środa, 20 marca 2013

2. Heonjeong (S/Y)

HongKi, o dziwo, punkt piętnasta zatrzymał samochód przed galerią handlową, wyglądając przyjaciela. Dostrzegł bruneta z gitarą na grzbiecie. Pospiesznie wysiadł z pojazdu i otworzył bagażnik.
- Jesteś na czas. - Uśmiechnął się YongHwa.
- Jestem! - Zakrzyknął. - Ale wiele mnie to kosztowało. Spójrz tylko na moje włosy!
- Spokojnie. Fanki i tak będą cię mocno kochać. - Zaśmiał się i wyciągnął telefon. - Chodź tu. Damy im znać, co się z nami dzieje. - Zrobili wspólne zdjęcie, które od razu trafiło na profil gitarzysty.
- Uwielbiam robić selki z przyjaciółmi! - Dla żartów przytulił się do starszego, po czym usiadł za kierownicą. - Macie w zapasie jakieś energetyki?
- Masz na myśli napoje izotoniczne?
- Chyba tak.
- Coś tam mamy. Ale to nie od nas przecież zależy.
- Fakt. To czasami strasznie denerwujące, że wszyscy dookoła decydują za nas. Ani chwili wolnego czasu. Nie wspominając już o prywatności.
- Cóż. Musimy płacić swoją cenę za to, kim jesteśmy. Nie jesteś w stanie sobie wyobrazić ile mamy fanek.
- Wiem to po wyświetleniach twittera.
- I pomnóż razy cztery. Robi wrażenie.
- Nie da się ukryć. Priadonnas są nawet w państwach, o których wcześniej nie miałem bladego pojęcia.
- Jedna z niewielu zalet bycia sławnym. - Parsknęli śmiechem.

Rozmowa im się kleiła, więc dojechali na miejsce szybciej niż mogłoby się wydawać. Weszli do niskiego budynku, gdzie czekały makijażystki i projektantki. Od razu wzięto się za ich wygląd zewnętrzny. HongKi uwielbiał takie "zabiegi". Należał do typu ludzi, którzy lubią jak się o nich dba.
YongHwa natomiast reagował na to obojętnie. Na pierwszy rzut oka mógł wydawać się chłodny i szorstki, ale na scenie pokazywał swoje prawdziwe oblicze.
Rozpoczął się koncert. Fanki przekrzykiwały się jedna przez drugą. Niebiesko - żółte lightsticki niemal raziły w oczy. Banery i wachlarze z podobiznami członków obu zespołów falowały ponad głowami niewysokich Koreanek. Pierwsze dwa rzędy wydawały się być istnym koszmarem, gdyż cała masa ludzi napierała na scenę.
Jako pierwszy wyszedł Jung, a za nim pozostała trójka. Dobrali się do swoich instrumentów i zakręcili całą salą. Po trzech piosenkach zostali zastąpieni przez drugi zespół. Powolne ballady sprawiały, że ponad połowa przybyłych zaczęła płakać.

- HongKi! - Gonił za nim zadowolony YongHwa. - Świetnie wam poszło!
- Dzięki! Wam też! - Uśmiechnął się. - Wsiadajmy.
- Um. - Kiwnął głową i zajął miejsce pasażera.
- Jest już późno, więc zawiozę cię do domu.
- Nie trzeba. Dam sobie radę, w końcu jestem mężczyzną.
- Nie będziesz marznął. Jeszcze zachorujesz i co wtedy? Z zachrypniętym gardłem nie da się śpiewać.
- No niby nie... - Westchnął.
- Więc podwiozę cię. Nie przejmuj się tym. Tylko powiedz, gdzie mieszkasz?
- Pokieruję cię spod galerii.
- Może pojedziemy coś zjeść? - W brzuchu HongKi'ego głośno zaburczało. Ten tylko zachichotał i otworzył schowek pełen batonów. - Częstuj się.
- Nie, dziękuję. W domu zjem porządną kolację.
- Jak chcesz. - Wzruszył ramionami i w końcu odpalił.
 Po kilku chwilach stwierdzili, że nadal im mało i zaczęli śpiewać w samochodzie wraz z zagłuszanym radiem. Prawdę mówiąc, wychodziło im to fenomenalnie. Ich głosy świetnie się ze sobą zgrywały.
 Po kilku minutach wyjechali na szeroką autostradę. Przez halogeny włączone w nadjeżdżających z naprzeciwka aut, HongKi musiał mrużyć oczy, żeby cokolwiek dojrzeć. YongHwa się zmartwił.
- Przecież możesz mnie tu wysadzić. Dalej pojadę autobusem.
- Spokojna twoja rozczochrana! - Uśmiechnął się. - To żaden problem.
- Uważaj!!!


