niedziela, 5 maja 2013

9. This love was so fast. (S/Y)

Widziałem, że później był już osowiały. Jednak nie zamierzałem go opuszczać. Na każdy jego ruch, nawet najmniejszy, reagowałem. Poszliśmy do salonu. Usiadłem jak najbliżej niego, by mógł poczuć, że nie jest sam. Jednak od czasu do czasu znów płakał. Nie mogłem na to patrzeć. Chwyciłem za chusteczki i wycierałem jego policzki.
- DongHae... - Wydusiłem z siebie. Spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami. Uśmiechnąłem się. Udało mi się. Potrafiłem to zrobić, mimo że moje gardło nie zawsze chce mnie słuchać. Pogłaskał mnie po głowie, zupełnie jakby chciał mi podziękować. Zbliżyłem się do niego i zostawiłem ślad pocałunku na jego ustach. Pociągnąłem go za rękę. Poszliśmy na korytarz. Zazwyczaj nie lubiłem chodzić na spacery, ale dziś czułem, że mógłbym iść z nim dosłownie wszędzie.
 Ubraliśmy buty i zarzuciliśmy tylko bluzy. Wydawało się być ciepło, zwłaszcza że słońce wstało bardzo wcześnie. Złapałem go za rękę i w takim stanie zbiegliśmy ze schodów.
 Przechadzaliśmy się ścieżkami parku, jak zwykle w zupełnym milczeniu. Zastanawiało mnie czy mu to nie przeszkadza. Bo w końcu... przebywanie ze mną musiało być nudne. Miałem nadzieję, że zdołam to całkowicie zmienić.

~*~

Mijały tygodnie. Zdjęto mi opatrunek. Mój słuch robił się coraz lepszy. Heenim każdego dnia dobrze się mną zajmował. Wróciłem do szkoły razem z DongHae. Życie jakoś nam mijało. W końcu mogłem słyszeć ich głosy. Do szczęścia brakowało mi tylko jednego.

- Hej, Hyukkie! Skończyłeś już lekcje? - Złapał mnie jak zwykle przed szkołą. Pokiwałem głową. - Świetnie. Chodźmy dzisiaj w nasze miejsce. HeeChul nie powinien się o nas martwić, prawda? - Złapał mnie za rękę i nie oczekując nawet na odpowiedź, pociągnął mnie za sobą.
 To miejsce jak zawsze, było bardzo zielone. Zrobiłem kilka kroków do przodu, żeby przyjrzeć się białej róży, rosnącej na samym środku.
- Widzisz? Ta róża jest dla ciebie. - Uśmiechnąłem się i podszedłem do bruneta. Zawiesiłem się na jego szyi i szepnąłem prosto do ucha.
- Kocham cię. - Co prawda mówienie nadal sprawiało mi problemy, ale czasami mogłem sobie na to pozwolić.
- Ja ciebie też. Kocham cię najmocniej na świecie. - To były słowa, które chciałem usłyszeć. DongHae pierwszy raz mi to powiedział. Przytuliłem go jeszcze mocniej, jednak on odsunął mnie, by móc przyssać się do moich ust. Stanąłem na palcach, pogłębiając pocałunek. To są te szczęśliwe chwile, które chciałem z nim tworzyć.

Kiedy wróciłem do domu, HeeChul hyong nie był zbytnio zadowolony. Siedział na tapczanie w salonie i wyglądał na bardzo zatroskanego. Podszedłem do niego i położyłem dłoń na jego ramieniu.
- HyukJae? Wróciłeś? - Wytarł oczy. Najwyraźniej znów płakał sam... Przytuliłem się do niego. Nie wiedziałem co się stało, ale chciałem dać mu wsparcie. - Idź się umyć i do spania. Jutro też idziesz do szkoły, prawda? Musisz być wyspany. - Jego głos brzmiał na osłabiony. Spojrzałem mu w oczy. Nie lubiłem pytać "co się stało?", ponieważ wiedziałem, że to przybija jeszcze bardziej. Pogłaskałem go po głowie i posłusznie udałem się do łazienki.
 Tuż po kąpieli przygotowałem jajecznicę na kolację. Naładowałem hyongowi pełny talerz i zaniosłem mu go. Wyglądał już lepiej niż wcześniej, ale nadal wolałem się upewnić.
- Ty też idź spać. - Wysiliłem się na kilka tych słów i wróciłem do siebie.

Nazajutrz z samego rana, hyonga nie było już w domu. Samotnie poszedłem do szkoły. Dziwnym trafem Hae też się tam nie zjawił. Zdezorientowany spędziłem cały dzień w szkole, po czym wróciłem do pustego domu. Coś mi nie pasowało. Próbowałem się dodzwonić, zarówno do DngHae, jak i do Heenim'a, ale żaden z nich nie odbierał. Pod wpływem chwili pobiegłem do naszego miejsca. Jednak nikogo tam nie zastałem. Wracałem sam ciemną już ulicą. Jedna z latarni przeraźliwie migała. Muszę to przyznać - bałem się. Nie było przy mnie nikogo, kto mógłby mnie obronić.

Widziałem tylko cienie, nic poza tym. Najpierw starałem się jakoś z tego wybrnąć, ale szybko sobie odpuściłem. Nie miałem siły na to, by stanąć o własnych siłach. Na dodatek zaczął padać deszcz... Szkarłatna krew mieszała się ze łzami aniołów. Przemoczony leżałem na ulicy. Było zimno. Nawet nie wiem, kto mnie znalazł. Czy już wtedy straciłem świadomość? Nie wiem. Miałem tylko nadzieję, że nic mi się nie stało. Że nie stracę słuchu, który niedawno udało mi się odzyskać. 
Modliłem się. Modliłem się, by ktoś mnie odnalazł. Płaczące anioły wysłuchały mojej prośby. Przysłały do mnie znajomą twarz... 

1 komentarz:

  1. YoHyun DAJ MI HaeYo5 maja 2013 21:42

    Chodźmy dzisiaj w nasze miejsce?
    Tam nie powinno byc znaku zapytania
    "Ca Ciebie też" WTF ? XDD Literówga :D
    Mimo, że miało byc bez szału to napisane jeszcze lepiej niż zwykle.
    Końcówska intrygująca. Czekam

    OdpowiedzUsuń