sobota, 24 sierpnia 2013

1. Blada Opowieść. (S/Y)

Przeraźliwy pisk wypełnił mój umysł. Był tak głośny, że z moich oczu wypłynęły łzy. Nie mogłem tego znieść. Nic nie pomagało. Przed oczami zrobiło się ciemno. Spokojnie ChanYeollie.. Musisz to wytrzymać. Powtarzałem w myślach słowa. To tylko na chwilę. Zaraz przestanie. Za moment ktoś tu będzie. I tak się stało. Ale oczywiście - było już za późno. Większość przypadków była podobna do tego. Zawsze jest za późno. Ale nigdy nie ma winnego. Czy to medycyna? Bo w szpitalach jest mało miejsc. Bo są długie kolejki. Bo pacjenci zgłaszają się, kiedy choroba jest już rozwinięta... Czy może powinniśmy obwiniać lekarzy? "Robiliśmy co w naszej mocy". Ile razy te słowa były kłamstwem? Widocznie nadal zrobiliście za mało. A może wypowiadacie te słowa, by uzasadnić swoją bezsilność, w której zatracacie się z każdym dniem coraz bardziej? Albo to wina ludzi. Bo za często chorują. Bo nie walczą. Bo jest im wszystko jedno... Gdy dowiadujesz się o nowotworze, zawsze tak jest. Szok. Nie wiesz co z nim zrobić. Przyzwyczaić się? Przezwyciężyć? Zostajesz z nim sam. Tchórzliwi ludzie uciekają od ciebie. Zupełnie jakby to było zaraźliwe drogą kropelkową. Nie odwiedzają cię. Odcinają się od ciebie. Czujesz się jak samotna roślina kwitnąca na środku pustyni. A ja istnieję po to, by wyrosnąć obok ciebie. Wolontariusze są nazywani aniołami. Jednak nasze życie nie jest usłane puchem i czerwonym dywanem. Cierpimy razem z osobą, którą się opiekujemy. Czujemy stratę po jej śmierci... Ale mimo to dostajemy wciąż kolejnych podopiecznych. Ponieważ życie toczy się dalej i nic nie da się z tym zrobić...
 Pani Byun odeszła zeszłej nocy. Ile to..? Miesiąc? Dwa? W każdym razie, opuszczałem lekcje, żeby móc się z nią spotkać. Nie wiedziałem kiedy nadejdzie ten dzień. Postanowiłem widywać się z nią codziennie. Akurat kiedy musiałem załatwić coś na mieście... Przyszedłem godzinę później. A kiedy wszedłem do sali... Było już za późno...
 Pewnym siebie krokiem zmierzałem do gabinetu ordynatora Parka. Rzuciłem tylko okiem na karty kolejnej osoby i wysłuchałem co ojciec miał mi do powiedzenia, ponieważ to był dopiero mój drugi raz. Nie jestem przyzwyczajony do tematu śmierci. Myślę, że minie sporo czasu, zanim się przyzwyczaję. Ale mimo wszystko obiecałem, że pomogę w szpitalu. I jestem...
 Stanąłem przed błękitnymi drzwiami. Długo zastanawiałem się co powiedzieć... W końcu chłopak był w moim wieku. Nie wiedziałem jak zacząć rozmowę, żeby go od siebie nie zrazić już na wstępie. Wziąłem kilka głębokich wdechów i zastanowiłem się.. Ale skończyło się na myśli "co ma być, to będzie". Nacisnąłem klamkę. Nie było już wyjścia. Otworzyłem powoli drzwi i dostrzegłem pochyloną postać ciemnowłosego chłopaka. Zrobiłem kilka kroków, aby dało się zamknąć drzwi.
- Przepraszam... - zmieszałem się nieco. Nawet nie zwrócił na mnie uwagi. - Nazywam się Park ChanYeol. Jestem wolontariuszem i opiekuję się pacjentami. Wygląda na to, że spędzimy razem sporo czasu, Byun BaekHyun. - lekko się uśmiechnąłem, kiedy w końcu raczył na mnie spojrzeć.
- Po co tu jesteś? Zamierzasz robić za jedyne źródło rozrywki? - prychnął.
- Nie. Wyobraź sobie, że masz podejrzenie nowotworu, jeśli jeszcze o tym nie wiesz. Mam nadzieję, że tak się nie stanie, ale w szpitalach trzeba brać pod uwagę najgorsze scenariusze, więc jeśli wykryją coś w twoim organizmie, to niestety, ale zaczniesz słabnąć. Po pewnym czasie nawet chodzenie będzie problemem. Będziesz wiecznie zmęczony i ospały, a wszystko za sprawą choroby. Możesz nie poradzić sobie sam, a ja nie poświęcam swoich wakacji tylko dlatego, żebyś miał rozrywkę. Jestem tu, żeby cię wesprzeć i pchnąć we właściwym kierunku, zatem proszę, nie zachowuj się jak dzieciak i przebierz się w piżamę, dobrze? - spojrzał na mnie z niemałym zaskoczeniem. Nie musiałem mówić nic więcej. Chłopak wziął wspomniane ubranie i wyszedł do łazienki. Byłem z siebie dumny, że udało mi się tak płynnie i szybko wytłumaczyć mu swoją rolę.
- Widzę, że już mnie znasz... - zaczął, wychodząc z łazienki. Podszedłem do niego i wziąłem ubrania, by złożyć je i schować do szafki.
- Tak. Niech cię to nie dziwi. Zazwyczaj gdy dostaje się podopiecznego, zna się jego tożsamość i dolegliwości. Jak wspomniano w kartotece, jesteś blady. Od czasu do czasu bolą cię kości, prawda? A krew nie krzepnie tak szybko, jak powinna. I również.. Każde drobne uderzenie kończy się siniakiem. To jedne z pierwszych objaw. Choć może to być zwykłe niedokrwienie lub spadek czerwonych krwinek w twoim organizmie. - westchnąłem. - Wiem, że jest niewiele osób, które będą mogły cię odwiedzać, ale skoro zaczęły się wakacje, możesz na mnie liczyć. Mój dom jest niedaleko, więc sam będziesz tylko nocą. Oprowadzić cię po szpitalu?
- Dlaczego to robisz? - zachowywał się, jakby ignorował moje słowa. - Dlaczego zajmujesz się ludźmi takimi jak ja? Użerasz się z nimi.. Nie męczy cię to?
- Jeszcze nie spotkałem się z uciążliwym pacjentem. - uśmiechnąłem się szeroko. - Mam nadzieję, że nie zamierzasz być pierwszy w tej dziedzinie. A jeśli chodzi o to... Robię to z kilku powodów. Przede wszystkim ojciec mnie o to poprosił. Inne powody są zbyt długie, by je tłumaczyć. - stanąłem obok niego. - Powinniśmy iść? Pokażę ci gdzie jest kawiarnia, stołówka i sklep. Więcej chyba nie przyda ci się do szczęścia. Do ogrodu trafisz z łatwością. Widać go przez okno. Wystarczy zejść na sam dół. Wtedy dotrzesz do drzwi wejściowych. Idziesz?

2 komentarze:

  1. Powiedzialam Ci ze nie bede czytala niczego co jest o chprowaniu i smierci ale po przeczytaniu tego cos tu z mozolem nabazgrala zmieniam zdanie. Czekam na kolejny ;*
    S <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże. Cudowne, cudowne, cudowne. Ps, kogo mogę podziwiać w tle? Przypomina mi trochę Junsu, ale wątpię ;_;

    OdpowiedzUsuń