Pisk opon. 
Krzyk. 
Huk. 
Chaos.
Przerażenie.


 Jung leżał jakieś dwadzieścia do piętnastu metrów w odległości od Lee. Odkaszlnął krwią i spojrzał w stronę blondyna. 
- Hej... W porządku? - Wyciągnął ku niemu rękę. Chłopak nie odpowiedział. Jeden z przejezdnych zadzwonił po karetkę. Zabrano ich dwójkę. YongHwa był przerażony. Oddychanie sprawiało mu problemy.  Ponownie spojrzał na młodszego, który leżał obok. Lekarze podjęli się reanimacji. Poprzyczepiano do nich kable. Klatka piersiowa HongKi'ego była zmasakrowana. Jung bał się jak nigdy. Nie tylko o siebie. Obawiał się o życie przyjaciela. 

 Minęło kilka dni. Lee właśnie się wybudził. YongHwa siedział przy nim od momentu, w którym przetransportowano ich do szpitala. 
- Co jest... - Sapnął blondyn, chwytając się za bolącą głowę. Jung spojrzał na niego. 
- Jak się czujesz? - Jego głos dawał znać, że chłopak był wyczerpany. 
- Co się stało? - Zapytał zdumiony. Brunet był roztrzęsiony. 
- Mieliśmy wypadek. - Szepnął. - Wszystko w porządku? 
- Całe ciało mnie boli... - Westchnął. - A jak z tobą? Jesteś cały?
- Niestety kierowca doznał większych obrażeń. - Jego dłonie zaczęły się trząść. - Wjechał w nas tir. - Głośno przełknął ślinę. - Tak się o ciebie bałem...- Przytulił się do HongKi'ego. 
- Nic mi nie jest. To tylko draśnięcie. - Uśmiechnął się. 
- To nie jest tylko draśnięcie! - Zdenerwował się. - To wszystko moja wina. Gdybym nie pozwolił ci odwozić się do domu, nie doszłoby do tego...
- To nie twoja wina. Powinienem uważniej prowadzić... Przepraszam.
- Nie waż się mnie przepraszać. - Odsunął się od niego i usiadł na łóżku. - Jestem straszny...
- Nawet jeśli, to i tak nic na to nie poradzisz. Stało się i tyle. - Uśmiechnął się. - Poza tym nie jest ze mną aż tak tragicznie. Chyba że jest. Jeszcze się nie widziałem. 
- Nie jest. - Zaśmiał się. - Wyglądasz jak zazwyczaj, tylko masz na twarzy kilka siniaków. 
- Masz może lusterko? 
- Nie noszę takich rzeczy przy sobie. Chcesz iść do łazienki? - HongKi usiadł na łóżku. 
- Pójdziesz ze mną? 
- Oczywiście. - Złapał go w pasie i pomógł mu wstać. Lee zawiesił ramię na jego szyi. Wspólnie udali się do pomieszczenia naprzeciwko. 

- Emm...
- Coś nie tak? - Wystraszył się, trzymając Lee stojącego przed lustrem. 
- Muszę się załatwić... - Spuścił wzrok i zarumienił się. - A sam nie dam rady utrzymać się na nogach. 
- W porządku. Pomogę ci. - Weszli do kabiny. YongHwa odwrócił wzrok. Lee załatwił swoją potrzebę i wyszli.
- Dziękuję ci.
- To żaden problem. - Uśmiechnął się, prowadząc go z powrotem do sali. - Będę tu, dopóki nie wyzdrowiejesz. 
- Jestem wdzięczny. - Usiadł na łóżku. 
- Połóż się. 
- Jest w porządku. Posiedzę z tobą. 
- Na pewno..? - Zmartwił się. 
- Tak. Przyjacielu. 

1 komentarz:

  1. O żesz Ty w mordę!!! pięknie pięknie cudownie
    oomomomomomom bsdkhbkcvaglevhshlcbbz;cbblasb
    Jestem zachwycona!! jak zawsze zresztą <3

    OdpowiedzUsuń