Nie chciałem iść do szkoły ze świadomością, że ten idiota znów mnie najdzie. Jednak nie powinienem opuszczać lekcji, kiedy dopiero zaczął się rok szkolny. Nie chcę już na początku robić sobie problemów. Poza tym, pewnie niedługo zacznie się ciężka harówka. Ehhh... Kocham szkołę...
Dzisiejsza podróż autobusem minęła wyjątkowo spokojnie. Obok mnie stanął tylko jeden pijak i o dziwo nie było żadnego dziecka żebrającego o pieniądze. Wysiadłem na swoim przystanku. Przechodzący obok chłopak zmierzył mnie chłodnym spojrzeniem. Z wielkim niesmakiem powstrzymałem swoje pięści, chowając je w kieszeniach i skulony, by nikt nie widział mojej twarzy, skierowałem się ku klasie. Nigdzie nie widziałem Sehuna. W sumie to od razu poprawiło mi humor. Pierwsza lekcja minęła spokojnie...
W przerwie niestety dobra aura prysła niczym bańka mydlana i czarne chmury zawisły nad moją głową. Usiadłem na ławce pod oknem, nie chcąc nikomu przeszkadzać, kiedy naszedł na mnie ten dzieciak.
- Cześć!! Jak się czujesz? Zauważyłem ostatnio, że jesteś strasznie chudy! Przygotowałem specjalnie dla ciebie ciasto i tosty! Chcesz? - podsunął mi pod sam nos pudełko z jedzeniem. Pachniało przepysznie... Ale nie miałem na to ochoty. Z resztą jak zawsze. Odepchnąłem jego rękę w znaczący sposób. Spojrzał na mnie ze smutkiem. - Nie chcesz...? - spuścił głowę. Wyglądał, jakby zaraz miał się rozpłakać. Westchnąłem ciężko i spojrzałem na niego.
- Zamierzasz się tu rozbeczeć? - spytałem ironicznie. Jednak wielkie krople zaczynały gnieździć się w kącikach jego oczu. - Yah. Jak zamierzasz ryczeć to nie przy mnie. Nienawidzę tego. - wstałem i odszedłem od niego. Udałem się na boisko. Było bardzo ciepło. Schowałem się w cieniu i patrzyłem w chmury, które leniwie toczyły się po bezkresnym błękicie. Ten widok zawsze mnie uspokajał, mimo że kojarzył mi się z dość dramatyczną historią.
Do końca dnia Sehun nie odezwał się nawet słowem. Widziałem po jego oczach, że płakał i to bardzo długo, bowiem spóźnił się na lekcję. Nie zwracałem na niego najmniejszej uwagi i, co dziwne jak na mnie, skupiłem się na lekcji.
Wracając ze szkoły zapaliłem fajkę. Tak na rozluźnienie. Zawsze miałem przy sobie awaryjną paczkę na wypadki podobne do dzisiejszego. Szedłem pieszo, gdyż pogoda była wręcz idealna na spacer. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że za mną idzie Pan Natrętny.
Skoncentrowałem się na głębokich zaciągnięciach tytoniu i rozkoszowaniu się gorzkim smakiem dymu. Wypuściłem z ust powietrze tak, że przez chwilę nie widziałem, co jest przede mną. Poczułem mocne szarpnięcie za ramię. Z hukiem upadłem na ziemię. Papieros wypadł mi z ręki. Poczułem jak ktoś mnie podnosi. Z początku nie byłem pewien kto to. Myślałem, że widzę Lay'a. Ale to byłoby niemożliwe. Nie mógłby tu być. Więc kogo widzę..?
- Błagam! Otrząśnij się! Luhan! - weeeeh!! Nawet moje imię paskudnie brzmiało w jego ustach!
- Puszczaj mnie! - wrzasnąłem na Sehuna i spojrzałem na niego z przerażeniem. - Nie słyszysz co mówię?!! - nie chciał dać mi spokoju. W końcu sam się wyrwałem. Zrobiłem krok do przodu, po czym poczułem silny ból w kostce. - Cholera. Co się dzieje?!
- Ty... Nie widzisz? Potrącił cię samochód. - wytłumaczył łapiąc mnie za przedramię. - A raczej prawie potrącił. Gdyby nie ja pewnie byłoby z tobą bardzo źle. - schlebiał sobie. Patafian. - Cham. Odjechał nie zwracając na ciebie uwagi.
- Nie ważne. - odtrąciłem jego rękę i zacząłem kuśtykać w stronę domu.
- Przestań się opierać. Twoje zdrowie jest najważniejsze. Jeśli masz zamiar iść do domu w takim stanie, możesz tylko zaszkodzić swojej nodze. - na moje nieszczęście, byliśmy daleko od jakiegokolwiek przystanku. Najbardziej opłacalną opcją, było pójście do domu pieszo.
- Nie jeżdżą tędy autobusy.
- Zaniosę cię. - nie zdążyłem nawet wszcząć sprzeciwu, kiedy poczułem, że unoszę się nad ziemią. Musiałem mu to przyznać. Silny z niego dzieciak. - Którędy do twojego domu? - spytał patrząc na moją twarz. Ta sytuacja była dla mnie krępująca... Wyciągnąłem rękę ku bocznej alejce, rzadko odwiedzanej przez ludzi. Założywszy moją torbę na ramię, ruszył w tamtą stronę pewnym siebie krokiem. Z każdym kolejnym ugięciem, robiło mi się niedobrze. Kiwałem się to w dół, to w górę, jak na szalonej karuzeli. Kręciło mi się w głowie. Ból kostki coraz bardziej się nasilał. W dodatku przycisnął mnie pęcherz. Powinienem szybko iść za potrzebą...
Po piętnastu minutach morderczej drogi doznałem ukojenia. Zarówno pod względem potrzeby fizjologicznej i bolącej nogi, tudzież zawirowaniu w głowie. Zostawiłem Sehuna w przedpokoju, gdzie zachwycał się niezwykłością pamiątek mojej matki, które przywiozła z różnych stron świata. Odpocząłem jeszcze chwilę i wyszedłem do niego.
- Chcesz się czegoś napić? - zaprowadziłem go do kuchni.
- Możesz mi zrobić herbatę. - wyszczerzył się. Westchnąłem z rozczarowaniem, gdyż kostka straszliwie mnie bolała, a ten dureń kazał mi jeszcze usługiwać. Wielkie mi co. Równie dobrze mógłbym umrzeć pod kołami samochodu. Skrzywdził mnie, ratując mi życie. Wolałbym pozwolić, by los osądził o mojej śmierci. Odebrał mi szansę na długi sen. - Co z twoją nogą? Nie wygląda za dobrze. Strasznie spuchła. - wyrwał mnie z zamyślenia. Jego uwaga była słuszna. Zamiast dwóch wystających kosteczek miałem nad skarpetką wielką banię, przypominającą rozrośniętą gruszkę.
- A nie widać? - fuknąłem.
- Usiądź. - rozkazał mi po dłuższym zastanowieniu. Sam wstał. - Gdzie masz apteczkę? Powinny być tam maści na skręcenia i żele chłodzące. Oprócz tego powinienem założyć bandaż. Nie ma sensu iść teraz do szpitala. Jest już dość późno... - spojrzał za okno. Z niechęcią go posłuchałem. Wskazałem górną szafkę i spocząłem na miękkim krześle. Wystawiłem nogę, którą Sehun uniósł po chwili na wysokość jego kolana.
- Posrało cię?!! To boli idioto!!! - wydarłem się na całe gardło.
- Jak ma nie boleć? Masz arbuza zamiast nogi! - odpyskował. Poczułem jego zimne palce. Od razu zacząłem dygotać.
- Yaaah!! Zrób to jak najszybciej! Nieznośne uczucie. Kto normalny ma takie zimne paluchy?! - czułem jak się rumienię. Czy to ten moment, który zwą szaleństwem?
Najpierw tak:
OdpowiedzUsuńWybacz, że nie komentuję, mimo że często mi się zdarzało tu wpaść i coś przeczytać, nie bij, nie bij! T_T
To zwyczajnie dlatego, że nie mam ochoty na to. Nie to, że nie wiem co napisać, bo to głupia, nudna śpiewka, ale ostatnio mam taki dziwny humor, że nie mam ochoty zupełnie na nic.
Ale obiecuję nadrobić zaległości w wakacje i być na bieżąco, bo warto!
Jeden błąd znalazłam: "Zamiast dwój wystających kosteczek miałem nad skarpetką wielką banię, przypominającą rozrośniętą gruszkę." - a nie dwóch? XD
A co do samego one-szota.
Płaczący Sehun, jak możesz mi to robić jezu, jeszcze oglądałam jak Sehunnie kochany płakał w Radio Sukriya i dobiłaś mnie. Dobiłaś, dobiłaś.
A Luhan anorektyk? W sumie to nawet do niego pasuje, widać, że chudzielec.
Bardzo mi się podoba, pewnie dlatego, że z motywem anoreksji w EXO spotkałam się po raz pierwszy. I nie wiem czemu chciałabym ukrycie by były tam i inne paringi z exo niż tylko HunHan. .3.
Ale to już od Ciebie zależy *w*
Dodaję do linków u siebie, zeby bloga nie zgubić i będę tu częściej.
Dużo weny! <3
~ Krisus. *: