Minęło... sporo czasu. Prawdę mówiąc, po trzecim miesiącu przestałem liczyć. Żyło mi się tak przyjemnie, jak wcześniej. A może nawet i lepiej..? W szkole szło mi zadziwiająco dobrze. Policja dorwała kolesia winnego o pobicie. Dostał karę pozbawienia wolności, gdyż to odbiło się na mojej psychice. Co prawda to nie była jego wina, ale dobrze, że odsiedzi swoje...
Z moich uczuć utworzyła się piramida. Na początku mój smutek rósł, ale HeeChul przyczynił się do tego, by od jakiegoś czasu ubywało go z każdym dniem. Zapomniałem o tym, co było. Dlaczego? Nie wiem. Sam tego nie chciałem. Mój umysł zrobił to już automatycznie.
Dzień moich urodzin. Data, której nienawidzę najbardziej na świecie. Nie lubię dostawać prezentów. Heenim dobrze o tym wiedział, więc po prostu upiekł mały torcik, który razem zjedliśmy. Nasz związek stał się spokojny. Były momenty, że zapominałem, że nie jest już moim bratem, tylko hyungiem, którego kocham.
- Yah! Hyung! - krzyknąłem oburzony wycierając z siebie ciasto. - I co teraz? Muszę cię zostawić i iść się umyć. - zaśmiałem się.
- Nigdzie nie idź. - złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Drugą ręką objął mnie w talii i zaczął scałowywać krem z mojej twarzy.
- Więc to tak? Pomazałeś mnie, żeby mieć pretekst? - uśmiechnąłem się i cmoknąłem go w usta. - Nieładnie. I to jeszcze w moje urodziny.
- Czyli nie podobało ci się? - lekko oswobodził swój uścisk.
- Podobało! Czy ja coś powiedziałem?! - podskoczyłem i zarzuciłem ręce na jego szyję. Podciągnąłem się na niej lekko i znów zaczęliśmy się całować, tym razem nieco mocniej.
- Nooo to to ja rozumiem. - zamruczał.
- Aish, hyung! Ty masz ze mną za dobrze. - uśmiechnąłem się i pociągnąłem go do salonu. Usiedliśmy na sofie i przykryliśmy się kocem. - Wstań po pilot. Mnie się nie chce ruszać tyłka. - spojrzałem na niego.
- Sam wstań. - rozsiadł się wygodnie.
- Hyuuuuung... Wstań... - zrobiłem słodkie oczka, ale to na niego nie działało. Westchnąłem i skrzyżowałem ręce na brzuchu. - Nie to nie. Będziemy siedzieć po cichu. Zdążyłem się już przyzwyczaić. - spojrzał na mnie. Momentalnie posmutniał.
- Możesz mnie teraz usłyszeć. Nie cieszysz się?
- Oczywiście, że się cieszę! Jak mógłbym się nie cieszyć? - zerknąłem na niego. - Kocham cię. - rzekłem ściszonym tonem. Pochyliłem głowę i przełknąłem ślinę, nie patrząc na niego. To był pierwszy raz, kiedy mu to wyznałem. Pogłaskał mnie po głowie i przytulił się do mnie.
- Śniłem o tym. I to dość często śniłem, że kierowałeś do mnie te słowa. - pociągnął nosem. - To sen, czy jawa? A może faktycznie zaczynam wariować?
- Dobrze słyszałeś. - splotłem ręce na kolanach skrępowany jak nigdy w życiu. Czułem jak na moich polikach rosną soczyste buraki.
- Hej. To żaden wstyd. - pogładził mnie po skroni. - Ja też cię bardzo kocham. Jestem gotów oddać za ciebie życie.
- Hyung.. - spojrzałem mu w oczy. - Nie. To niemożliwe. - uśmiechnąłem się. - To ja bym prędzej oddał swoje życie za ciebie.
- Jesteś pewien? To ja jestem silniejszy.
- A kto tak powiedział? - w jednej chwili wylądowałem na podłodze przygnieciony przez ciężar jego ciała. - Hyung złaź ze mnie!! Nie mogę przez ciebie oddychać!
- Nie możesz? - wstał i nachylił się nade mną. - Dobrze się składa. Mam szóstkę z resuscytacji! - ułożył dłonie na moich piersiach, ale zamiast uciskać klatkę piersiową zaczął mnie łaskotać. Zgonie z zasadami - trzydzieści razy. Później cmoknął mnie dwa razy w usta.
- Yah. Tak mało? - spojrzałem na niego z zadziornym uśmieszkiem na twarzy. - Więcej hyung! Więcej!
Nasz spokój nie mógł jednak trwać wiecznie. Wtedy byłoby zbyt nudno. To był środek chłodnej, listopadowej nocy. Chodniki były przykryte dywanem ze złotych liści. Latarnie ponuro oświetlały puste uliczki. Nawet bezdomne psy chowały się gdzie się tylko dało...
Usłyszałem pukanie do drzwi. Hyunga nie było w domu. Miał praktyki w szpitalu. Przyglądał się ostrym dyżurom. Myślałem, że to on się dobija, bo zapomniał kluczy. Zwlekłem się z łóżka i poczłapałem pod drzwi. Kiedy tylko je uchyliłem, poczułem na swoim ciele ogromny ciężar. Zdezorientowany runąłem na podłogę razem z tajemniczą postacią. Na początku zacząłem krzyczeć, myśląc, że to jakiś złodziej albo pedofil. Ale szybko zorientowałem się, że to ktoś, kogo znam.
Moje oczy zapewne były w tym momencie ogromne. Przyjrzałem się ledwo widocznej twarzy. Zapaliłem światło, które sprawiło, że na chwilę oślepłem. Odczekałem minutę i ukucnąłem przy chłopaku.
- DongHae?! Co ty tu robisz?!! - potrząsłem nim. Nie wglądał za dobrze. Zbadałem wzrokiem jego ciało. Cała długość obydwu rąk była ozdobiona głębokimi ranami, z których sączył się czerwony płyn. Dookoła było mnóstwo krwi. - DongHae ty krwawisz!! - Pisnąłem. Szybko pociągnąłem go za ubrania, by stanął. Nie wiedziałem, co mam robić. Najpierw telefon, czy bandaż? Jaki to był numer? Gdzie schowałem apteczkę? Tyle myśli naraz... A ja stałem i nie wiedziałem co robić. W końcu chwyciłem za moją koszulkę. Rozdarłem ją i ciasno obwiązałem na przedramionach przyjaciela. Pobiegłem po telefon do pokoju i zadzwoniłem na pogotowie. Ułożyłem Hae na podłodze. Z płaczem wycierałem jego zabrudzoną twarz. Dopiero teraz widziałem, jaki był blady i wychudzony. Nie wiem dlaczego przeszło mi to przez myśl, ale... wyglądał jak trup. Oczy pozbawione dawnego blasku, usta bez uśmiechu... Ręce wyglądały jak uschnięte. Ubrania wygniecione i podarte. To był aby na pewno on..?
- Proszę otworzyć! - z rozmyśleń wyrwał mnie głos dochodzący zza drzwi. Szybko ich wpuściłem i chwyciłem wczorajsze ubrania. Pognałem za pielęgniarzami. Bez chwili namysłu wsiadłem do karetki. Udaliśmy się do szpitala.
- Co ty tu robisz? - Heenim był przerażony, widząc mnie na ostrym dyżurze w dodatku całego zapłakanego.
- Hyung... - podszedłem do niego i przytuliłem się, chowając twarz w jego fartuchu. - DongHae wrócił... Mi nic nie jest, ale on... On przyszedł i... - dławiłem się przez łzy.
- Już dobrze... - pogłaskał mnie po głowie. - Wystraszyłem się, że coś sobie zrobiłeś.
- Hyung... Hae może umrzeć..! Może wykrwawić się na śmierć! - krzyczałem. Nie mogłem już tego znieść. Dlaczego akurat teraz on wrócił?! - I to moja wina!
- Ciii... To nie twoja wina. Spokojnie, wszystko będzie dobrze....
- Przepraszam. Czy zna pan tamtego młodego człowieka? - zaczepiła mnie pielęgniarka. Pokiwałem głową i poszedłem za nią zostawiając HeeChul'a samego.
- Poradzę sobie. - powiedziałem mu na pożegnanie i zniknąłem za drzwiami gabinetu. Wypełniłem kwitek i dowiedziałem się o marnym stanie DongHae. Chciałem za wszelką cenę go zobaczyć. Mimo że lekarz mi na to nie pozwalał, i tak poszedłem do niego. Musiałem go zobaczyć. Zwłaszcza, że mógł umrzeć...
- DongHae? - przyszedłem do niego ze łzami w oczach. - Ty głupku... Popatrz tylko na to. Zamierzasz zostawić mnie znowu, mimo że ledwo zdążyłeś wrócić? Poddajesz się? HeeChul hyung może mnie zabrać?
- Wyglądasz dobrze... - wycedził przez zęby. Dostrzegłem na jego twarzy delikatny uśmiech. - Będzie o ciebie dbał...
- Oszalałeś?! - coś we mnie pękło. Spod moich powiek runęły wodospady. - Walcz! Powinieneś walczyć do końca! Co z ciebie za mężczyzna?!
- Jestem gejem. Kocham osobę siedzącą przede mną, ale mimo to mam żonę od dwóch miesięcy. Zapewne teraz mnie szuka, więc wolę umrzeć u boku ukochanego niż w męczarniach wśród osób, dla których nic nie znaczę. Mogę mieć do ciebie ostatnią prośbę..? - brzmiał tak strasznie słabo... Oczywiście zgodziłem się oddać przysługę.
- Dobrze, ale najpierw mi coś wytłumacz. Żonę..? - serce mi pękało. Było na skraju wytrzymałości. Czułem, że zaraz rozpadnie się na drobne kawałeczki.
- Moja matka mnie do tego zmusiła. Stąd to nagłe zniknięcie... Gdzieś w mojej kieszeni jest karta do bankomatu, kod i dokumenty. Weź to wszystko i urządź pogrzeb dla mojego ojca.
- Mieliśmy zrobić to razem! Obiecałeś mi, że zrobisz to ze mną! Jak możesz... Jak możesz zostawiać mnie i iść do swojego ojca?!
- Nie płacz... Nie płacz już więcej... - słyszałem, że ledwo dyszy. Koniec zbliżał się wielkimi krokami.
- DongHae!
- Dziękuję za wszystko... Kocham cię... - jego głowa bezwładnie osunęła się na poduszce. Aparatura zaczęła przerażająco piszczeć. Doznałem histerii. Upadłem na kafelki i głośno płakałem.
- DongHae!!! - nie mogłem oddychać. - Ja też cię kocham, słyszysz? Kocham cię, więc się obudź! DongHae!!! - szarpałem go. Do sali wbiegli jacyś ludzie. Siłą wyciągnęli mnie z sali. Wyrywałem się z całych sił. Zapomniałem, że HeeChul może mnie trzymać. Zapomniałem o wszystkim. DongHae... Nie pamiętam jego uśmiechu. Chcę go jeszcze raz zobaczyć! To nie może być prawdą...
Nie poszedłem na pogrzeb. W ten wyjątkowo chłodny dzień udałem się na spacer. Nasze miejsce, które było bardzo żywe i zielone za dawnych czasów, teraz wyglądało strasznie... Trawa była sucha i wyrośnięta. Krzewy i drzewa bez liści... Teraz rozumiem. To DongHae natchniewał to miejsce. Bez niego, skończył się nasz żywot.
To była krótka, lecz silna i piękna miłość. Żałuję, że nie mogłem cię wtedy zatrzymać przy sobie. Byłem zbyt zapatrzony w siebie. Chciałem, żebyś to ty spoglądał na mnie. Przepraszam. Z całego serca dziękuję... Dziękuję za tę miłość, którą mi podarowałeś. Otworzyłeś mi oczy. Pozwoliłeś poznać świat na nowo. Pozostaniesz w moim sercu na wieczność. Pamięć o tobie nie zaginie. Żegnaj, DongHae.
~Twój HyukJae.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
AISHHHHH sama płakałam pisząc to TT^TT Wygląda na to, że koniec... ;D zapraszam do czytania innych nowych serii, które znajdziecie w zakładce po prawej stronie ^^
CO TY ZROBIŁAŚ?! ZABIŁAŚ MI MĘŻA ;CC
OdpowiedzUsuńTO BOLI BARDZIEJ NIŻ HEEHYUK. A TA MUZYKA... DLACZEGO?! :C RYCZE WŁAŚNIE JAK DZIECKO, A MAMA WPADŁA W PANIKĘ CO SIĘ MI STALO. :C
MAM NADZIEJĘ, ŻE NAPISZESZ JESZCZE JAKIEŚ EUNHAE, ALE TYM RAZEM Z HAPPY ENDEM <3
SERDECZNIE ZAPRASZAM NA SOWJEGO BLOGA :)