piątek, 31 maja 2013

3. Black Prince. (S/Y)

- Hoya. Jako że wróciłeś, co nie musiało być łatwe, i wypełniłeś mój rozkaz, usiądź z nami i zjedz mięso. - nałożyłem dla niego ryż i dużo czerwonego mięsa. Mój brat bacznie obserwował moje poczynania.
- Widzę, że lubisz dbać o swojego żołnierza. - mruknął pod nosem i nakazał swojemu słudze nałożyć trochę potrawy.
- Muszę o niego dbać. W końcu oddaje za mnie życie i naraża się dla mnie. - jeden z towarzyszy mojego brata zaczął głośno kaszleć. - Ale ty bracie chyba nie dbasz o niego za dobrze?
- DongWoo? Co ci jest? - zwrócił się do żołnierza, który tylko się ukłonił i odkaszlnął po raz ostatni. - No tak... Na froncie musiały być surowe warunki. Nie to co tutaj.
- Nie było aż tak strasznie. - odparł Hoya. Uśmiechnąłem się i nalałem nam trochę wina. Wypiliśmy zawartość szklaneczek i rozmawialiśmy do wieczora o wszystkim i o niczym.

- Wszystko z tobą w porządku? Jak się czujesz? - spytałem wchodząc do komnaty. - Oddaj zbroję służącemu. Zobaczymy. Może choć tyle potrafi sam zrobić. - westchnąłem i usiadłem na łóżku.
- Jestem cały. - zaczął się rozbierać, po czym podał uzbrojenie SungJong'owi, który natychmiast podszedł do szafy i schował tam otrzymany przedmiot.
- Wyjdź. - zwróciłem się do niego.
- Hę? - spojrzał na mnie przerażony.
- Wyjdź. Nie potrzebuję cię już. - westchnąłem. Wyrzuciłem go z pomieszczenia siłą i kazałem strażom nikogo nie wpuszczać. Spojrzałem po raz kolejny na HoWon'a. Podszedłem do niego i zdjąłem z niego resztę ubrań. Stanął przede mną w samej bieliźnie. Dokładnie obejrzałem jego ciało. Nie musiałem długo się przyglądać. Zaraz znalazłem głęboką szramę na jego ramieniu. - Co to jest?! - krzyknąłem przerażony. Spojrzałem w jego oczy. - Mówiłeś, że nic ci się nie stało! Jak to możliwe, że ty... - jęknąłem. - Hoya! - czułem jak do oczu napływają mi łzy. Rana wyglądała boleśnie.
- To nic, książę. Otrzymałem już pomoc. Nic mi nie będzie.
- Usiądź. - rozkazałem, ale mimo to mój żołnierz mnie nie słuchał.
- Przecież mówię, że to nic. Jestem cały. Nie potrzebuję pomocy.
- Jak to nie potrzebujesz pomocy?!! Widziałeś tę ranę?! Masz coś z głową?!
- Nie krzycz na mnie proszę. Chcę móc z honorem wypełniać twoje rozkazy. Nie oczekuję opatrywania każdego najmniejszego draśnięcia.
- Powiedziałem, że masz siadać, zrozumiano? - oparłem nadgarstki na jego ramionach i przycisnąłem do dołu. Usiadł widząc moje starania. Szybko podbiegłem do szafki i wyciągnąłem materiał. Skropiłem go wodą z ziołami leczniczymi i przyłożyłem do rany. Hoya zasyczał i zacisnął pięści. Czyli jednak nie odkażono mu tej rany. - Okłamałeś mnie. Nikt nawet na to nie spojrzał, prawda? - westchnąłem i zarzuciłem na niego koc. - Połóż się w łóżku. Zaraz do ciebie przyjdę. - wstałem i odłożyłem szaty. Po kilku chwilach ułożyłem się wygodnie tuż obok mojego ukochanego. Zauważyłem, że nie jest szczęśliwy z przyjazdu do zamku. - Coś się stało? Jesteś na mnie zły?
- O co miałbym być zły książę? Dbasz o mnie i nie pozwalasz robić mi krzywdy. Nie rozumiem, dlaczego miałbym być na ciebie zły?
- Sam nie wiem. Nie wyglądasz dobrze. - oprócz tego zauważyłem, że nie mówi już do mnie "mój książę", jak zwykł to robić dawniej.
- Po prostu jestem zmęczony więc chodźmy już spać.  - westchnął.
- Nie chcesz mnie tej nocy? Nie tęskniłeś za mną? - usiadłem wystraszony. - Nie mieliśmy odpowiednio się przywitać, kiedy zajdzie słońce w dzień, w który wrócisz? Co się z tobą dzieje?
- Nic. - zapewniał mnie wciąż. Położył zimną dłoń na moim ramieniu. Tylko dlaczego ta dłoń była aż tak bardzo zimna? Dlaczego przeszedł mnie dreszcz? - Kocham cię, książę. - przeraziłem się. Słowa, które wypowiedział, były puste jak szklanka. Wysuszone z jakichkolwiek emocji. Porównywalne do bezdennej próżni. Pozbawione wszelkich uczuć...
- Ah.. - czułem się, jakby ktoś wbił w moje serce sztylet.
- Coś nie tak? - zachowywał się sztucznie. Jak porcelanowa lalka... Zacząłem płakać. Ale nie na zewnątrz. W duszy. Płakałem jak małe dziecko. Czułem, że mógłbym wyciągnąć swoje serce na zewnątrz. I tak nie przyda mi się już do niczego...
- Chyba faktycznie jesteś zmęczony. Brzmisz tak słabo... Prześpij się, a ja pójdę napić się wody. - pokiwał głową. Zdecydowanie coś było nie tak. Zazwyczaj nie chciał puszczać mnie samego do SungYeol'a. A teraz zrobił to bez najmniejszego oporu. Niemal wybiegłem z komnaty. Wydostałem się na zewnątrz. Po drodze potrąciłem SungJong'a. Upadłem na trawie, tuż obok stawu. Skuliłem się i zacząłem płakać. Czy ktoś mnie widział? Nie obchodziło mnie to. Moje serce krwawiło. Mój Brutus postanowił mnie zdradzić. To bolało mnie tak okropnie, że miałem ochotę przestać istnieć.
- Książę..? - usłyszałem za sobą słodziutki głosik, na którego dźwięk od razu chciało mi się rzygać.
- Zostaw mnie samego. - westchnąłem i pomachałem na niego ręką.
- Jak mam zostawić mojego księcia, kiedy jest tak smutny? - oburzył się. Mojego księcia? Nie jestem już niczyim księciem. Każdy po kolei mnie zdradza. Będą opuszczać mnie po kolei, dopóki nie uda im się mnie zabić.
- Wypierdalaj. Powiedziałem coś?! - warknąłem tak głośno, że obejrzeli się żołnierze stojący na bramach wjazdowych. Młody niewzruszony nadal stał obok mnie. W końcu wkurzyłem się i wstałem, by udać się do stajni, gdzie SungJong nie miał już wstępu. Usiadłem na sianie i wpatrywałem się w mojego ukochanego konia. W ten sposób mój męczący dzień doszedł końca. Sen zdecydowanie przyniósł ukojenie.

czwartek, 30 maja 2013

16. This love was so fast. (S/Y)

Minęło... sporo czasu. Prawdę mówiąc, po trzecim miesiącu przestałem liczyć. Żyło mi się tak przyjemnie, jak wcześniej. A może nawet i lepiej..? W szkole szło mi zadziwiająco dobrze. Policja dorwała kolesia winnego o pobicie. Dostał karę pozbawienia wolności, gdyż to odbiło się na mojej psychice. Co prawda to nie była jego wina, ale dobrze, że odsiedzi swoje...
Z moich uczuć utworzyła się piramida. Na początku mój smutek rósł, ale HeeChul przyczynił się do tego, by od jakiegoś czasu ubywało go z każdym dniem. Zapomniałem o tym, co było. Dlaczego? Nie wiem. Sam tego nie chciałem. Mój umysł zrobił to już automatycznie.

Dzień moich urodzin. Data, której nienawidzę najbardziej na świecie. Nie lubię dostawać prezentów. Heenim dobrze o tym wiedział, więc po prostu upiekł mały torcik, który razem zjedliśmy. Nasz związek stał się spokojny. Były momenty, że zapominałem, że nie jest już moim bratem, tylko hyungiem, którego kocham.

- Yah! Hyung! - krzyknąłem oburzony wycierając z siebie ciasto. - I co teraz? Muszę cię zostawić i iść się umyć. - zaśmiałem się.
- Nigdzie nie idź. - złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Drugą ręką objął mnie w talii i zaczął scałowywać krem z mojej twarzy.
- Więc to tak? Pomazałeś mnie, żeby mieć pretekst? - uśmiechnąłem się i cmoknąłem go w usta. - Nieładnie. I to jeszcze w moje urodziny.
- Czyli nie podobało ci się? - lekko oswobodził swój uścisk.
- Podobało! Czy ja coś powiedziałem?! - podskoczyłem i zarzuciłem ręce na jego szyję. Podciągnąłem się na niej lekko i znów zaczęliśmy się całować, tym razem nieco mocniej.
- Nooo to to ja rozumiem. - zamruczał.
- Aish, hyung! Ty masz ze mną za dobrze. - uśmiechnąłem się i pociągnąłem go do salonu. Usiedliśmy na sofie i przykryliśmy się kocem. - Wstań po pilot. Mnie się nie chce ruszać tyłka. - spojrzałem na niego.
- Sam wstań. - rozsiadł się wygodnie.
- Hyuuuuung... Wstań... - zrobiłem słodkie oczka, ale to na niego nie działało. Westchnąłem i skrzyżowałem ręce na brzuchu. - Nie to nie. Będziemy siedzieć po cichu. Zdążyłem się już przyzwyczaić. - spojrzał na mnie. Momentalnie posmutniał.
- Możesz mnie teraz usłyszeć. Nie cieszysz się?
- Oczywiście, że się cieszę! Jak mógłbym się nie cieszyć? - zerknąłem na niego. - Kocham cię. - rzekłem ściszonym tonem. Pochyliłem głowę i przełknąłem ślinę, nie patrząc na niego. To był pierwszy raz, kiedy mu to wyznałem. Pogłaskał mnie po głowie i przytulił się do mnie.
- Śniłem o tym. I to dość często śniłem, że kierowałeś do mnie te słowa. - pociągnął nosem. - To sen, czy jawa? A może faktycznie zaczynam wariować?
- Dobrze słyszałeś. - splotłem ręce na kolanach skrępowany jak nigdy w życiu. Czułem jak na moich polikach rosną soczyste buraki.
- Hej. To żaden wstyd. - pogładził mnie po skroni. - Ja też cię bardzo kocham. Jestem gotów oddać za ciebie życie.
- Hyung.. - spojrzałem mu w oczy. - Nie. To niemożliwe. - uśmiechnąłem się. - To ja bym prędzej oddał swoje życie za ciebie.
- Jesteś pewien? To ja jestem silniejszy.
- A kto tak powiedział? - w jednej chwili wylądowałem na podłodze przygnieciony przez ciężar jego ciała. - Hyung złaź ze mnie!! Nie mogę przez ciebie oddychać!
- Nie możesz? - wstał i nachylił się nade mną. - Dobrze się składa. Mam szóstkę z resuscytacji! - ułożył dłonie na moich piersiach, ale zamiast uciskać klatkę piersiową zaczął mnie łaskotać. Zgonie z zasadami - trzydzieści razy. Później cmoknął mnie dwa razy w usta.
- Yah. Tak mało? - spojrzałem na niego z zadziornym uśmieszkiem na twarzy. - Więcej hyung! Więcej!

