rozmyślasz? Zakochałeś się? Czy to znowu przez tego skurwiela? Zrobiłeś sobie coś podczas upadku? - jak zwykle, troskliwy i kochany Kris.
- Niee... wiem... - czułem się senny, a jednocześnie odnosiłem wrażenie, jakby ktoś mnie zamknął w szklanym pudełku. Widzę to, co się dzieje, ale wiem, że nie należę do tego świata. Dlaczego taki jestem?
- Wkurzasz mnie. - wysapał krótko. Naprawdę było mi przykro z tego powodu. Ale niewiele mogłem zrobić.
- Przepraszam. - spojrzałem na niego. - Zamów coś za mnie, jeśli możesz. - wymusiłem delikatny uśmiech. Doskonale wiedział, że nie uśmiecham się za często. To dla pewności. Żeby Kris wiedział, że nie ma się czym martwić. Spełnił moją prośbę. A ja znów zamknąłem się w swoim świecie. Zastanawia mnie, czy istnieje ktoś, poza ludźmi..? Nie wiem, skąd się to wzięło. To pierwsza myśl w mojej głowie.
- Nie możesz się tak dawać. - spędzaliśmy przerwę na dachu.
- Wiem...
- Jak wiesz, to dlaczego to robisz? Oszalałeś? Masz zamiar dać sobie robić krzywdę? Z resztą, nawet jeśli tak, to ja mam zamiar stawać w twojej obronie, rozumiesz? - podszedł do mnie i przytulił się. Dziwnie się poczułem...
- Wiem. - powtórzyłem. Nie miałem ochoty na rozmowy, zwłaszcza jeśli miały się one kręcić wokół tego tematu. - Kris, jesteś głodny? Nie chcę iść na kolejną lekcję. - mruknąłem cicho. Przyjaciel troskliwie na mnie spojrzał i uśmiechnął się szeroko.
- Chodź. Kupię ci coś dobrego. - pociągnął mnie za sobą. Odpuściliśmy sobie połowę lekcji tego dnia. Byłem wystarczająco zmęczony przedwczesnym wstaniem z łóżka, pomijając już temat pana Kima.
Chodziłem z głową w chmurach, sam nie wiem dlaczego. Nie myślałem nad niczym konkretnym, ale mimo to miałem problemy z kontaktowaniem. Kris'a powoli zaczynało to irytować.
- To co chcesz zjeść? - usłyszałem jak przez mgłę z wzrokiem skupionym na kilku szparach w stole. - D.O? Słyszysz mnie? - pomachał ręką przed moim nosem. Nic. Nadal nie kontaktowałem. - KyungSoo, obudzisz się wreszcie do cholery jasnej?! - uderzył dłonią w stół. Podskoczyłem na krześle i spojrzałem na niego z przerażeniem.
- Co ty robisz?
- Znowu odleciałeś.
- Serio? - pokiwał głową. - Hmm... Na długo?
- Zaczynasz mnie poważnie martwić. O czym tak rozmyślasz? Zakochałeś się? Czy to znowu przez tego skurwiela? Zrobiłeś sobie coś podczas upadku? - jak zwykle, troskliwy i kochany Kris.
- Niee... wiem... - czułem się senny, a jednocześnie odnosiłem wrażenie, jakby ktoś mnie zamknął w szklanym pudełku. Widzę to, co się dzieje, ale wiem, że nie należę do tego świata. Dlaczego taki jestem?
- Wkurzasz mnie. - wysapał krótko. Naprawdę było mi przykro z tego powodu. Ale niewiele mogłem zrobić.
- Przepraszam. - spojrzałem na niego. - Zamów coś za mnie, jeśli możesz. - wymusiłem delikatny uśmiech. Doskonale wiedział, że nie uśmiecham się za często. To dla pewności. Żeby Kris wiedział, że nie ma się czym martwić. Spełnił moją prośbę. A ja znów zamknąłem się w swoim świecie. Zastanawia mnie, czy istnieje ktoś, poza ludźmi..? Nie wiem, skąd się to wzięło. To pierwsza myśl w mojej głowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz