- Lulu? Obudziłeś się? - wciąż leżałem na jego klatce. - Kochanie.. - szepnął. Przeszył mnie dreszcz.
- Nie mów tak do mnie. To dziwne... - przekręciłem się na plecy. - Jak spałeś? Nie przeszkadzałem ci? - przeczesałem włosy do tyłu.
- Ani trochę. - położył dłoń na moim brzuchu. - Ugotować coś dla ciebie? Co chciałbyś zjeść?
- Hmm... Chyba dzisiaj nie chcę śniadania. - spojrzałem na niego. Lekko zmarszczył brwi i ciężko westchnął.
- No dobrze. Ten jeden raz ci odpuszczę. - usiadł, wskutek czego moja głowa przesunęła się na jego kolana. - I tak jestem szczęśliwy, że zacząłeś przybierać na wadze.
- Nie ruszaj się człowieku. Ja tu chcę jeszcze trochę pospać. - mruknąłem i poprawiłem się na jego udach. Usłyszałem donośny śmiech.
- Aż taki jesteś zmęczony? - przejechał dłonią po moim ramieniu. - Masz dziesięć minut. Później idziemy gdzieś razem.
- Idziemy gdzieś? - powtórzyłem i otworzyłem lekko oczy, po czym spojrzałem na niego. - A niby po co?
- No... Na randkę. - uśmiechnął się. - Musimy w końcu oficjalnie to zrobić, skoro już wszystko sobie wyjaśniliśmy, hyung. Chyba że nie chcesz?
- To zależy gdzie mnie zabierzesz. - przeciągnąłem się i złapałem go za rękę. Nasze palce się ze sobą splotły. - Jakieś drogie miejsce?
- Może nie aż tak drogie, ale na pewno niesamowite. - pokiwał głową. - Zobaczysz, będziesz zadowolony.
- Ehh no niech ci będzie. Muszę wybrać jakieś ubrania... - spojrzałem za okno. Promienie słońca przebijały się przez kilka białych chmur. - Jak mam się ubrać? Koszula, t-shirt czy co?
- Jak uważasz. Dla mnie i tak będziesz dobrze wyglądał. - wzruszył ramionami.
- Ohh nie pomagasz. - wstałem i poczłapałem pod szafę. Otworzyłem szeroko drzwi i zacząłem rozglądać się po wieszakach. - Mam nadzieję, że się nie obrazisz, jeśli wezmę szybki prysznic.
- O ile weźmiesz mnie ze sobą, to może... - udawał, że się zastanawia. Spojrzałem na niego pode łba i posłałem mu ostrzegawcze spojrzenie. - No co?! Też się jeszcze nie myłem, a i tak obydwoje mamy to samo między nogami. - burknął. Wolałem o tym nie myśleć. Nie zdjąłbym przy nim nawet koszulki, a co dopiero mówić o.... NIE.
- Zaraz wracam. W razie jakbyś czegoś potrzebował to wiesz gdzie jest kuchnia. - wyszedłem do łazienki zostawiając go samego. Kilka minut stania pod bieżącą wodą okazało się być zbawienne na moją senność. Starałem się naprawdę sprężać, żeby Sehun nie musiał za długo czekać. Mój chłopak... To tak dziwnie brzmi. Jeszcze się nie przyzwyczaiłem. Na razie tak o nim nie myślę.
- Hyuuuung ile będziesz siedział w tej łazience?! - usłyszałem jego jęki, kiedy zatrzymałem strumień wody.
- Yah! Spadaj spod moich drzwi! - zawinąłem się w ręcznik.
- No dobrze, byleś się pospieszył! Zamówiłem taksówkę! Pójdziemy jeszcze na chwilę do mnie.
- Jasne, zrozumiałem. - westchnąłem i zacząłem się wycierać.
Kierowca zatrzymał się przed niewielką chatką, od której odpadał tynk. Skrzywiony płot gościł w sobie rdzewiejące gwoździe. Biała farba, którą był pokryty, popękała wzdłuż belek. Samotne drzewo rosnące na środku niewielkiego podwórka, przewiązane było sznurkiem, prawdopodobnie na pranie. Wysiedliśmy z auta. Kiedy podszedłem bliżej, zauważyłem, że jedno z nielicznych okien jest popękane. Jego dom naprawdę był w opłakanym stanie... Zaprosił mnie do środka. Główne pomieszczenie służyło zarówno jako salon jak i kuchnia. Weszliśmy nieco głębiej. Na środku bocznej, naprawdę małej komórki stało niewielkie łóżko. Kuchnia była zawalona naczyniami. Blaty były obklejone resztkami jedzenia.
- Chodź. Rozgość się. - zmusił mnie, bym usiadł na środku podłogi. - Chcesz się czegoś napić?
- Nie, dzięki. - starałem się kryć moje zdziwienie i współczucie.
- Co? Myślałeś, że mieszkam podobnie do ciebie? - nalał sobie wody do szklanki i spojrzał na mnie. - Nie mamy pieniędzy na kupno czegoś lepszego. I tak ledwo starczyło nam na to. - lekko się uśmiechnął. - Jedyne na co nie żal mojej mamie pieniędzy to ja. Odkłada sobie jedzenia, żebym ja mógł zjeść, mimo że jest chora. Kupuje mi drogie ubrania, mimo że ich nie chcę. - cicho prychnął. - Ojca nawet nie obchodzę. Przekupił sędziego i wygrał sprawę. Nie płaci alimentów. Chciałem iść do pracy, ale mama mi zabroniła. Powiedziała, że nauka jest najważniejsza. I nie mam teraz wyjścia z tej sytuacji. - westchnął i upił łyk wody. Siedziałem odrętwiały. Nie miałem pojęcia co powiedzieć. Jego sytuacja faktycznie była beznadziejna. A ja... Ja chyba nic nie mogę dla niego zrobić.
- Chciałbym ci jakoś pomóc. Naprawdę zrobiłbym wszystko, ale... Ale nie wiem co. - wstałem i przytuliłem się do niego.
- Nie musisz nic robić Lulu. Przyzwyczaiłem się. - położył dłoń na moich włosach. - Wezmę szybki prysznic i wrócę, dobrze? Czuj się jak u siebie. - zostawił krótki pocałunek na moim czole i zniknął za małymi drzwiami. Ponownie rozejrzałem się dookoła. Na krześle była kupka jego ubrań. Uśmiechnąłem się do siebie. Co za brudas. Podszedłem do kuchni i ponownie prześledziłem wzrokiem cały ten syf. Nalałem wody do zlewu i zacząłem zmywać naczynia. Poukładałem je w suszarce, po czym wytarłem blaty i zachlapaną kuchenkę. Wszystko od razu wyglądało lepiej. Sehun najwidoczniej lubił długie kąpiele. Nadal nie wychodził, więc udałem się do pomieszczenia obok i zaścieliłem łóżko. Na pułkach było sporo jego zdjęć. W dzieciństwie wyglądał uroczo. - Hyung? - usłyszałem jak mnie woła. Poszedłem do niego. Kiedy tylko stanąłem przed drzwiami łazienki, od razu odwróciłem się tyłem.
- Co ty wyprawiasz?! Włóż coś na siebie!
- No właśnie nie mogę się zdecydować. Która koszulka lepsza?
- Przestań. Ubierz którąkolwiek.
- A co jeśli pójdę tak? Bez koszulki? Co myślisz o moich mięśniach?
- Nie prowokuj mnie. Za Chiny się nie odwrócę.
- Jesteś tego taki pewien? - złapał mnie za ramiona i obrócił przodem do siebie. Mocno zacisnąłem oczy.
- Przestań Sehun! To nie jest zabawne!
- Może nie aż tak zabawne, jak urocze. - czułem na swoim policzku jego ciepłą dłoń. - Jesteś śliczny, kiedy się rumienisz. - skuliłem głowę jeszcze bardziej w oczekiwaniu, aż mój chłopak mnie uwolni. Jednak zanim to nastąpiło, Sehun nie przepuścił okazji by znów złączyć nasze usta. Starałem się go odepchnąć; naprawdę nie lubiłem, gdy robił coś wbrew mojej woli. - To nagroda za to, że posprzątałeś. - wyszeptał i pozwolił mi się odwrócić.
Jechaliśmy naprawdę długo. Po minionej godzinie przestałem już liczyć... Ale im więcej czasu mijało, tym mniej było zabudowania. W końcu doszło do tego, że po drodze mijaliśmy tylko pojedyncze domki, ewentualnie dwupiętrowe bloki. Wysiedliśmy na polnej drodze; czuć było zapach lasu. Młodszy od razu złapał mnie za rękę i skręcił w jedną z licznych ścieżek.
- I jak Lulu? Prawda, że dobre miejsca niekoniecznie muszą być drogie? - zaśmiał się. - To moje ulubione miejsce. Kiedy mam problem, zawsze tu przychodzę. No... W sumie to przychodziłem. Bo w końcu pojawiłeś się ty. - wzmocnił uścisk na mojej dłoni.
- Sehunnie... Czy to naprawdę musi tak wyglądać? Nie chcesz zrobić remontu albo coś w tym stylu? - westchnąłem. Wiedziałem, że rozmowa na ten temat nie będzie łatwa.
- Szczerze mówiąc, mama pewnie by się nie godziła. Jest wyczerpana, taki remont mógłby być dla niej dodatkowym obciążeniem i stresem, a wiesz, że nie powinna się denerwować. I tak robię wszystko, żeby nie musiała się martwić. Ale nie wszystko wychodzi. - obraliśmy powolne tępo i leniwie stąpaliśmy w nieznanym mi kierunku.
- Rozumiem... - w tym momencie poczułem, że naprawdę powinienem go kochać... Że ta osoba potrzebuje mojej miłości i mojego wsparcia. - Sehunnie.. Jeszcze ci tego nie mówiłem. I nie chcę, żebyś musiał się domyślać. Kocham cię.
- Przestań Sehun! To nie jest zabawne!
- Może nie aż tak zabawne, jak urocze. - czułem na swoim policzku jego ciepłą dłoń. - Jesteś śliczny, kiedy się rumienisz. - skuliłem głowę jeszcze bardziej w oczekiwaniu, aż mój chłopak mnie uwolni. Jednak zanim to nastąpiło, Sehun nie przepuścił okazji by znów złączyć nasze usta. Starałem się go odepchnąć; naprawdę nie lubiłem, gdy robił coś wbrew mojej woli. - To nagroda za to, że posprzątałeś. - wyszeptał i pozwolił mi się odwrócić.
Jechaliśmy naprawdę długo. Po minionej godzinie przestałem już liczyć... Ale im więcej czasu mijało, tym mniej było zabudowania. W końcu doszło do tego, że po drodze mijaliśmy tylko pojedyncze domki, ewentualnie dwupiętrowe bloki. Wysiedliśmy na polnej drodze; czuć było zapach lasu. Młodszy od razu złapał mnie za rękę i skręcił w jedną z licznych ścieżek.
- I jak Lulu? Prawda, że dobre miejsca niekoniecznie muszą być drogie? - zaśmiał się. - To moje ulubione miejsce. Kiedy mam problem, zawsze tu przychodzę. No... W sumie to przychodziłem. Bo w końcu pojawiłeś się ty. - wzmocnił uścisk na mojej dłoni.
- Sehunnie... Czy to naprawdę musi tak wyglądać? Nie chcesz zrobić remontu albo coś w tym stylu? - westchnąłem. Wiedziałem, że rozmowa na ten temat nie będzie łatwa.
- Szczerze mówiąc, mama pewnie by się nie godziła. Jest wyczerpana, taki remont mógłby być dla niej dodatkowym obciążeniem i stresem, a wiesz, że nie powinna się denerwować. I tak robię wszystko, żeby nie musiała się martwić. Ale nie wszystko wychodzi. - obraliśmy powolne tępo i leniwie stąpaliśmy w nieznanym mi kierunku.
- Rozumiem... - w tym momencie poczułem, że naprawdę powinienem go kochać... Że ta osoba potrzebuje mojej miłości i mojego wsparcia. - Sehunnie.. Jeszcze ci tego nie mówiłem. I nie chcę, żebyś musiał się domyślać. Kocham cię.
Słoooodko
OdpowiedzUsuń