Nasz spokój nie mógł jednak trwać wiecznie. Wtedy byłoby zbyt nudno. To był środek chłodnej, listopadowej nocy. Chodniki były przykryte dywanem ze złotych liści. Latarnie ponuro oświetlały puste uliczki. Nawet bezdomne psy chowały się gdzie się tylko dało...
Usłyszałem pukanie do drzwi. Hyunga nie było w domu. Miał praktyki w szpitalu. Przyglądał się ostrym dyżurom. Myślałem, że to on się dobija, bo zapomniał kluczy. Zwlekłem się z łóżka i poczłapałem pod drzwi. Kiedy tylko je uchyliłem, poczułem na swoim ciele ogromny ciężar. Zdezorientowany runąłem na podłogę razem z tajemniczą postacią. Na początku zacząłem krzyczeć, myśląc, że to jakiś złodziej albo pedofil. Ale szybko zorientowałem się, że to ktoś, kogo znam.


Moje oczy zapewne były w tym momencie ogromne. Przyjrzałem się ledwo widocznej twarzy. Zapaliłem światło, które sprawiło, że na chwilę oślepłem. Odczekałem minutę i ukucnąłem przy chłopaku.
- DongHae?! Co ty tu robisz?!! - potrząsłem nim. Nie wglądał za dobrze. Zbadałem wzrokiem jego ciało. Cała długość obydwu rąk była ozdobiona głębokimi ranami, z których sączył się czerwony płyn. Dookoła było mnóstwo krwi. - DongHae ty krwawisz!! - Pisnąłem. Szybko pociągnąłem go za ubrania, by stanął. Nie wiedziałem, co mam robić. Najpierw telefon, czy bandaż? Jaki to był numer? Gdzie schowałem apteczkę? Tyle myśli naraz... A ja stałem i nie wiedziałem co robić. W końcu chwyciłem za moją koszulkę. Rozdarłem ją i ciasno obwiązałem na przedramionach przyjaciela. Pobiegłem po telefon do pokoju i zadzwoniłem na pogotowie. Ułożyłem Hae na podłodze. Z płaczem wycierałem jego zabrudzoną twarz. Dopiero teraz widziałem, jaki był blady i wychudzony. Nie wiem dlaczego przeszło mi to przez myśl, ale... wyglądał jak trup. Oczy pozbawione dawnego blasku, usta bez uśmiechu... Ręce wyglądały jak uschnięte. Ubrania wygniecione i podarte. To był aby na pewno on..?
- Proszę otworzyć! - z rozmyśleń wyrwał mnie głos dochodzący zza drzwi. Szybko ich wpuściłem i chwyciłem wczorajsze ubrania. Pognałem za pielęgniarzami. Bez chwili namysłu wsiadłem do karetki. Udaliśmy się do szpitala.

- Co ty tu robisz? - Heenim był przerażony, widząc mnie na ostrym dyżurze w dodatku całego zapłakanego.
- Hyung... - podszedłem do niego i przytuliłem się, chowając twarz w jego fartuchu. - DongHae wrócił... Mi nic nie jest, ale on... On przyszedł i... - dławiłem się przez łzy.
- Już dobrze... - pogłaskał mnie po głowie. - Wystraszyłem się, że coś sobie zrobiłeś.
- Hyung... Hae może umrzeć..! Może wykrwawić się na śmierć! - krzyczałem. Nie mogłem już tego znieść. Dlaczego akurat teraz on wrócił?! - I to moja wina!
- Ciii... To nie twoja wina. Spokojnie, wszystko będzie dobrze....
- Przepraszam. Czy zna pan tamtego młodego człowieka? - zaczepiła mnie pielęgniarka. Pokiwałem głową i poszedłem za nią zostawiając HeeChul'a samego.
- Poradzę sobie. - powiedziałem mu na pożegnanie i zniknąłem za drzwiami gabinetu. Wypełniłem kwitek i dowiedziałem się o marnym stanie DongHae. Chciałem za wszelką cenę go zobaczyć. Mimo że lekarz mi na to nie pozwalał, i tak poszedłem do niego. Musiałem go zobaczyć. Zwłaszcza, że mógł umrzeć...

- DongHae? - przyszedłem do niego ze łzami w oczach. - Ty  głupku... Popatrz tylko na to. Zamierzasz zostawić mnie znowu, mimo że ledwo zdążyłeś wrócić? Poddajesz się? HeeChul hyung może mnie zabrać?
- Wyglądasz dobrze... - wycedził przez zęby. Dostrzegłem na jego twarzy delikatny uśmiech. - Będzie o ciebie dbał...
- Oszalałeś?! - coś we mnie pękło. Spod moich powiek runęły wodospady. - Walcz! Powinieneś walczyć do końca! Co z ciebie za mężczyzna?!
- Jestem gejem. Kocham osobę siedzącą przede mną, ale mimo to mam żonę od dwóch miesięcy. Zapewne teraz mnie szuka, więc wolę umrzeć u boku ukochanego niż w męczarniach wśród osób, dla których nic nie znaczę. Mogę mieć do ciebie ostatnią prośbę..? - brzmiał tak strasznie słabo... Oczywiście zgodziłem się oddać przysługę.
- Dobrze, ale najpierw mi coś wytłumacz. Żonę..? - serce mi pękało. Było na skraju wytrzymałości. Czułem, że zaraz rozpadnie się na drobne kawałeczki.
- Moja matka mnie do tego zmusiła. Stąd to nagłe zniknięcie... Gdzieś w mojej kieszeni jest karta do bankomatu, kod i dokumenty. Weź to wszystko i urządź pogrzeb dla mojego ojca.
- Mieliśmy zrobić to razem! Obiecałeś mi, że zrobisz to ze mną! Jak możesz... Jak możesz zostawiać mnie i iść do swojego ojca?!
- Nie płacz... Nie płacz już więcej... - słyszałem, że ledwo dyszy. Koniec zbliżał się wielkimi krokami.
- DongHae!
- Dziękuję za wszystko... Kocham cię... - jego głowa bezwładnie osunęła się na poduszce. Aparatura zaczęła przerażająco piszczeć. Doznałem histerii. Upadłem na kafelki i głośno płakałem.
- DongHae!!! - nie mogłem oddychać. - Ja też cię kocham, słyszysz? Kocham cię, więc się obudź! DongHae!!! - szarpałem go. Do sali wbiegli jacyś ludzie. Siłą wyciągnęli mnie z sali. Wyrywałem się z całych sił. Zapomniałem, że HeeChul może mnie trzymać. Zapomniałem o wszystkim. DongHae... Nie pamiętam jego uśmiechu. Chcę go jeszcze raz zobaczyć! To nie może być prawdą...

Nie poszedłem na pogrzeb. W ten wyjątkowo chłodny dzień udałem się na spacer. Nasze miejsce, które było bardzo żywe i zielone za dawnych czasów, teraz wyglądało strasznie... Trawa była sucha i wyrośnięta. Krzewy i drzewa bez liści... Teraz rozumiem. To DongHae natchniewał to miejsce. Bez niego, skończył się nasz żywot.

To była krótka, lecz silna i piękna miłość. Żałuję, że nie mogłem cię wtedy zatrzymać przy sobie. Byłem zbyt zapatrzony w siebie. Chciałem, żebyś to ty spoglądał na mnie. Przepraszam. Z całego serca dziękuję... Dziękuję za tę miłość, którą mi podarowałeś. Otworzyłeś mi oczy. Pozwoliłeś poznać świat na nowo. Pozostaniesz w moim sercu na wieczność. Pamięć o tobie nie zaginie. Żegnaj, DongHae.
~Twój HyukJae. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ 
AISHHHHH sama płakałam pisząc to TT^TT Wygląda na to, że koniec... ;D zapraszam do czytania innych nowych serii, które znajdziecie w zakładce po prawej stronie ^^

środa, 29 maja 2013

2. Black Prince. (S/Y)

Wróciliśmy na zamek. Kiedy tylko wkroczyłem do komnaty, od razu miałem ochotę z niej wyjść. SungJong od razu wstał i ukłonił się przede mną. Fuknąłem na niego i usiadłem przy stole. Wyciągnąłem farby i papier, po czym zacząłem przenosić widziany dziś krajobraz na arkusz.
Dziecinnie wyglądający chłopak chrząkał od czasu do czasu wlepiając we mnie wzrok. Strasznie mnie to irytowało. Gwałtownie wstałem i złapałem go za kołnierz.
- Nie zamierzasz wyjść?! - wrzasnąłem mu prosto w twarz.
- P.. Przepraszam! - spojrzał na mnie przerażony.
- Aish! - zakrzyknąłem i cisnąłem nim o podłogę.
- Co się tu dzieje? - przybiegł SungYeol. Zbadał nasze pozycje. - Książę! Dlaczego go tak traktujesz?! - podniósł głos i pomógł wstać leżącej siermiędze.
- Wytłumacz mu proszę co i jak. Ja w tym czasie udam się na spacer. W tym zamku nie idzie wytrzymać. - ciężko westchnąłem i skierowałem kroki ku wyjściu. Po drodze minąłem kłócących się SungGyu i jego kucharza, WooHyun'a. Czyżby znów przesadził z przyprawami? Zaśmiałem się w myślach.
 Jeśli dobrze pójdzie, Hoya powinien jutro wrócić. Zastanawiam się nad wyprawą poza zamek. Uczta na świeżym powietrzu powinna być przyjemna. I swoją drogą, dawno nie miałem okazji porozmawiać z bratem. Powinienem uprzedzić Kyu jeszcze dziś.
 Rozejrzałem się dookoła. Nad jeziorem unosiła się mgła, sprawiająca wrażenie zabarwionej na niebiesko. Wyciągnąłem rękę przed siebie i zamknąłem oczy. Wziąłem głęboki oddech i wyobraziłem sobie pogodną twarz Hoyi. Automatycznie się uśmiechnąłem. Ahh Hoya... To niby dwa dni, ale tęsknię za tobą tak bardzo... Jedyna osoba, dla której zrobiłbym wszystko. Jedyna osoba, której udało się do mnie zbliżyć tak bardzo mimo mojego charakteru.

Szybko zapadł zmrok, jednak ja nie byłem śpiący. Siedziałem na murku i przyglądałem się księżycowi, modląc się o to, by Hoya wrócił cały i zdrowy. Gdyby coś mu się stało... Nie wybaczyłbym swojemu ojcu. Nawet nie chcę sobie wyobrażać życia bez najważniejszej osoby. Same myśli są wystarczająco przerażające i chłodne.
Wstałem po dłuższej chwili i udałem się do SungGyu.
- Witaj bracie. - Przywitałem się z wręcz obojętnym wyrazem twarzy.
- Nie zamierzasz się ukłonić? - Najwidoczniej nie był w dobrym nastroju.
- Zamierzam jutro wybrać się na ucztę poza zamkiem. Jeśli chcesz, jedź ze mną. - widziałem po nim, że zaraz wybuchnie. Nie rozumiałem jego zachowania.
- Czy ty myślisz?! Wiesz, że jest wojna?! - wrzasnął. - Może nam się coś stać! Nie ma mowy!
- Nasi żołnierze jutro wrócą. DongWoo dotrze na zamek razem z Hoyą, prawda? Nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy zrezygnować.
- Czy wojna nie jest wystarczającym powodem?!
- Z Hoyą jestem najbezpieczniejszy. Z nim nie boję się niczego. - odparłem pewnym siebie tonem.
- Rób jak uważasz. - westchnął. Uśmiechnąłem się, gdyż wiedziałem, że dał za wygraną. Wróciłem do siebie. SungJong od razu się ukłonił. Nie uniósł wzroku, by na mnie spojrzeć. Podał mi ręcznik i urania do spania, po czym gestem zaprosił mnie do łaźni. Czekała na mnie gorąca kąpiel. "Więc w ten sposób próbujesz mi się podlizać?" pomyślałem. Postanowiłem trochę się nad nim poznęcać. Zdjąłem ubrania i wszedłem do dużej wanny.
- Umyj mnie. - podałem młodszemu namydloną gąbkę.
- A.. ale... - odsunął się.
- Nie chcesz? - warknąłem na pozór rozgniewanym głosem. Zdecydowanie, jestem świetnym aktorem.
- Przepraszam. - ukłonił się z niepewnym wyrazem twarzy i wziął ode mnie gąbkę. Mocno ścisnął ją w pięści, lecz mimo wszystko zaczął delikatnie gładzić moje plecy. Później przeniósł się na ramiona, szyję, klatkę piersiową, brzuch...
- Nie zamierzasz dokończyć? - spojrzałem na niego, kiedy się odsunął.
- Książę... - jęknął. Zaśmiałem się.
- Widzę, że nie starasz się za bardzo. No cóż... - wyrwałem mu gąbkę z ręki. - Zobaczymy jak długo z tobą wytrzymam. Możesz wyjść. - machnąłem na niego ręką i dokończyłem jego czynność. Nieposłuszny dzieciak.

- Hoya! - krzyknąłem z daleka czekając już u bram zamkowej posiadłości.
- Książę! - galopował wprost do mnie. Szybko zsiadł z konia i stanął tuż przede mną. Ukląkł na kolano i uderzył w prawą pierś. - Wróciłem tak jak rozkazałeś.
- Widzę. Należy ci się za to solidna nagroda. Zatem, udamy się dziś na ucztę. - wstał i ukłonił się.
- Jak sobie życzysz. - wsiadł z powrotem na konia i odjechał z moim wojskiem.
- To była sugestia, nie rozkaz... - mruknąłem pod nosem, po czym udałem się do stajni, by sprawdzić przygotowania do wyjazdu. SungYeol pakował przeróżne owoce i warzywa, soki i trochę alkoholu. Postanowiłem w pewnym stopniu posłuchać brata i być cały czas czujnym. Z resztą, spodziewałem się jego osoby mimo sprzeciwów. Nie chcę, żeby znów zaczął skakać mi do gardła za nieostrożność. Już SungJong jest wystarczająco irytujący.

Wyruszyliśmy w samo południe. Droga nie była długa, bowiem miałem już upatrzone miejsce. Rozstawienie namiotu i stołów też nie trwało długo. Zaraz za nami zjawił się SungGyu. Nasi kucharze zabrali się za szykowanie posiłków, a my wypoczywaliśmy w towarzystwie żołnierzy i służących.
- Jak się miewasz, bracie? - zacząłem rozmowę pierwszy.
- Aish niewychowany dzieciaku! - no tak. Od razu musiał zacząć na mnie narzekać. - Czuję się dobrze.
- Kiedy zawrzesz małżeństwo z AhJae? - upiłem łyk herbaty.
- Dobrze wiesz, że tego nie chcę, więc jak najpóźniej. - westchnął ciężko.
- W sumie nie rozumiem cię. Dlaczego nie zrobisz tego jak najszybciej? Uprzykrzałbym życie księżniczce tak bardzo, że sama by odeszła. Współpraca mogłaby wtedy wciąż trwać.
- W tym tkwi problem braciszku. To nie jest zwykła księżniczka skądś tam. To córka najlepszego przyjaciela naszego ojca.
- Ah.. To wiele wyjaśnia. - pokiwałem głową. - Współczuję ci, hyung. Sam pewnie sprzeciwiałbym się do ostatniej chwili, a nawet wolałbym umrzeć, zamiast zawrzeć związek z taką osobą. - na te słowa Hoya zaczął patrzeć na mnie przerażony.
- Hyung? Zamierzasz mi się podlizać czy się mnie pozbyć? Nie ustąpię ci miejsca do tronu tak łatwo. - uśmiechnął się.
- Wcale nie mam tego na myśli. Chodzi mi o to...
- Tak, tak, rozumiem. - przerwał mi, śmiejąc się.
- Gotowe. - Przyszedł SungYeol z obiadem.
- Wygląda pysznie. - posłałem mu uśmiech. - Jedzmy!

wtorek, 28 maja 2013

15.2 This love was so fast. (S/Y)

Dlaczego płacze? Chce mnie jeszcze bardziej zdołować? Chce wziąć mnie na litość? Chce, żebym ucierpiał..? Niepotrzebnie wszystko komplikuje... 
- Nie płacz. Nie jestem wart twoich łez. - wytarłem jego twarz, a on przycisnął mnie do ściany i spojrzał prosto w oczy. 
- Jesteś warty więcej niż myślisz. Masz wartość całego mojego życia, ponieważ odkąd cię poznałem, chciałem znać cię lepiej. Każdego dnia musiałem zobaczyć cię przynajmniej raz. Wciąż kontrolowałem, jak się czujesz, żeby w razie potrzeby pobiec do apteki. I mógłby być największy deszcz, a nawet trąba powietrzna! Zrobiłbym wszystko, tylko dla ciebie. Więc nie wygaduj takich głupot, bo nie chce mi się tego słuchać. Pozwól mi choć raz pokazać, jak bardzo mi zależy. Dopiero wtedy będziesz mógł mnie oceniać. - na zakończenie wziął głęboki wdech. A ja byłem w ciężkim szoku. Dobrze, kochał mnie. Ale żeby od tak dawna..? Czy to jest normalne? Pomijając ten fakt, przecież byłem głuchy i nie mówiłem. I to nie on sprawił, że znów jestem taki... Czy ten człowiek oszalał? 
- Hyung... - położyłem dłonie na jego klatce, jednak nie miałem odwagi by je wyprostować i odepchnąć go od siebie. Obydwoje z płaczem wpatrywaliśmy się w siebie. Nie wiedziałem co robić. Moje serce pierwszy raz waliło jakbym miał zaraz umrzeć. Łzy były tak gęste, że czułem ból zatok. Ukryłem twarz w jego ramieniu. Nie mogłem w to uwierzyć. Złamałem się. Będę tego żałował. Poczułem jak głaszcze mnie po głowie. Później zszedł trochę niżej, przez szyję na łopatki, po długości kręgosłupa i odcinek lędźwiowy, aż w końcu spoczął na jednym z moich pośladków. Zadrżałem lekko i schowałem się jeszcze bardziej. Czułem się tak nieswojo! Mój tyłek jest tylko mój! I mimo tych długaśnych i sprawnych paluszków... NIE! Ja też zaczynam wariować! 
 Wypiąłem się i przygniotłem dłoń hyunga do ściany tak, że jego paznokcie jeszcze mocniej się we mnie wbiły. Spojrzałem na niego. W końcu przestał płakać, a na jego twarzy pojawił się zbereźny uśmieszek. 
- O nie.. - jęknąłem. To jedyne co zdążyłem zrobić. Hyung zaraz podniósł mnie do góry i usadził na kuchennym blacie. Rozszerzył moje nogi i wszedł między nie, żeby móc mnie pocałować. Zrobiło mi się gorąco, kiedy jednym sprawnym ruchem pozbył się moich spodni. Zaraz za nimi straciłem też bokserki. Zdziwiło mnie, że HeeChul nie zamierza zdjąć też bluzki, jednak zaraz miałem się o tym przekonać. 
 Objął mnie w pasie i postawił na ziemi. Stojąc do mnie przodem, kazał mi się lekko wypiąć. Zaraz poczułem w sobie jego palce jednocześnie rozkoszując się malinowymi ustami Heenim'a. Głośno zawyłem i wypiąłem się jeszcze bardziej. Było nam niewygodnie, więc ukląkłem i oparłem się o krzesło, żeby hyung mógł mieć do mnie lepszy dostęp. Słyszałem jak głośno dyszał, mimo że tylko ja nie miałem na sobie dolnej części garderoby. Nie chciałem, żeby tak było. W jednej chwili odwróciłem się do niego przodem i dobrałem się do jego spodni. Ująłem w usta jego pokaźnych rozmiarów prącie i zassałem się na nim najmocniej jak potrafiłem. Dostrzegłem kątem oka jak hyung odchyla głowę do tyłu w akcie przyjemności. Uśmiechnąłem się lekko i wstałem do niego. 
- Możesz we mnie wejść... - mruknąłem z podnieceniem, jednak on lekko mnie odsunął i oddał mi spodnie. 
- Nie chcę tego robić..  - spojrzałem po nim zdezorientowany. Jak to możliwe?! Ja mu się oddawałem, a on mi odmawiał?! Geez..! Ten człowiek ma coś nie tak z głową. 

poniedziałek, 27 maja 2013

15.1 This love was so fast. (S/Y)

Wróciliśmy do domu w milczeniu. Non stop gapiłem się za okno. Nie chciałem z nim rozmawiać. Byłem w szoku. Jak dotąd byliśmy dla siebie braćmi. A teraz... to wszystko miało się nagle zmienić..? Nie byłem pewien, czy potrafię patrzeć na niego w ten sposób. Mimo tamtej nocy... Wciąż nie mogę mieć pewności. Bo w końcu ten seks nie był tak udany jak mój stosunek z DongHae, mimo że został przerwany.

Gdy tylko przekroczyliśmy próg, udałem się do swojego pokoju i ukryłem się pod kołdrą. Nie wiedziałem , co o tym wszystkim myśleć. Marzyłem tylko o śnie. O tym, by śnić o nicości, która pozwoli mojemu umysłowi odpocząć.
Ulga nie trwała długo. Kolejnego dnia musiałem znów stawić temu czoła. Śniadanie samo się nie zje... Bez słowa podszedłem do lodówki, kiedy Heenim siedział już przy kuchennym stole, męcząc kubek kawy.
- Jesteś na mnie zły? - usłyszałem niespodziewanie.
- Nie. Dlaczego? - udawałem, że o niczym nie wiem.
- Nie odzywasz się do mnie. Nawet na mnie nie patrzysz... Wiesz jak mi teraz ciężko? Czuję się gorzej niż wtedy, gdy musiałem akceptować twój związek z DongHae.
- Uważasz, że ten związek już nie istnieje? - zapytałem go najnaturalniej w świecie, jak gdybym pytał o smak jogurtu, który zjem zaraz na śniadanie.
- Nie wiem... Wydaje mi się, że już nie będzie jak dawniej. - westchnął. - Słyszysz i mówisz... Czy wiesz, jak bardzo jestem szczęśliwy? Czuję, że moja miłość do ciebie rośnie. Moje serce robi się coraz większe, by móc mieścić więcej wspomnień, których jesteś bohaterem. Kocham cię. - zadrżałem. Nigdy wcześniej nie słyszałem podobnych słów, zwłaszcza skierowanych do mojej skromnej osoby. Nawet na filmach, nigdy nie byłem tak poruszony.
- H... Hyung... - mruknąłem z lekka zawstydzony. - Nie mów tak. To brzmi jakbyś uważał mnie za najświetniejszego i najidealniejszego chłopaka na świecie. A ja wcale taki nie jestem. Mam więcej wad niż myślisz. - westchnąłem nadal stojąc do niego tyłem i wietrząc lodówkę, o której zdążyłem już zapomnieć.
- Kiedy wstajesz rano, każdy kosmyk twoich włosów sterczy w inną stronę. Na kolację zazwyczaj zjadasz dwie kanapki z sałatą i serem żółtym. Wieczorem kremujesz się dwoma kremami, kokosowym i waniliowym. Lubisz mieszać kolory, dlatego często ubierasz się na kolorowo. - zerknąłem na niego zdziwiony. Jego słowa zgadzały się z prawdą.  - Nosisz plecak na lewym ramieniu, ale mimo to nie masz wad kręgosłupa. Wiążąc sznurowadła, zawsze zaczynasz od prawej nogi. Kiedy się czeszesz, najpierw porządkujesz grzywkę, a dopiero później całą resztę. - w moich oczach stanęły łzy. - Nie lubisz wosu i historii, ale masz z tych przedmiotów dobre oceny. Gdy byłeś mały chciałeś zostać lekarzem, dlatego śledziłeś poczynania swojego ojca w tym zawodzie. Dzięki temu, masz teraz dobre oceny z biologii bez najmniejszego wysiłku. Lubisz dbać o kwiaty, zupełnie jak twoja babcia. W szklanej gablocie trzymasz nadal karabin swojego dziadka, który wyciągasz... - zatkałem mu usta ręką. Z płaczem spojrzałem na niego. Nie wiedziałem, że jest aż tak źle. Że może znać mnie tak dobrze...
- Przestań. - Warknąłem.
- Zdziwiony? Mógłbym wymieniać tak do wieczora. - wstał i położył dłoń na moim ramieniu. - Nic nie poradzę na to, jak jest. Zamierzam o ciebie walczyć do skutku.
- Powinieneś już teraz odpuścić, puki nie jest jeszcze tak źle. Wyprowadzę się i zapomnimy o sobie...
- Co?!! - zdziwił się. - Jak to wyprowadzisz?!! Za co zamierzasz niby żyć? Kto będzie o ciebie dbał?! Oszalałeś?!
- Nie mogę chodzić wiecznie uczepiony ciebie. - odparłem groźnie. - Nie chcę być uzależniony od ciebie do końca życia.
- Ale ja już jestem od ciebie. - Wbił mocno swoje długie palce w moje ramiona i zaczął pchać. - Jak już mówiłem, nie zamierzam się leczyć z ej miłości. Nie odpuszczę sobie ciebie, rozumiesz? Naprawdę cię kocham. Tak ciężko to zrozumieć? - pierwszy raz... To był pierwszy raz w moim życiu, kiedy widziałem jak on płacze. I to w dodatku przeze mnie... Aish!! Świat jest okrutny!

sobota, 25 maja 2013

14. This love was so fast. (S/Y)

Heenim zerknął na mnie, gdy ziewałem i zaczął się śmiać.
- Wyspany? Musisz mieć sporo energii. Dzisiejszy dzień będzie dłuuuugi. - pokiwał głową jakby chciał się upewnić, że do mnie dotarło. Westchnąłem ciężko i spojrzałem na niego jeszcze raz.
- Dokąd jedziemy? - zerknąłem za okno.
- Zobaczysz. - pogłaskał mnie po głowie.
- Lepiej prowadź. Chciałbym dożyć dzisiejszego wieczora. - na moje słowa HeeChul wybuchł gromkim śmiechem.
- Więc to tak? Skąd udzielił ci się taki humor? Jakieś laseczki wydały teledysk?
- Hyung... - skuliłem lekko głowę. Prawdę mówiąc, już od dłuższego czasu nie śledziłem poczynań moich ulubionych zespołów żeńskich. Czyżbym był aż tak przestawiony... w tę drugą stronę..? Wydawało mi się niemożliwe odwzajemnić miłość mężczyźnie, a tu takie coś...
 Minęło jeszcze około czterdziestu pięciu minut, zanim auto się zatrzymało. Spojrzałem w prawo, a później w lewo, po czym wysiadłem na zewnątrz. Rozciągnąłem się i podreptałem chwilę w miejscu, by obudzić zdrętwiałe nogi.
- Nie sądziłem, że przyjedziemy nad jezioro. Ale... dlaczego nie ma tu nikogo oprócz nas? - zapytałem.
- To miejsce nie jest przez nikogo oblegane jak to zazwyczaj bywa w upalne dni. Nieliczni wiedzą o tym jeziorze i w sumie dobrze. Dzięki temu jest nienaruszone przez człowieka. Rozejrzyj się dookoła. Wysoka trawa, nad brzegiem mała plaża, ptaki i drzewa... Czy to wszystko już samo z siebie nie wprowadza człowieka w dobry nastrój? - odchrząknąłem nie wiedząc co na to odpowiedzieć i po prostu szedłem za nim. Faktycznie poczułem się lepiej. A raczej wskaźnik mojego samopoczucia drgnął. Pierwszy raz od zniknięcia Hae...
 Usiedliśmy na piasku. Było naprawdę gorąco. Przymknąłem oczy i przyjrzałem się drzewom po drugiej stronie zbiornika.
- Hyung. To jezioro nie jest do końca nienaruszone. - zaśmiałem się. - Widzisz? Tam stoi domek. - wskazałem palcem na niewielką budowlę, którą ledwo było widać.
- Oh! Rzeczywiście! - podrapał się po głowie. - To dziwne... Nigdy wcześniej go tu nie widziałem...
- Nie dziwi mnie to. Jak nie nosisz swoich okularów, to później tak jest. - uśmiechnąłem się. - Powinieneś dbać o swoje zdrowie.
- Ehh.. co mi po tym, skoro i tak mój wzrok się nie polepszy? - westchnął. - Ale nie czas, by o tym mówić. - złapał mnie za ramiona i popchnął. Leżałem na piasku. Już myślałem, że Heenim będzie chciał się do mnie dobierać, jednak on położył się obok i złapał mnie za rękę. Przyłożył ją do swojej klatki piersiowej. Czułem bicie jego serca. Nie było ono takie jak moje... Jego serce waliło jak młot. Przekręciłem głowę i spojrzałem na niego zdziwiony.
- Hyung...
- Myślałeś, że to nic? Że moje uczucia do ciebie wzięły się znikąd? - mruknął. Faktycznie, z początku uznałem, że jestem dla niego zabawką na pocieszenie. Czyli... Jednak było inaczej..? - Hangeng był osobą, która miała zastąpić ciebie. Ale nikt, nawet on, nie zdołał cię pokonać. Wiedziałem, że będziesz zły. Wiedziałem, że mnie nie przyjmiesz. Lecz nie ważne jak bardzo się starałem, nie mogłem stąd ciebie usunąć. - wskazał na szalejący mięsień. Chciałem coś powiedzieć. Cokolwiek. Chociażby głupie dziękuję. Chociażby głębokie przepraszam... Jednak w moim gardle szerzyła się gula, uniemożliwiająca mówienie. W oczach zakręciły się łzy. Szybko przewróciłem głowę i spojrzałem w niebo. Ten człowiek robi wszystko, żeby moje serce zmiękło... Ale co ja niby zrobię jak DongHae wróci?! Nie może tak być!! Na samą myśl o tym zacząłem płakać jeszcze bardziej. Teraz łzy spływały po bokach moich polików. Poczułem delikatny dotyk ciepłej dłoni hyunga. Zadrżałem. Usiadłem i z płaczem rozpocząłem otrzepywanie piasku z ubrania. HeeChul zatrzymał mnie i spojrzał na mnie z przerażeniem. - Powiedziałem coś nie tak? - pokręciłem przecząco głową. Chciałem kontynuować, więc zamierzałem wyrwać nadgarstek z ręki hyunga, ale udało mu się mnie powstrzymać. Podniosłem wzrok. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Nie wiem co się stało. Automatycznie przestałem się szarpać. Zupełnie jakby ktoś sprawił, że w jednej sekundzie całe moje ciało zamieniło się w głaz. Heenim chwycił za tył mojej głowy i przyciągnął do siebie. Nasze usta połączyły się w słodkim, niewinnym pocałunku. Zacisnąłem oczy chcąc choć na chwilę pohamować płacz. Heenim odsunął się lekko. Czułem na sobie jego nierówny oddech.
- Hyung.. - jęknąłem niespokojny.
- Naprawdę cię kocham. - wyszeptał. W jego głosie było czuć coś niezwykłego... Czy to jest to, co zwiemy szczerością..?

poniedziałek, 20 maja 2013

13. This love was so fast. (S/Y)

Byłem zły i smutny jednocześnie. Nie chciałem miłości od hyonga, wręcz ją tępiłem. Jednak nie potrafiłem mu odmówić. Zrobił dla mnie tak wiele, że nie mógłbym nie być mu wdzięczny. Można by powiedzieć, że wychował mnie i trzymał przy sobie... Ale coś mi nie pozwala go zaakceptować. Martwi mnie to.
Jednego z kolejnych dni spędzonych bez Hae, siedziałem przed biurkiem i odrabiałem zadanie domowe. W pewnym momencie odezwał się mój telefon.

Hae : Jak się czujesz? Dobrze się dożywiasz? Jestem pewien, że HeeChul dobrze o ciebie dba. Przepraszam za to zniknięcie... Coś mi wypadło i raczej szybko nie wrócę. Przepraszam. 

Siedziałem jak wryty i z niedowierzaniem wgapiałem się w wyświetlacz ponownie śledząc tekst i upewniając się, czy to aby na pewno on. Mimo moich wątpliwości wszystko się zgadzało. Bez chwili zastanowienia nacisnąłem zieloną słuchawkę. Po dwóch sygnałach usłyszałem jego piękny głos.
- Hyukkie... - słyszałem, że płacze. Zaniemówiłem. Nie słyszałem go tak dawno, że zapomniałem jak brzmi ton jego głosu.
- D... - nie było mnie stać na odwagę, by wypowiedzieć jego imię. Zasłoniłem usta dłonią i powstrzymywałem płacz, który nie chciał dać mi spokoju.
- Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. - zapewniał. Jak się domyślałem, stało się coś złego, tyle że ten głupek starał się to przede mną ukrywać.
- Twój ojciec... - to jedyne słowa, jakie przyszły mi na myśl. - Chcę pomóc ci w tym. Powiedz ile pieniędzy potrzebujesz. Chcę razem z tobą urządzić pogrzeb. - zupełnie nie wiem dlaczego akurat o tym zacząłem mówić po tak długiej przerwie.
- HyukJae... - brzmiał naprawdę smutno. Jego głos nie był przesączony radością, jak to zazwyczaj bywało. Słyszałem jak jego serce wyje z bólu. To było nie do wytrzymania. - Jak będę w Seulu to razem się za to zabierzemy, dobrze? Teraz muszę zostać tu gdzie jestem. Zobaczymy się już niedługo.
- DongHae... Tęsknię za tobą. Strasznie się bałem, że coś ci się stało. - mój głos był zachrypnięty. - Chcę cię znów zobaczyć. Nie każ mi czekać zbyt długo...
- Obiecuję. - w wyobraźni widziałem jego szeroki uśmiech. Choć wiem, że nie był on tak szczery, jak powinien być, ale mimo to sam też si uśmiechnąłem.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też. Nawet bardziej niż myślisz. - zapewniał mnie. - Wrócę jak najszybciej. Do usłyszenia.
- Pa. - z bólem serca pożegnałem się z nim i zgasiłem lampkę. Położyłem się do łóżka. Kołdra była wyjątkowo zimna. Zapowiadano gorącą noc, jednak zza okna przedostawał się tu chłodny wiatr. Zatrząsłem się i zanurzyłem ciało jeszcze głębiej pod kołdrę i przyklepałem wszystkie kanty tak, aby chłód nie miał prawa dostać się na moją skórę. Ostatni raz zerknąłem na księżyc w pełni. Więc mówisz kochanie, że nie ma ciebie w stolicy? Jestem ciekaw, gdzie go wywlokło...

- Wstawaj! - z rana otrzymałem nieprzyjemną pobudkę. Hyung wyrwał mi kołdrę i pozwolił mi marznąć.
- Przestań! - krzyknąłem, starając się wyrwać mu pościel.
- Zamierzasz przespać całą sobotę? Nie pozwolę na to. Idziemy. - Złapał mnie w pasie i przewiesił przez swoje ramię. Poszedł do kuchni i dopiero tam łaskawie ustawił mnie na ziemi.
- Co ty wyprawiasz? - zapytałem oburzony.
- Dzisiaj zrobimy relaksujący dzień. - wepchnął mi do ust banana i odwrócił się tyłem, aby przygotować resztę śniadania.
- Dlaczego robisz tak dużo jedzenia? - zerknąłem przez jego ramię.
- Nie pytaj, tylko idź się przebrać. Czeka nas naprawdę długi dzień, więc się przygotuj. Weź na wszelki wypadek jakąś bluzę. Nigdy nie wiadomo ile możemy tam zabawić. - mruknął i w milczeniu kontynuował przyrządzanie kanapek. Fuknąłem na niego ostatni raz i udałem się do swojego pokoju. Wyciągnąłem z szafy pierwsze lepsze ubrania i położyłem się na łóżku. Wczoraj do późna nie mogłem zasnąć przez DongHae i byłem bardzo niewyspany. Niestety chwila błogości nie trwała długo. Kiedy tylko hyung skończył pichcić, ponownie wpadł do mojego pokoju i tym razem, na serio, siłą wyciągnął mnie na zewnątrz. Podsunął pod mój nos buty i otworzył drzwi wejściowe dając mi znać, że mam się pospieszyć. Wyszedłem zniechęcony po ubraniu butów. Heenim złapał mnie za rękę i poprowadził do parkingu. Wsiedliśmy do auta i wyjechaliśmy. Przez połowę długiej drogi przysypiałem. Obydwoje milczeliśmy. Może to i lepiej? Zapobiegało to wszczynaniu niepotrzebnych kłótni. Wiadomo. Jedno słowo za dużo może doprowadzić do wojny.

1. Black Prince. (S/Y)

Leżałem tuż obok niego. Słyszałem przyspieszony oddech Hoyi. Chwilę temu oboje doszliśmy. Byłem z siebie zadowolony.
- Hoya... - szepnąłem. - Co czujesz? - spojrzał prosto na mnie.
- Jestem szczęśliwy książę. - odparł. - Ponieważ mogę być przy tobie. Jestem najszczęśliwszy na świecie. - uśmiechnąłem się lekko. Więc to tak?
- To na pożegnanie.
- Hę? - zdziwił się.
- Jutro wysyłają wasz oddział na front. - odwróciłem się do niego tyłem w razie, gdybym miał zacząć płakać. - Wróć cały. To rozkaz. - głośno przełknąłem ślinę.
- Oczywiście, że wrócę. Nie mam zamiaru zostawiać waszej książęcej mości. - przytulił mnie.
- Chodźmy już spać. Musisz wypocząć. Wyruszasz z głównym oddziałem o świcie.
- Książę... Boisz się o mnie? - nie odpowiedziałem. To było oczywiste, że odczuwałem niepokój.
- Nie będzie cię przy moim boku przez dłuższy czas. Jak myślisz, boję się?
- Spokojnie. Z pewnością wrócę i dalej będę mógł cię chronić. - pocałował moje ramię.
- Ah i jeszcze jedno. Zanim wyjedziesz sprawdź proszę mojego nowego sługę. Wywaliłem tamtego bezużytecznego starca.
- Co z SungYeol'em? - zapytał niespodziewanie.
- A co ma być? To oczywiste, że tu zostanie. Boisz się, że cię zdradzę? - zaśmiałem się, ale jemu najwyraźniej nie było do śmiechu. - Przecież nic się nie wydarzy głuptasie. - przewróciłem się na drugi bok i zajrzałem w jego niespokojne oczy. - Jedź i chroń mnie i nasz naród.
- Oczywiście. - trochę ochłonął. - Ufam ci książę.
- Komu miałbyś ufać, jeśli nie mi? - uśmiechnął się lekko. - Śpijmy.

Nazajutrz gdy się obudziłem, nowa osoba siedziała już w przedsionku. Usiadłem na łóżku i spojrzałem na niego.
- Myślałem, że będzie starszy. - westchnąłem. Zaraz przyszedł SungYeol z moim śniadaniem. - Dziękuję. - spojrzałem na niego. - Co przygotowałeś?
- Naleśniki. - uśmiechnął się. - Dobrze spałeś?
- Tak. - przeciągnąłem się, po czym zacząłem jeść. Nowy chłopak bacznie mi się przyglądał. - Nigdy nie widziałeś jedzącego człowieka? Rodzina królewska też musi coś jeść.
- Nie... To nie tak. - speszony pokręcił głową. Rzuciłem sztućcami o talerz. Drobna sylwetka bruneta aż podskoczyła.
- Jak się nazywasz?
- SungJong, wasza książęca mość. - ukłonił się.
- Aish.. Nawet twoje imię jest irytujące! - mlasnąłem z niesmakiem. - Wyjdź.
- Ale... - spojrzał na mnie przerażony.
- Nie chcesz? Więc sam pójdę. - szybko się przebrałem i impulsywnym krokiem przekroczyłem próg komnaty.
 Udałem się do kuchni. Zwróciłem się do SungYeol'a.
- Chodźmy na przejażdżkę konną. Dzisiejszy dzień jest idealny, nie sądzisz? Żadnej chmury na niebie, las musi być wyjątkowo piękny. Zdejmij już ten fartuch i chodź. - wołałem go ze zniecierpliwieniem. Szybko poszliśmy do stajni i wsiedliśmy na konie.
- Coś się stało? Jesteś jakiś nieswój. - zaczął, kiedy wjeżdżaliśmy na nasz ulubiony szlak.
- Hoya wyjechał i nie jest mi z tym dobrze. Poza tym ten nowy strasznie mnie wkurza. Mimo że widziałem go zaledwie kilka minut, już wiem, że nie dogadam się z nim za dobrze. Ahh SungYeol... Będziesz musiał tłumić we mnie tą złość. - spojrzałem na niego. Milczał, jednak nie wydawał się być zawiedziony. - Tobie chyba też coś leży na żołądku?
- Nie, to nie tak. Po prostu zastanawiam się co z moim bratem... Dostałem wiadomość, że jego oddział również miał jechać na front, jednak to nie jest potwierdzona informacja.
- Spokojnie. Z pewnością wróci cały i zdrowy. Gdy wojna się skończy, będę chciał spotkać się z twoim bratem i zaproszę go do zamku, więc nie martw się o to. - uśmiechnąłem się. SungYeol wyraźnie się odprężył.
- Dziękuję książę.
- Nie zwracaj uwagi na mój status. Wiesz, że tego nie lubię. No i w końcu... jestem ci to winien, prawda?
- Mimo wszystko uważam, że powinienem być równy reszcie i należycie się do ciebie zwracać... - spuścił głowę. - Nie możesz wpłynąć na to, kim jesteś. Ja też nie mogę. Więc lepiej używać tego zwrotu, zwłaszcza, że król może zauważyć nasz stosunek do siebie.
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nikt nie ma prawa się w to wtrącać. - zdenerwowałem się. SungYeol zareagował na to śmiechem.
- Nie przeszkadza mi to. Jesteś księciem. To powinien być dla ciebie zaszczyt. - westchnąłem i popędziłem konia do galopu. Jechaliśmy środkiem lasu, przez naszą ulubioną ścieżkę. Przyjemny wiatr owiewał nasze szyje. Słyszałem, jak kopyta zatapiają się w złocistym piasku. Serce Black i moje serce stanowiły jedność. Nasze ciała poruszały się jednym rytmem. Reszta świata przestała istnieć, razem z SungYeol'em i jego koniem. Istnieliśmy tylko my. Jako jedna dusza mieszkająca w dwóch ciałach.

czwartek, 16 maja 2013

0. Black Prince. - Prolog (S/Y)

Ostrzeżenie.
Nie wierz we wszystkie słowa w tej serii. Historia Korei jest po części zmyślona. 

scena +18

Był to rok 1443. Rok niespokojny, pełen nowości i przelany krwią. Został bowiem wymyślony nowy alfabet, któremu miał podporządkować się cały południowokoreański naród. Wszczynano wiele protestów, ale nikt nie odważył się bezpośrednio sprzeciwić królowi, który miał teraz ręce pełne roboty. 
Chiny, chcąc powiększyć terytorium, zaczęły atakować półwysep koreański. Wojska obydwu państw z dnia na dzień malały. Na zamku było wówczas bardzo niespokojnie. 





Prince's P.O.V 

- Wynocha! Nie pokazuj mi się więcej na oczy, bo każę cię skrócić głowę! - wrzeszczałem. - Straże! Wyprowadzić go! - złapałem starca za kołnierz i rzuciłem nim w kierunku dwóch wysokich mężczyzn. Ciężko westchnąłem i usiadłem na krześle. - Za jakie grzechy ja tak cierpię? Ludzie to idioci... - sapnąłem i podniosłem się, by zobaczyć zastępcę ojca. 
 Przeszedłem cały długi korytarz i wkroczyłem na lewe skrzydło, gdzie znajdował się pokój osoby, do której zmierzałem. 
- Sprowadź dla mnie nową prawą rękę. Ten starzec był do niczego. - westchnąłem i wyszedłem nie dając mu szansy na odpowiedź. Szczerze mówiąc ostatnimi czasy wolałem unikać bezpośredniego kontaktu z ludźmi. No... Może poza jednym człowiekiem. 


- Książę! - usłyszałem znajmy głos dochodzący zza moich pleców. 
- Hoya! Miło cię widzieć. - mimowolnie się uśmiechnąłem. 
- Jak waszej książęcej mości mija dzień? 
- Odkąd się pojawiłeś, ten dzień stał się lepszy. - odparłem bez wahania. - Jako że jesteś dowódcą mojej straży, oczywistym jest, że czuję się przy tobie bezpieczny, a poczucie bezpieczeństwa prowadzi do spokoju. Czy spokój nie jest największym szczęściem? 
- Jestem rad, słysząc to z ust księcia. - ukłonił się przede mną. 
- Mój drogi. Doskonale wiesz, że nie lubię kiedy się przede mną kłaniasz. Chodźmy do zamku. Robi się chłodno. 
- Racja. - skręciliśmy w stronę domu. 
- Ah. I jeszcze jedno. - uśmiechnąłem się pod nosem. - Dzisiaj śpisz ze mną. 
- Czy na pewno powinienem..? 
- To rozkaz. Rozkazów się nie odmawia. Nie ma się czego obawiać. Dziś przyjeżdża narzeczona mojego brata. Wszyscy będą zajęci ucztowaniem z nią. A na wszelki wypadek ustawimy dwóch strażników przy wejściu. 
- Skoro tak. - uległ. 


Za kilka minut miała wybić północ. Położyliśmy się na wielkim łożu i zakryliśmy kołdrą. Hoya objął mnie swoimi umięśnionymi ramionami. 
- Nadal nie jestem pewien, czy powinniśmy, książę... 
- Spokojnie. - uśmiechnąłem się i przesunąłem się tak, że teraz na nim leżałem. - To, że ojciec nie może się o nas dowiedzieć nie świadczy o tym, że powinniśmy się przed tym powstrzymywać. - wyszeptałem. Chciałem go uspokoić. Nikt, nawet król, nie może wejść do pokoju, kiedy na zewnątrz czuwają straże. - Hoya... Zróbmy to tak, jak jeszcze nigdy. - zacząłem błądzić ustami po jego szyi.
- Co masz na myśli książę? - pokręciłem głową i uśmiechnąłem się podstępnie. 
- Teraz MyungSoo. Mów do mnie po imieniu. I... Dziś to ja będę na górze. - jego mina zrzedła. - Nie chcesz? - udawałem zdziwionego. 
- Chcę. Oczywiście, że chcę. - przyciągnął mnie bliżej. - Chcę jak nigdy... MyungSoo. -  wyraźnie się zawahał. 
- Więc... - zamknąłem oczy i przyssałem się do jego warg. Poczułem zimny dotyk dłoni na plecach. - Dziś cię rozdziewiczę skarbie. - westchnąłem przez pocałunek. Zdjąłem z siebie ubrania i rzuciłem je na podłogę. Schowałem nas obu pod kołdrą. Było jeszcze goręcej. Nasze języki już zaczęły walkę o dominację. Hoya również pozbył się ubrań. - Będziesz dziś jęczał jak nigdy. - Wycedziłem zdzierając z niego bieliznę. Odwróciłem go na brzuch i wszedłem w niego brutalnie, bez żadnego przygotowania. Wył jak nigdy wcześniej, co prowokowało mnie do jeszcze szybszych ruchów. Czułem się wspaniale. Byłem sobą. Bezlitosnym, chłodnym księciem. 

środa, 15 maja 2013

12. This love was so fast. (S/Y)

Od kilku... a może kilkunastu dni DongHae nie dawał znaku życia. Już dawno zdążyłem wyjść ze szpitala. Nie odpisywał na sms'y, nie odbierał telefonu, gdy dzwoniłem. Zupełnie jakby gdzieś przepadł. Albo jakby chciał się mnie pozbyć. Zapomnieć o mnie... Czy to możliwe, że ustąpił miejsca hyongowi? Ale wyglądało, jakby miał zamiar o mnie walczyć... Czy to możliwe, że odpuścił sobie tak szybko..?

- Hyong. Co się stało z DongHae? - Zacząłem poranek stanowczym tonem. - Ile to już? Tydzień? Dwa? Nie daje znaku życia. Boję się hyong.
- Nadal nie potrafisz przyjąć do świadomości tego, że cię zwyczajnie zostawił? Zapomnij o nim młody. Wtedy mniej będzie bolało. - Pogłaskał mnie po głowie, ale nadal nie podobało mi się to.
- Czyli coś jednak wiesz? - Spojrzałem na niego. - Powiedz mi. Przyjmę to na klatę.
- Nie. - Mruknął i wstał, by skierować kroki do swojego pokoju. Oczywiście pognałem za nim. Złapałem go za koszulę i lekko szarpnąłem.
- Hyong! - Miałem łzy w oczach. Chciałem dowiedzieć się, co się dzieje z DongHae.
- Nie masz zamiaru przestać?! - Wrzasnął i chwycił mnie za nadgarstki, po czym rzucił mną o swoje łóżko. Położył mnie, a sam usiadł na moich biodrach.
- Co ty wyprawiasz?! - Zacząłem się szarpać. - Hyong! Przestań! To nie jest zabawne!
- Nie ma być. - Sapnął i nachylił się nade mną. Byłem przerażony. Średniej długości włosy HeeChul'a oplatały boki mojej twarzy. Jego grzywka muskała moje czoło. Zatrząsłem się, wywołując uśmiech na twarzy starszego. - Więc to tak? Mimo tylu protestów, podoba ci się to? - Powędrował jedną ręką na dół, wzdłuż mojej klatki piersiowej, po czym delikatnie zsunął ze mnie spodnie razem z bokserkami. Zrobiłem się czerwony jak burak, kiedy ujrzał stojącego penisa. Odwróciłem się na plecy i schowałem twarz w poduszkę. Zawstydzające... - Oh już się nawet odwracasz? Nono HyukJae... Nie spodziewałem się, że tak szybko się zgodzisz. - Zaśmiał się i dotknął mojego odbytu. Zadrżałem czując jego zimne palce. W głębi duszy nie chciałem tego, ale skoro DongHae mnie zostawił, było mi obojętne co się ze mną stanie. Lekko uniosłem biodra, by ułatwić pracę hyongowi. Rozchylił moje pośladki i ostrożne włożył jeden, wręcz lodowaty palec. Zatrząsłem się i cicho stęknąłem, żeby się nie zorientował. Sięgnął za krem i wysmarował nim całe ręce. Nalał trochę na mnie i zaczął rozcierać. Przyszedł czas na dwa palce. Czułem, jak mój członek staje się coraz twardszy.
 Kiedy Heenim skończył rozgrzewkę, od razu przeszedł do konkretów. Jednym ruchem znalazł się w moim wnętrzu. Zamknąłem oczy, z których wypłynęło kilka łez i zacisnąłem pięści na pościeli. W rytm kolejnych ruchów hyonga, moje jęki i stękania stawały się co raz głośniejsze. Jednak po jakimś czasie okazało się nie być aż tak źle. Wypiąłem się do niego jeszcze bardziej i zacząłem napierać na jego męskość. HeeChul nachylił się nade mną i złapał mnie za sutki. Głośno jęknąłem, błagając o więcej. Czułem, że już niewiele mi brakuje. Jeszcze tylko chwila... Kilka sekund i...

Opadłem bezsilnie na puszystą pościel. Obok mnie znalazł się Heenim. Pogładził mnie po policzku i uśmiechnął się. Lekko popchnął moje ramię. Odwróciłem się na plecy. Zauważyłem, że hyong zbliża się do mojego krocza.
- Co ty robisz? - Wysapałem. On spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Zobaczysz. - Chwycił w usta napletek, po czym zaczął zjeżdżać coraz niżej i niżej, zlizując przy tym białą ciecz.
- H... Hyong.. - Stęknąłem. Chciałem, żeby przestał. Czułem się w tej sytuacji bardzo niezręcznie. Złapałem go za włosy i starałem się odciągnąć od siebie. - Nie rób tego.
- Dlaczego nie? - Spojrzał na mnie lekko zdziwiony. - Zobacz jaki jesteś pyszny. - Uśmiechnął się i przejechał palcem po mojej wardze. Faktycznie, moja sperma była bardzo słodka, ale nadal...
- Przez ciebie jestem teraz zmęczony. - Westchnąłem.
- Więc leż dzisiaj cały dzień w łóżku mój książę. Mogę ci usługiwać. - Pocałował mnie i wstał. - Nie chcesz iść pod prysznic?
- Nie mam siły. - Odparłem. Po tych słowach, Heenim wziął mnie na ręce i zaniósł do łazienki. Usadził mnie na pralce i odkręcił kurki. Wielka, narożna wanna szybko napełniła się ciepłą wodą. Zszedłem na podłogę i zanurzyłem się w wodzie razem z HeeChul'em. Odsłoniłem rolety. Widok z dziesiątego piętra był niesamowity. Oparłem głowę o zagłówek i odetchnąłem z ulgą.
- Jak to jest, że nadal mi mało? - Zaśmiał się głośno i spojrzał na mnie. - Jesteś niesamowity młody. - Przejechał po mojej nodze dłonią.
- Dlaczego hyong... Dlaczego coś do mnie czujesz? - Spojrzałem na niego.
- To już dzieje się od bardzo dawna, więc nie dziw się tak. Nie wiem, od kiedy dokładnie, ale to uczucie jest bardzo głębokie. Nie jestem pewien, czy byłbym w stanie teraz z ciebie zrezygnować...

niedziela, 12 maja 2013

pojedynczy angst.

Zraniony siedziałem w kącie pustego pokoju. Nie jestem do końca pewien, czy krew faktycznie wypływała z rany, czy to tylko moja wyobraźnia podsuwa mi takie obrazy.
Czułem się okropnie. Znowu to ty zaczęłaś kłótnię. Znowu mówiłaś, że poradzisz sobie beze mnie. Jednak odezwałaś się pierwsza, ponownie zaprzeczając samej sobie. Ale ja zdążyłem znaleźć kogoś, kto chciał mnie słuchać. Zapewne jesteś zła i chcesz zgonić winę na mnie. Ale sama wszystko zaczęłaś. Znów zazdrość nas rozdzieliła.
Nie lubię tego fałszywego uczucia zazdrości, które niszczy stosunki między ludźmi. Cierpiałem przez nie wiele razy, doskonale o tym wiesz, ale nadal masz odwagę robić takie rzeczy. Nienawidzę całego świata. Nienawidzę ludzi. Zwłaszcza tych, którzy łatwo ulegają zazdrości. Którzy przez to uczucie zabijają cząstkę mnie, za każdym razem coraz bardziej.
Nie licz na to, że się odezwę. Tym razem jestem na prawdę bardzo zły. Tym razem nie dam złamać się tak łatwo. Zamykam się w sobie. Nie ma mnie. Dla ciebie jestem niedostępny.
Chcę spotkać w końcu kogoś, kto mnie zrozumie. Kogoś, kto nie będzie zazdrosny. Ale jeśli spotkam taką osobę, wszyscy dookoła będą skakać nam do gardeł za to, że się przyjaźnimy. To już stało się normalne. Bez tego by się nie obeszło.
Mimo mojej złej kondycji nadal chcesz mnie ranić. Obrażasz się. Ja też się obrażam. Sytuacja robi się nieciekawa. Ale dlaczego mam wrażenie, jakbym cię znienawidził? Nie nienawidzę cię, ale tak się czuję. Jakbyśmy byli pokłóceni od zawsze. To bardzo dziwne uczucie.
I nadal. Nawet jeśli piszesz, używasz nieprzyjemnych zwrotów, których nie lubię. Nie wiem, czy o tym wiesz. Chciałbym, żebyś czytała mi w myślach. Ona też mogłaby to robić. Nie musiałbym wam obu tłumaczyć. Życie tedy byłoby łatwiejsze. Ale nie powiem. Musicie same się domyślić. Nie jestem psem, który szczeka, gdy mu rozkażą.
Pragnę zniknąć. Umrzeć... Wtedy nie czół bym bólu, który rozchodzi się po moim ciele. Który chce mnie zabić, ale nie udaje mu się, bo z nim walczę. Teraz będzie inaczej. Grono osób, dla których walczyłem, zmniejszyło się. Czy to znaczy, że umrę..?

czwartek, 9 maja 2013

11. This love was so fast. (S/Y)

Widziałem, jak ludzie zadają mi pytania. Ale nie umiałem im odpowiedzieć. Zamykałem oczy i traciłem kontakt ze światem. 
 Dopiero kolejnego dnia, kiedy się obudziłem, ujrzałem HeeChul'a, siedzącego tuż obok mnie. Otworzyłem usta, by zapytać o rodziców, ale nie mogłem nic z siebie wydusić. Kazałem mu dać mi kartkę. Nabazgrałem drżącą dłonią krzywe pytanie. Kiedy hyong je odczytał, automatycznie posmutniał. Przecząco pokręcił głową. Wpadłem w paranoję. 

Byłem w ciężkim szoku. Jak dotąd udało mi się wyzbyć tych wspomnień. Zrobiłem krok do przodu. Spojrzałem na Heenim'a szeroko otwartymi oczami. Rozdziawiłem usta i wydałem z nich cichy jęk rozpaczy. Łzy cisnęły się na policzki niczym rwące rzeki. Chwyciłem w obie garście kępy moich włosów. Pociągnąłem za nie. Nie wierzyłem w to, co się dzieje.
- Jak?!! - Wrzasnąłem, przykuwając ku sobie ich uwagę. Momentalnie wstałem i od razu pognałem po schodach. Nie myślałem o niczym. Byłem w stanie podobnym do opętania. Wtargnąłem do łazienki i zatrzasnąłem za sobą drzwi. Upadłem na podłogę. Paranoiczny płacz. Zatracony bezdech. Nic nie widziałem. Nic nie czułem. Nic nie słyszałem. Chciałem zginąć. Chciałem rozpłynąć się w nieuchwytnej mgle, by cierpienie już nigdy nie mogło mnie dosięgnąć.
 Usłyszałem dudnienie w drzwi. Wrzasnąłem najgłośniej jak umiałem i wcisnąłem się w kąt. Słyszałem ich krzyki i ręce uderzające o drewnianą powierzchnię, ale puszczałem to mimo uszu. Chciałem, by zostawili mnie w spokoju.
- HyukJae! Proszę, otwórz! - Dochodził mnie niespokojny głos hyonga. Jednak nie zamierzałem go posłuchać. Miałem zamiar nieugięcie tkwić w tej łazience.
 Jednak moje modły do Boga widocznie nie zostały wysłuchane. Kilka minut usłyszałem głośny trzask. Zaraz ktoś mocno mnie objął. Przycisnął moją głowę do klatki piersiowej. Wyraźnie słyszałem jego głośne i szybkie serce. Spojrzałem do góry. HeeChul płakał równie mocno jak ja. Wtuliłem się w jego ramiona z całej siły. Zupełnie zapomniałem o reszcie świata. Heenim był taki ciepły... Był uspakajający. Jego obecność koiła mój ból.

 Nawet nie wiem jak znalazłem się w łóżku. Ostatnie co pamiętam to bolesne ukłucie strzykawki... Wiem, że po prawej stronie siedział teraz hyong, a po lewej DongHae. Spojrzałem po nich i westchnąłem. Moje nogi zaczynały drętwieć, a nie mogłem się obrócić w żadną stronę. Całe szczęście leki na uspokojenie zaczynały działać. Nie wiem jaką dawkę mi podali, ale zrobiłem się strasznie senny. Bez obawy zamknąłem oczy i odpłynąłem szybciej niż to możliwe, dzięki opływającej salę ciszy.
 Gdy się obudziłem, chyba był już kolejny dzień. Heenim siedział tam, gdzie poprzednio. Ale Hae już nie było...
- Hyong? Gdzie jest DongHae? - Rzekłem niesamowicie opanowanym i spokojnym głosem. On spojrzał na mnie wyrwany z zamyślenia. Uśmiechnął się ciepło i pokręcił głową.
- Wyszedł. - Odparł.
- Ale jak to? Dlaczego? To do niego niepodobne... Przecież nie zostawiłby mnie w takim stanie.
- Może stwierdził, że ja jestem dla ciebie bardziej odpowiedni? Że to ja zasłużyłem na ciebie?
- Hyong dlaczego wy chcecie za mnie decydować? Myślę, że sam powinienem decydować kto jest dla mnie odpowiedni, nie sądzisz?
- Posłuchaj mnie uważnie. Odkąd skończyłeś pięć lat, nie odstąpiłem cię na kro, rozumiesz? Przez cały czas cię wspierałem i kochałem jak brata. Zapłaciłem za twoją operację sporą sumę. Moja rodzina utrzymuje cię od wielu lat. Poza tym nie jesteś jeszcze pełnoletni.
- Ale hyong..!
- Czyli co? Nienawidzisz mnie teraz? Za to wszystko co zrobiłem?
- To nie tak, że cię nienawidzę... Ale tak jak wspomniałeś, jesteś dla mnie bardziej jak brat. Nie mógłbym patrzeć na ciebie... w ten sposób... Nie potrafię...
- Mogę ci pomóc. - Zbliżył się, ale położyłem dłoń na jego ramieniu.
- Proszę, nie rób nic na siłę... Może po prostu muszę do tego dojrzeć..?
- Nie podobały ci się nasze pocałunki? - Zadrżałem. Na samą myśl o tym... Nie. To zbyt wiele. Bo w sumie... Podobały? Czy nie? Sam nie wiem. To takie dziwne uczucie, całować kogoś innego, niż się powinno... Usta DongHae... Dlaczego nie mogę sobie przypomnieć ich smaku? Boli mnie to. Wręcz wyniszcza od środka.

wtorek, 7 maja 2013

10. This love was so fast. (S/Y)

Nie mogłem się obudzić. Mimo że słyszałem krzątające się wokół mnie osoby, nie potrafiłem otworzyć oczu.  DongHae często  do mnie mówił. Prosił, żebym się obudził. Przepraszał... Okazało się, że z host clubu odszedł jakiś koleś i był niezły kocioł. Zrobiło mi się głupio. Jak zwykle musiałem narobić wokół siebie szumu w najmniej odpowiednim momencie. 

- Hyukkie... Obudziłeś się już? - Tym razem to Heenim pilnował mnie od samego rana. - HyukJae... ile można spać? Otwórz w końcu te oczy, bo zaczynam się niepokoić. Nie wiem nawet czy mnie słyszysz... Musisz mnie słyszeć, rozumiesz? - Jego głos zdawał się łamać.- Otwórz oczy i wróć do mnie. Choć dla ciebie mogłoby to być mniej wygodne... Nie wytrzymam tego dłużej... Jeśli się dziś nie obudzisz, wrócę do domu. - Pociągnął nosem. Zebrałem wszystkie siły, jakie udało mi się zgromadzić i lekko rozszerzyłem oczy. Dostrzegłem płaczącego HeeChul'a. Siedział tuż obok mnie i trzymał mnie za rękę. - Wróć... - Wyszeptał. Ścisnąłem lekko jego dłoń i uśmiechnąłem się. Przerażony spojrzał na mnie. - Hyukkie..! - Przytulił mnie zadając mi przy tym wiele bólu. 
- Co.... Co się stało..? - Wydukałem. 
- Ktoś na ciebie napadł. HyukJae... Nawet nie wiesz jak się o ciebie bałem! - Krzyknął mi do ucha i przyciągnął do siebie jeszcze mocniej. 
- Hyong... - Pogłaskałem go po plecach. - Nie pytam o mnie. - Wyszeptałem. 
- A o kogo? O mnie? Ze mną w porządku. - Pospiesznie wytarł łzy. - Nie stwarzaj niepotrzebnych problemów. Już samo to, że tu jesteś, przyprawia mnie o bóle głowy. Wiesz, że nie przespałem ani jednej nocy?! 
- Przepraszam. - Cieszyłem się, że hyong interesuje się moją osobą. Czułem, że jest ktoś, kto jest gotów za mnie walczyć. 
- Nie masz za co przepraszać. To nie twoja wina, że ktoś na ciebie napadł... - Westchnął. Położył dłoń na moim policzku i spojrzał mi głęboko w oczy. - Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił dzieciaku. - Uśmiechnął się. Złożył delikatny pocałunek na moim czole. Zrobiło mi się lepiej. 
- Hyong... - Chwyciłem go za nadgarstek. 
- Przepraszam młody. Po prostu bardzo się cieszę, że wróciłeś. Jestem tak szczęśliwy, że ledwo wytrzymuję. - Muszę to przyznać, zawstydziłem się. Czułem jak cholerny rumieniec wypływa na moje poliki. Oddałbym wszystko, żeby się przed tym uchronić, ale niestety... Hyong zdążył to zauważyć i oczywiście od razu to wykorzystał. - Huh? Wstydzisz się? - Uśmiechnął się szeroko. - Skoro to cię zawstydza, to co będzie z czymś większym? - Bez uprzedzenia wpił się w moje usta. 
- H...Hyong! - Rzekłem przez pocałunek stanowczym tonem, próbując dać mu do zrozumienia, że nie podoba mi się to. 
- Młody... Twoje usta są takie słodkie... - Spojrzał na mnie. Byłem przerażony. Co mu odbiło?! 
- Hyong... Co się z tobą dzieje? 
- Ze mną? Ze mną nic. To z ludźmi jest coś nie tak. To ludzie nie pozwalają się kochać. Uciekają, zostawiając mnie samego. Narażają na ból, którego tak nienawidzę... A ty jeszcze pytasz co ze mną? Czuję się świetnie, ale obawiam się, że osoba odpowiedzialna za zaspokajanie moich potrzeb, opuściła mnie i nie zapowiada się na to, żeby miała kiedykolwiek wrócić... 
- Mówisz o Hangeng hyongu? - Zdziwiłem się. Ta dwójka nigdy nie wyglądała, jakby miała kiedykolwiek się rozstać. Często widywałem ich razem. Wydawali się być nierozłączni. Ze wszystkich osób, z którymi był hyong, to z Hangeng'iem był najdłużej. Naprawdę myślałem, że to nie skończy się tak łatwo.
- Nie mówmy o tym. - Westchnął ciężko i jeszcze raz się uśmiechnął. Pogłaskał mnie po policzku. Chyba zwariowałem. Podobało mi się to. - Nie mówmy o tym. - Powtórzył szeptem i przysunął się do mnie. Tym razem pocałunek był delikatny i zdecydowanie subtelniejszy. Chaos, który mieścił się w mojej głowie sprawiał, że chciała pęknąć. Usta DongHae są zupełnie inne. Heenim jest ostrożniejszy i... AISH!!! Nie mogę przestać o tym myśleć!!
Kiedy otworzyłem oczy doznałem szoku. W drzwiach stał nabuzowany Hae. Do moich oczu momentalnie napłynęło morze łez. A może nawet ocean.
- DongHae... - Jęknąłem ledwo dosłyszalnie. Gula w moim gardle uniemożliwiała mówienie.
- Ty szmato!! - Wrzasnął na cały głos. - Jak śmiesz?! - Podszedł i podniósł HeeChul'a za kołnierz. - Jak śmiesz go dotykać?!! - Przeraziłem się. Pierwszy raz widziałem Hae w takim stanie.
- A ty? Mamy takie samo prawo, jakbyś nie zdążył zauważyć. A pomijając to, zwracaj się jak należy do starszego. - Oderwał się od młodszego i wybiegł z sali. DongHae podążył za nim. Byłem w szoku. Wiedziałem, że ich nie dogonię. Wyjrzałem za okno, z którego było widać główne wejście szpitala, by móc kontrolować sytuację. Cóż... Nie wyglądało to ciekawie. Okładali się przez dobre kilka minut, jednak w rezultacie wyszedł remis. Wybiegłem i choć miałem nogi jak z waty, dotarłem na sam dół. Zatrzymałem się, kiedy zorientowałem się, że rozmawiają.
- Co ty możesz o nim wiedzieć? - Głos Heenim był poważny. - Wiesz dlaczego nie słyszał? Wiesz dlaczego nie mówił? Oczywiście, że nie wiesz. - Był taki pewny siebie... - Jego rodzice zginęli za niego. Mięli wypadek samochodowy w środku nocy. Pomoc nie dojeżdżała. A oni nie mogli wydostać się z auta. Kiedy wybuchł zbiornik z paliwem, jego rodzice go osłonili, jednak zginęli na miejscu. Hyukkie wyszedł z tego cało tylko dzięki nim. Miał przebite bębenki i poprzestawiane kostki w uchu wewnętrznym, ale mógł żyć. Jako że moja rodzina przyjaźniła się z nim, przygarnęliśmy pod swój dach dziesięcioletniego HyukJae. Razem uczyliśmy się języka migowego. Nie przeszkadzało mi to, że nie mówi. Choć na początku było nam ciężko, przeszliśmy przez to razem. Dbałem o niego już od podstawówki i wychowywałem jak brata, żeby dziś mógł się uczyć w liceum i później iść na studia. Czy ty naprawdę tego nie widzisz? - Słyszałem po jego głosie, że płacze.
 W jednej chwili, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ukazał mi się obraz.

Ciemna noc. Nigdy nie widziałem tak ciemnego nieba. Dookoła ogień. To jedyne co widziałem. Obok mnie fruwały krzyki mojej matki. Jej ciało płonęło. Ojciec nie mógł nic zrobić. Leżałem z tyłu. Nie wiedziałem co się dzieje. Tata szarpał za klamkę, ale drzwi nie chciały się otworzyć. Spojrzeli na mnie z przerażeniem. Ich twarze były dziwne. 
- Synku. Wiesz, że kochamy cię razem z mamą? - Pokiwałem głowę. Chciałem, żeby to się skończyło. Byłem gotów zgodzić się na wszystko. - Więc połóż się jak najniżej. Tam, właśnie w ten sposób. - Przykrył mnie swoją kurtką, mimo że mi było już strasznie gorąco. Objął mnie i zawisł jakby chciał się na mnie położyć. Kiedyś często tak robiliśmy, kiedy się wygłupialiśmy. Zaśmiałem się. Myślałem, że to wszystko jest dla żartów. Mama położyła się obok. Strasznie płakała. Nie rozumiałem ich zachowania. 
 Nagle usłyszałem głośny wybuch. Przestraszyłem się. Teraz i ja zacząłem płakać. Przestałem słyszeć. Nie słyszałem tego co mówię. Mimo że wołałem bardzo głośno, wydawało mi się, że nic nie mówię. 

niedziela, 5 maja 2013

9. This love was so fast. (S/Y)

Widziałem, że później był już osowiały. Jednak nie zamierzałem go opuszczać. Na każdy jego ruch, nawet najmniejszy, reagowałem. Poszliśmy do salonu. Usiadłem jak najbliżej niego, by mógł poczuć, że nie jest sam. Jednak od czasu do czasu znów płakał. Nie mogłem na to patrzeć. Chwyciłem za chusteczki i wycierałem jego policzki.
- DongHae... - Wydusiłem z siebie. Spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami. Uśmiechnąłem się. Udało mi się. Potrafiłem to zrobić, mimo że moje gardło nie zawsze chce mnie słuchać. Pogłaskał mnie po głowie, zupełnie jakby chciał mi podziękować. Zbliżyłem się do niego i zostawiłem ślad pocałunku na jego ustach. Pociągnąłem go za rękę. Poszliśmy na korytarz. Zazwyczaj nie lubiłem chodzić na spacery, ale dziś czułem, że mógłbym iść z nim dosłownie wszędzie.
 Ubraliśmy buty i zarzuciliśmy tylko bluzy. Wydawało się być ciepło, zwłaszcza że słońce wstało bardzo wcześnie. Złapałem go za rękę i w takim stanie zbiegliśmy ze schodów.
 Przechadzaliśmy się ścieżkami parku, jak zwykle w zupełnym milczeniu. Zastanawiało mnie czy mu to nie przeszkadza. Bo w końcu... przebywanie ze mną musiało być nudne. Miałem nadzieję, że zdołam to całkowicie zmienić.

~*~

Mijały tygodnie. Zdjęto mi opatrunek. Mój słuch robił się coraz lepszy. Heenim każdego dnia dobrze się mną zajmował. Wróciłem do szkoły razem z DongHae. Życie jakoś nam mijało. W końcu mogłem słyszeć ich głosy. Do szczęścia brakowało mi tylko jednego.

- Hej, Hyukkie! Skończyłeś już lekcje? - Złapał mnie jak zwykle przed szkołą. Pokiwałem głową. - Świetnie. Chodźmy dzisiaj w nasze miejsce. HeeChul nie powinien się o nas martwić, prawda? - Złapał mnie za rękę i nie oczekując nawet na odpowiedź, pociągnął mnie za sobą.
 To miejsce jak zawsze, było bardzo zielone. Zrobiłem kilka kroków do przodu, żeby przyjrzeć się białej róży, rosnącej na samym środku.
- Widzisz? Ta róża jest dla ciebie. - Uśmiechnąłem się i podszedłem do bruneta. Zawiesiłem się na jego szyi i szepnąłem prosto do ucha.
- Kocham cię. - Co prawda mówienie nadal sprawiało mi problemy, ale czasami mogłem sobie na to pozwolić.
- Ja ciebie też. Kocham cię najmocniej na świecie. - To były słowa, które chciałem usłyszeć. DongHae pierwszy raz mi to powiedział. Przytuliłem go jeszcze mocniej, jednak on odsunął mnie, by móc przyssać się do moich ust. Stanąłem na palcach, pogłębiając pocałunek. To są te szczęśliwe chwile, które chciałem z nim tworzyć.

Kiedy wróciłem do domu, HeeChul hyong nie był zbytnio zadowolony. Siedział na tapczanie w salonie i wyglądał na bardzo zatroskanego. Podszedłem do niego i położyłem dłoń na jego ramieniu.
- HyukJae? Wróciłeś? - Wytarł oczy. Najwyraźniej znów płakał sam... Przytuliłem się do niego. Nie wiedziałem co się stało, ale chciałem dać mu wsparcie. - Idź się umyć i do spania. Jutro też idziesz do szkoły, prawda? Musisz być wyspany. - Jego głos brzmiał na osłabiony. Spojrzałem mu w oczy. Nie lubiłem pytać "co się stało?", ponieważ wiedziałem, że to przybija jeszcze bardziej. Pogłaskałem go po głowie i posłusznie udałem się do łazienki.
 Tuż po kąpieli przygotowałem jajecznicę na kolację. Naładowałem hyongowi pełny talerz i zaniosłem mu go. Wyglądał już lepiej niż wcześniej, ale nadal wolałem się upewnić.
- Ty też idź spać. - Wysiliłem się na kilka tych słów i wróciłem do siebie.

Nazajutrz z samego rana, hyonga nie było już w domu. Samotnie poszedłem do szkoły. Dziwnym trafem Hae też się tam nie zjawił. Zdezorientowany spędziłem cały dzień w szkole, po czym wróciłem do pustego domu. Coś mi nie pasowało. Próbowałem się dodzwonić, zarówno do DngHae, jak i do Heenim'a, ale żaden z nich nie odbierał. Pod wpływem chwili pobiegłem do naszego miejsca. Jednak nikogo tam nie zastałem. Wracałem sam ciemną już ulicą. Jedna z latarni przeraźliwie migała. Muszę to przyznać - bałem się. Nie było przy mnie nikogo, kto mógłby mnie obronić.

Widziałem tylko cienie, nic poza tym. Najpierw starałem się jakoś z tego wybrnąć, ale szybko sobie odpuściłem. Nie miałem siły na to, by stanąć o własnych siłach. Na dodatek zaczął padać deszcz... Szkarłatna krew mieszała się ze łzami aniołów. Przemoczony leżałem na ulicy. Było zimno. Nawet nie wiem, kto mnie znalazł. Czy już wtedy straciłem świadomość? Nie wiem. Miałem tylko nadzieję, że nic mi się nie stało. Że nie stracę słuchu, który niedawno udało mi się odzyskać. 
Modliłem się. Modliłem się, by ktoś mnie odnalazł. Płaczące anioły wysłuchały mojej prośby. Przysłały do mnie znajomą twarz...