sobota, 23 marca 2013

3. Heonjeong (S/Y)

Minęło kilka dni. HongKi mógł już chodzić, ale wciąż musiał uczęszczać na rehabilitacje. YongHwa przez cały ten czas był przy jego boku. Nie śmiał odstąpić przyjaciela nawet na krok. Blondynowi to nie przeszkadzało. Z czasem polubił towarzystwo starszego, wręcz pragnął jego obecności. Nie wiedział, czy jego postawa jest normalna, jednak nie zaprzątał sobie tym głowy zbyt długo. Po prostu cieszył się każdą chwilą najbardziej, jak tylko mógł.
- Podasz mi ręcznik? - Zapytał, wskazując na biały przedmiot spoczywający na parapecie. 
- Oczywiście. - Jung podskoczył i natychmiast podał Lee potrzebną rzecz. 
- Nie męczy cię to? - Westchnął. - Zajmowanie się taką niedojdą jak ja? Mógłbyś przecież w tym czasie ćwiczyć kolejne kawałki. 
- Po pierwsze to moja wina, że jesteś w w takim stanie i czuję się za ciebie odpowiedzialny. Po drugie nie mamy nawet wyznaczonej daty, więc nie muszę jeszcze ćwiczyć. Nie martw się o moją gitarę. - Uśmiechnął się i poczochrał włosy HongKi'ego. 
- Skoro tak, to pozwalam ci zostać ze mną. - Zaśmiał się i kontynuował ćwiczenia.

Jak ja mogłem ci to zrobić..? Przeze mnie musisz uczyć się chodzić na nowo...
Nigdy sobie tego nie wybaczę.

- Hyong! Chodźmy dziś na kawę? 
- Tylko kawę? Zapraszam cię dzisiaj na obiad. - Uśmiechnął się. - Dałeś z siebie wszystko. Pewnie jesteś zmęczony? 
- Nie aż tak. Ale chętnie pójdę  tobą na obiad. - Zaśmiał się i klasnął w dłonie. - Tylko ubiorę buty. 
- Pomóc ci? 
- Nie jest ze mną jeszcze aż tak źle, więc spokojnie. Dam sobie radę. 
- Na pewno? - Chciał się upewnić. - To żaden problem. - Kucnął przed nim widząc, jak niezdarnie zawiązuje sznurowadło. - Twoje palce też nie chcą cię słuchać? 
- Jeszcze kilka zajęć i będzie w porządku... - Posmutniał. - Nie mogę nawet trzymać mikrofonu. - Jego głos zadrżał. 
- Wszystko będzie dobrze. Widzę, że naprawdę jesteś zmęczony, bo ględzisz. - Uśmiechnął się kończąc wiązać idealne kokardki. - Zamówimy dużo mięsa. Co ty na to? 
- Okej. Tylko musisz mi załatwić widelec. Pałeczki stanowią dla mnie nie lada wyzwanie. - Wstał i zachwiał się. Jung złapał go w pasie i przyciągnął do siebie. 
- Przestaniesz się w końcu nad sobą użalać czy nie? - Przytulił go. HongKi poczuł się dziwnie, ale stał bez ruchu. Pozwolił swojemu sercu na wariację. Schował twarz w obojczyku starszego. 
- Hyong... Dlaczego moje serce też mnie nie słucha? Nie ważne jak bardzo staram się je uspokoić, ono bije przeraźliwie szybko. 
- Czy ty właśnie wyznajesz mi miłość? - Młodszy się zarumienił. 
- Możliwe. - Jung chwycił go za ramiona, odchylił i spojrzał mu w oczy. 
- Co ty powiedziałeś? - Uśmiechnął się. 
- Przepraszam cię... Cały czas przysparzam ci problemów. Chyba powinieneś się ode mnie odizolować... - Uciekał wzrokiem.
- Nie chcę odizolowywać się od kogoś, kogo kocham. - Lee ponownie na niego spojrzał.
- N... Naprawdę? - Jego oczy się zaszkliły. - To niemożliwe.
- A jednak. - YongHwa pogłaskał go po głowie. - Kocham cię HongKi.
- Hyong. - Jego łzy same wypłynęły na powierzchnię zaróżowionych policzków. - Jesteś dla mnie za dobry. O wiele za dobry... Bo ja wiem, jaki jestem.
- Jestem ci to winien. W końcu to przeze mnie jesteś w takim stanie. - Lee spojrzał na niego rozczarowany.
- Co? Czyli kochasz mnie tylko dlatego? Z poczucia winy? - Odepchnął go, a sam upadł na podłogę. - To nie w porządku. Dlaczego... Dlaczego mi to robisz?
- Daj mi wytłumaczyć. To nie jest tak. - Zrobił krok ku niemu.
- Nie podchodź!!! - Wrzasnął na całe gardło i schował twarz w dłoniach. - Odejdź stąd. Chcę być sam.
- Odwiozę cię przynajmniej do domu...
- Nie. Dam sobie radę. - Wyciągnął telefon i wykręcił numer. - Menagerze? Niech pan po mnie przyjedzie do ośrodka rehabilitacyjnego. Czekam. - Rozłączył się i z powrotem schował telefon.
- Prześpij się z tym i porozmawiamy jutro na spokojnie. Dziś cię zostawię, jeśli chcesz, ale pozwól, że przynajmniej usiądziesz na ławce. Nie chcę zostawiać cię w takim stanie.
- Sam sobie poradzę. - Wstał na niepewnych nogach. Zrobił krok w stronę ławki i runął na ziemię ścierając sobie dłonie do krwi. YongHwa czuł, jak do jego oczu cisną się łzy. Bez słowa złapał blondyna za ramiona, ostrożnie usadził i odszedł. 

1 komentarz: