Całą sobotę przesiedziałem przed komputerem, oglądając jakieś dramy. Nie zamierzałem wychodzić z domu nawet na krok. To byłoby ryzykowne. Mógłbym spotkać Sehun'a, a w tym momencie była to ostatnia rzecz, jaką chciałem zrobić. Wyszedłem tylko raz do sklepu po kilka przekąsek. Unikałem portali społecznościowych, a mój telefon był wyłączony. Tego dnia nie istniałem dla świata. Może poza moją matką... Około południa weszła do mojego pokoju z obiadem.
- Kochanie! Dlaczego nigdzie nie idziesz? Jest taka ładna pogoda..
- Wyjdź stąd. - burknąłem, nie odrywając wzroku od ekranu monitora.
- Luhan... - podeszła do mnie i złapała mnie za ramiona. Od razu odtrąciłem jej zimne ręce.
- Powiedziałem coś? Wypierdalaj. - warknąłem. Matka tylko westchnęła i skierowała się z powrotem do drzwi.
- Nie powinieneś się tak zachowywać. Trochę szacunku dla starszych.
- Jak mam mieć szacunek dla kogoś, kto nie potrafi mnie uszanować? - prychnąłem. - Po prostu zostaw mnie w spokoju, bo nie mogę znieść twojej osoby. - wyszła trzaskając drzwiami. Nigdy się z nią nie pogodzę. Nienawidzę mojej matki...
W środku nocy obudził mnie dzwonek do drzwi. Niechętnie podniosłem się z łóżka i mozolnie spełzłem po schodach na dół. Stanąłem przed drzwiami i bez zastanowienia je otworzyłem, nie sprawdzając nawet kto przyszedł. Kiedy tylko pociągnąłem do siebie okrągłą klamkę, wpuszczając tym samym trochę świeżego powietrza do wnętrza domu, poczułem jak na mojej szyi wiesza się postać mniej więcej mojego wzrostu. Zatkało mnie.
- Luhan... Lulu! - natychmiast rozpoznałem głos Sehun'a. - Przepraszam! Nie wiedziałem, do kogo pójść. Pierwszy przyszedłeś mi na myśl! - oparł swoje czoło o moje ramię. - Lulu..! Moja mama miała atak! - czyżby znów płakał..? Biedny dzieciak. - Przepraszam.. Nie chcę być sam. Strasznie się boję..! Co jeśli... Jeśli mama umrze? Co wtedy?!
- Dlaczego nie pojechałeś z nią? - lekko się zdziwiłem. - Nie powinieneś również wsiąść do karetki?
- Hyung.. To działo się tak szybko... - jeszcze mocniej zacisnął ręce na mojej szyi.- Nie wiedziałem nawet gdzie mam klucze. Koleś z karetki kazał mi zostać w domu i się uspokoić. Ale nie umiałem. Dopiero kiedy jestem w twoich ramionach, mogę czuć się bezpiecznie. - coś zakuło mnie w serce. Zupełnie jakby wbił mi w nie strzykawkę i zaaplikował ciepłą ciecz. Tak bardzo ciepłą, że z serca roznosi się po całym ciele. I wtedy również moje ramiona stają się ciepłe. I mogę go nimi objąć i dać poczucie bezpieczeństwa. Pokazać mu, że jest osoba, której na nim zależy.
- Sehunnie...
- Hyung... Jeśli mnie zostawisz, zostanę zupełnie sam...
- A kto powiedział, że cię zostawię?
- Hyung! - spojrzał na mnie. - Naprawdę? Ty.. Naprawdę?! - zaczął płakać jeszcze rzewniej.
- Wejdź najpierw do środka. Jest dość zimno.
- Hyung! - wepchnął mnie za drzwi, które po chwili zamknął. Przyparł mnie do ściany. Tak mocno się do mnie tulił... Ten dzieciak naprawdę musi być samotny.. - Mogę...? - spojrzał na mnie nieśmiało. Westchnąłem i pokiwałem głową.
- Dobra. Ale tylko raz. Nie rób tego nigdy bez ostrzeżenia, rozumiesz? - pokiwał grzecznie głową i zrobił jeszcze mały krok w moim kierunku. Zbliżył do mnie swoją twarz. Czułem na poliku delikatny powiew jego ciepłego, jeszcze trochę wahającego się oddechu. Położył dłoń na moim poliku. Lekko rozchylił wargi i zbliżył się już na dobre. Nasze usta się złączyły tworząc harmonijną jedność. Mocno zacisnąłem oczy i zwinąłem ręce w pięści. Moje serce chciało rozsadzić moje wnętrze. Zatraciłem oddech. Chciałem odepchnąć chłopaka. Ledwo się powstrzymywałem. W końcu Sehun się odsunął.
- I jak hyung? - szepnął. - Może być? - nie byłem w stanie nic powiedzieć. Po prostu złapałem go za nadgarstek i zaprowadziłem do góry. Usiedliśmy na łóżku.
- Jesteś śpiący? Albo głodny? A może chcesz pić? - dopytywałem nerwowo.
- Spokojnie hyung. - objął mnie. - Byłeś wspaniały. - przejechał nosem po moim poliku.
- Aaaaish co ty ze mną robisz... I nie mów do mnie hyung. To mnie peszy. Mów po prostu Lulu jak już musisz.
- Wolę hyuuuuung. - jęknął mi do ucha. - Mogę się tobą pobawić?
- Ani się waż! - wstałem. - Twoja mama jest w szpitalu a ty masz ochotę na takie rzeczy?! Jak ty się zachowujesz?! - zacząłem na niego krzyczeć.
- Hmmm masz rację Lulu... Jestem beznadziejny, prawda? - położył się. - Tak bardzo beznadziejny, że aż nie mam przyjaciół...
- Przykryj się i śpij, bo zaczynasz bredzić. - burknąłem.
- Bez ciebie nie idę, Lulu. Chodź tu. - rozłożył ręce. Niechętnie położyłem głowę na jego klatce piersiowej. Usłyszałem przyspieszone bicie serca. - Słyszysz tę muzykę? To twój osobisty rytm. Moje serce nie reaguje tak na nikogo innego..
środa, 31 lipca 2013
wtorek, 30 lipca 2013
10. Molla. (S/Y)
Odwróciłem się do niego tyłem. Nadal płakałem. Zakryłem się kołdrą i zamknąłem oczy, próbując się uspokoić. Dla nas obu to była niezręczna sytuacja. Sam nie wiedziałem co robić. Nie chciałem go widzieć, ale przecież sam prosiłem, żeby został.
- Hyung... - jęknął. - Hyung nie gniewaj się na mnie... - także płakał... - Ja... Ja już nie mogłem wytrzymać. Nie potrafię nad sobą zapanować. Kiedy tylko cię widzę... Kiedy mogę cię dotykać... - ściszył ton. - Moje serce... Ono wariuje. Ono chce wyskoczyć z mojej piersi. Ja... Ja chyba niechcący się w tobie zakochałem... - dlaczego tak zareagowałem..? Dlaczego moje serce skoczyło mi do gardła? - Hyung... Pozwól mi. Chcę przy tobie zostać. Nawet jeśli mielibyśmy być tylko przyjaciółmi! Nie skazuj tej duszy na śmierć w cierpieniu. Zlituj się nad nią... - milczałem. To było najlepsze wyjście. - Pewnie będziesz chciał nad tym pomyśleć. Nie będę na ciebie naciskał. - westchnął. - Mam iść? Nie chcesz mnie widzieć? - sam nie wiem. Z jednej strony miałem ochotę wyrzucić go z domu z pokaźnym kopniakiem w pośladki. Ale... z drugiej... Chciałem, by został... AISH! Jestem szalony!! Szalony! - Hyung... Powiedz coś... - nalegał, ale mnie nie dotykał. - Hyung... - jęknął. Zanosił się od płaczu. Aż tak bardzo się bał? Aż tak bardzo żałował..? - Wybacz mi... Pewnie uważasz to za błąd. Wielki błąd... Zabrałem te usta... Ale spójrz. Przecież Yixing nie żyje. Chciałeś nigdy nikogo nie... - zaciął się. Chyba właśnie go niego dotarło... - Yah hyuuung... Przecież wiesz, że jestem tylko naiwnym dzieciakiem... Za dużo sobie wyobrażałem. To byłoby zbyt piękne, gdybyś odwzajemnił moje uczucia. - położył się obok mnie. - Zostanę tu. Może jeszcze zmienisz zdanie... Może mi wybaczysz. - nie zabrał mi kołdry. Po prostu się położył. Nic więcej nie powiedział. Po kilku minutach zasnął... Ja za to długo jeszcze myślałem. Krążyłem wokół jednego tematu. Nie wiedziałem co robić. Co myśleć... Bo w końcu, to nie było aż takie złe. Dzieciak po prostu się rozpędził. Zapomniał kim jestem. Ale... Czy aby na pewno mogę mu powiedzieć, że nie potrafię odwzajemnić jego uczucia? Czy raczej powinienem zdecydować się na słowa " Dobrze, spróbujmy" ? Nie wiem...
W ten sposób minęła cała noc. Sehun wstał pierwszy. Zrobił śniadanie i przyniósł je do pokoju. Usiadłem na łóżku, kiedy go zobaczyłem. Zgarbiłem się i przeczesałem włosy.
- Pewnie ze wspólnego weekendu nici. - mruknął i podał mi talerz pełen jajecznicy ze szczypiorkiem i szynką. - Zjedz to. Wtedy sobie pójdę. Pewnie już nie chcesz mnie widzieć, ale muszę wiedzieć, że zjadłeś... - spojrzałem na niego zaszklonymi oczyma.
- Co mam o tym myśleć? Kiedy robisz coś takiego... Jak mam być spokojny? Jak mam nie wariować? Nawet sam nie wiem co czuję. Chcesz mnie zabić od nadmiaru myśli? - odezwałem się pierwszy raz od wczoraj. Chłopak podniósł głowę. Spojrzeliśmy sobie w oczy.
- A musisz o tym myśleć? Nie możesz po prostu tu być? Razem ze mną? Przy moim boku? Musisz sobie to układać? Nie może być choć trochę bałaganu w twoim życiu? Nie chcesz spróbować czegoś nowego? - w jego głosie zamieszkało natchnienie. - Hyung spróbuj. Poprowadzę cię, skoro nic nie widzisz. Będę mocno cię trzymał. Tylko spróbuj. Proszę... - ścisnąłem w pięści widelec. Zgodzić się? Nie? A skąd ja mam to niby wiedzieć?
- Sam nie wiem. Nie mam pojęcia. Dlaczego ty mnie tak męczysz? Miałeś nie naciskać. Miałeś poczekać... A ty starasz się mnie przekonać i robisz jeszcze większy bałagan. Dlaczego muszę decydować, kiedy nie wiem?
- Będę czekał hyung. Zaczekam ile trzeba. - lekko się uśmiechnął, żeby mnie zachęcić. - Jedz już. - wskazał na jajecznicę.
- A ty jadłeś?
- Tak. - odparł lekko zdziwiony. - Więc.. Ja już pójdę, hyung... - wstał i sięgnął po swoją torbę. - I jeszcze jedno hyung. Masz miękkie usta. - wyszedł z pokoju, a ja zacząłem się krztusić. Ten człowiek zdecydowanie chce się mnie pozbyć.
- Hyung... - jęknął. - Hyung nie gniewaj się na mnie... - także płakał... - Ja... Ja już nie mogłem wytrzymać. Nie potrafię nad sobą zapanować. Kiedy tylko cię widzę... Kiedy mogę cię dotykać... - ściszył ton. - Moje serce... Ono wariuje. Ono chce wyskoczyć z mojej piersi. Ja... Ja chyba niechcący się w tobie zakochałem... - dlaczego tak zareagowałem..? Dlaczego moje serce skoczyło mi do gardła? - Hyung... Pozwól mi. Chcę przy tobie zostać. Nawet jeśli mielibyśmy być tylko przyjaciółmi! Nie skazuj tej duszy na śmierć w cierpieniu. Zlituj się nad nią... - milczałem. To było najlepsze wyjście. - Pewnie będziesz chciał nad tym pomyśleć. Nie będę na ciebie naciskał. - westchnął. - Mam iść? Nie chcesz mnie widzieć? - sam nie wiem. Z jednej strony miałem ochotę wyrzucić go z domu z pokaźnym kopniakiem w pośladki. Ale... z drugiej... Chciałem, by został... AISH! Jestem szalony!! Szalony! - Hyung... Powiedz coś... - nalegał, ale mnie nie dotykał. - Hyung... - jęknął. Zanosił się od płaczu. Aż tak bardzo się bał? Aż tak bardzo żałował..? - Wybacz mi... Pewnie uważasz to za błąd. Wielki błąd... Zabrałem te usta... Ale spójrz. Przecież Yixing nie żyje. Chciałeś nigdy nikogo nie... - zaciął się. Chyba właśnie go niego dotarło... - Yah hyuuung... Przecież wiesz, że jestem tylko naiwnym dzieciakiem... Za dużo sobie wyobrażałem. To byłoby zbyt piękne, gdybyś odwzajemnił moje uczucia. - położył się obok mnie. - Zostanę tu. Może jeszcze zmienisz zdanie... Może mi wybaczysz. - nie zabrał mi kołdry. Po prostu się położył. Nic więcej nie powiedział. Po kilku minutach zasnął... Ja za to długo jeszcze myślałem. Krążyłem wokół jednego tematu. Nie wiedziałem co robić. Co myśleć... Bo w końcu, to nie było aż takie złe. Dzieciak po prostu się rozpędził. Zapomniał kim jestem. Ale... Czy aby na pewno mogę mu powiedzieć, że nie potrafię odwzajemnić jego uczucia? Czy raczej powinienem zdecydować się na słowa " Dobrze, spróbujmy" ? Nie wiem...
W ten sposób minęła cała noc. Sehun wstał pierwszy. Zrobił śniadanie i przyniósł je do pokoju. Usiadłem na łóżku, kiedy go zobaczyłem. Zgarbiłem się i przeczesałem włosy.
- Pewnie ze wspólnego weekendu nici. - mruknął i podał mi talerz pełen jajecznicy ze szczypiorkiem i szynką. - Zjedz to. Wtedy sobie pójdę. Pewnie już nie chcesz mnie widzieć, ale muszę wiedzieć, że zjadłeś... - spojrzałem na niego zaszklonymi oczyma.
- Co mam o tym myśleć? Kiedy robisz coś takiego... Jak mam być spokojny? Jak mam nie wariować? Nawet sam nie wiem co czuję. Chcesz mnie zabić od nadmiaru myśli? - odezwałem się pierwszy raz od wczoraj. Chłopak podniósł głowę. Spojrzeliśmy sobie w oczy.
- A musisz o tym myśleć? Nie możesz po prostu tu być? Razem ze mną? Przy moim boku? Musisz sobie to układać? Nie może być choć trochę bałaganu w twoim życiu? Nie chcesz spróbować czegoś nowego? - w jego głosie zamieszkało natchnienie. - Hyung spróbuj. Poprowadzę cię, skoro nic nie widzisz. Będę mocno cię trzymał. Tylko spróbuj. Proszę... - ścisnąłem w pięści widelec. Zgodzić się? Nie? A skąd ja mam to niby wiedzieć?
- Sam nie wiem. Nie mam pojęcia. Dlaczego ty mnie tak męczysz? Miałeś nie naciskać. Miałeś poczekać... A ty starasz się mnie przekonać i robisz jeszcze większy bałagan. Dlaczego muszę decydować, kiedy nie wiem?
- Będę czekał hyung. Zaczekam ile trzeba. - lekko się uśmiechnął, żeby mnie zachęcić. - Jedz już. - wskazał na jajecznicę.
- A ty jadłeś?
- Tak. - odparł lekko zdziwiony. - Więc.. Ja już pójdę, hyung... - wstał i sięgnął po swoją torbę. - I jeszcze jedno hyung. Masz miękkie usta. - wyszedł z pokoju, a ja zacząłem się krztusić. Ten człowiek zdecydowanie chce się mnie pozbyć.
9. Molla. (S/Y)
Długo nie mogłem się opanować. Musiało minąć trochę czasu, żebym przypomniał sobie, że Sehun nadal siedzi tyłkiem na moich udach, opierając się kolanami o łóżko.
- Już? Już dobrze hyung? - wytarł moje łzy. Gapiłem się na niego ze zdziwieniem.
- Nie jesteś zły? Ani zdziwiony? Ani nawet zazdrosny..?
- Dlaczego miałbym być zły? Nie znałem cię wcześniej, a widocznie Lay wiele dla ciebie znaczył. Jestem spokojny, wiedząc, że ten chłopak cię uszczęśliwił. - uśmiechnął się. - Rozumiem, że umarł obok ciebie. To musiało być straszne.
- Ale chyba nie było najgorszym...
- Hę? Co masz na myśli? - nie rozumiał.
- Moja matka dobrze wiedziała o moich stosunkach z nim... Z resztą mój wujek też. Jedynie ojciec nie miał pojęcia o tym, z kim się spotykam...
- Do czego zmierzasz?
- Moja matka zawsze była przeciwna moim spotkaniom z Yixing'iem. I dlatego... Dlatego nie puściła mnie na jego pogrzeb... - złapałem Sehun'a za ramiona i oparłem głowę o jego klatkę piersiową. - Nie mogłem zobaczyć go ostatni raz... Nie mogłem nawet przeprosić jego mamy! - zawyłem.
- Na pewno Lay nie ma ci tego za złe... - pogłaskał mnie po głowie. - Hyung... Nie martw się tym. - ujął moją twarz w dłonie i przyciągnął do swojej. - Nie zrobiłeś nic złego. - wyszeptał. Przeszły mnie dreszcze. - Dlaczego tak drżysz? - uśmiechnął się. Przez moment naprawdę nie wiedziałem jak się zachować... Znienacka poczułem dotyk czegoś miękkiego na środku mojego czoła. - No, hyung. Idź już spać. Ja też muszę się zbierać. - faktycznie było już ciemno. A ja byłem oszołomiony tym, co przed chwilą się stało. Sehun zdążył w tym czasie spakować swoje rzeczy i już miał wychodzić, lecz udało mi się go zatrzymać, łapiąc jego nadgarstek.
- Jest już bardzo ciemno. Jak mogę ci pozwolić tak pójść do domu? - sam nie wiedziałem, co mówię.
- Dam sobie radę hyung, nie martw się o mnie.
- Nie. Zostań. - pociągnąłem go. Usiadł obok mnie. - Ponoć nie lubisz być sam.
- Mama wróciła już do domu. Nie wiem o co się martwisz. - poklepał mnie po ramieniu.
- Jednak mimo wszystko wolałbym, żebyś został u mnie na noc. - spojrzałem mu w oczy.
- Hyung czy ty coś planujesz? - lekko zakrzywił prawy kącik ust ku górze. Głośno przełknąłem ślinę.
- Oszalałeś?! Co niby miałbym planować?!
- No... Sam nie wiem. - zaśmiał się nerwowo i odłożył torbę pod ścianę. - Ale skoro tak nalegasz to zostanę. - bez pardonu położył się na moje łóżko. Zapaliłem nocną lampkę i ułożyłem się obok niego. - Wiesz hyung... Zanim ciebie poznałem, byłem naprawdę bardzo samotny.. Ty chyba też byłeś samotny. Odkąd Lay odszedł, nie przyjaźniłeś się z nikim? - zaczął gadać. No tak... Długo z nim nie pośpię...
- Nie chciałem się narażać na ból. Bałem się, że znów się w kimś zakocham, więc wolałem stać gdzieś na uboczu i z nikim się nie zadawać. Lecz to nie zmienia faktu, że faktycznie czułem się osamotniony.
- Rozumiem... - przewrócił się na brzuch i objął mnie prawym ramieniem. - Jesteś śpiący hyung? Chcesz iść już spać?
- Nie jestem aż tak śpiący. Dlaczego pytasz? Zamierzasz przegadać całą noc? - zaśmiałem się, jednak nie na długo, gdyż chwilę później dostrzegłem nad swoją głową oczy Sehuna.
- Nie wiem czy będziemy gadać, ale chcę ci coś pokazać. - nawet nie uprzedził. Nic nie powiedział. Po prostu przyssał się do moich ust niczym pijawka. Szeroko otworzyłem oczy. Niewątpliwie, zaskoczył mnie i to bardzo. Szybko złapałem go za ramiona. Chciałem go odepchnąć. Cofałem głowę najmocniej jak się dało. Jednak na próżno. Złapał mnie za lewy nadgarstek i splótł nasze palce. A ja wciąż starałem się uwolnić na wszelkie sposoby. Chciałem odwrócić od niego twarz, ale zdążyłem się wbić w poduszę. Nie było jak... Moje serce co sekundę, przyspieszało rytmu o jakieś dwadzieścia uderzeń. Nie zamierzałem dać za wygraną, ale ten dzieciak był silniejszy. Długo mu to zajęło, zanim przestał. Chyba trochę bał się mojej reakcji. - I jak? - szepnął, wciąż wisząc tuż nade mną. - Hyung? Umiem całować? - nawet się na tym nie skupiłem... Głupi bachor.
- Oszalałeś? Do końca ci odbiło? - zmarszczyłem brwi. - Kto normalny całuje swojego hyunga?! - nie zaskoczyłem go. Widocznie się na to przygotował. - Czy ty wiesz co zrobiłeś?! Nawet Lay... Nawet on nie zasmakował tych ust! - poczułem piekące łzy napływające do kącików oczu. - Jak... Jak mogłeś tak po prostu to zrobić?! - uderzyłem go w ramię. - Jak?! Jak?!! - zwiesił głowę. Usiadł na łóżku obok mnie. A ja? Ja płakałem. Płakałem nad tym jak beznadziejne stało się moje życie. Jak znów zacząłem tracić zaufanie i wiarę w ludzi.
- Przepraszam hyung... - skulił się pod ścianą i słuchał mojego rozpaczliwego szlochu.
- Nienawidzę cię. Jesteś najgorszy. Jesteś nieznośny! Dlaczego w ogóle musiałem cię spotkać?! Dlaczego usiadłeś ze mną w ławce?! Po co?! Po co za mną łaziłeś?! PYTAM SIĘ!!! - wydzierałem gardło na cały dom. Z każdym kolejnym słowem chłopak coraz bardziej się kulił. Napawał mnie nienawiścią. Po co w ogóle chciałem, żeby został na noc?! Zabrał mi to, co było dla mnie najcenniejsze. Zabrał usta, przeznaczone dla Lay''a...
- Już? Już dobrze hyung? - wytarł moje łzy. Gapiłem się na niego ze zdziwieniem.
- Nie jesteś zły? Ani zdziwiony? Ani nawet zazdrosny..?
- Dlaczego miałbym być zły? Nie znałem cię wcześniej, a widocznie Lay wiele dla ciebie znaczył. Jestem spokojny, wiedząc, że ten chłopak cię uszczęśliwił. - uśmiechnął się. - Rozumiem, że umarł obok ciebie. To musiało być straszne.
- Ale chyba nie było najgorszym...
- Hę? Co masz na myśli? - nie rozumiał.
- Moja matka dobrze wiedziała o moich stosunkach z nim... Z resztą mój wujek też. Jedynie ojciec nie miał pojęcia o tym, z kim się spotykam...
- Do czego zmierzasz?
- Moja matka zawsze była przeciwna moim spotkaniom z Yixing'iem. I dlatego... Dlatego nie puściła mnie na jego pogrzeb... - złapałem Sehun'a za ramiona i oparłem głowę o jego klatkę piersiową. - Nie mogłem zobaczyć go ostatni raz... Nie mogłem nawet przeprosić jego mamy! - zawyłem.
- Na pewno Lay nie ma ci tego za złe... - pogłaskał mnie po głowie. - Hyung... Nie martw się tym. - ujął moją twarz w dłonie i przyciągnął do swojej. - Nie zrobiłeś nic złego. - wyszeptał. Przeszły mnie dreszcze. - Dlaczego tak drżysz? - uśmiechnął się. Przez moment naprawdę nie wiedziałem jak się zachować... Znienacka poczułem dotyk czegoś miękkiego na środku mojego czoła. - No, hyung. Idź już spać. Ja też muszę się zbierać. - faktycznie było już ciemno. A ja byłem oszołomiony tym, co przed chwilą się stało. Sehun zdążył w tym czasie spakować swoje rzeczy i już miał wychodzić, lecz udało mi się go zatrzymać, łapiąc jego nadgarstek.
- Jest już bardzo ciemno. Jak mogę ci pozwolić tak pójść do domu? - sam nie wiedziałem, co mówię.
- Dam sobie radę hyung, nie martw się o mnie.
- Nie. Zostań. - pociągnąłem go. Usiadł obok mnie. - Ponoć nie lubisz być sam.
- Mama wróciła już do domu. Nie wiem o co się martwisz. - poklepał mnie po ramieniu.
- Jednak mimo wszystko wolałbym, żebyś został u mnie na noc. - spojrzałem mu w oczy.
- Hyung czy ty coś planujesz? - lekko zakrzywił prawy kącik ust ku górze. Głośno przełknąłem ślinę.
- Oszalałeś?! Co niby miałbym planować?!
- No... Sam nie wiem. - zaśmiał się nerwowo i odłożył torbę pod ścianę. - Ale skoro tak nalegasz to zostanę. - bez pardonu położył się na moje łóżko. Zapaliłem nocną lampkę i ułożyłem się obok niego. - Wiesz hyung... Zanim ciebie poznałem, byłem naprawdę bardzo samotny.. Ty chyba też byłeś samotny. Odkąd Lay odszedł, nie przyjaźniłeś się z nikim? - zaczął gadać. No tak... Długo z nim nie pośpię...
- Nie chciałem się narażać na ból. Bałem się, że znów się w kimś zakocham, więc wolałem stać gdzieś na uboczu i z nikim się nie zadawać. Lecz to nie zmienia faktu, że faktycznie czułem się osamotniony.
- Rozumiem... - przewrócił się na brzuch i objął mnie prawym ramieniem. - Jesteś śpiący hyung? Chcesz iść już spać?
- Nie jestem aż tak śpiący. Dlaczego pytasz? Zamierzasz przegadać całą noc? - zaśmiałem się, jednak nie na długo, gdyż chwilę później dostrzegłem nad swoją głową oczy Sehuna.
- Nie wiem czy będziemy gadać, ale chcę ci coś pokazać. - nawet nie uprzedził. Nic nie powiedział. Po prostu przyssał się do moich ust niczym pijawka. Szeroko otworzyłem oczy. Niewątpliwie, zaskoczył mnie i to bardzo. Szybko złapałem go za ramiona. Chciałem go odepchnąć. Cofałem głowę najmocniej jak się dało. Jednak na próżno. Złapał mnie za lewy nadgarstek i splótł nasze palce. A ja wciąż starałem się uwolnić na wszelkie sposoby. Chciałem odwrócić od niego twarz, ale zdążyłem się wbić w poduszę. Nie było jak... Moje serce co sekundę, przyspieszało rytmu o jakieś dwadzieścia uderzeń. Nie zamierzałem dać za wygraną, ale ten dzieciak był silniejszy. Długo mu to zajęło, zanim przestał. Chyba trochę bał się mojej reakcji. - I jak? - szepnął, wciąż wisząc tuż nade mną. - Hyung? Umiem całować? - nawet się na tym nie skupiłem... Głupi bachor.
- Oszalałeś? Do końca ci odbiło? - zmarszczyłem brwi. - Kto normalny całuje swojego hyunga?! - nie zaskoczyłem go. Widocznie się na to przygotował. - Czy ty wiesz co zrobiłeś?! Nawet Lay... Nawet on nie zasmakował tych ust! - poczułem piekące łzy napływające do kącików oczu. - Jak... Jak mogłeś tak po prostu to zrobić?! - uderzyłem go w ramię. - Jak?! Jak?!! - zwiesił głowę. Usiadł na łóżku obok mnie. A ja? Ja płakałem. Płakałem nad tym jak beznadziejne stało się moje życie. Jak znów zacząłem tracić zaufanie i wiarę w ludzi.
- Przepraszam hyung... - skulił się pod ścianą i słuchał mojego rozpaczliwego szlochu.
- Nienawidzę cię. Jesteś najgorszy. Jesteś nieznośny! Dlaczego w ogóle musiałem cię spotkać?! Dlaczego usiadłeś ze mną w ławce?! Po co?! Po co za mną łaziłeś?! PYTAM SIĘ!!! - wydzierałem gardło na cały dom. Z każdym kolejnym słowem chłopak coraz bardziej się kulił. Napawał mnie nienawiścią. Po co w ogóle chciałem, żeby został na noc?! Zabrał mi to, co było dla mnie najcenniejsze. Zabrał usta, przeznaczone dla Lay''a...
czwartek, 25 lipca 2013
13. Black Prince. (S/Y)
Przez chwilę się wahałem. Prawdę mówiąc, byłem rozkojarzony, jednak korzystając z okazji, że SungYeol wyszedł, szybko się wytarłem, wciągnąłem na siebie ubrania i wybiegłem za młodszym. Całe szczęście, w zamku było już ciemno, więc nikt nie pałętał się po korytarzach. Mknąłem w stronę pokoju SungJong'a, kiedy nagle usłyszałem ciche chlipanie, dobiegające z bocznego korytarza. Niepewnym krokiem stąpałem ku skulonej postaci młodszego.
- S... SungJong... - nie wiedziałem, co należy powiedzieć w takiej sytuacji. Gdy byłem coraz bliżej, chłopak zaczął odsuwać się w głąb korytarza. Ten widok mocno mnie zabolał. - Ja... Ja tego nie chciałem. SungYeol on... On po prostu... - nie potrafiłem ubrać całej tej chorej sytuacji w słowa.
- Wiem. Nie musisz mi tłumaczyć. Potrzebowałeś tego, prawda? Chciałeś tego. Nie masz co się wstydzić. Zapewne w porównaniu do niego, jestem niczym...
- Oszalałeś? Nie jesteś niczym! - załkałem. - Jesteś najważniejszy! Jesteś jedyny! Jesteś wszystkim! - nie wytrzymałem. Podszedłem do niego bliżej. Szybko się odsunął. - Moje serce... pęka... - łzy. Nie powstrzymywaliśmy ich. Opadłem na podłogę. Straciłem nadzieję. Straciłem przyszłość. Straciłem duszę... Jednakże nie porzuciłem ich. Zamierzam walczyć, nie ważne jak beznadziejna będzie sytuacja. - Serce, któremu pozwoliłeś urosnąć... Dlaczego teraz wrzucasz je do ognia?
- Czy... Zamierzasz mnie teraz odłożyć do szafy jak zimowy płaszcz, którą wyciągasz tylko wtedy, gdy jej potrzebujesz? - przecząco pokręciłem głową.
- Czy mógłbym cię odłożyć, skoro cię kocham? Czy mógłbym w ogóle istnieć bez ciebie, skoro jesteś moim sercem? - przetarłem łzy, jednak niewiele to dało. Poliki nadal były mokre... - Nie przeżyję bez ciebie. Zniknę, jeśli odejdziesz... Nie zostawiaj mnie.
- Nie zamierzam cię zostawić. Właściwie to miałem nadzieję, że pójdziesz za mną. Nie chcę tego tak przerwać... Bo... Bo moje serce cię pokochało. Pokochało dzielenie się z tobą miłością.
- Czekaj. Czyli ty... Czy ty właśnie...
- Tak. - uśmiechnął się lekko. - Wybaczę ci. - ucieszyłem się. Już chciałem rzucić się mu na szyję. Już zamierzałem go wyściskać i wycałować, ale... ale coś mnie powstrzymało...
- Czy... Czy mogę... - skuliłem lekko głowę. Nie zdążyłem nawet skończyć. SungJong cmoknął mnie w policzek.
- Za bardzo cię kocham. - przyłożył dłoń do mojego polika. Załkałem jeszcze głośniej.
- SungJongie..!
- Ale... Jednak dziś wolę spać u siebie... Wiesz, nie chciałbym spotkać SungYeol'a i...
- Dobrze. W porządku. - pokiwałem głową i wstałem. Powycierałem twarz i pożegnałem się z młodszym. - Śpij dobrze. - posłałem mu szeroki uśmiech i zniknąłem w ciemnościach zamku. Myślałem. Bardzo dużo myślałem. Sam nie wiedziałem, co robię. Bałem się wrócić do swojego pokoju. Wiedziałem, że Yeol tam będzie. I nie miałem pojęcia, co będzie zamierzał. Jednakże... Nie mogę być na niego zły. Nie potrafię. Nie ważne, co to jest. Nigdy się na niego nie złościłem. Nawet gdy byliśmy mali. Był dla mnie zawsze najlepszym przyjacielem. Najstabilniejszym oparciem.
- Myungie. - zostałem przywitany już w progu. - Nie powinieneś za nim iść. Sam wiesz, że to niedobrze dla was obu.
- Nie. Nie mów tak, SungYeol. - spojrzał na mnie zdziwiony. - Kocham go. Bardziej niż Hoyę. Bardziej niż kogokolwiek. I nie zmienisz tego.
- Hmm. Wybaczył ci? Powinniśmy to powtórzyć? - podszedł do mnie. Uderzyłem go w twarz z całej siły. - Przestań! Przestań to robić! Nawet nie wiesz jak bardzo irytujący jesteś! Co się z tobą stało?! Gdzie jest dawny SungYeol, którego znam?!
- Hyung... Ja... - spuścił głowę.
- Przestań taki być... naprawdę lubiłem swojego przyjaciela. A teraz ten przyjaciel... Można powiedzieć, że mnie zgwałcił. Jak to możliwe, że nasze życie potoczyło się w ten sposób? Jak mogłeś mi to zrobić? - nieświadomie zacząłem ronić łzy.
- Przepraszam hyung.. Ale... Od dłuższego czasu ja także darzę cię głębszym uczuciem... Nie chcę patrzeć, jak zostawiasz mnie w tyle dla SungJong'a. Nie pamiętasz naszej obietnicy? Zawsze będziemy iść ramię w ramię. Zawsze obok siebie. Pamiętasz czyje to słowa? Twoje. To twoje słowa hyung. Słowa twojej obietnicy. Chyba o nich zapomniałeś. Zapomniałeś o mnie. O nas. Straciłeś przyjaźń. Zapewne między nami będzie teraz dziwnie. Ale nawet jeśli postanowisz mnie wyrzucić. Nawet jeśli się mnie pozbędziesz, wygnasz mnie z zamku albo z kraju, to musisz wiedzieć, że nie ważne co mi zrobisz, nie ważne na jakie katusze mnie skażesz, ja zawsze będę po twojej stronie hyung. Zawsze w moim sercu będziesz tym hyungiem. Hyungiem z pięknym ciałem i przystojną twarzą. Będziesz hyungiem, którego bardzo kocham. Więc zapomnij proszę o dzisiejszym dniu. Zapomnij o tym, że spełniłem swoje marzenie o seksie z tobą. - zaniemówiłem. Naprawdę nie wiedziałem co powinienem zrobić. Nigdy nie myślałem o Yeol'u w ten sposób.. Zawsze był dla mnie najlepszym przyjacielem. Nic więcej.
- SungYeol... - jęknąłem zdezorientowany.
- Idź już spać, książę. - ukłonił się. - Zrobię dla ciebie jutro śniadanie.
- S... SungJong... - nie wiedziałem, co należy powiedzieć w takiej sytuacji. Gdy byłem coraz bliżej, chłopak zaczął odsuwać się w głąb korytarza. Ten widok mocno mnie zabolał. - Ja... Ja tego nie chciałem. SungYeol on... On po prostu... - nie potrafiłem ubrać całej tej chorej sytuacji w słowa.
- Wiem. Nie musisz mi tłumaczyć. Potrzebowałeś tego, prawda? Chciałeś tego. Nie masz co się wstydzić. Zapewne w porównaniu do niego, jestem niczym...
- Oszalałeś? Nie jesteś niczym! - załkałem. - Jesteś najważniejszy! Jesteś jedyny! Jesteś wszystkim! - nie wytrzymałem. Podszedłem do niego bliżej. Szybko się odsunął. - Moje serce... pęka... - łzy. Nie powstrzymywaliśmy ich. Opadłem na podłogę. Straciłem nadzieję. Straciłem przyszłość. Straciłem duszę... Jednakże nie porzuciłem ich. Zamierzam walczyć, nie ważne jak beznadziejna będzie sytuacja. - Serce, któremu pozwoliłeś urosnąć... Dlaczego teraz wrzucasz je do ognia?
- Czy... Zamierzasz mnie teraz odłożyć do szafy jak zimowy płaszcz, którą wyciągasz tylko wtedy, gdy jej potrzebujesz? - przecząco pokręciłem głową.
- Czy mógłbym cię odłożyć, skoro cię kocham? Czy mógłbym w ogóle istnieć bez ciebie, skoro jesteś moim sercem? - przetarłem łzy, jednak niewiele to dało. Poliki nadal były mokre... - Nie przeżyję bez ciebie. Zniknę, jeśli odejdziesz... Nie zostawiaj mnie.
- Nie zamierzam cię zostawić. Właściwie to miałem nadzieję, że pójdziesz za mną. Nie chcę tego tak przerwać... Bo... Bo moje serce cię pokochało. Pokochało dzielenie się z tobą miłością.
- Czekaj. Czyli ty... Czy ty właśnie...
- Tak. - uśmiechnął się lekko. - Wybaczę ci. - ucieszyłem się. Już chciałem rzucić się mu na szyję. Już zamierzałem go wyściskać i wycałować, ale... ale coś mnie powstrzymało...
- Czy... Czy mogę... - skuliłem lekko głowę. Nie zdążyłem nawet skończyć. SungJong cmoknął mnie w policzek.
- Za bardzo cię kocham. - przyłożył dłoń do mojego polika. Załkałem jeszcze głośniej.
- SungJongie..!
- Ale... Jednak dziś wolę spać u siebie... Wiesz, nie chciałbym spotkać SungYeol'a i...
- Dobrze. W porządku. - pokiwałem głową i wstałem. Powycierałem twarz i pożegnałem się z młodszym. - Śpij dobrze. - posłałem mu szeroki uśmiech i zniknąłem w ciemnościach zamku. Myślałem. Bardzo dużo myślałem. Sam nie wiedziałem, co robię. Bałem się wrócić do swojego pokoju. Wiedziałem, że Yeol tam będzie. I nie miałem pojęcia, co będzie zamierzał. Jednakże... Nie mogę być na niego zły. Nie potrafię. Nie ważne, co to jest. Nigdy się na niego nie złościłem. Nawet gdy byliśmy mali. Był dla mnie zawsze najlepszym przyjacielem. Najstabilniejszym oparciem.
- Myungie. - zostałem przywitany już w progu. - Nie powinieneś za nim iść. Sam wiesz, że to niedobrze dla was obu.
- Nie. Nie mów tak, SungYeol. - spojrzał na mnie zdziwiony. - Kocham go. Bardziej niż Hoyę. Bardziej niż kogokolwiek. I nie zmienisz tego.
- Hmm. Wybaczył ci? Powinniśmy to powtórzyć? - podszedł do mnie. Uderzyłem go w twarz z całej siły. - Przestań! Przestań to robić! Nawet nie wiesz jak bardzo irytujący jesteś! Co się z tobą stało?! Gdzie jest dawny SungYeol, którego znam?!
- Hyung... Ja... - spuścił głowę.
- Przestań taki być... naprawdę lubiłem swojego przyjaciela. A teraz ten przyjaciel... Można powiedzieć, że mnie zgwałcił. Jak to możliwe, że nasze życie potoczyło się w ten sposób? Jak mogłeś mi to zrobić? - nieświadomie zacząłem ronić łzy.
- Przepraszam hyung.. Ale... Od dłuższego czasu ja także darzę cię głębszym uczuciem... Nie chcę patrzeć, jak zostawiasz mnie w tyle dla SungJong'a. Nie pamiętasz naszej obietnicy? Zawsze będziemy iść ramię w ramię. Zawsze obok siebie. Pamiętasz czyje to słowa? Twoje. To twoje słowa hyung. Słowa twojej obietnicy. Chyba o nich zapomniałeś. Zapomniałeś o mnie. O nas. Straciłeś przyjaźń. Zapewne między nami będzie teraz dziwnie. Ale nawet jeśli postanowisz mnie wyrzucić. Nawet jeśli się mnie pozbędziesz, wygnasz mnie z zamku albo z kraju, to musisz wiedzieć, że nie ważne co mi zrobisz, nie ważne na jakie katusze mnie skażesz, ja zawsze będę po twojej stronie hyung. Zawsze w moim sercu będziesz tym hyungiem. Hyungiem z pięknym ciałem i przystojną twarzą. Będziesz hyungiem, którego bardzo kocham. Więc zapomnij proszę o dzisiejszym dniu. Zapomnij o tym, że spełniłem swoje marzenie o seksie z tobą. - zaniemówiłem. Naprawdę nie wiedziałem co powinienem zrobić. Nigdy nie myślałem o Yeol'u w ten sposób.. Zawsze był dla mnie najlepszym przyjacielem. Nic więcej.
- SungYeol... - jęknąłem zdezorientowany.
- Idź już spać, książę. - ukłonił się. - Zrobię dla ciebie jutro śniadanie.
8. Molla. (S/Y)
Nadszedł czas, by nadrobić zaległości. Ustawiłem przy biurku dwa krzesła i otworzyłem zeszyty. Chwilę później przyszedł Sehun. Oczywiście musiał przynieść jedzenie. Bo bez tego by się nie obyło. Jednak odmówiłem spożywania czegokolwiek, mimo że jego potrawy wyglądały bardzo apetycznie. Usiadłem za biurkiem i zacząłem przeglądać podręczniki.
- Więc jeśli chodzi o mitozę...
- Aishh... - niechętnie do mnie dołączył. - Może od podstaw? Te wszystkie małe pręciki i w ogóle... - westchnąłem.
- Czy ty śpisz na lekcjach? - no tak. Teraz wszystko jasne. To stąd ten tępy wyraz jego twarzy...
- Hyung! Miałeś mnie uczyć, a nie narzekać! - zaśmiałem się.
- To spójrz na ten obrazek. Może ci się trochę rozjaśni w głowie.
- Umm... - zaczął dokładniej przeglądać kartki podręcznika. - W sumie jakby się zastanowić, to nie jest aż tanie trudne...
- Gdybyś uważał na lekcji, to byś rozumiał...
- Yah! Przecież uważam na lekcjach! Po prostu siedzimy za daleko od nauczycielki i nie wszystko słyszę!
- Więc jej to powiedz. Przecież możesz przesiąść się do przodu.
- Nie mogę cię zostawić samego hyung. - uśmiechnął się szeroko. - W końcu jesteśmy przyjaciółmi. - zaczął przeglądać zeszyty pożyczone od kolegów z klasy. - A rozumiesz sinusy i cosinusy?
- To przecież proste. - obserwowałem go z kamiennym wyrazem twarzy. Sam nie wiedziałem, co czuję w tym momencie...
- No wiem. Ale jakoś nie do końca to rozumiem. Z ostatniej kartkówki dostałem tróję! - jęknął. - Nie mogę mieć takich słabych ocen... - zaczął czytać definicje z zeszytu na głos. - A ty się nie uczysz?
- Ja umiem wszystko z lekcji. - sięgnąłem po jakąś książkę z mojego regału.
- Hmmm jak to możliwe?
- Nie zauważyłeś, że na każdy temat przeznaczamy czas około dwóch, trzech lekcji? A ja zawsze lubię być na bieżąco i czytam sobie cały kolejny dział.
- Niemożliwe hyung... Więc po co chciałeś się uczyć, hmm?
- Chciałem się po prostu upewnić, że wszystko umiem. - uśmiechnąłem się lekko. - Już zrobiłem to, co miałem w planach.
- A co ze sprawdzianem z historii?
- Czytam naprawdę dużo historycznych książek. Nigdy nie uczę się na lekcję.
- To niesprawiedliwe... - kontynuował czytanie biologii. Jednak widziałem, że kątem oka zerkał na mnie. Postanowiłem zanurzyć się w lekturze. Po kilku minutach zapomniałem o istnieniu Sehun'a. On niestety nie zapomniał o wmuszaniu we mnie jedzenia. Nie minęło pół godziny, kiedy zostałem zmuszony do zjedzenia kawałka jabłka upieczonego z cynamonem.
- Pęknę przez ciebie. - mruknąłem i położyłem się na łóżku.
- Nie pękniesz, spokojnie. - zaśmiał się i odwrócił się w moją stronę. - Opowiesz mi coś o tym kolesiu? Yixing'u? Chciałbym wiedzieć coś na jego temat.
- Po co? Nic na tym nie zyskasz, on i tak nie żyje..
- Wiem. Ale dlaczego nie żyje? Mięliście wypadek, racja? - nie odpowiadałem. - Hyung? Dlaczego uważasz, że to ty go zabiłeś? Zepchnąłeś go ze skarpy? Otrułeś?
- To nie jest zabawne! - krzyknąłem. - Przestań sobie robić żarty!
- Nie możesz mi po prostu powiedzieć, jako przyjacielowi?! - zdziwiłem się, słysząc jak krzyczy. - Trochę zaufania!
- To ja wjechałem w tego tira... Zagapiłem się... - zagapiłem się na jego twarz. Uśmiechał się tak promiennie... W dodatku słońce świeciło w przednią szybę. Widziałem go bardzo dobrze.
- Mów dalej. Wyrzuć to z siebie hyung. Nie duś w sobie emocji...
- Jechaliśmy na weekend. Rozmawialiśmy. Chciałem oderwać go na chwilę od problemów... Ale... Było południe... Prowadząc samochód, zerkałem na niego co chwilę. W dodatku jechaliśmy pod słońce. Pamiętam, że głośno się śmiał. Był naprawdę szczęśliwy. Jednak w pewnym momencie, straciłem nad sobą kontrolę... Uważnie przyglądałem się jego idealnej twarzy. Nie zwracałem uwagi na jezdnię. Pamiętam, że z przerażeniem na mnie spojrzał. Zauważył to pierwszy... Usłyszałem jego wrzask. Jak wykrzykiwał moje imię... Później przeraźliwie głośny trzask i szczęk tłuczonego szkła. Czułem silny ból w klatce piersiowej. Plułem krwią. Rozejrzałem się. Wszystko było zamazane, jednak byłem w stanie dostrzec, że mięliśmy zderzenie czołowe. Zobaczyłem, że Lay'a mocno odrzuciło do przodu. Pociągnąłem go do siadu. Resztkami sił wypchnąłem go do tyłu. Wysiedliśmy tylnymi drzwiami. Upadliśmy na ziemię, obok siebie... Spoglądałem w jego oczy. Światło, które zawsze w nich mieszkało, teraz gasło... Głośno stękał; wił się z bólu. Jednak nie puszczał mojej ręki. Położył głowę na moim udzie. Słuchałem jak kona. Spojrzałem w niebo, by nie pokazać mu swoich łez. Była naprawdę ładna pogoda. Widziałem tylko kilka białych chmur. I wtedy zaczął do mnie mówić ostatnie słowa. " Lulu... Żyj. Błagam, żyj długo... i uśmiechnij się.. Kocham cię. " - nie wytrzymałem. Popłakałem się. Sehun wpakował się na moje kolana i mocno mnie przytulił.
- Hyung miałeś wspaniałego przyjaciela. - tłumił moje łzy. - Możesz płakać ile chcesz. Za takiego przyjaciela warto.
- Kochałem go... - wydukałem i wbiłem palce w jego ramiona. - Chciałem umrzeć razem z nim. Ale rozkazał mi żyć. Jestem tu uwięziony! - nie mogłem się opanować. Powoli traciłem oddech. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje.
- Wszystko jest dobrze hyung. Będziesz żył. - jego uścisk był bardzo mocny. - Będziesz żył, bo nie pozwolę ci umrzeć!
- Więc jeśli chodzi o mitozę...
- Aishh... - niechętnie do mnie dołączył. - Może od podstaw? Te wszystkie małe pręciki i w ogóle... - westchnąłem.
- Czy ty śpisz na lekcjach? - no tak. Teraz wszystko jasne. To stąd ten tępy wyraz jego twarzy...
- Hyung! Miałeś mnie uczyć, a nie narzekać! - zaśmiałem się.
- To spójrz na ten obrazek. Może ci się trochę rozjaśni w głowie.
- Umm... - zaczął dokładniej przeglądać kartki podręcznika. - W sumie jakby się zastanowić, to nie jest aż tanie trudne...
- Gdybyś uważał na lekcji, to byś rozumiał...
- Yah! Przecież uważam na lekcjach! Po prostu siedzimy za daleko od nauczycielki i nie wszystko słyszę!
- Więc jej to powiedz. Przecież możesz przesiąść się do przodu.
- Nie mogę cię zostawić samego hyung. - uśmiechnął się szeroko. - W końcu jesteśmy przyjaciółmi. - zaczął przeglądać zeszyty pożyczone od kolegów z klasy. - A rozumiesz sinusy i cosinusy?
- To przecież proste. - obserwowałem go z kamiennym wyrazem twarzy. Sam nie wiedziałem, co czuję w tym momencie...
- No wiem. Ale jakoś nie do końca to rozumiem. Z ostatniej kartkówki dostałem tróję! - jęknął. - Nie mogę mieć takich słabych ocen... - zaczął czytać definicje z zeszytu na głos. - A ty się nie uczysz?
- Ja umiem wszystko z lekcji. - sięgnąłem po jakąś książkę z mojego regału.
- Hmmm jak to możliwe?
- Nie zauważyłeś, że na każdy temat przeznaczamy czas około dwóch, trzech lekcji? A ja zawsze lubię być na bieżąco i czytam sobie cały kolejny dział.
- Niemożliwe hyung... Więc po co chciałeś się uczyć, hmm?
- Chciałem się po prostu upewnić, że wszystko umiem. - uśmiechnąłem się lekko. - Już zrobiłem to, co miałem w planach.
- A co ze sprawdzianem z historii?
- Czytam naprawdę dużo historycznych książek. Nigdy nie uczę się na lekcję.
- To niesprawiedliwe... - kontynuował czytanie biologii. Jednak widziałem, że kątem oka zerkał na mnie. Postanowiłem zanurzyć się w lekturze. Po kilku minutach zapomniałem o istnieniu Sehun'a. On niestety nie zapomniał o wmuszaniu we mnie jedzenia. Nie minęło pół godziny, kiedy zostałem zmuszony do zjedzenia kawałka jabłka upieczonego z cynamonem.
- Pęknę przez ciebie. - mruknąłem i położyłem się na łóżku.
- Nie pękniesz, spokojnie. - zaśmiał się i odwrócił się w moją stronę. - Opowiesz mi coś o tym kolesiu? Yixing'u? Chciałbym wiedzieć coś na jego temat.
- Po co? Nic na tym nie zyskasz, on i tak nie żyje..
- Wiem. Ale dlaczego nie żyje? Mięliście wypadek, racja? - nie odpowiadałem. - Hyung? Dlaczego uważasz, że to ty go zabiłeś? Zepchnąłeś go ze skarpy? Otrułeś?
- To nie jest zabawne! - krzyknąłem. - Przestań sobie robić żarty!
- Nie możesz mi po prostu powiedzieć, jako przyjacielowi?! - zdziwiłem się, słysząc jak krzyczy. - Trochę zaufania!
- To ja wjechałem w tego tira... Zagapiłem się... - zagapiłem się na jego twarz. Uśmiechał się tak promiennie... W dodatku słońce świeciło w przednią szybę. Widziałem go bardzo dobrze.
- Mów dalej. Wyrzuć to z siebie hyung. Nie duś w sobie emocji...
- Jechaliśmy na weekend. Rozmawialiśmy. Chciałem oderwać go na chwilę od problemów... Ale... Było południe... Prowadząc samochód, zerkałem na niego co chwilę. W dodatku jechaliśmy pod słońce. Pamiętam, że głośno się śmiał. Był naprawdę szczęśliwy. Jednak w pewnym momencie, straciłem nad sobą kontrolę... Uważnie przyglądałem się jego idealnej twarzy. Nie zwracałem uwagi na jezdnię. Pamiętam, że z przerażeniem na mnie spojrzał. Zauważył to pierwszy... Usłyszałem jego wrzask. Jak wykrzykiwał moje imię... Później przeraźliwie głośny trzask i szczęk tłuczonego szkła. Czułem silny ból w klatce piersiowej. Plułem krwią. Rozejrzałem się. Wszystko było zamazane, jednak byłem w stanie dostrzec, że mięliśmy zderzenie czołowe. Zobaczyłem, że Lay'a mocno odrzuciło do przodu. Pociągnąłem go do siadu. Resztkami sił wypchnąłem go do tyłu. Wysiedliśmy tylnymi drzwiami. Upadliśmy na ziemię, obok siebie... Spoglądałem w jego oczy. Światło, które zawsze w nich mieszkało, teraz gasło... Głośno stękał; wił się z bólu. Jednak nie puszczał mojej ręki. Położył głowę na moim udzie. Słuchałem jak kona. Spojrzałem w niebo, by nie pokazać mu swoich łez. Była naprawdę ładna pogoda. Widziałem tylko kilka białych chmur. I wtedy zaczął do mnie mówić ostatnie słowa. " Lulu... Żyj. Błagam, żyj długo... i uśmiechnij się.. Kocham cię. " - nie wytrzymałem. Popłakałem się. Sehun wpakował się na moje kolana i mocno mnie przytulił.
- Hyung miałeś wspaniałego przyjaciela. - tłumił moje łzy. - Możesz płakać ile chcesz. Za takiego przyjaciela warto.
- Kochałem go... - wydukałem i wbiłem palce w jego ramiona. - Chciałem umrzeć razem z nim. Ale rozkazał mi żyć. Jestem tu uwięziony! - nie mogłem się opanować. Powoli traciłem oddech. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje.
- Wszystko jest dobrze hyung. Będziesz żył. - jego uścisk był bardzo mocny. - Będziesz żył, bo nie pozwolę ci umrzeć!
7. Molla. (S/Y)
- Hyung..? To ten chłopak ze zdjęcia..? - przyglądał się fotografii na nagrobku. Milczałem. Spojrzałem w niebo. Kilka białych chmur zdobiło błękitne sklepienie.
- Chodźmy już.
- Hyung... - podszedł do mnie i wsunął rękę pod mój łokieć. - Opowiedz mi coś o nim. Ja tobie powiedziałem dzisiaj dużo trudnych rzeczy.
- Uhm... Muszę teraz? Chodźmy po prostu do mnie... - przynajmniej matka nie będzie ingerować..
- Dobrze hyung!! - podskoczył z radości. - Zrobię ci coś dobrego! Co tylko będziesz chciał!
- Nie chcę nic jeść.. I tak masz farta, że zjadłem dziś ten kawałek naleśnika. Zazwyczaj nic nie jem.
- Ale tak właściwie, to dlaczego nic nie jesz? - moje serce ponownie tego dnia uderzyło trochę mocniej. Lay... Widziałem przed oczami jego pogodną twarz. Zawsze był spokojny i niewinny. To wszystko moja wina... To przeze mnie nie żyje. - Hyung? - po moim poliku spłynęła łza. Nie wytrzymałem. - Oh... Dobrze, nie będę o to pytał... - zmieszał się.
- To moja wina... - jęknąłem. - To przeze mnie ten chłopak nie żyje... - Sehun mocno mnie do siebie przytulił.
- Jestem pewien, że tak nie było. Chodźmy już do domu hyung. - pociągnął mnie za sobą. Spojrzałem do tyłu ostatni raz. Do zobaczenia, Yixing...
Weszliśmy do mojego domu. Matki najwyraźniej jeszcze nie było. Udaliśmy się na górę, gdzie znajdował się mój pokój. Sehun zrobił obiecaną kolację, a ja wybrałem film z mojej kolekcji. W końcu usiedliśmy obok siebie i zaczęliśmy oglądanie. W międzyczasie chłopak starał się wcisnąć do moich ust kawałki kimbapu.
- Hyung! To jest naprawdę pyszne! Dlaczego nie chcesz zjeść nawet kawałka? - zasmucił się.
- Uprzedzałem, że nie będę jadł. - spojrzałem na niego. - Niepotrzebnie się wysilasz.
- Zmuszę cię do zjedzenia tego. - burknął.
- Ciekawi mnie jak. Jeszcze nigdy nikomu nie udało mi się dać jedzenia w dużej ilości. Twój naleśnik nie był jakimś wielkim sukcesem.
- Chcesz się przekonać hyung? - zbliżył swoją twarz do mojej. - Zjesz ten kimbap.
- Yah. - przeraziłem się. - Co ty wyprawiasz?!
- Luhan ssi... Twoje usta są takie kuszące... - przejechał dłonią po moim ramieniu. Starałem się go odepchnąć, ale na próżno.
- Sehun! Jak zaraz nie przestaniesz, to będziesz spał na wycieraczce!
- Czy właśnie odrzucasz swojego przyjaciela? - zaczął napierać jeszcze bardziej. Nasze usta prawie się stykały...
- Dobra już dobra! Zjem ten głupi kimbap tylko zejdź już ze mnie! - jęknąłem żałośnie. Zadowolony chłopak podał mi kawałek potrawy.
- Jedz. - posłałem mu złowieszcze spojrzenie i niechętnie włożyłem malutki rulonik do ust.
- Zadowolony? - spytałem z pełną buzią.
- Bardzo! - uśmiechnął się i kontynuował oglądanie filmu. Aish! Dlaczego się zgodziłem, żeby przyszedł do mnie na noc?! Ten dzieciak jest taki nieznośny! Jak tak dalej pójdzie, to sam wyjdę z domu, byle daleko od niego! - Co tak na mnie patrzysz hyung? Miałeś nadzieję na ten pocałunek? - spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
- Zwariowałeś! - spojrzałem w okno. - Kto by chciał ciebie całować? - burknąłem, nadal nie przełknąwszy kimbapu.
- Masz rację. - zwiesił głowę. - Kto by chciał mnie całować? No właśnie nikt. - położył głowę na moich kolanach. - Jestem śpiący, hyung. Pozwól mi tak zasnąć. - objął mnie w pasie. - Boję się... Co jeśli mama już umarła? Co jeśli właśnie zostałem sam..? - przykryłem go kocem i zacząłem bawić się jego włosami.
- Wszystko będzie dobrze. - zapewniałem go. - Nie ważnie co się stanie, nie możesz się poddawać.
- Chodźmy już.
- Hyung... - podszedł do mnie i wsunął rękę pod mój łokieć. - Opowiedz mi coś o nim. Ja tobie powiedziałem dzisiaj dużo trudnych rzeczy.
- Uhm... Muszę teraz? Chodźmy po prostu do mnie... - przynajmniej matka nie będzie ingerować..
- Dobrze hyung!! - podskoczył z radości. - Zrobię ci coś dobrego! Co tylko będziesz chciał!
- Nie chcę nic jeść.. I tak masz farta, że zjadłem dziś ten kawałek naleśnika. Zazwyczaj nic nie jem.
- Ale tak właściwie, to dlaczego nic nie jesz? - moje serce ponownie tego dnia uderzyło trochę mocniej. Lay... Widziałem przed oczami jego pogodną twarz. Zawsze był spokojny i niewinny. To wszystko moja wina... To przeze mnie nie żyje. - Hyung? - po moim poliku spłynęła łza. Nie wytrzymałem. - Oh... Dobrze, nie będę o to pytał... - zmieszał się.
- To moja wina... - jęknąłem. - To przeze mnie ten chłopak nie żyje... - Sehun mocno mnie do siebie przytulił.
- Jestem pewien, że tak nie było. Chodźmy już do domu hyung. - pociągnął mnie za sobą. Spojrzałem do tyłu ostatni raz. Do zobaczenia, Yixing...
Weszliśmy do mojego domu. Matki najwyraźniej jeszcze nie było. Udaliśmy się na górę, gdzie znajdował się mój pokój. Sehun zrobił obiecaną kolację, a ja wybrałem film z mojej kolekcji. W końcu usiedliśmy obok siebie i zaczęliśmy oglądanie. W międzyczasie chłopak starał się wcisnąć do moich ust kawałki kimbapu.
- Hyung! To jest naprawdę pyszne! Dlaczego nie chcesz zjeść nawet kawałka? - zasmucił się.
- Uprzedzałem, że nie będę jadł. - spojrzałem na niego. - Niepotrzebnie się wysilasz.
- Zmuszę cię do zjedzenia tego. - burknął.
- Ciekawi mnie jak. Jeszcze nigdy nikomu nie udało mi się dać jedzenia w dużej ilości. Twój naleśnik nie był jakimś wielkim sukcesem.
- Chcesz się przekonać hyung? - zbliżył swoją twarz do mojej. - Zjesz ten kimbap.
- Yah. - przeraziłem się. - Co ty wyprawiasz?!
- Luhan ssi... Twoje usta są takie kuszące... - przejechał dłonią po moim ramieniu. Starałem się go odepchnąć, ale na próżno.
- Sehun! Jak zaraz nie przestaniesz, to będziesz spał na wycieraczce!
- Czy właśnie odrzucasz swojego przyjaciela? - zaczął napierać jeszcze bardziej. Nasze usta prawie się stykały...
- Dobra już dobra! Zjem ten głupi kimbap tylko zejdź już ze mnie! - jęknąłem żałośnie. Zadowolony chłopak podał mi kawałek potrawy.
- Jedz. - posłałem mu złowieszcze spojrzenie i niechętnie włożyłem malutki rulonik do ust.
- Zadowolony? - spytałem z pełną buzią.
- Bardzo! - uśmiechnął się i kontynuował oglądanie filmu. Aish! Dlaczego się zgodziłem, żeby przyszedł do mnie na noc?! Ten dzieciak jest taki nieznośny! Jak tak dalej pójdzie, to sam wyjdę z domu, byle daleko od niego! - Co tak na mnie patrzysz hyung? Miałeś nadzieję na ten pocałunek? - spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
- Zwariowałeś! - spojrzałem w okno. - Kto by chciał ciebie całować? - burknąłem, nadal nie przełknąwszy kimbapu.
- Masz rację. - zwiesił głowę. - Kto by chciał mnie całować? No właśnie nikt. - położył głowę na moich kolanach. - Jestem śpiący, hyung. Pozwól mi tak zasnąć. - objął mnie w pasie. - Boję się... Co jeśli mama już umarła? Co jeśli właśnie zostałem sam..? - przykryłem go kocem i zacząłem bawić się jego włosami.
- Wszystko będzie dobrze. - zapewniałem go. - Nie ważnie co się stanie, nie możesz się poddawać.
~ kilka dni później ~
- Hyung!! - no tak. Żaden dzień w szkole nie może być spokojny... - Hyung! Masz zadanie domowe?! - skoczył na mnie. Zdążyłem tylko pokiwać głową, kiedy zostałem zaciągnięty do męskiej ubikacji. - Szybko daj mi zeszyt! Aish będzie ze mną źle! Nadal nie umiem tych głupich mejoz i mitoz. Kto to w ogóle wymyślił?! Ludzie czasami naprawdę nie myślą nad konsekwencjami swoich odkryć! I bez tego żyłbym szczęśliwie! - zaśmiałem się i wyciągnąłem zeszyt. - Hyung! Długopis! Szybko! Mam cztery minuty! - wyciągnąłem szybko pierwszy lepszy długopis. Przyglądałem się jak chłopak niedbale przepisuje moje notatki. Robił to tak szybko, że nie nadążałem za nim wzrokiem. Naprawdę był mistrzem. - Okej. Masz. - włożył zeszyt z powrotem do mojej torby i z długopisem w dłoni, pobiegł pierwszy do sali. Poszedłem za nim leniwym krokiem. Zadzwonił dzwonek. Chwilę później byłem pod drzwiami razem z nauczycielką. - Gdzie ty się szlajasz? - Sehun złapał mnie za nadgarstek i zaciągnął do naszej ławki. Usiadłem i zacząłem wypakowywać potrzebne przedmioty. Chłopak zrobił to samo. No i zaczęła się lekcja...
W przerwie obiadowej zostałem zmuszony do zjedzenia całej kanapki. Niewątpliwie, sprawiałem tym radość osobie siedzącej razem ze mną pod naszym ulubionym drzewem.
- Mógłbyś uważać z tym hyungiem... W szkole powinieneś zwracać się do mnie po imieniu.
- Ale masz strasznie długie imię... Lulu? Mogę na ciebie mówić Lulu? - uśmiechnął się. - To urocze. Pasuje do ciebie.
- Yixing też mówił do mnie Lulu... - zgarbiłem się. Poczułem na swoim ramieniu ciepłą dłoń.
- Nie myśl o tym hyung. Pójdziemy dzisiaj na spacer? W końcu jest piątek! - przeciągnął się.
- A co z zaległościami z dwóch dni? Już zapomniałeś? - zwróciłem mu uwagę. - Nie mam zamiaru oblać pierwszego roku...
- Więc przyjdę do ciebie i nauczysz mnie biologii. I od razu nadrobimy razem zaległości!
środa, 24 lipca 2013
6. Molla. (S/Y)
- Wypisują cię dzisiaj? - zapytał, kiedy skończył jeść.
- Uhm... Tak. Chyba tak. - westchnąłem. Nie chciałem iść do domu. W końcu mogłem natknąć się tam na matkę...
- To świetnie! Chcesz pójść ze mną na spacer? - zdziwiłem się.
- A co z osobą w szpitalu..? - zapytałem niepewnie.
- Um no wiesz... Mama jest teraz w śpiączce.. - spuścił wzrok. Zaczął bawić się rąbkiem swojej koszulki.
- A co z tatą? - zaciekawiłem się. Wiem, że nie powinienem o to pytać, ale... Wydawało mi się, że powinienem wiedzieć. Zwłaszcza, że Sehun chciał się ze mną przyjaźnić.
- Tata nas zostawił jakiś rok temu. - uśmiechnął się niepewnie.
- Oh... - zrobiło mi się go żal. - Na pewno chcesz iść na spacer? Nie wolisz zostać z mamą?
- Zabierz mnie stąd na jeden dzień. - spojrzał mi w oczy. - Chodźmy odwiedzić mojego młodszego brata. Dziś obchodzi swoje święto. Powinniśmy iść po drodze do kwiaciarni. - pokiwałem głową.
- Dobrze. Pójdę tylko do swojego lekarza i poproszę o wypis. - wstaliśmy.
- Pójdę z tobą.
- Zaczekaj tu. - poszedłem przodem do gabinetu wujka. Szybko otrzymałem potrzebny papier i pożegnałem się. Wróciłem do chłopaka. - To idziemy? Mówiłeś coś o swoim bracie.
- Tak. - podszedł do mnie. - Tylko nie zapomnij o kwiaciarni! - uśmiechnął się szeroko.
- Kwiaciarni? Ma urodziny?
- Um... To trochę inne święto, ale kwiaty nie mniej się przydadzą. - złapał mnie pod ramię. Poczułem się dziwnie. - Chodźmy hyung! Mój brat nie może długo czekać! - zaczął ciągnąć mnie do wyjścia. Z pewnego powodu zaniemówiłem. Jego palce kurczowo trzymały się mojego przedramienia, zupełnie jakby się bał, że zaraz mu ucieknę. Doceniony. Od bardzo dawna nikt nie zwracał na mnie uwagi. Czy znalazłem osobę, na którą czekałem przez te wszystkie lata..? - Tam jest kwiaciarnia. Wejdźmy tam! - wyrwał mnie z zamyślenia. - Hyung? Wszystko w porządku? - przechylił głowę i spojrzał na moją twarz.
- Oczywiście! Dlaczego nie miałoby być w porządku? - odchyliłem się. - Gdzie jest ta kwiaciarnia? W ogóle to chłopakom daje się kwiaty? - zastanawiało mnie to.
- Zależy w jakich okolicznościach. - pokiwał głową. - Na tę okoliczność wypada kupić kwiaty. Czekoladki mi tu nie pasują. - uśmiechnął się szeroko i wybrał wiązankę. - Okej możemy iść dalej. - podskoczył do mnie. - Hyung pójdziemy później coś zjeść?
- Przecież niedawno jadłeś naleśniki. - westchnąłem.
- Ale znów jestem głodny! Chodźmy zjeść coś dobrego!
- Chcesz, żeby mój żołądek eksplodował?! Jeśli zjem za dużo naraz, to też nie będzie dla mnie zdrowe.
- Oj hyuuuuung... Od dzisiaj codziennie będziesz jadł. Nie pozwolę twoim kościom tak wystawać. - dotknął mojej kości policzkowej.
- Yah! Nie dotykaj mojej twarzy! - warknąłem. - Dużo zniosę, ale twarz jest moja! - skulił się, słysząc moje wrzaski.
- Przepraszam hyung. Nie wiedziałem...
- No jasne, że nie wiedziałeś. - westchnąłem. - Daleko jeszcze?
- Jesteśmy już prawie na miejscu. - uśmiechnął się. Szliśmy zarośniętą alejką. To miejsce było mi znajome. Wszystko stało się jasne. Już wiedziałem, dlaczego młody potrzebował kwiatów. Ukląkł przed marmurową płytą. - Poznaj mojego brata.
- Um. - spojrzałem na zdjęcie. Nie wyglądało ono... normalnie. - Twój brat był na coś chory? - chłopak pokiwał głową.
- Tak. Jego mózg nie rozwijał się prawidłowo. Umarł w wieku trzech lat... Od razu kiedy się urodził, mój ojciec nas zostawił. - jego głos wyraźnie się łamał. - Dlatego... Dlatego mama ma teraz ataki histerii. Do tego wykryto u niej nowotwór, ale o tym nie wie, bo popadłaby w stałą depresję.. - pociągnął nosem. Naprawdę mu współczułem...
- Wstawaj. - złapałem go za rękę. - No już. - przytuliłem go. - Nie martw się. Na pewno w końcu wszystko się jakoś ułoży.
- Hyung boję się. Tak strasznie się boję, że zostanę sam! - nie chciałem na to odpowiadać.. Bo niby co miałbym powiedzieć? Zostanę z tobą? Poświecę ci resztę życia? Ja też mam plany na przyszłość... - Hyung... - oparł czoło o moją szyję. Poczułem przeszywające mnie dreszcze. - Jestem senny... - zastanawiałem się chwilę, co powinniśmy zrobić.
- Odprowadzę cię do domu.
- Nie! - jeszcze bardziej się wtulił. - Nie chcę zostać sam!
- Masz zamiar spać u mnie? - zdziwiłem się.
- A mogę? - odchylił się i spojrzał mi w oczy. Nic nie mówiłem. - Naprawdę? Mogę? - ucieszył się. - Hyung? - przechylił głowę na bok, nie rozumiejąc mojego milczenia. - Wszystko w porządku?
- O... T-tak... Chodźmy. - odwróciłem się szybko. Moje serce przyspieszyło rytmu. To, co przed chwilą widziałem...
- Hyung? - położył dłoń na moim ramieniu. - Dlaczego nagle tak dziwnie się zachowujesz? - odwrócił się. - Chodziło ci o ten grób? - podszedł bliżej. - Zhang Yixing? - zadrżałem.
- Chodźmy już lepiej. - cały spięty zacząłem iść przed siebie.
- Zaczekaj! Kto to taki? - dociekał. Zamknąłem oczy. Starałem się o tym nie myśleć... W mojej głowie znów rozległ się rozpaczliwy wrzask Lay'a...
- Uhm... Tak. Chyba tak. - westchnąłem. Nie chciałem iść do domu. W końcu mogłem natknąć się tam na matkę...
- To świetnie! Chcesz pójść ze mną na spacer? - zdziwiłem się.
- A co z osobą w szpitalu..? - zapytałem niepewnie.
- Um no wiesz... Mama jest teraz w śpiączce.. - spuścił wzrok. Zaczął bawić się rąbkiem swojej koszulki.
- A co z tatą? - zaciekawiłem się. Wiem, że nie powinienem o to pytać, ale... Wydawało mi się, że powinienem wiedzieć. Zwłaszcza, że Sehun chciał się ze mną przyjaźnić.
- Tata nas zostawił jakiś rok temu. - uśmiechnął się niepewnie.
- Oh... - zrobiło mi się go żal. - Na pewno chcesz iść na spacer? Nie wolisz zostać z mamą?
- Zabierz mnie stąd na jeden dzień. - spojrzał mi w oczy. - Chodźmy odwiedzić mojego młodszego brata. Dziś obchodzi swoje święto. Powinniśmy iść po drodze do kwiaciarni. - pokiwałem głową.
- Dobrze. Pójdę tylko do swojego lekarza i poproszę o wypis. - wstaliśmy.
- Pójdę z tobą.
- Zaczekaj tu. - poszedłem przodem do gabinetu wujka. Szybko otrzymałem potrzebny papier i pożegnałem się. Wróciłem do chłopaka. - To idziemy? Mówiłeś coś o swoim bracie.
- Tak. - podszedł do mnie. - Tylko nie zapomnij o kwiaciarni! - uśmiechnął się szeroko.
- Kwiaciarni? Ma urodziny?
- Um... To trochę inne święto, ale kwiaty nie mniej się przydadzą. - złapał mnie pod ramię. Poczułem się dziwnie. - Chodźmy hyung! Mój brat nie może długo czekać! - zaczął ciągnąć mnie do wyjścia. Z pewnego powodu zaniemówiłem. Jego palce kurczowo trzymały się mojego przedramienia, zupełnie jakby się bał, że zaraz mu ucieknę. Doceniony. Od bardzo dawna nikt nie zwracał na mnie uwagi. Czy znalazłem osobę, na którą czekałem przez te wszystkie lata..? - Tam jest kwiaciarnia. Wejdźmy tam! - wyrwał mnie z zamyślenia. - Hyung? Wszystko w porządku? - przechylił głowę i spojrzał na moją twarz.
- Oczywiście! Dlaczego nie miałoby być w porządku? - odchyliłem się. - Gdzie jest ta kwiaciarnia? W ogóle to chłopakom daje się kwiaty? - zastanawiało mnie to.
- Zależy w jakich okolicznościach. - pokiwał głową. - Na tę okoliczność wypada kupić kwiaty. Czekoladki mi tu nie pasują. - uśmiechnął się szeroko i wybrał wiązankę. - Okej możemy iść dalej. - podskoczył do mnie. - Hyung pójdziemy później coś zjeść?
- Przecież niedawno jadłeś naleśniki. - westchnąłem.
- Ale znów jestem głodny! Chodźmy zjeść coś dobrego!
- Chcesz, żeby mój żołądek eksplodował?! Jeśli zjem za dużo naraz, to też nie będzie dla mnie zdrowe.
- Oj hyuuuuung... Od dzisiaj codziennie będziesz jadł. Nie pozwolę twoim kościom tak wystawać. - dotknął mojej kości policzkowej.
- Yah! Nie dotykaj mojej twarzy! - warknąłem. - Dużo zniosę, ale twarz jest moja! - skulił się, słysząc moje wrzaski.
- Przepraszam hyung. Nie wiedziałem...
- No jasne, że nie wiedziałeś. - westchnąłem. - Daleko jeszcze?
- Jesteśmy już prawie na miejscu. - uśmiechnął się. Szliśmy zarośniętą alejką. To miejsce było mi znajome. Wszystko stało się jasne. Już wiedziałem, dlaczego młody potrzebował kwiatów. Ukląkł przed marmurową płytą. - Poznaj mojego brata.
- Um. - spojrzałem na zdjęcie. Nie wyglądało ono... normalnie. - Twój brat był na coś chory? - chłopak pokiwał głową.
- Tak. Jego mózg nie rozwijał się prawidłowo. Umarł w wieku trzech lat... Od razu kiedy się urodził, mój ojciec nas zostawił. - jego głos wyraźnie się łamał. - Dlatego... Dlatego mama ma teraz ataki histerii. Do tego wykryto u niej nowotwór, ale o tym nie wie, bo popadłaby w stałą depresję.. - pociągnął nosem. Naprawdę mu współczułem...
- Wstawaj. - złapałem go za rękę. - No już. - przytuliłem go. - Nie martw się. Na pewno w końcu wszystko się jakoś ułoży.
- Hyung boję się. Tak strasznie się boję, że zostanę sam! - nie chciałem na to odpowiadać.. Bo niby co miałbym powiedzieć? Zostanę z tobą? Poświecę ci resztę życia? Ja też mam plany na przyszłość... - Hyung... - oparł czoło o moją szyję. Poczułem przeszywające mnie dreszcze. - Jestem senny... - zastanawiałem się chwilę, co powinniśmy zrobić.
- Odprowadzę cię do domu.
- Nie! - jeszcze bardziej się wtulił. - Nie chcę zostać sam!
- Masz zamiar spać u mnie? - zdziwiłem się.
- A mogę? - odchylił się i spojrzał mi w oczy. Nic nie mówiłem. - Naprawdę? Mogę? - ucieszył się. - Hyung? - przechylił głowę na bok, nie rozumiejąc mojego milczenia. - Wszystko w porządku?
- O... T-tak... Chodźmy. - odwróciłem się szybko. Moje serce przyspieszyło rytmu. To, co przed chwilą widziałem...
- Hyung? - położył dłoń na moim ramieniu. - Dlaczego nagle tak dziwnie się zachowujesz? - odwrócił się. - Chodziło ci o ten grób? - podszedł bliżej. - Zhang Yixing? - zadrżałem.
- Chodźmy już lepiej. - cały spięty zacząłem iść przed siebie.
- Zaczekaj! Kto to taki? - dociekał. Zamknąłem oczy. Starałem się o tym nie myśleć... W mojej głowie znów rozległ się rozpaczliwy wrzask Lay'a...
wtorek, 23 lipca 2013
5. Molla. (S/Y)
Kolejnego dnia moja noga wyglądała znacznie lepiej. Sehun przyszedł do mnie z samego rana, kiedy jeszcze walczyłem z resztkami snu.
- Nie śpisz już? - wszedł bez pukania. Spojrzałem na niego.
- Nikt cię nie nauczył, że nie ładnie tak wchodzić do czyjegoś pokoju bez pozwolenia? - burknąłem.
- Oj tam, oj tam. - zaśmiał się i usiadł na brzegu łóżka. - Chcesz może coś zjeść? Albo czegoś się napić? Rozmawiałem z twoim lekarzem.
- Z moim lekarzem?! Po co z nim rozmawiałeś?!! - przeraziłem się. Jeszcze tego mi brakuje...
- Widział nas wczoraj i poprosił mnie, żebym cię przypilnował. Powinieneś zacząć normalnie jeść. Przyjmowanie lekarstw raz na tydzień nie zadziała dobrze na twój organizm. - złapał mnie za rękę.
- Co ty wyprawiasz?! - gwałtownie usiadłem.
- Spokojnie Luhan. Przecież nic ci nie robię. - jego wzrok był dziwny... Bez żadnego wyrazu. Spoglądał na mnie, jakby starał się ukryć wszystkie emocje. Przerażał mnie...
- Z... Zostaw mnie. - powolnym ruchem wysunąłem dłoń z jego uścisku. - Nie rób tak. - spuściłem głowę.
- Przepraszam... Ja... Chyba za dużo myślałem dziś w nocy. Tak... - pokiwał głową. - Za dużo sobie wyobrażałem.. - pociągnął nosem. Spojrzałem na niego. Nieśmiało ściskał w pięściach materiał swoich spodni.
- Co masz na myśli..? - nic już nie wiedziałem.
- Po prostu.. - wytarł szybko twarz. Płakał..? - Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi. - odwrócił się w moją stronę i lekko uśmiechnął. - Dobrze czuję się w twoim towarzystwie. Nie ważne co to jest. Nie ważne czy jesteś niemiły, czy troskliwy... Hyung ja... - załkał. - Ja teraz będę bardzo samotny. I potrzebuję kogoś. A ty jesteś najbliżej. - ukrył swoją twarz w dłoniach. Zastanawiałem się chwilę o co w tym wszystkim chodzi... Przez moment wsłuchiwałem się w jego chlipanie. Zadrżałem.
- Próbujesz mi powiedzieć, że potrzebujesz przyjaciela? - moje serce uderzyło o klatkę piersiową. Dlaczego..? Chłopak tylko pokiwał głową i wycierał kolejne łzy. - Tylko wiesz... Już zapomniałem jak to jest. Nie umiem się przyjaźnić.
- Nauczę cię. - rzucił się w moje ramiona. Upadliśmy na łóżko.
- Co... ty... ? - zdziwiłem się. Moje oczy zapewne były w tym momencie ogromne.
- Hyung nie ruszaj się. - oplótł dłońmi moją szyję. - Nie ruszaj się i pozwól mi cię tulić. Potrzebuję teraz twoich ramion... - leżałem jak sparaliżowany. Jego łzy stawały się gęste... Oparł głowę o mój obojczyk. Czułem na sobie jego gorący, nieregularny oddech. Krztusił się przez płacz, który z każdą chwilą stawał się coraz to donośniejszy i za razem coraz bardziej nieznośny... Przez pierwsze kilkanaście minut nie wiedziałem co mam robić. W końcu zebrałem w sobie.... odwagę? Pewność siebie? Nie wiem co to było za uczucie, ale zacząłem głaskać go po plecach.
- Nie płacz już. Nie lubię jak płaczesz. - wyszeptałem. Moje słowa wyraźnie na niego zadziałały. Niemal natychmiast się uspokoił. Lekko uniósł się nade mną i spojrzał mi w oczy.
- Naprawdę? Naprawdę nie lubisz, gdy płaczę? - wytarłem jego łzy i wysiliłem się na uśmiech.
- A może ty jesteś głodny? Możemy iść do bufetu.
- Już. Przepraszam za moje zachowanie... - podniósł się. - Postaram się już tak nie robić.
- Nic nie szkodzi. - wstałem z łóżka. - Wydaje mi się... że ja też potrzebowałem już ludzi. - nie wierzyłem w to, co mówię. Ale tak po prawdzie... czułem, jakby Sehun wysysał z mojego ciała truciznę.
- Hyung. - również się podniósł i pozwolił mi się o siebie oprzeć. - Chodźmy zjeść coś razem.
- Nie będę jadł. - zmarszczyłem czoło.
- Będziesz. Zobaczysz, już ja znajdę na ciebie sposób.
- Sposób? - spojrzałem na niego przerażony.
- Tak. Mam na ciebie doskonały sposób.
- Poczekaj. - poczłapałem do szafki i wyciągnąłem chusteczki. Wziąłem jedną do ręki i zacząłem wycierać policzki Sehuna.
- Co robisz? - stał jak oniemiały i przyglądał się mojej spokojnej twarzy.
- Jesteś jeszcze mokry. Nie możesz pójść tak do bufetu. - przeniosłem ślady na jego szyję. - Aigoo! Nie widziałem jeszcze, żeby ktoś płakał tak bardzo! - a może widziałem? Czy płakałem wtedy bardziej od niego..?
- Hyung...
- Zastanawiam się kiedy ostatni raz jadłem. To było tak dawno, że zdążyłem zapomnieć.. Ahh. - przejechałem chusteczką pod jego oczami.
- Hyung. - powtórzył.
- Masz naprawdę długie rzęsy jak na chłopaka. - był już prawie suchy. Wyrzuciłem mokry przedmiot. Znienacka poczułem ciężar na swoich ramionach.
- Hyung...
- Znów będziesz płakać? Nie płacz już.. Znów będę musiał cię wycierać.
- Hyung... Dlaczego tak musi być? Dlaczego urodziłem się w swoim ciele? Nienawidzę tego... - tulił mnie tak mocno, że myślałem, że mnie udusi.
- O czym ty mówisz? Hej, chcesz mnie zabić? - od razu się odsunął. Ze spuszczoną głową ukłonił się przede mną.
- Przepraszam...
- Co się z tobą dzieje, hmm? Jesteś dziś jakiś dziwny...
- Przepraszam! Naprawdę przepraszam! - zaczął znów kłaniać się co chwila.
- No dobrze, już... - nieufnie na niego spojrzałem. - Chodźmy już lepiej do tego bufetu.
Usiedliśmy naprzeciwko siebie. Sehun zamówił lekkie naleśniki z naturalnych produktów. Martwiłem się. Jego zachowanie było naprawdę dziwne. Co jeśli znów wpakuję się w jakieś gówno? Nie chcę ponownie się babrać... Kelnerka w końcu przyniosła nasz posiłek. To znaczy posiłek Sehun'a. Wciąż nie zamierzałem jeść. Chłopak ukroił kawałek naleśnika i przystawił go do moich ust.
- Nie. - naburmuszyłem się.
- Jedz. No już. Tylko kawałek.
- Nie chcę! - zmarszczyłem brwi i wywaliłem na wierzch dolną wargę.
- Oj hyung! Współpracuj!
- Nie chcę! Ty zjedz. - westchnął i sam zjadł kawałek.
- Pyszne. - znów ukroił kęs. - Teraz ty. No już. - przecząco pokręciłem głową. - Mam cię zmusić?
- Nie zdołasz! - nachylił się nad stołem i przybliżył się do mnie. Nasze nosy niemal się stykały. - O... Oszalałeś?
- Jedz albo zrobię coś, czego pewnie teraz byś nie chciał. - złapałem widelec i wepchnąłem do buzi cały kawałek. - No. Nie można było tak od razu? - uśmiechnął się. Niezadowolony żułem naleśnika jak najdłużej. Aish ten dzieciak...
- Nie śpisz już? - wszedł bez pukania. Spojrzałem na niego.
- Nikt cię nie nauczył, że nie ładnie tak wchodzić do czyjegoś pokoju bez pozwolenia? - burknąłem.
- Oj tam, oj tam. - zaśmiał się i usiadł na brzegu łóżka. - Chcesz może coś zjeść? Albo czegoś się napić? Rozmawiałem z twoim lekarzem.
- Z moim lekarzem?! Po co z nim rozmawiałeś?!! - przeraziłem się. Jeszcze tego mi brakuje...
- Widział nas wczoraj i poprosił mnie, żebym cię przypilnował. Powinieneś zacząć normalnie jeść. Przyjmowanie lekarstw raz na tydzień nie zadziała dobrze na twój organizm. - złapał mnie za rękę.
- Co ty wyprawiasz?! - gwałtownie usiadłem.
- Spokojnie Luhan. Przecież nic ci nie robię. - jego wzrok był dziwny... Bez żadnego wyrazu. Spoglądał na mnie, jakby starał się ukryć wszystkie emocje. Przerażał mnie...
- Z... Zostaw mnie. - powolnym ruchem wysunąłem dłoń z jego uścisku. - Nie rób tak. - spuściłem głowę.
- Przepraszam... Ja... Chyba za dużo myślałem dziś w nocy. Tak... - pokiwał głową. - Za dużo sobie wyobrażałem.. - pociągnął nosem. Spojrzałem na niego. Nieśmiało ściskał w pięściach materiał swoich spodni.
- Co masz na myśli..? - nic już nie wiedziałem.
- Po prostu.. - wytarł szybko twarz. Płakał..? - Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi. - odwrócił się w moją stronę i lekko uśmiechnął. - Dobrze czuję się w twoim towarzystwie. Nie ważne co to jest. Nie ważne czy jesteś niemiły, czy troskliwy... Hyung ja... - załkał. - Ja teraz będę bardzo samotny. I potrzebuję kogoś. A ty jesteś najbliżej. - ukrył swoją twarz w dłoniach. Zastanawiałem się chwilę o co w tym wszystkim chodzi... Przez moment wsłuchiwałem się w jego chlipanie. Zadrżałem.
- Próbujesz mi powiedzieć, że potrzebujesz przyjaciela? - moje serce uderzyło o klatkę piersiową. Dlaczego..? Chłopak tylko pokiwał głową i wycierał kolejne łzy. - Tylko wiesz... Już zapomniałem jak to jest. Nie umiem się przyjaźnić.
