- Sehunnie... - wyszeptałem.
- Co? - odparł chłodno. Szeroko otworzyłem zdziwione oczy i usiadłem na łódce.
- Co się z tobą dzieje? Dlaczego jesteś taki?
- Jaki jestem? Coś ci nie pasuje?
- Sehunnie... - załkałem. Wysiliłem się na resztki łez... Nie rozumiałem jego zachowania. Dlaczego był dla mnie taki oschły? Bez słowa wciągnąłem na siebie spodnie i zacząłem wiosłować w stronę domu. Bo niby co miałem robić? Chciałem znaleźć się na kilka chwil w miejscu z dala od niego. Nie wyglądało na to, żeby chłopak zamierzał mi pomóc. Sam, ostatkiem sił ledwo dopłynąłem do brzegu. Kiedy wstałem, poczułem okropny ból. Zachwiałem się na nogach jak z waty i spektakularnie zaryłem twarzą w trawnik. Mój towarzysz wyszedł za mną i spojrzał na moją leżącą postać.
- A ty co? Byłem zbyt ostry? - nie wiedziałem, co powinienem odpowiedzieć. Ból rozprzestrzeniał się powoli po całym ciele, które i tak było wykończone.
Przewróciłem się na plecy i spojrzałem w niebo. Białe chmury, zupełnie jak w dniu śmierci Lay'a... Pomyślałem o nim pierwszy raz od dłuższego czasu. Moje myśli rozwiał dopiero delikatny deszcz... Zamknąłem oczy i oddałem się mu w całości. Nie słyszałem nic poza kroplami. Wsłuchiwałem się w ich szept. Kojąca melodia postanowiła rozpieszczać moją duszę, koić głód spokoju i zatrzymać na chwilę biegnące myśli. Nagle poczułem jak ktoś mnie podnosi. Od razu otworzyłem oczy i spojrzałem na twarz Sehun'a.
- Wiem, że trochę przesadziłem... Zazwyczaj taki nie jestem. Przepraszam... Za bardzo się wczułem... - przytulił mnie do siebie. - Nie chcę, żebyś zachorował. Idziemy do środka. - zarządził i zaniósł mnie prosto do łazienki. Weszliśmy razem do wanny. Zawstydzony zasłoniłem się wysoką pianą, co rozbawiło mojego chłopaka. - Nie martw się. Wszystko widziałem, skarbie. - zadrżałem. Zsunąłem się niżej. Teraz znad wody wystawała tylko moja głowa.
- Wszystko mnie boli... - mruknąłem niezadowolony.
- Nie martw się. Będzie dobrze. Po prostu musisz się przyzwyczaić. - objął mnie. - Następnym razem zrobimy to, jak będziesz chciał.
- Masz na myśli, że...
- Że zamierzam czekać, aż sam się na mnie nie rzucisz, rozpalony do granic możliwości. - posłał mi szeroki uśmiech, a ja ponownie poczułem zażenowanie...
- To będziesz musiał naprawdę dłuuuugo, dłuuuuuuuugo czekać. - wziąłem trochę piany i zostawiłem biały ślad na jego nosie.
- Ahh hyung... Dzięki tobie dzisiejszy dzień był naprawdę wspaniały. - wepchnął nos między kosmyki moich włosów. - Chciałbym częściej tak odlatywać. Teraz będę zabierał cię do mojego świata. Wybacz mi ten wybryk. Zapomniałem co się dzieje. Ta przyjemność... Tak rozkosznie mnie wypełniła... - zamruczał. A ja... Chyba miałem mu za złe. Bo to w końcu był nasz pierwszy raz. A on go jednym słowem spierdolił i tyle. Pokręciłem głową i oparłem się o zagłówek.
- Po prostu jesteś jeszcze dzieciakiem. - uśmiechnąłem się podstępnie i spojrzałem na niego, oczekując reakcji.
- Masz rację. Jestem głupim dzieciakiem, który psuje najwspanialsze chwile swojemu hyungowi przez jego egoizm. Jestem najgorszą osobą, na jaką mogłeś w życiu trafić. Ale mimo że wiem jak cię to zraniło, nadal zamierzam trwać przy twoim boku i sprawić, że będziesz szczęśliwy do końca swoich dni.
- Hmmm wieczne szczęście? Może to dobra opcja dla nas obu...
Kilka dni później...
Siedzieliśmy przed domem i bawiliśmy się ze szczeniakami, kiedy do domu wrócił wuj. Przywitaliśmy go ciepło i wypiliśmy z nim herbatę na tarasie. Opowiadał o gościnności indyjskich gospodyń, u których bywał. No tak.. Mogłem się domyślić, że to nie będzie jakiś tam zwykły wypoczynek, polegający na wylegiwaniu się pod palmą.. W pewnym momencie naszej rozmowy Sehun poszedł znów zająć się młodymi psami, a ja zamieniłem z krewnym jeszcze kilka słów.
- Długo już z nim jesteś? - zapytał bezwstydnie.
- Serio, mógłbyś sobie odpuścić takie pytania... - burknąłem.
- No co? Muszę wiedzieć wszystko na temat mojego pacjenta! To może odbić się na twoim zdrowiu!
- Na razie odbija się tylko pozytywnie!
- Więc jak długo? - westchnąłem.
- Sam nie wiem... Jakiś czas.. Dłuższy czas... - spojrzałem na chłopaka.
- No tak. Zaczyna robić się zimno. - podkreślił. - Sam sweter ci już nie wystarczy. Pomyśl nad czymś cieplejszym. - pokiwałem głową.
- Nie martw się. On na pewno nie da mi zachorować. Dobrze się mną zajmuje, mimo że jest młodszy. - uśmiechnąłem się.
- Akurat tobie każda opieka jest na rękę. - zaśmiał się. - Widzę, że pasują mu te psiaki. Jeśli chcesz, mogę wam jednego dać.
- Tylko jednego? Skąpy jesteś. - zaczęliśmy się śmiać. - Którego konkretnie chcesz się pozbyć?
- Sami wybierzcie. Pójdę już do środka. Mam kilka rzeczy do załatwienia. - wstał od stołu.
- Dobrze. Do zobaczenia następnym razem. - pokiwałem mu i podskoczyłem do Sehuna. - Sehunnieeee..! - kucnąłem tuż obok. - Wuj zgodził się, żebyśmy wzięli jednego! Co ty na to? Powinniśmy wziąć psa? - spojrzałem na niego.
- Możemy?
- Tak! Który ci się podoba? - rozejrzałem się po małych zwierzętach.
- Sam nie wiem... Może ten? - wskazał na brązowego psa. - Już nawet mam dla niego imię. - uśmiechnął się.
- Imię? Niby jakie?
- Lulu.
- Lulu?!
- Lulu.
- Dlaczego akurat Lulu?! Czy to imię dla psa?! - oburzyłem się. - Nie powinieneś dawać zwierzętom ludzkich imion!
- Pasuje to do niego. Jest tak samo uroczy jak ty. - momentalnie się zarumieniłem. Sehun, ty zły człowieku. Jak śmiesz wywoływać u mnie tyle emocji? Nienawidzę cię!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz