środa, 29 maja 2013

2. Black Prince. (S/Y)

Wróciliśmy na zamek. Kiedy tylko wkroczyłem do komnaty, od razu miałem ochotę z niej wyjść. SungJong od razu wstał i ukłonił się przede mną. Fuknąłem na niego i usiadłem przy stole. Wyciągnąłem farby i papier, po czym zacząłem przenosić widziany dziś krajobraz na arkusz.
Dziecinnie wyglądający chłopak chrząkał od czasu do czasu wlepiając we mnie wzrok. Strasznie mnie to irytowało. Gwałtownie wstałem i złapałem go za kołnierz.
- Nie zamierzasz wyjść?! - wrzasnąłem mu prosto w twarz.
- P.. Przepraszam! - spojrzał na mnie przerażony.
- Aish! - zakrzyknąłem i cisnąłem nim o podłogę.
- Co się tu dzieje? - przybiegł SungYeol. Zbadał nasze pozycje. - Książę! Dlaczego go tak traktujesz?! - podniósł głos i pomógł wstać leżącej siermiędze.
- Wytłumacz mu proszę co i jak. Ja w tym czasie udam się na spacer. W tym zamku nie idzie wytrzymać. - ciężko westchnąłem i skierowałem kroki ku wyjściu. Po drodze minąłem kłócących się SungGyu i jego kucharza, WooHyun'a. Czyżby znów przesadził z przyprawami? Zaśmiałem się w myślach.
 Jeśli dobrze pójdzie, Hoya powinien jutro wrócić. Zastanawiam się nad wyprawą poza zamek. Uczta na świeżym powietrzu powinna być przyjemna. I swoją drogą, dawno nie miałem okazji porozmawiać z bratem. Powinienem uprzedzić Kyu jeszcze dziś.
 Rozejrzałem się dookoła. Nad jeziorem unosiła się mgła, sprawiająca wrażenie zabarwionej na niebiesko. Wyciągnąłem rękę przed siebie i zamknąłem oczy. Wziąłem głęboki oddech i wyobraziłem sobie pogodną twarz Hoyi. Automatycznie się uśmiechnąłem. Ahh Hoya... To niby dwa dni, ale tęsknię za tobą tak bardzo... Jedyna osoba, dla której zrobiłbym wszystko. Jedyna osoba, której udało się do mnie zbliżyć tak bardzo mimo mojego charakteru.

Szybko zapadł zmrok, jednak ja nie byłem śpiący. Siedziałem na murku i przyglądałem się księżycowi, modląc się o to, by Hoya wrócił cały i zdrowy. Gdyby coś mu się stało... Nie wybaczyłbym swojemu ojcu. Nawet nie chcę sobie wyobrażać życia bez najważniejszej osoby. Same myśli są wystarczająco przerażające i chłodne.
Wstałem po dłuższej chwili i udałem się do SungGyu.
- Witaj bracie. - Przywitałem się z wręcz obojętnym wyrazem twarzy.
- Nie zamierzasz się ukłonić? - Najwidoczniej nie był w dobrym nastroju.
- Zamierzam jutro wybrać się na ucztę poza zamkiem. Jeśli chcesz, jedź ze mną. - widziałem po nim, że zaraz wybuchnie. Nie rozumiałem jego zachowania.
- Czy ty myślisz?! Wiesz, że jest wojna?! - wrzasnął. - Może nam się coś stać! Nie ma mowy!
- Nasi żołnierze jutro wrócą. DongWoo dotrze na zamek razem z Hoyą, prawda? Nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy zrezygnować.
- Czy wojna nie jest wystarczającym powodem?!
- Z Hoyą jestem najbezpieczniejszy. Z nim nie boję się niczego. - odparłem pewnym siebie tonem.
- Rób jak uważasz. - westchnął. Uśmiechnąłem się, gdyż wiedziałem, że dał za wygraną. Wróciłem do siebie. SungJong od razu się ukłonił. Nie uniósł wzroku, by na mnie spojrzeć. Podał mi ręcznik i urania do spania, po czym gestem zaprosił mnie do łaźni. Czekała na mnie gorąca kąpiel. "Więc w ten sposób próbujesz mi się podlizać?" pomyślałem. Postanowiłem trochę się nad nim poznęcać. Zdjąłem ubrania i wszedłem do dużej wanny.
- Umyj mnie. - podałem młodszemu namydloną gąbkę.
- A.. ale... - odsunął się.
- Nie chcesz? - warknąłem na pozór rozgniewanym głosem. Zdecydowanie, jestem świetnym aktorem.
- Przepraszam. - ukłonił się z niepewnym wyrazem twarzy i wziął ode mnie gąbkę. Mocno ścisnął ją w pięści, lecz mimo wszystko zaczął delikatnie gładzić moje plecy. Później przeniósł się na ramiona, szyję, klatkę piersiową, brzuch...
- Nie zamierzasz dokończyć? - spojrzałem na niego, kiedy się odsunął.
- Książę... - jęknął. Zaśmiałem się.
- Widzę, że nie starasz się za bardzo. No cóż... - wyrwałem mu gąbkę z ręki. - Zobaczymy jak długo z tobą wytrzymam. Możesz wyjść. - machnąłem na niego ręką i dokończyłem jego czynność. Nieposłuszny dzieciak.