- Nauczę cię. - rzucił się w moje ramiona. Upadliśmy na łóżko.
- Co... ty... ? - zdziwiłem się. Moje oczy zapewne były w tym momencie ogromne.
- Hyung nie ruszaj się. - oplótł dłońmi moją szyję. - Nie ruszaj się i pozwól mi cię tulić. Potrzebuję teraz twoich ramion... - leżałem jak sparaliżowany. Jego łzy stawały się gęste... Oparł głowę o mój obojczyk. Czułem na sobie jego gorący, nieregularny oddech. Krztusił się przez płacz, który z każdą chwilą stawał się coraz to donośniejszy i za razem coraz bardziej nieznośny... Przez pierwsze kilkanaście minut nie wiedziałem co mam robić. W końcu zebrałem w sobie.... odwagę? Pewność siebie? Nie wiem co to było za uczucie, ale zacząłem głaskać go po plecach.
- Nie płacz już. Nie lubię jak płaczesz. - wyszeptałem. Moje słowa wyraźnie na niego zadziałały. Niemal natychmiast się uspokoił. Lekko uniósł się nade mną i spojrzał mi w oczy.
- Naprawdę? Naprawdę nie lubisz, gdy płaczę? - wytarłem jego łzy i wysiliłem się na uśmiech.
- A może ty jesteś głodny? Możemy iść do bufetu.
- Już. Przepraszam za moje zachowanie... - podniósł się. - Postaram się już tak nie robić.
- Nic nie szkodzi. - wstałem z łóżka. - Wydaje mi się... że ja też potrzebowałem już ludzi. - nie wierzyłem w to, co mówię. Ale tak po prawdzie... czułem, jakby Sehun wysysał z mojego ciała truciznę.
- Hyung. - również się podniósł i pozwolił mi się o siebie oprzeć. - Chodźmy zjeść coś razem.
- Nie będę jadł. - zmarszczyłem czoło.
- Będziesz. Zobaczysz, już ja znajdę na ciebie sposób.
- Sposób? - spojrzałem na niego przerażony.
- Tak. Mam na ciebie doskonały sposób.
- Poczekaj. - poczłapałem do szafki i wyciągnąłem chusteczki. Wziąłem jedną do ręki i zacząłem wycierać policzki Sehuna.
- Co robisz? - stał jak oniemiały i przyglądał się mojej spokojnej twarzy.
- Jesteś jeszcze mokry. Nie możesz pójść tak do bufetu. - przeniosłem ślady na jego szyję. - Aigoo! Nie widziałem jeszcze, żeby ktoś płakał tak bardzo! - a może widziałem? Czy płakałem wtedy bardziej od niego..?
- Hyung...
- Zastanawiam się kiedy ostatni raz jadłem. To było tak dawno, że zdążyłem zapomnieć.. Ahh. - przejechałem chusteczką pod jego oczami.
- Hyung. - powtórzył.
- Masz naprawdę długie rzęsy jak na chłopaka. - był już prawie suchy. Wyrzuciłem mokry przedmiot. Znienacka poczułem ciężar na swoich ramionach.
- Hyung...
- Znów będziesz płakać? Nie płacz już.. Znów będę musiał cię wycierać.
- Hyung... Dlaczego tak musi być? Dlaczego urodziłem się w swoim ciele? Nienawidzę tego... - tulił mnie tak mocno, że myślałem, że mnie udusi.
- O czym ty mówisz? Hej, chcesz mnie zabić? - od razu się odsunął. Ze spuszczoną głową ukłonił się przede mną.
- Przepraszam...
- Co się z tobą dzieje, hmm? Jesteś dziś jakiś dziwny...
- Przepraszam! Naprawdę przepraszam! - zaczął znów kłaniać się co chwila.
- No dobrze, już... - nieufnie na niego spojrzałem. - Chodźmy już lepiej do tego bufetu.
Usiedliśmy naprzeciwko siebie. Sehun zamówił lekkie naleśniki z naturalnych produktów. Martwiłem się. Jego zachowanie było naprawdę dziwne. Co jeśli znów wpakuję się w jakieś gówno? Nie chcę ponownie się babrać... Kelnerka w końcu przyniosła nasz posiłek. To znaczy posiłek Sehun'a. Wciąż nie zamierzałem jeść. Chłopak ukroił kawałek naleśnika i przystawił go do moich ust.
- Nie. - naburmuszyłem się.
- Jedz. No już. Tylko kawałek.
- Nie chcę! - zmarszczyłem brwi i wywaliłem na wierzch dolną wargę.
- Oj hyung! Współpracuj!
- Nie chcę! Ty zjedz. - westchnął i sam zjadł kawałek.
- Pyszne. - znów ukroił kęs. - Teraz ty. No już. - przecząco pokręciłem głową. - Mam cię zmusić?
- Nie zdołasz! - nachylił się nad stołem i przybliżył się do mnie. Nasze nosy niemal się stykały. - O... Oszalałeś?
- Jedz albo zrobię coś, czego pewnie teraz byś nie chciał. - złapałem widelec i wepchnąłem do buzi cały kawałek. - No. Nie można było tak od razu? - uśmiechnął się. Niezadowolony żułem naleśnika jak najdłużej. Aish ten dzieciak...
niedziela, 21 lipca 2013
4. Molla. (S/Y)
- Luhan... - czułem na sobie jego drżące dłonie. - Luhan. - ponownie wywołał moje imię. Spojrzałem na niego. - Nie zapytasz się? Nie jesteś ciekaw co się stało? - zajrzał mi w oczy. Lekko się uśmiechnąłem i pogłaskałem go po głowie.
- To drugorzędna sprawa. Najważniejsze jest teraz to, że mnie potrzebujesz. Czy nie mam racji? - nic nie odpowiedział, tylko ponownie wtulił się w moje ramiona.
- Dziękuję hyung. Dziękuję, że jesteś zawsze, gdy ciebie potrzebuję...
- Nie ma za co Yixing. Od tego są przyjaciele. - oparłem dłoń na jego biodrach.
Na wspomnienie o Yixing'u, mnie też zachciało się płakać... Pamiętam dokładnie kolor jego ciemnych włosów... Blask niewinnie spoglądających na mnie oczu. Miękką skórę, szczególnie na dłoniach i policzkach... W moich oczach zakręciły się łzy. Mój umysł oplatał głos Lay'a. Jego ciche szepty w środku nocy, gdy pojechaliśmy na biwak... Głośny krzyk, gdy spóźniony biegł na autobus; wyglądał wtedy uroczo. I wrzask. Wrzask jego rozdartego z rozpaczy serca. Ten wrzask nigdy mnie nie opuści. Zawsze będzie mnie nękał. Zawsze będzie kroczył po moich śladach. Nie potrafię się od niego uwolnić. Nie chcę z nim rywalizować. Jest moją ostatnią pamiątką... Pamiątką po przyjacielu.
- C... Co ty robisz? - wydukałem, nadal nie wiedząc co tak właściwie się dzieje... Czułem ciepło bijące od ciała Sehuna. Łaskoczące krople łez zaczęły spływać po moim brzuchu, uprzednio przesiąkając przez włókna szarej koszulki, którą na sobie miałem. - Sehun? - jego paznokcie zaczęły sprawiać mi ból. W końcu nie wytrzymałem. Zdecydowanym, aczkolwiek subtelnym ruchem złapałem go za ramiona i lekko od siebie odsunąłem. Stał przede mną ze spuszczoną głową. Nadal chlipał. Nie rozumiałem jego zachowania.
- Przepraszam. - ukłonił się i chciał odejść, ale szybko złapałem go za nadgarstek.
- Czekaj. Mam ochotę na spacer. - wymyśliłem wymówkę na poczekaniu. Trzeba zachować pozory.. - Ponieważ moja noga nie jest jeszcze w pełni sprawna... Możesz pójść ze mną? - lekko się uśmiechnąłem. Chłopak szybko wytarł łzy. Spojrzał na palce zaciśnięte na jego ciele.
- Ale... Poważnie? Chcesz iść ze mną na spacer? - w jego głosie pojawiła się nadzieja.
- Nie to, że chcę. Po prostu nikt inny ze mną nie pójdzie, a ty jesteś pod ręką. - uśmiechnął się szeroko.
- Dobrze. - stanął obok mnie, tak, żebym mógł się o niego oprzeć. - Tylko nie za długo, dobrze? Jest tu ktoś, kto również mnie potrzebuje.
- Ktoś ciebie potrzebuje? - powtórzyłem z zaciekawieniem. Zaczęliśmy powoli zmierzać w stronę pobliskiego parku.
- Tak...To dosyć długa historia... - zwiesił głowę.
- Nie musisz się martwić. Nie jestem wścibski. - westchnąłem. Spacerowaliśmy w ciszy. Powietrze było wilgotne, co sprawiało, że było chłodno. Drzewa powoli zmieniały barwę. Ich zapach trafiał wprost do moich nozdrzy. Wziąłem głęboki wdech. Usłyszałem klucz ptaków sunących po niebie. Ich wesołe wrzaski mogły oznaczać tylko jedno. Zbliżała się jesień.
- Mogę o coś zapytać? - z zamyślenia wyrwało mnie pytanie młodszego. Spojrzałem na Sehuna.
- Co chcesz wiedzieć?
- Twoja legitymacja... Zgłosiłeś to do dyrekcji? Że masz złą datę? Czy może... Powinienem do ciebie mówić hyung..?
- Ahh niech ci będzie... Tak, jestem od ciebie starszy. Ale nie mów o tym nikomu. Nikt nie powinien wiedzieć...
- Dlaczego nie poszedłeś wcześniej do szkoły?
- Miało być tylko jedno pytanie.
- Nikt tak nie powiedział. - zaśmiał się. - Hyuuuuung~ - jęknął.
- Aish dzieciaku! Nie zamierzasz dać mi spokoju?!
- Powiedz.
- Uczyłem się wcześniej w Anglii. Tam jest nieco inny system nauczania, dlatego musiałem cofnąć się o te kilka lat.
- Oh. Rozumiem. - pokiwał głową. - Dlatego jesteś taki dobry z Angielskiego! W Europie musiało być fajnie!
- Możliwe. - westchnąłem. Mój pobyt w Wielkiej Brytanii nigdy nie kojarzył mi się dobrze...
- A to? - wskazał na moje wystające kości. - Dlaczego nic nie jesz? - nie zamierzałem mu odpowiadać. Szedłem przed siebie w milczeniu. - Hyung? - przechylił głowę i spojrzał na mnie. Widząc mój wyraz twarzy, lekko się uśmiechnął i wyprostował plecy. - Okej. Też mam tematy, na które nie lubię rozmawiać.
- Wracajmy. Zimno mi. - mruknąłem ponuro i zawróciłem.
- Nie męczy cię to? - podskoczył do mnie. - Nie jesteś ciekaw dlaczego tu jestem? Z kim tu jestem? Dlaczego płakałem? - zastanowiłem się przez moment.
- A czy to ważne? Skoro płakałeś, to musi być dla ciebie ciężkie. Nie jestem pewien, czy tak chętnie wszystko mi powiesz...
- Jeśli zapytasz, to ci powiem.
- Nie mam zamiaru. - zaśmiał się na moje słowa.
- Czyli jednak każdy ma swoją potulną stronę, hyuuuung~! - nie okazywałem tego, ale jego słowa mnie rozbawiły.
Sehun odprowadził mnie do sali, po czym odszedł bez słowa wytłumaczenia. Wygląda na to, że ten dzieciak faktycznie nie przyszedł do szpitala z mojego powodu... Więc dlaczego? Molla...
piątek, 19 lipca 2013
12. Black Prince. (S/Y)
[+18]
- Ojcze... - za wszelką cenę starałem się jakoś załagodzić sytuację. Król tylko spojrzał na mnie wrogo spod swoich długich, krzaczastych brwi.
- Wiesz, dlaczego chciałem z tobą porozmawiać.
- On nie jest niczemu winien. Ojcze... - spojrzałem na niego błagalnie. On tylko westchnął i pokręcił głową.
- Doskonale wiesz, że więzy krwi są atutem. Ten chłopak nie ma rodziny.
- No właśnie! Więc skąd możesz wiedzieć, czy jest ze szlacheckiej rodziny, czy nie?! Może jego rodzice byli politykami?!
- MyungSoo. - upomniał mnie.
- Nie wiesz tego! - w moich oczach już zbierały się łzy. - Poza tym, dlaczego go przyjąłeś, kiedy wiedziałeś o jego pochodzeniu?! Dlaczego nam to robisz?!
- Uspokoisz się?! - wrzasnął i uderzył mnie w twarz. Po moich polikach spłynęły stróżki słonych kropel. - na razie nic z tym nie zrobię, rozumiesz? Nie daj się nikomu nakryć. Inaczej od razu wyrzucę go z zamku. - nie czekał na moją odpowiedź, tylko w ciszy odszedł. Westchnąłem ciężko. Nie chciałem wracać do SungJong'a. Wyszedłem na spacer wzdłuż rozciągającego się nieopodal jeziora.
- Książę! - zdążyłem opuścić
mury posiadłości, kiedy usłyszałem znajomy głos. - Książę!!
- wrzeszczał, goniąc za mną. Zatrzymałem się i odwróciłem w
stronę młodszego.
- Co tu robisz? Jeśli nas złapią, będzie tylko gorzej...
- Książę! - mocno się do mnie przytulił. Poczułem przyjemne ciepło w sercu. Ułożyłem dłoń na jego biodrze.
- Idź już spać. Pewnie jesteś bardzo zmęczony. - mój głos... Dlaczego taki był?
- Hyung... - podniósł głowę i spojrzał na mnie.
- Odpocznij. Będę na ciebie jutro czekał, kochanie... - czyżby moje słowa go upewniły..? Lekko się uśmiechnął. Jego twarz oblał blask bladego księżyca.
- Ty też odpocznij. - odsunął się, by móc sięgnąć ustami do mojego polika. - Kocham cię hyung. Czy to wystarczy? Twoje serce rośnie? - oparł głowę o moje czoło.
- Nawet jeśli moje serce nie rośnie, moja miłość do ciebie staje się większa z każdym dniem. - cmoknąłem go w usta.
- Hyung... - jego głos stawał się cichszy. - Hyung. - powtórzył, z większym przekonaniem. - Zróbmy to. - wpił się w moje usta. Nie zdołałem nawet nic odpowiedzieć. Prosi mnie o seks..? Powinienem się zgodzić? Ułożyłem dłonie na jego pośladkach i zacisnąłem na nich palce. Chwilę później wokół nas rozniósł się nieśmiały pomruk młodego. Uśmiechnąłem się. Niestety nasze pieszczoty zostały szybko przerwane. Usłyszałem strażnika pilnującego bramy wjazdowej.
- SungJong. Idź spać do siebie. - odepchnąłem go. - To zbyt ryzykowne, żebyśmy dziś... Żebym zgodził się na twoją propozycję. Idź już. Uważaj na siebie. - pogłaskałem go po włosach.
- Hyung.. - widziałem jak do jego oczu napływają łzy.
- Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. - przekonywałem go. - Słodkich snów. - pozostawiłem na jego czole ślad swoich ust i puściłem go do zamku. Obserwowałem jak odchodzi. Dlaczego ten widok był tak bolesny..?
- Jesteś? - w moim pokoju przywitał mnie SungYeol.
- Jestem. Zrób mi coś do picia. Jestem zmęczony... Zaraz idę spać. - zrzuciłem z siebie ubrania i opadłem na łóżko.
- Nie poddasz się, co? Choćbyś miał wyzionąć ducha, nie odpuścisz? - westchnął.
- Ja... Ja go kocham. - przyznałem się. - Nie tak jak Hoyę. Kocham go bardziej. - usiadłem. - To nie jest takie zwyczajne. Ta relacja jest na swój sposób niezwykła...
- Powinieneś jak najszybciej o nim zapomnieć. Możecie przez to oboje zostać wygnani z kraju. - przełknąłem głośno ślinę.
- I tylko dlatego mam się poddać? W innych krajach nie ma wojen. Nie musiałbym się o niego bać.
- Jesteś zbyt uparty. - z całej siły popchnął mnie na łóżko. - pomogę ci. W końcu od tego jestem, mój książę. - wiedział, jakie słowa na mnie działają. Przejechał palcem wzdłuż mojego brzucha. Zadrżałem.
- Co ty wyprawiasz?!
- Jesteśmy przyjaciółmi. Zaufaj mi. - zamknął moje usta pocałunkiem. Był... inny niż SungJong... Jego ruchy były pewne i zdecydowane. Ujął moją twarz w swoje ciepłe dłonie. Przerwał pocałunek i spojrzał mi głęboko w oczy. - Nie mów, że ci się to nie podoba? Zresztą... Sam to widzę. - uśmiechnął się i delikatnie musnął ręką napięty materiał mojej bielizny.
- P... Przestań. - odsunąłem jego ramiona, jednak on napierał na mnie całą ciężkością swojego ciała. - Przestań! Nie chcę tego!! - wydarłem się.
- Chcesz. - jego smukły palec przewędrował przez całą długość mojego przyrodzenia. Niechcący z moich ust wybiegło głośne westchnienie. Wypchnąłem biodra pod jego rękę.
- Hyung...
- Właśnie tak. Grzeczny chłopiec. - zsunął bieliznę z moich bioder i chwycił za penisa. Zaczął powoli poruszać na nim zaciśniętą dłonią.
- P.. Przeee... - nie mogłem nic z siebie wydusić. Było mi gorąco.
- Ciii... Nic nie mów. - powoli zaczął przyspieszać.
- Szybciej... - sapnąłem.
- Nieee... - zaśmiał się. - Nie martw się. Wiem co lubisz najbardziej. - odwrócił mnie na brzuch. Moja twarz znikła gdzieś w wysokiej pościeli, a zdrowy rozsądek rozsypał się po podłodze. Wypiąłem się czekając na jego ruch. - Rozumiemy się bez słów. - uderzył w mój pośladek i powoli we mnie wszedł. Jęknąłem przeciągle i wygiąłem swoje plecy w prężny łuk. Czułem jak rytmicznie się we mnie poruszał. To dziwne... Zazwyczaj czułem ból. Teraz go nie było. Po moim ciele rozchodziła czysta przyjemność. Wypełniała mnie niczym narkotyk...
- Hyung! - pisnąłem głośno, kiedy przyssał się do moich pleców. Byłem już blisko szczytu. Doskonale o tym wiedział. Zaczął wychodzić i wchodzić we mnie na przemian, powodując u mnie jeszcze szybszą erekcję. Bezsilnie opadłem na łóżko, ciężko dysząc. Coś kazało mi spojrzeć w stronę drzwi. Dostrzegłem przerażonego SungJong'a. Zbierało mu się na płacz. Podniosłem się na łokciach. - SungJong... - byłem zdumiony. Wiedziałem, że to źle się skończy. - To nie tak... To tylko tak wygląda, ale...
- Nie mów nic. - zacisnął usta. - Nic nie mów. Rozumiem. Chciałeś znów poczuć się zdominowany. - zaczął kiwać głową.
- Nie!
- Wyjdź już. Przeszkadzasz nam. - odezwał się SungYeol. Młody bez zastanowienia go posłuchał i wyszedł.
- Coś ty narobił?! - wydarłem się, jednak po chwili moje gardło zostało rozdarte przez prącie starszego. Zacząłem się krztusić.
- Ssij. Taaaaaak; pięknie. - pogładził mnie po poliku. Z moich oczu ponownie tego dnia wypłynęły łzy. - Połknij wszystko. Yaaa... Jesteś dziś taki posłuszny. - uśmiechnął się widząc moje zakłopotanie.
- Oszalałeś. - burknąłem, kiedy już skończył.
- Być może.
- Zostaw mnie samego. - położyłem się na łóżku. Wyszedł.
- Ojcze... - za wszelką cenę starałem się jakoś załagodzić sytuację. Król tylko spojrzał na mnie wrogo spod swoich długich, krzaczastych brwi.
- Wiesz, dlaczego chciałem z tobą porozmawiać.
- On nie jest niczemu winien. Ojcze... - spojrzałem na niego błagalnie. On tylko westchnął i pokręcił głową.
- Doskonale wiesz, że więzy krwi są atutem. Ten chłopak nie ma rodziny.
- No właśnie! Więc skąd możesz wiedzieć, czy jest ze szlacheckiej rodziny, czy nie?! Może jego rodzice byli politykami?!
- MyungSoo. - upomniał mnie.
- Nie wiesz tego! - w moich oczach już zbierały się łzy. - Poza tym, dlaczego go przyjąłeś, kiedy wiedziałeś o jego pochodzeniu?! Dlaczego nam to robisz?!
- Uspokoisz się?! - wrzasnął i uderzył mnie w twarz. Po moich polikach spłynęły stróżki słonych kropel. - na razie nic z tym nie zrobię, rozumiesz? Nie daj się nikomu nakryć. Inaczej od razu wyrzucę go z zamku. - nie czekał na moją odpowiedź, tylko w ciszy odszedł. Westchnąłem ciężko. Nie chciałem wracać do SungJong'a. Wyszedłem na spacer wzdłuż rozciągającego się nieopodal jeziora.
- Co tu robisz? Jeśli nas złapią, będzie tylko gorzej...
- Książę! - mocno się do mnie przytulił. Poczułem przyjemne ciepło w sercu. Ułożyłem dłoń na jego biodrze.
- Idź już spać. Pewnie jesteś bardzo zmęczony. - mój głos... Dlaczego taki był?
- Hyung... - podniósł głowę i spojrzał na mnie.
- Odpocznij. Będę na ciebie jutro czekał, kochanie... - czyżby moje słowa go upewniły..? Lekko się uśmiechnął. Jego twarz oblał blask bladego księżyca.
- Ty też odpocznij. - odsunął się, by móc sięgnąć ustami do mojego polika. - Kocham cię hyung. Czy to wystarczy? Twoje serce rośnie? - oparł głowę o moje czoło.
- Nawet jeśli moje serce nie rośnie, moja miłość do ciebie staje się większa z każdym dniem. - cmoknąłem go w usta.
- Hyung... - jego głos stawał się cichszy. - Hyung. - powtórzył, z większym przekonaniem. - Zróbmy to. - wpił się w moje usta. Nie zdołałem nawet nic odpowiedzieć. Prosi mnie o seks..? Powinienem się zgodzić? Ułożyłem dłonie na jego pośladkach i zacisnąłem na nich palce. Chwilę później wokół nas rozniósł się nieśmiały pomruk młodego. Uśmiechnąłem się. Niestety nasze pieszczoty zostały szybko przerwane. Usłyszałem strażnika pilnującego bramy wjazdowej.
- SungJong. Idź spać do siebie. - odepchnąłem go. - To zbyt ryzykowne, żebyśmy dziś... Żebym zgodził się na twoją propozycję. Idź już. Uważaj na siebie. - pogłaskałem go po włosach.
- Hyung.. - widziałem jak do jego oczu napływają łzy.
- Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. - przekonywałem go. - Słodkich snów. - pozostawiłem na jego czole ślad swoich ust i puściłem go do zamku. Obserwowałem jak odchodzi. Dlaczego ten widok był tak bolesny..?
- Jesteś? - w moim pokoju przywitał mnie SungYeol.
- Jestem. Zrób mi coś do picia. Jestem zmęczony... Zaraz idę spać. - zrzuciłem z siebie ubrania i opadłem na łóżko.
- Nie poddasz się, co? Choćbyś miał wyzionąć ducha, nie odpuścisz? - westchnął.
- Ja... Ja go kocham. - przyznałem się. - Nie tak jak Hoyę. Kocham go bardziej. - usiadłem. - To nie jest takie zwyczajne. Ta relacja jest na swój sposób niezwykła...
- Powinieneś jak najszybciej o nim zapomnieć. Możecie przez to oboje zostać wygnani z kraju. - przełknąłem głośno ślinę.
- I tylko dlatego mam się poddać? W innych krajach nie ma wojen. Nie musiałbym się o niego bać.
- Jesteś zbyt uparty. - z całej siły popchnął mnie na łóżko. - pomogę ci. W końcu od tego jestem, mój książę. - wiedział, jakie słowa na mnie działają. Przejechał palcem wzdłuż mojego brzucha. Zadrżałem.
- Co ty wyprawiasz?!
- Jesteśmy przyjaciółmi. Zaufaj mi. - zamknął moje usta pocałunkiem. Był... inny niż SungJong... Jego ruchy były pewne i zdecydowane. Ujął moją twarz w swoje ciepłe dłonie. Przerwał pocałunek i spojrzał mi głęboko w oczy. - Nie mów, że ci się to nie podoba? Zresztą... Sam to widzę. - uśmiechnął się i delikatnie musnął ręką napięty materiał mojej bielizny.
- P... Przestań. - odsunąłem jego ramiona, jednak on napierał na mnie całą ciężkością swojego ciała. - Przestań! Nie chcę tego!! - wydarłem się.
- Chcesz. - jego smukły palec przewędrował przez całą długość mojego przyrodzenia. Niechcący z moich ust wybiegło głośne westchnienie. Wypchnąłem biodra pod jego rękę.
- Hyung...
- Właśnie tak. Grzeczny chłopiec. - zsunął bieliznę z moich bioder i chwycił za penisa. Zaczął powoli poruszać na nim zaciśniętą dłonią.
- P.. Przeee... - nie mogłem nic z siebie wydusić. Było mi gorąco.
- Ciii... Nic nie mów. - powoli zaczął przyspieszać.
- Szybciej... - sapnąłem.
- Nieee... - zaśmiał się. - Nie martw się. Wiem co lubisz najbardziej. - odwrócił mnie na brzuch. Moja twarz znikła gdzieś w wysokiej pościeli, a zdrowy rozsądek rozsypał się po podłodze. Wypiąłem się czekając na jego ruch. - Rozumiemy się bez słów. - uderzył w mój pośladek i powoli we mnie wszedł. Jęknąłem przeciągle i wygiąłem swoje plecy w prężny łuk. Czułem jak rytmicznie się we mnie poruszał. To dziwne... Zazwyczaj czułem ból. Teraz go nie było. Po moim ciele rozchodziła czysta przyjemność. Wypełniała mnie niczym narkotyk...
- Hyung! - pisnąłem głośno, kiedy przyssał się do moich pleców. Byłem już blisko szczytu. Doskonale o tym wiedział. Zaczął wychodzić i wchodzić we mnie na przemian, powodując u mnie jeszcze szybszą erekcję. Bezsilnie opadłem na łóżko, ciężko dysząc. Coś kazało mi spojrzeć w stronę drzwi. Dostrzegłem przerażonego SungJong'a. Zbierało mu się na płacz. Podniosłem się na łokciach. - SungJong... - byłem zdumiony. Wiedziałem, że to źle się skończy. - To nie tak... To tylko tak wygląda, ale...
- Nie mów nic. - zacisnął usta. - Nic nie mów. Rozumiem. Chciałeś znów poczuć się zdominowany. - zaczął kiwać głową.
- Nie!
- Wyjdź już. Przeszkadzasz nam. - odezwał się SungYeol. Młody bez zastanowienia go posłuchał i wyszedł.
- Coś ty narobił?! - wydarłem się, jednak po chwili moje gardło zostało rozdarte przez prącie starszego. Zacząłem się krztusić.
- Ssij. Taaaaaak; pięknie. - pogładził mnie po poliku. Z moich oczu ponownie tego dnia wypłynęły łzy. - Połknij wszystko. Yaaa... Jesteś dziś taki posłuszny. - uśmiechnął się widząc moje zakłopotanie.
- Oszalałeś. - burknąłem, kiedy już skończył.
- Być może.
- Zostaw mnie samego. - położyłem się na łóżku. Wyszedł.
środa, 17 lipca 2013
11. Black Prince. (S/Y)
SungGyu P.O.V.
Tego dnia MyungSoo wyjątkowo nie spóźnił się na kolację. Wszyscy punktualnie zasiedliśmy za stołem. Spojrzałem na niego; później na jego sługę. Na obydwu twarzach widniał uśmiech. Gdy każdy otrzymał posiłek, postanowiłem rozpocząć rozmowę.
- Jak minął wolny czas, drogi bracie? Wypoczęliście? - MyungSoo nieco zakłopotany, ujął w prawą dłoń widelec i odparł.
- Tak. Wyjazd dobrze nam zrobił. Zrozumiałem jak ważna jest funkcja służącego i wyjaśniliśmy sobie z SungJong'iem kilka nieporozumień. Dziękuję, że się martwisz. - uśmiechnął się pod nosem.
- Nigdy się o ciebie nie martwiłem. Po prostu ciekawiło mnie, czy nie mięliście ochoty się pozabijać.
- Po obiedzie masz stawić się w mojej komnacie. - nasze sprzeczki przerwał król. - Słyszałem od jednego ze strażników bardzo interesującą informację. - nawet jeśli nie chodziło o mnie, ton mojego ojca spowodował, że na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. MyungSoo tylko skinął głową i porozumiewawczo zerknął na krzątającego się wokół niego SungJong'a. Za nic w świecie nie chciałbym być teraz na ich miejscu.
Do końca kolacji nasze usta oplatała niezręczna cisza, lecz nikt nie odważył się jej przerwać. Nie minęło wiele czasu, a wszystkie talerze były już puste. Mój brat wyszedł wraz z królem jako pierwszy. Spojrzałem na SungJong'a. Przez kilka minut stał nieruchomo i wpatrywał się w punkt, w którym stracił księcia z pola widzenia, po czym odwrócił się i impulsywnym krokiem opuścił jadalnię. Nie zamierzałem siedzieć sam. Postanowiłem udać się do swojego pokoju, jednak po drodze napotkałem przeszkodę. Młody chłopak siedział skulony pod ścianą i cicho łkał.
- Co tu robisz? Dlaczego nie wejdziesz do środka? - spojrzałem na niego. Uniósł swoje wielkie oczy ku górze.
- Ja... - wydukał. Był przerażony. Nawet ja to widziałem...
- Spokojnie. Pewnie nie zrobiliście nic złego, prawda? - poklepałem go po ramieniu. - Nie masz się o co martwić. Ten nieznośny dzieciak nie poddaje się od tak. Będzie walczył do upadłego. Wytrwały z niego żołnierz.
- Wasza książęca mość... - wstał i ukłonił się. - Czy mogę ci zaufać? - uśmiechnąłem się tylko i w milczeniu odszedłem.
- Wróciłeś! Gyuuuu ~~ Tęskniłem! - na mojej szyi uwiesił się wysoki brunet.
- Zachowuj się jak człowiek. Jeszcze ktoś tu wejdzie. - zwróciłem mu uwagę.
- Hyuuuuung! Skoro nie ma tu nikogo w nocy, to dlaczego ktoś miałby przyjść w dzień? Poza tym, ponoć król rozmawia teraz z księciem MyungSoo?
- Już wiesz? - zdziwiłem się nieco. Wiem, że plotki szybko roznoszą się wśród poddanych, ale żeby aż tak..?
- Oczywiście! Nawet wiem, kto na nich doniósł! - triumfalnie wypchnął pierś do przodu. - Nie martw się Kyuzizi! To żołnierz z armii frontalnej. Wrócił tylko na chwilę, by zdać raport. - WooHyun pchnął mnie na łóżko. Swobodnie zatonąłem w miękkiej pościeli. - Więc teraz możesz się mną zająć. - wgramolił się na łóżko i usiadł na mojej miednicy.
- Hyunnie, przed chwilą jadłem... - stęknąłem, czując na sobie jego ciężar.
- Yaaah... A co ze mną?
- Jesteś kucharzem! Ugotuj coś sobie!
- Lubię gotować tylko dla ciebie. - nachylił się nade mną i złożył uroczy pocałunek na moim poliku.
- Mam coś dla ciebie przygotować? - westchnąłem, ale mimo zmęczenia, byłem gotów przyrządzić posiłek dla mojego ukochanego.
- Okej! - wstał i zaciągnął mnie do kuchni. - Zróbmy naleśniki hyung! Twoje naleśniki są najlepsze! - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Tak uważasz? - wyciągnąłem jajka i mąkę.
- Tak. Kocham cię hyung. - przytulił się do moich pleców. Złapałem jego rękę i przyłożyłem ją do swoich ust.
- Uroczy jesteś.
- Hyung! A co z tobą?
- Co znowu? - zdziwiłem się.
- Czy też nie powinieneś wyznać mi miłości? - podszedł do mnie od przodu i spojrzał w oczy. - Chyba, że już mnie nie kochasz? Nie kochasz mnie hyung? Chcesz mnie zostawić?
- Oszalałeś? Ja po prostu nie lubię mówić tego, o czym myślę i co czuję. - złapałem go za ramiona. - Wolę to okazywać. - wpiłem się w jego usta. Od razu odpowiedział na mój atak i wypchnął swój język do walki. Spróbował oprzeć mnie o ścianę, ale byłem silniejszy. Ułożyłem ręce po bokach jego głowy i zacząłem na niego napierać, tym samym przygniatając go do zimnych kafelek i pogłębiając pocałunek. Do moich uszu dobiegł jego cichy jęk. Zacząłem rozpinać kucharski uniform. Guzik po guziku. Pod spodem miał bluzkę. Podwinąłem ją. Moje dłonie zaczęły ślepo błądzić po jego torsie. Zupełnie nieświadomie zdarzyło mi się ocierać kroczem o jego kolano.
- H.. hyung... - wydyszał. - nie chcę już tych naleśników. Chodźmy do sypialni ~ .
Tego dnia MyungSoo wyjątkowo nie spóźnił się na kolację. Wszyscy punktualnie zasiedliśmy za stołem. Spojrzałem na niego; później na jego sługę. Na obydwu twarzach widniał uśmiech. Gdy każdy otrzymał posiłek, postanowiłem rozpocząć rozmowę.
- Jak minął wolny czas, drogi bracie? Wypoczęliście? - MyungSoo nieco zakłopotany, ujął w prawą dłoń widelec i odparł.
- Tak. Wyjazd dobrze nam zrobił. Zrozumiałem jak ważna jest funkcja służącego i wyjaśniliśmy sobie z SungJong'iem kilka nieporozumień. Dziękuję, że się martwisz. - uśmiechnął się pod nosem.
- Nigdy się o ciebie nie martwiłem. Po prostu ciekawiło mnie, czy nie mięliście ochoty się pozabijać.
- Po obiedzie masz stawić się w mojej komnacie. - nasze sprzeczki przerwał król. - Słyszałem od jednego ze strażników bardzo interesującą informację. - nawet jeśli nie chodziło o mnie, ton mojego ojca spowodował, że na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. MyungSoo tylko skinął głową i porozumiewawczo zerknął na krzątającego się wokół niego SungJong'a. Za nic w świecie nie chciałbym być teraz na ich miejscu.
Do końca kolacji nasze usta oplatała niezręczna cisza, lecz nikt nie odważył się jej przerwać. Nie minęło wiele czasu, a wszystkie talerze były już puste. Mój brat wyszedł wraz z królem jako pierwszy. Spojrzałem na SungJong'a. Przez kilka minut stał nieruchomo i wpatrywał się w punkt, w którym stracił księcia z pola widzenia, po czym odwrócił się i impulsywnym krokiem opuścił jadalnię. Nie zamierzałem siedzieć sam. Postanowiłem udać się do swojego pokoju, jednak po drodze napotkałem przeszkodę. Młody chłopak siedział skulony pod ścianą i cicho łkał.
- Co tu robisz? Dlaczego nie wejdziesz do środka? - spojrzałem na niego. Uniósł swoje wielkie oczy ku górze.
- Ja... - wydukał. Był przerażony. Nawet ja to widziałem...
- Spokojnie. Pewnie nie zrobiliście nic złego, prawda? - poklepałem go po ramieniu. - Nie masz się o co martwić. Ten nieznośny dzieciak nie poddaje się od tak. Będzie walczył do upadłego. Wytrwały z niego żołnierz.
- Wasza książęca mość... - wstał i ukłonił się. - Czy mogę ci zaufać? - uśmiechnąłem się tylko i w milczeniu odszedłem.
- Wróciłeś! Gyuuuu ~~ Tęskniłem! - na mojej szyi uwiesił się wysoki brunet.
- Zachowuj się jak człowiek. Jeszcze ktoś tu wejdzie. - zwróciłem mu uwagę.
- Hyuuuuung! Skoro nie ma tu nikogo w nocy, to dlaczego ktoś miałby przyjść w dzień? Poza tym, ponoć król rozmawia teraz z księciem MyungSoo?
- Już wiesz? - zdziwiłem się nieco. Wiem, że plotki szybko roznoszą się wśród poddanych, ale żeby aż tak..?
- Oczywiście! Nawet wiem, kto na nich doniósł! - triumfalnie wypchnął pierś do przodu. - Nie martw się Kyuzizi! To żołnierz z armii frontalnej. Wrócił tylko na chwilę, by zdać raport. - WooHyun pchnął mnie na łóżko. Swobodnie zatonąłem w miękkiej pościeli. - Więc teraz możesz się mną zająć. - wgramolił się na łóżko i usiadł na mojej miednicy.
- Hyunnie, przed chwilą jadłem... - stęknąłem, czując na sobie jego ciężar.
- Yaaah... A co ze mną?
- Jesteś kucharzem! Ugotuj coś sobie!
- Lubię gotować tylko dla ciebie. - nachylił się nade mną i złożył uroczy pocałunek na moim poliku.
- Mam coś dla ciebie przygotować? - westchnąłem, ale mimo zmęczenia, byłem gotów przyrządzić posiłek dla mojego ukochanego.
- Okej! - wstał i zaciągnął mnie do kuchni. - Zróbmy naleśniki hyung! Twoje naleśniki są najlepsze! - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Tak uważasz? - wyciągnąłem jajka i mąkę.
- Tak. Kocham cię hyung. - przytulił się do moich pleców. Złapałem jego rękę i przyłożyłem ją do swoich ust.
- Uroczy jesteś.
- Hyung! A co z tobą?
- Co znowu? - zdziwiłem się.
- Czy też nie powinieneś wyznać mi miłości? - podszedł do mnie od przodu i spojrzał w oczy. - Chyba, że już mnie nie kochasz? Nie kochasz mnie hyung? Chcesz mnie zostawić?
- Oszalałeś? Ja po prostu nie lubię mówić tego, o czym myślę i co czuję. - złapałem go za ramiona. - Wolę to okazywać. - wpiłem się w jego usta. Od razu odpowiedział na mój atak i wypchnął swój język do walki. Spróbował oprzeć mnie o ścianę, ale byłem silniejszy. Ułożyłem ręce po bokach jego głowy i zacząłem na niego napierać, tym samym przygniatając go do zimnych kafelek i pogłębiając pocałunek. Do moich uszu dobiegł jego cichy jęk. Zacząłem rozpinać kucharski uniform. Guzik po guziku. Pod spodem miał bluzkę. Podwinąłem ją. Moje dłonie zaczęły ślepo błądzić po jego torsie. Zupełnie nieświadomie zdarzyło mi się ocierać kroczem o jego kolano.
- H.. hyung... - wydyszał. - nie chcę już tych naleśników. Chodźmy do sypialni ~ .
poniedziałek, 15 lipca 2013
3. Molla. (S/Y)
- Nie idziesz do domu? - było już naprawdę późno. Na zewnątrz robiło się ciemno, a księżyc nieśmiało ukazywał swoją świecącą postać.
- Racja. Przyjdę do ciebie jutro z samego rana. Musisz pokazać się lekarzowi. - westchnąłem i machnąłem na niego ręką.
- Idź już. Irytujesz mnie. - znów to samo. Zupełnie jakby nie słyszał moich słów, uśmiechnął się i ponownie spojrzał na moją kostkę.
- Uważaj na siebie. - rzucił na odchodne, po czym zniknął za drzwiami. Nie wiem co z tym dzieciakiem jest nie tak.
Nazajutrz wstałem jak najwcześniej, żeby móc w pojedynkę udać się do specjalisty. Tak się złożyło, że w pobliskim szpitalu leczył mój wujek, który nie był w zbyt dobrych stosunkach z moją matką. Jednak nie odbijało się to na mnie, bardzo go lubiłem. Przyznawałem mu rację odnośnie stronienia od niej. Sam też szczególnie za nią nie przepadałem. Była dla mnie po prostu kimś, kto mieszka w domu mojego ojca, ale kogo nigdy nie widuję. Gdy wychodzę do szkoły, zazwyczaj jeszcze śpi. A kiedy wracam, już jej nie ma. W sumie nie żałuję tej relacji. Moja matka jest zwyczajną szmatą. Dopóki zarabia, nie mam żalu do ojca, że nie wziął z nią jeszcze rozwodu.
- Cześć wujku. - wszedłem do gabinetu poza kolejką.
- Luhan? Co tu robisz? - mężczyzna spojrzał na mnie zdziwiony. - Skończyły ci się lekarstwa?
- Dobrze wiesz, że i tak ich nie biorę. - prychnąłem. - Ktoś musiałby codziennie je we mnie wmuszać. Ale dzisiaj nie będziemy rozmawiać o mojej anoreksji. Musisz naprawić moją nogę. - zajrzał przez biurko.
- Usiądź przede mną. - zrobiłem, co kazał. Złapał mnie za kolano i lekko uniósł je do góry, po czym zaczął odwijać bandaż. - No no.. Ktoś odwalił kawał dobrej roboty.
- Co jest trudnego w owijaniu bandażu? - westchnąłem i spojrzałem za okno.
- Od razu widać, że nie zrobiłeś tego sam. - uśmiechnął się. - Nie mów, że powiedziałeś o tym mamie...
- Oszalałeś? Ona nawet nie wie, że nic nie jem. Odkąd wróciłem z Anglii, jestem dla niej jak cień.
- W sumie minęły cztery lata. Nie dziw się jej. Twoja matka łatwo się odzwyczaja.
- Zdążyłem zauważyć. Zostawisz mnie na obserwacji? Przynajmniej na kilka dni... - spojrzał na mnie. Przez chwilę zastanawiał się nad wyrażeniem zgody.
- Dobra. Ale to ostatni raz. Nie jesteś tu jedynym pacjentem.
- Gdyby ktoś się pytał, powiesz, że karmisz mnie dożylnie. Co za problem. - wziąłem opatrzoną nogę na dół. Po oględzinach wujka, poczułem głęboką ulgę. Pielęgniarka odprowadziła mnie do sali i odeszła. Położyłem się na łóżku i wyciągnąłem telefon. Kilka grup żeńskich miało comeback. Obejrzałem wszystkie teledyski i niechcący zasnąłem.
Nie spałem jakoś strasznie długo. Może z pół godziny... Poczułem, że muszę iść do toalety. Kiedy wypoczywałem, ktoś musiał podłączyć mi pokarm dożylni. Ahh ten wujek...
Wyszedłem na korytarz. W powietrzu unosił się zapach obiadu. Po holu pałętało się kilku pacjentów. Ten szpital był naprawdę spokojnym miejscem.
Prześlizgnąłem się do łazienki i załatwiłem swoją potrzebę. Wychodząc umyłem grzecznie ręce i przejrzałem się w lustrze. Mimo że kilka minut temu jeszcze spałem, mój wygląd ani trochę się nie pogorszył. Uśmiechnąłem się do siebie i wyszedłem z łazienki. Kiedy tylko to zrobiłem, doznałem paraliżu wszystkich kończyn. Zatrzymałem się i ani śniło mi się ruszyć. Kilka metrów przede mną przechadzał się Sehun. Ze zwieszoną głową wlókł do przodu swoje nogi, jedna po drugiej. Nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Pewnie mnie nie zauważył. Ostrożnie zacząłem stąpać ku swojej sali. Chodziłem niemal na palcach, żeby tylko mnie nie zauważył. Jednak pech wciąż mnie nie opuszczał. Poślizgnąłem się na śliskich kafelkach i uderzyłem dłonią o ścianę, utrzymując się w pionie. Chłopak odwrócił głowę w moim kierunku. Przez pierwszą minutę wyglądał, jakby zastanawiał się, czy to faktycznie ja. Kiedy zdołał przepuścić to sobie przez maszynkę, podbiegł do mnie i mocno mnie przytulił. Zaczął rzewnie płakać. Stałem jak słup soli. Nie wiedziałem co się dzieje. Dlaczego ten dzieciak tak dziwnie się zachowuje? Dlaczego płacze? Jest mu przykro, że go wystawiłem..?
- Yaah... Aż tak się za mną stęskniłeś? - postanowiłem zagadać. Chłopak w odpowiedzi tylko jeszcze mocniej wbił paznokcie w moje wystające kości. Cicho stęknąłem, powstrzymując się od walnięcia go. Coś w środku kazało mi go ugłaskać. Mimowolnie położyłem dłoń na jego ramieniu i zacząłem go pocieszać. Czułem, jakby przede mną stał kto inny. Jakby to był Lay. Gdy jego brat miał wypadek, płakał tak samo mocno...
Z głębokiego snu wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Był to jeden z cieplejszych dni wakacji. W moim pokoju było duszno.
Zaspany zszedłem na dół. Jeszcze nie zdążyłem w zupełności się obudzić. Otworzyłem drzwi i spojrzałem przed siebie.
- Luhan! - poczułem na szyi czyjeś ramiona. Moja koszulka szybko zrobiła się mokra.
- Yixing... - zdumiony przytuliłem go do siebie z całej siły. Nie chciałem w tamtej chwili pytać co się stało. Mój przyjaciel mnie potrzebował. Chciałem mu pomóc. Więc nic nie mówiłem. Po prostu przytulałem go najmocniej, jak potrafiłem.
_________________________________
Przepraszam za przerwę TT^TT W końcu są wakacje i ludzie wyjeżdżają ;p ale od dziś nie zapowiada się na to, że będę jeszcze gdzieś wyjeżdżać na dłuższy czas. (no może poza CKK xD Ale to na 3 dni XDD) Zapowiada się calutki miesiąc pisania HUE HUE HUE.
Piszcie komentarze <3 :3
- Racja. Przyjdę do ciebie jutro z samego rana. Musisz pokazać się lekarzowi. - westchnąłem i machnąłem na niego ręką.
- Idź już. Irytujesz mnie. - znów to samo. Zupełnie jakby nie słyszał moich słów, uśmiechnął się i ponownie spojrzał na moją kostkę.
- Uważaj na siebie. - rzucił na odchodne, po czym zniknął za drzwiami. Nie wiem co z tym dzieciakiem jest nie tak.
Nazajutrz wstałem jak najwcześniej, żeby móc w pojedynkę udać się do specjalisty. Tak się złożyło, że w pobliskim szpitalu leczył mój wujek, który nie był w zbyt dobrych stosunkach z moją matką. Jednak nie odbijało się to na mnie, bardzo go lubiłem. Przyznawałem mu rację odnośnie stronienia od niej. Sam też szczególnie za nią nie przepadałem. Była dla mnie po prostu kimś, kto mieszka w domu mojego ojca, ale kogo nigdy nie widuję. Gdy wychodzę do szkoły, zazwyczaj jeszcze śpi. A kiedy wracam, już jej nie ma. W sumie nie żałuję tej relacji. Moja matka jest zwyczajną szmatą. Dopóki zarabia, nie mam żalu do ojca, że nie wziął z nią jeszcze rozwodu.
- Cześć wujku. - wszedłem do gabinetu poza kolejką.
- Luhan? Co tu robisz? - mężczyzna spojrzał na mnie zdziwiony. - Skończyły ci się lekarstwa?
- Dobrze wiesz, że i tak ich nie biorę. - prychnąłem. - Ktoś musiałby codziennie je we mnie wmuszać. Ale dzisiaj nie będziemy rozmawiać o mojej anoreksji. Musisz naprawić moją nogę. - zajrzał przez biurko.
- Usiądź przede mną. - zrobiłem, co kazał. Złapał mnie za kolano i lekko uniósł je do góry, po czym zaczął odwijać bandaż. - No no.. Ktoś odwalił kawał dobrej roboty.
- Co jest trudnego w owijaniu bandażu? - westchnąłem i spojrzałem za okno.
- Od razu widać, że nie zrobiłeś tego sam. - uśmiechnął się. - Nie mów, że powiedziałeś o tym mamie...
- Oszalałeś? Ona nawet nie wie, że nic nie jem. Odkąd wróciłem z Anglii, jestem dla niej jak cień.
- W sumie minęły cztery lata. Nie dziw się jej. Twoja matka łatwo się odzwyczaja.
- Zdążyłem zauważyć. Zostawisz mnie na obserwacji? Przynajmniej na kilka dni... - spojrzał na mnie. Przez chwilę zastanawiał się nad wyrażeniem zgody.
- Dobra. Ale to ostatni raz. Nie jesteś tu jedynym pacjentem.
- Gdyby ktoś się pytał, powiesz, że karmisz mnie dożylnie. Co za problem. - wziąłem opatrzoną nogę na dół. Po oględzinach wujka, poczułem głęboką ulgę. Pielęgniarka odprowadziła mnie do sali i odeszła. Położyłem się na łóżku i wyciągnąłem telefon. Kilka grup żeńskich miało comeback. Obejrzałem wszystkie teledyski i niechcący zasnąłem.
Nie spałem jakoś strasznie długo. Może z pół godziny... Poczułem, że muszę iść do toalety. Kiedy wypoczywałem, ktoś musiał podłączyć mi pokarm dożylni. Ahh ten wujek...
Wyszedłem na korytarz. W powietrzu unosił się zapach obiadu. Po holu pałętało się kilku pacjentów. Ten szpital był naprawdę spokojnym miejscem.
Prześlizgnąłem się do łazienki i załatwiłem swoją potrzebę. Wychodząc umyłem grzecznie ręce i przejrzałem się w lustrze. Mimo że kilka minut temu jeszcze spałem, mój wygląd ani trochę się nie pogorszył. Uśmiechnąłem się do siebie i wyszedłem z łazienki. Kiedy tylko to zrobiłem, doznałem paraliżu wszystkich kończyn. Zatrzymałem się i ani śniło mi się ruszyć. Kilka metrów przede mną przechadzał się Sehun. Ze zwieszoną głową wlókł do przodu swoje nogi, jedna po drugiej. Nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Pewnie mnie nie zauważył. Ostrożnie zacząłem stąpać ku swojej sali. Chodziłem niemal na palcach, żeby tylko mnie nie zauważył. Jednak pech wciąż mnie nie opuszczał. Poślizgnąłem się na śliskich kafelkach i uderzyłem dłonią o ścianę, utrzymując się w pionie. Chłopak odwrócił głowę w moim kierunku. Przez pierwszą minutę wyglądał, jakby zastanawiał się, czy to faktycznie ja. Kiedy zdołał przepuścić to sobie przez maszynkę, podbiegł do mnie i mocno mnie przytulił. Zaczął rzewnie płakać. Stałem jak słup soli. Nie wiedziałem co się dzieje. Dlaczego ten dzieciak tak dziwnie się zachowuje? Dlaczego płacze? Jest mu przykro, że go wystawiłem..?
- Yaah... Aż tak się za mną stęskniłeś? - postanowiłem zagadać. Chłopak w odpowiedzi tylko jeszcze mocniej wbił paznokcie w moje wystające kości. Cicho stęknąłem, powstrzymując się od walnięcia go. Coś w środku kazało mi go ugłaskać. Mimowolnie położyłem dłoń na jego ramieniu i zacząłem go pocieszać. Czułem, jakby przede mną stał kto inny. Jakby to był Lay. Gdy jego brat miał wypadek, płakał tak samo mocno...
Z głębokiego snu wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Był to jeden z cieplejszych dni wakacji. W moim pokoju było duszno.
Zaspany zszedłem na dół. Jeszcze nie zdążyłem w zupełności się obudzić. Otworzyłem drzwi i spojrzałem przed siebie.
- Luhan! - poczułem na szyi czyjeś ramiona. Moja koszulka szybko zrobiła się mokra.
- Yixing... - zdumiony przytuliłem go do siebie z całej siły. Nie chciałem w tamtej chwili pytać co się stało. Mój przyjaciel mnie potrzebował. Chciałem mu pomóc. Więc nic nie mówiłem. Po prostu przytulałem go najmocniej, jak potrafiłem.
_________________________________
Przepraszam za przerwę TT^TT W końcu są wakacje i ludzie wyjeżdżają ;p ale od dziś nie zapowiada się na to, że będę jeszcze gdzieś wyjeżdżać na dłuższy czas. (no może poza CKK xD Ale to na 3 dni XDD) Zapowiada się calutki miesiąc pisania HUE HUE HUE.
Piszcie komentarze <3 :3
Subskrybuj:
Posty (Atom)