- Podasz mi ręcznik? - Zapytał, wskazując na biały przedmiot spoczywający na parapecie.
- Oczywiście. - Jung podskoczył i natychmiast podał Lee potrzebną rzecz.
- Nie męczy cię to? - Westchnął. - Zajmowanie się taką niedojdą jak ja? Mógłbyś przecież w tym czasie ćwiczyć kolejne kawałki.
- Po pierwsze to moja wina, że jesteś w w takim stanie i czuję się za ciebie odpowiedzialny. Po drugie nie mamy nawet wyznaczonej daty, więc nie muszę jeszcze ćwiczyć. Nie martw się o moją gitarę. - Uśmiechnął się i poczochrał włosy HongKi'ego.
- Skoro tak, to pozwalam ci zostać ze mną. - Zaśmiał się i kontynuował ćwiczenia.
Jak ja mogłem ci to zrobić..? Przeze mnie musisz uczyć się chodzić na nowo...
Nigdy sobie tego nie wybaczę.
- Hyong! Chodźmy dziś na kawę?
- Tylko kawę? Zapraszam cię dzisiaj na obiad. - Uśmiechnął się. - Dałeś z siebie wszystko. Pewnie jesteś zmęczony?
- Nie aż tak. Ale chętnie pójdę tobą na obiad. - Zaśmiał się i klasnął w dłonie. - Tylko ubiorę buty.
- Pomóc ci?
- Nie jest ze mną jeszcze aż tak źle, więc spokojnie. Dam sobie radę.
- Na pewno? - Chciał się upewnić. - To żaden problem. - Kucnął przed nim widząc, jak niezdarnie zawiązuje sznurowadło. - Twoje palce też nie chcą cię słuchać?
- Jeszcze kilka zajęć i będzie w porządku... - Posmutniał. - Nie mogę nawet trzymać mikrofonu. - Jego głos zadrżał.
- Wszystko będzie dobrze. Widzę, że naprawdę jesteś zmęczony, bo ględzisz. - Uśmiechnął się kończąc wiązać idealne kokardki. - Zamówimy dużo mięsa. Co ty na to?
- Okej. Tylko musisz mi załatwić widelec. Pałeczki stanowią dla mnie nie lada wyzwanie. - Wstał i zachwiał się. Jung złapał go w pasie i przyciągnął do siebie.
- Przestaniesz się w końcu nad sobą użalać czy nie? - Przytulił go. HongKi poczuł się dziwnie, ale stał bez ruchu. Pozwolił swojemu sercu na wariację. Schował twarz w obojczyku starszego.
- Hyong... Dlaczego moje serce też mnie nie słucha? Nie ważne jak bardzo staram się je uspokoić, ono bije przeraźliwie szybko.
- Czy ty właśnie wyznajesz mi miłość? - Młodszy się zarumienił.
- Możliwe. - Jung chwycił go za ramiona, odchylił i spojrzał mu w oczy.
- Co ty powiedziałeś? - Uśmiechnął się.
- Przepraszam cię... Cały czas przysparzam ci problemów. Chyba powinieneś się ode mnie odizolować... - Uciekał wzrokiem.
- Nie chcę odizolowywać się od kogoś, kogo kocham. - Lee ponownie na niego spojrzał.
- N... Naprawdę? - Jego oczy się zaszkliły. - To niemożliwe.
- A jednak. - YongHwa pogłaskał go po głowie. - Kocham cię HongKi.
- Hyong. - Jego łzy same wypłynęły na powierzchnię zaróżowionych policzków. - Jesteś dla mnie za dobry. O wiele za dobry... Bo ja wiem, jaki jestem.
- Jestem ci to winien. W końcu to przeze mnie jesteś w takim stanie. - Lee spojrzał na niego rozczarowany.
- Co? Czyli kochasz mnie tylko dlatego? Z poczucia winy? - Odepchnął go, a sam upadł na podłogę. - To nie w porządku. Dlaczego... Dlaczego mi to robisz?
- Daj mi wytłumaczyć. To nie jest tak. - Zrobił krok ku niemu.
- Nie podchodź!!! - Wrzasnął na całe gardło i schował twarz w dłoniach. - Odejdź stąd. Chcę być sam.
- Odwiozę cię przynajmniej do domu...
- Nie. Dam sobie radę. - Wyciągnął telefon i wykręcił numer. - Menagerze? Niech pan po mnie przyjedzie do ośrodka rehabilitacyjnego. Czekam. - Rozłączył się i z powrotem schował telefon.
- Prześpij się z tym i porozmawiamy jutro na spokojnie. Dziś cię zostawię, jeśli chcesz, ale pozwól, że przynajmniej usiądziesz na ławce. Nie chcę zostawiać cię w takim stanie.
- Sam sobie poradzę. - Wstał na niepewnych nogach. Zrobił krok w stronę ławki i runął na ziemię ścierając sobie dłonie do krwi. YongHwa czuł, jak do jego oczu cisną się łzy. Bez słowa złapał blondyna za ramiona, ostrożnie usadził i odszedł.
- Nie chcę odizolowywać się od kogoś, kogo kocham. - Lee ponownie na niego spojrzał.
- N... Naprawdę? - Jego oczy się zaszkliły. - To niemożliwe.
- A jednak. - YongHwa pogłaskał go po głowie. - Kocham cię HongKi.
- Hyong. - Jego łzy same wypłynęły na powierzchnię zaróżowionych policzków. - Jesteś dla mnie za dobry. O wiele za dobry... Bo ja wiem, jaki jestem.
- Jestem ci to winien. W końcu to przeze mnie jesteś w takim stanie. - Lee spojrzał na niego rozczarowany.
- Co? Czyli kochasz mnie tylko dlatego? Z poczucia winy? - Odepchnął go, a sam upadł na podłogę. - To nie w porządku. Dlaczego... Dlaczego mi to robisz?
- Daj mi wytłumaczyć. To nie jest tak. - Zrobił krok ku niemu.
- Nie podchodź!!! - Wrzasnął na całe gardło i schował twarz w dłoniach. - Odejdź stąd. Chcę być sam.
- Odwiozę cię przynajmniej do domu...
- Nie. Dam sobie radę. - Wyciągnął telefon i wykręcił numer. - Menagerze? Niech pan po mnie przyjedzie do ośrodka rehabilitacyjnego. Czekam. - Rozłączył się i z powrotem schował telefon.
- Prześpij się z tym i porozmawiamy jutro na spokojnie. Dziś cię zostawię, jeśli chcesz, ale pozwól, że przynajmniej usiądziesz na ławce. Nie chcę zostawiać cię w takim stanie.
- Sam sobie poradzę. - Wstał na niepewnych nogach. Zrobił krok w stronę ławki i runął na ziemię ścierając sobie dłonie do krwi. YongHwa czuł, jak do jego oczu cisną się łzy. Bez słowa złapał blondyna za ramiona, ostrożnie usadził i odszedł.
hruqevfgiabibhgaipsfhq8epy0gfruoscanxpioqhuwpYA
OdpowiedzUsuń