- Hoya! - krzyknąłem z daleka czekając już u bram zamkowej posiadłości.
- Książę! - galopował wprost do mnie. Szybko zsiadł z konia i stanął tuż przede mną. Ukląkł na kolano i uderzył w prawą pierś. - Wróciłem tak jak rozkazałeś.
- Widzę. Należy ci się za to solidna nagroda. Zatem, udamy się dziś na ucztę. - wstał i ukłonił się.
- Jak sobie życzysz. - wsiadł z powrotem na konia i odjechał z moim wojskiem.
- To była sugestia, nie rozkaz... - mruknąłem pod nosem, po czym udałem się do stajni, by sprawdzić przygotowania do wyjazdu. SungYeol pakował przeróżne owoce i warzywa, soki i trochę alkoholu. Postanowiłem w pewnym stopniu posłuchać brata i być cały czas czujnym. Z resztą, spodziewałem się jego osoby mimo sprzeciwów. Nie chcę, żeby znów zaczął skakać mi do gardła za nieostrożność. Już SungJong jest wystarczająco irytujący.

Wyruszyliśmy w samo południe. Droga nie była długa, bowiem miałem już upatrzone miejsce. Rozstawienie namiotu i stołów też nie trwało długo. Zaraz za nami zjawił się SungGyu. Nasi kucharze zabrali się za szykowanie posiłków, a my wypoczywaliśmy w towarzystwie żołnierzy i służących.
- Jak się miewasz, bracie? - zacząłem rozmowę pierwszy.
- Aish niewychowany dzieciaku! - no tak. Od razu musiał zacząć na mnie narzekać. - Czuję się dobrze.
- Kiedy zawrzesz małżeństwo z AhJae? - upiłem łyk herbaty.
- Dobrze wiesz, że tego nie chcę, więc jak najpóźniej. - westchnął ciężko.
- W sumie nie rozumiem cię. Dlaczego nie zrobisz tego jak najszybciej? Uprzykrzałbym życie księżniczce tak bardzo, że sama by odeszła. Współpraca mogłaby wtedy wciąż trwać.
- W tym tkwi problem braciszku. To nie jest zwykła księżniczka skądś tam. To córka najlepszego przyjaciela naszego ojca.
- Ah.. To wiele wyjaśnia. - pokiwałem głową. - Współczuję ci, hyung. Sam pewnie sprzeciwiałbym się do ostatniej chwili, a nawet wolałbym umrzeć, zamiast zawrzeć związek z taką osobą. - na te słowa Hoya zaczął patrzeć na mnie przerażony.
- Hyung? Zamierzasz mi się podlizać czy się mnie pozbyć? Nie ustąpię ci miejsca do tronu tak łatwo. - uśmiechnął się.
- Wcale nie mam tego na myśli. Chodzi mi o to...
- Tak, tak, rozumiem. - przerwał mi, śmiejąc się.
- Gotowe. - Przyszedł SungYeol z obiadem.
- Wygląda pysznie. - posłałem mu uśmiech. - Jedzmy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz